Читать книгу Chwila zapomnienia - Jessica Lemmon - Страница 3
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ОглавлениеSiódmy kandydat, podobnie jak poprzednich sześciu, też się nie nadaje, westchnęła zdesperowana Andrea Payne.
Gdy bardzo z siebie zadowolony doktor Christopher Miller nadawał bez chwili wytchnienia, po raz kolejny musiała stłumić ziewanie. Jeżeli tak dalej pójdzie, prędzej jej kaktus wyrośnie na dłoni, niż znajdzie odpowiedniego faceta do towarzystwa na weselu Gwen, pomyślała z rozpaczą.
Nawet jej młodsza siostra Gwen wkrótce założy ślubny welon, idąc w ślady trzech starszych, a wśród nich tylko ona, Andy, jest singielką. Rzecz nie w tym, że pragnęła wyjść za mąż, przeciwnie. Ale rodzina od dawna patrzyła na nią jak na raroga i robiła głupie przytyki. Jeżeli na tym weselu pojawi się sama, znów narazi się na to wszystko. A miała tego szczerze dosyć.
Kiedy przed kilkoma laty zamieszkała w Seattle, postanowiła dowieść, że w życiu obywa się znakomicie bez stałego partnera. Nie potrzebowała nikogo u boku, by odnosić spektakularne sukcesy zawodowe, dobrze jej było z tym, że zawdzięcza je tylko sobie. Swoim umiejętnościom, wiedzy i ciężkiej pracy.
Ale w jej rodzinie uważano, że urok i wdzięk są dla kobiety ważniejsze od osiągnięć w pracy, a dobra partia stanowi przepustkę do szczęścia.
Ton tym przekonaniom nadawała jej matka, Estelle Payne, dawna miss piękności stanu Ohio.
Czy ten cholerny Christopher musiał się okazać takim potwornym nudziarzem? Bo jego profil ze zdjęciem w serwisie randkowym wyglądał naprawdę obiecująco. Lekarz, całkiem przystojny, elegancko ubrany, na papierze wydawał się odpowiedni, by zaprosić go jako asystę na wesele. Niestety jednak na spotkaniu jego czar prysł i rozwiewała się jej nadzieja.
Przecież nie pokaże się z partnerem, który widzi tylko czubek własnego nosa i potrafi rozprawiać jedynie o sobie. To, że na własny temat nie zamykały mu się usta, kompletnie go dyskwalifikowało.
− Tak czy siak – ciągnął, a jej zaczęły się kleić oczy – ten pacjent naprawdę miał szczęście, że trafił w moje ręce…
I co ona teraz pocznie?
W ciągu ostatnich sześciu tygodni naprawdę stawała na głowie, żeby kogoś znaleźć. Najpierw przymierzała się do tego, by wystąpić z którymś z trzech byłych chłopaków, ale żaden z nich nie miał czasu na podróż do Ohio.
Potem postanowiła namierzyć partnera przez internet i tylko zmarnowała czas na rozmowy z trzema, jak się okazało, absolutnymi palantami.
Skoro ten Christopher jest czwarty z rzędu i on też jest niewypałem, to pora pożegnać się ze złudzeniami, że w serwisie randkowym da się znaleźć sensownego faceta.
Więc co tu zrobić, zastanawiała się, dopijając na pociechę ostatni łyk chardonnay, po czym dała barmance znak, że prosi jeszcze o kieliszek.
− Wbrew pozorom wypalanie pieprzyków wcale nie jest łatwe, wymaga dużej zręczności i wprawy…
Mimo rosnącego zniecierpliwienia zdobyła się na uprzejmy uśmiech, po czym jej wzrok znowu powędrował na tę trójkę siedzącą przy barze, dwóch facetów i ładną dziewczynę. Zwróciła na nich uwagę, jak rozbawieni wchodzili do lokalu.
Chyba byli tutaj stałymi bywalcami. Dziewczyna i jej ciemnowłosy towarzysz migdalili się czule, wpatrzeni w siebie. Drugi facet, choć przyszedł razem z nimi, wyglądał przy tej parze trochę jak piąte koło u wozu. Pewnie na kogoś czeka, pomyślała, ale potem zauważyła, że próbuje flirtować z barmanką.
Andy uwielbiała obserwować nieznajomych i puszczając wodze wyobraźni, bawić się wymyślaniem historyjek na ich temat. A tę nieudaną „randkę” musiała przecież jakoś sobie umilić.
Niezła z niego sztuka, oceniła faceta podrywającego barmankę, można z przyjemnością zawiesić na nim oko. Jasny szatyn, lekko kręcone, odrobinę za długie włosy, dwudniowy ciemny zarost. W rozpiętej pod szyją niebieskiej koszuli wyglądał jak przeciwieństwo tego wystrojonego w garnitur od Armaniego, gładko wygolonego sztywniaka pod krawatem, z którym marnowała czas.
Nie, tamten facet sączący przy barze guinnessa naprawdę ma w sobie mnóstwo czaru.
− I co ty o tym sądzisz, Andy?
Wytrącona z zamyślenia, spojrzała na Christophera.
Nie miała pojęcia, o co ten nudziarz ją pyta, ale to było nieistotne, bo nie czkając na odpowiedź, dalej opowiadał swoje. Istotne było jedynie to, że ona nie zaprosi go na czterodniową uroczystość weselną do Ohio.
Cztery dni w jego towarzystwie przypłaciłaby przecież śmiercią z nudów.
− No więc… − mówił niezmordowanie, nawet nie widząc, że jego towarzyszka od dłuższej chwili go nie słucha.
Gadał i gadał, nie dopuszczając jej do słowa. Znał ją tylko z imienia, nie miał zielonego pojęcia, kim jest i czym się zajmuje. Gdyby usłyszał jej nazwisko, bez wątpienia opadłaby mu szczęka i choć na moment by się przymknął. Bo o sukcesach Andy Payne w zakresie doradztwa biznesowego było głośno w mediach.
Tytuły takie jak „Forbes”, „New York Times” czy „Fortune” rozpisywały się o „cudach”, jakich Andy Payne dokonuje, wyprowadzając na prostą firmy i korporacje.
Ale dziennikarze nie znali jej osobiście, a ponieważ imię Andy było nie tylko imieniem żeńskim, lecz także męskim, zakładali, że jest facetem. Jej prawdziwa tożsamość była znana jedynie kontrahentom, ale w zawieranych z nimi kontraktach ona wymagała od nich podpisania klauzuli, że nie ujawnią jej płci.
O seksizmie panującym w świecie biznesu Andrea przekonała się boleśnie na początku swojej kariery zawodowej. Gdy okazało się, że kobiecie trudno przebić się na rynku, że z powodu płci nie dowierzano jej kompetencjom albo płacono mniej niż mężczyźnie, na niwie zawodowej zaczęła występować jako Andy Payne. I od tamtej pory jak źrenicy oka strzegła swoich danych osobowych oraz wizerunku.
Na swojej witrynie internetowej nie zamieszczała zdjęć, wywiadów prasowych udzielała wyłącznie na piśmie, odmawiała udziału w audycjach radiowych i telewizyjnych. Z czasem, kiedy zdobyła zasłużoną renomę, prowadzona przez nią gra straciła uzasadnienie praktyczne i odsłonięcie płci nie mogłoby już zachwiać jej pozycją zawodową.
Ale nie zdecydowała się na ten krok z kilku powodów. Po pierwsze miała świadomość, że nikogo nie oszukuje, nie dorabia sobie fałszywej tożsamości, a to, że tak łatwo uchodzi za mężczyznę, wynika jedynie z powszechnych uprzedzeń dotyczących płci. Po drugie, ta gra weszła jej w krew. Po trzecie, lubiła ryzyko, a ta gra przypominała podnoszący adrenalinę hazard, bo jednak zawsze było ryzyko, że któryś z kontrahentów ją zdradzi.
No i wreszcie wciąż jeszcze brakowało jej śmiałości, by „wyjść z szafy”.
− Rok temu kupiłem dom na Bahamach, więc zawsze możemy… − Tego słowotoku nie była już w stanie znieść ani sekundy dłużej.
Uznała, że musi natychmiast te wywody przerwać i jasno postawiwszy sprawę, oznajmić Christopherowi, w jakim celu umówiła się z nim na spotkanie. Nie bawić się z nim w kotka i myszkę, powiedzieć mu wprost, że rozważała go tylko jako faceta do towarzystwa, u boku którego pokazałby się na weselu siostry.
I że wygląda na to, że nie zdoła unieść tego zadania…
Oznaczało to jednak, że ona znalazła się kompletnie na lodzie, termin ślubu Gwen zbliżał się przecież wielkimi krokami. Zostały jej zaledwie dwa tygodnie, by znaleźć sobie asystę. Bo solo tam nie pojedzie, na to niestety zabraknie jej odwagi.
Nie zamierza się narażać na kolejną rundę idiotycznych komentarzy, że jak tak dalej pójdzie, to grozi jej staropanieństwo. Ale facet u jej boku musiałby umieć te uwagi uciąć w zarodku, zrobić wrażenie na jej matce i siostrach. Może zatem, skoro jest pod kreską, powinna dać temu Christopherowi szansę…
Ale nie będzie niczego owijać w bawełnę, wóz albo przewóz.
− Posłuchaj, postanowiłam się z tobą spotkać, bo twój profil na serwisie randkowym wyglądał obiecująco, a ja szukam partnera, który będzie mi towarzyszył na weselu mojej siostry. To oznaczałoby wspólną, czterodniową wyprawę do Ohio. Ja oczywiście pokryłabym koszty, postawiłabym ci samolot i osobny, rzecz jasna, pokój w luksusowym hotelu. Ale mam poważne obawy, czy potrafiłbyś odegrać swoją rolę, pokazać mojej rodzinie, że poza mną nie widzisz świata. Czyli musiałbyś przestać tyle rozprawiać o sobie. W tym, trzeba przyznać, jesteś świetny, ale nie wiem, czy umiałbyś udawać, że dla ciebie jestem wszystkim. Trochę w to wątpię. Jeśli nie czujesz się na siłach, żeby podjąć taką grę, dajmy sobie siana.
− Czy ty… czy ty stroisz sobie żarty?
− Na żarty nie mam ochoty. Mówię śmiertelnie poważnie.
− Chcesz, żebym udawał twojego chłopaka? – pytał, by się upewnić. − Na ślubie? W Ohio?
Poczuła, jak robi się jej gorąco. Nie dlatego, że podniecała ją perspektywa czterech dób w towarzystwie takiego nudziarza.
Pot oblał ją dlatego, że po raz siódmy groziło jej, że zostanie na lodzie. I wtedy ten kretyn wypalił:
− No dobra, ale co ja będę z tego miał? Mam nadzieję, że przynajmniej pójdziesz ze mną do łóżka?
− Żegnam, nasza rozmowa dobiegła końca – powiedziała, pozbywszy się wszelkich wątpliwości. − Rachunkiem się nie przejmuj, ja płacę za wino – dorzuciła, kładąc banknot na stole, po czym wstała i szybkim krokiem ruszyła do toalety.
I co teraz? – powiedziała półgłosem, spoglądając w lustro. Choć wypiła odrobinę za dużo, myślała trzeźwo.
Dobrze, że pogoniłaś tego buca, ale znów jesteś w punkcie wyjścia, bo na serwis randkowy więcej nie licz.
Nie narazisz się na kolejną stratę czasu z następnym palantem. Ale sama na to wesele nie pojedziesz.
I to nie tylko dlatego, że matka i siostry patrzyłyby na ciebie jak na dziwaczkę. Bądź z sobą szczera, masz jeszcze inny powód. Wiesz doskonale, że na tym weselu będzie Matt Higgins, twój chłopak sprzed lat, który, jak się okazało, spotyka się z Amber, najbliższą przyjaciółką Gwen. Dobrze, że przynajmniej jemu nie zaproponowałaś, by ci asystował, gdy do niego zadzwoniłaś.
Powitał cię twoim starym przezwiskiem, mówiąc, „Cieszę się, że o mnie nie zapomniałaś, moja ty Królowo Śniegu”. Na szczęście w porę ugryzłaś się w język i jakoś zdołałaś wybrnąć z sytuacji, zapewniając go, że po prostu chciałaś się dowiedzieć, co u niego słychać.
Chwała Bogu, że oszczędziłaś sobie upokorzenia, chwała Bogu, że zreflektowałaś się w porę i nie zrobiłaś z siebie idiotki.
Ale to nie zmienia faktu, że Matt Higgins został zaproszony na wesele Gwen i że do dziś żywi do niej urazę, zarzucając jej chłód i brak uczuć. Właśnie z tego powodu rozpadł się ich związek.
Może jednak coś jest na rzeczy, skoro tak kompletnie różni się od sióstr. Nie jest tak radosna i rozszczebiotana jak Gwen. Ani tak pewna siebie jak Kelli, tak wytworna jak Vanessa czy wysportowana jak Carroll.
Jest wśród nich czarną owcą, więc nic dziwnego, że przypięto jej taką łatkę. Nawet teraz, w tej chwili, nie ma przy sobie szminki i pudru, by poprawić makijaż.
Ale dość tych gorzkich rozmyślań, przywołała się do porządku. Przecież Andy Payne nie lubi przegrywać, zawsze dzielnie stawia czoło przeciwnościom, więc i teraz nie będzie chować głowy w piasek.
Natychmiast i bez makijażu wyjdzie z tej cholernej łazienki, by zmierzyć się z rzeczywistością. Skończy ze złudzeniami, prawda bowiem polega na tym, że w tym mieście nie ma faceta, z którym mogłaby bez wstydu wystąpić w Ohio.
I należałoby też pamiętać o tym, że nie musi tam jechać, jest kobietą wolną i niezależną.
Nikt nie zmusi jej do tego, by znowu znalazła się w gronie samotnych dziewczyn, które zaprasza się na środek, by panna młoda rzuciła wiązankę w ich kierunku.
Nikt jej tego nie może nakazać, i choć chciałaby widzieć wielki dzień w życiu młodszej siostry, wymówi się chorobą albo znajdzie inny pretekst, który zwolni ją z obecności na weselu Gwen.
Trudno, takie jest życie, powtórzyła sobie, biorąc głęboki oddech przed powrotem do sali.
Szybkim spojrzeniem omiotła jej wnętrze.
Christopher na szczęście się zmył, migdaląca się para zniknęła, a ten trzeci, który z nimi przyszedł, samotnie popijał piwo. Z barmanką najwyraźniej nic go nie łączyło, flirtowali chyba dla zabicia czasu.
A skoro od razu wpadł jej w oko, to byłoby grzechem przepuścić taką gratkę. Co jej szkodzi, w końcu los skrzyżował ich drogi, więc trzeba się zebrać na odwagę i zagadać do tego faceta. Nie takie rzeczy w końcu robiła, takiej okazji nie wolno jej zignorować.
Andy Payne nie poddaje się z góry, więc od razu przejdzie do rzeczy. A nuż ten facet przy barze połknie haczyk, gdy za cztery dni pracy zaoferuje mu honorarium w wysokości, powiedzmy, dwóch tysięcy dolarów. To przecież będzie sowita zapłata za dotrzymanie jej towarzystwa na weselu.
Ale dla kurażu musi natychmiast wychylić jeszcze jeden kieliszek wina, uznała, dając barmance znak, że ma ochotę na następne chardonnay. Teraz albo nigdy, pomyślała z determinacją, jednym haustem opróżniając kolejkę.
Postanowiła skorzystać z bankomatu przy wejściu do baru, toteż nieco chwiejnym krokiem udała się po gotówkę. Co jak co, ale żywa kasa potrafi zdziałać cuda, więc żeby ten przystojniak potraktował ją serio, mignie mu przed nosem plikiem banknotów.
Przecież jesteś dzielna, powtórzyła sobie. Od razu przejdziesz do rzeczy, nie będziesz się bawić w zbędne pogaduszki. Po prostu go spytasz, czy jeśli mu zapłacisz, pojedzie z tobą do Ohio.
Ich interesy wydają się zbieżne, on najwyraźniej szuka towarzystwa, ona desperacko poszukuje faceta, który jej towarzystwa dotrzyma. Takiej szansy za nic w świecie nie wolno jej zaprzepaścić.