Читать книгу Zakazany owoc - Jessica Lemmon - Страница 5

ROZDZIAŁ DRUGI

Оглавление

Nigdy dotąd nie udało jej się skupić na sobie uwagi Reida Singletona, a dziś nie odrywał od niej wzroku. Wyglądał tak samo jak przed laty, kiedy Gage go jej przedstawił, czyli piekielnie seksownie!

Teraz do wyglądu doszła dojrzałość. Tak, był dojrzały, przystojny, poważny, bogaty. I lepiej zbudowany: ramiona miał zdecydowanie szersze niż dawniej.

Zbliżając się, Drew czuła, jak wali jej serce. Zmusiła się, aby wziąć kilka głębokich oddechów. Nie chciała zemdleć z wrażenia u jego stóp ani dostać ataku paniki i rzucić się do ucieczki. Była dumna z tego, kim się stała, z przemiany, jaką przeszła. Już nie była nieśmiałą pulchną siostrą Gage’a Fleminga, która ciągle pochyla głowę, by ukryć za włosami twarz.

Uniosła głowę. Szła wyprostowana, lekkim sprężystym krokiem. Spojrzenie Reida mówiło, a raczej krzyczało: jestem zainteresowany!

W przeszłości mieli z sobą znikomy kontakt; nic dziwnego, skoro ważyła ze dwadzieścia kilo więcej. W owym czasie uwielbiała eksperymentować z kolorem włosów, raz była jasną blondynką z różowymi pasemkami, innym razem brunetką, w końcu jednak pogodziła się ze swoją aparycją. Dziś prezentowała się tak jak jeszcze nigdy w życiu. Bujne ciemne włosy opadały jej na ramiona, usta miała pomalowane na czerwono, seksowne szpilki podkreślały smukłość nóg. To był idealny dzień na spotkanie z Reidem Singletonem.

Jak tylko wróci do hotelu, zaraz zadzwoni do swojej współlokatorki, Christiny, i podziękuje biedaczce za to, że się rozchorowała. Bo prawdę mówiąc jej, Drew, miało tu nie być; przyjechała w zastępstwie Chris. Chris pracowała w Brentwood Corporation niecały rok i bała się, że jeśli nie wywiąże się z zadania, szef nie wyśle jej na kolejne targi.

A Drew szukała wytchnienia po burzliwym rozstaniu ze swoim narzeczonym. Miała wrażenie, jakby dopiero niedawno wygrzebała się z dołka, w którym tkwiła od roku. Uznała, że zmiana otoczenia dobrze jej zrobi, więc zaproponowała przyjaciółce, że ją zastąpi.

Praca na stoisku w niczym nie przypominała urlopu, ale to nie miało znaczenia. Drew uśmiechała się do gości i na ich życzenie puszczała film, z którego nic nie rozumiała, ale ważne, że oni rozumieli.

Na dzisiejsze przyjęcie postanowiła włożyć nowe buty. Kosztowały majątek, ale nauczyła się sprawiać sobie przyjemność czymś innym niż jedzenie. Na przykład fajną kiecką albo drogim kosmetykiem. Lub flirtem z Reidem Singletonem.

Kiedy podeszła bliżej, odstawił szklankę z trunkiem.

- Cześć.

- Cześć. – Chociaż mieszkał w Stanach ponad dziesięć lat, nadal mówił z brytyjskim akcentem. Głos miał niski, kuszący jak pyszna czekolada. – Christina… ładne imię.

O psiakrew! Plakietka! Przypięła ją sobie do bluzki, a potem zapomniała odpiąć.

Hm… chyba wie, że nie jest Christiną? Po prostu zażartował, prawda?

- Owszem, ładne – odparła ze śmiechem.

- A więc, Christino, od paru minut przyglądam się, jak tańczysz.

Uśmiech zastygł jej na ustach. Cholera, czyli jej nie rozpoznał. Najwyraźniej nie była warta zapamiętania.

Zrobiło się jej przykro, po chwili jednak uświadomiła sobie, że Reid znał ją jako młodszą siostrę Gage’a, która okropnie się ubierała, rzadko odzywała i zwykle siedziała na kanapie z nosem w książce. Teraz patrzył na nią inaczej, wręcz pożerał ją wzrokiem.

Ogólnie wiadomo, jak ważne jest pierwsze wrażenie. Podejrzewała, że każdy chętnie wcisnąłby magiczny guzik, by wymazać coś głupiego, co powiedział podczas pierwszego spotkania, ale mało kto miał taką szansę. Ona miała.

Oboje mieszkali w Seattle, ale specjalnie unikała miejsc, w których mogła natknąć się na Reida. Nie chciała narażać się na to, że jej nie zauważy lub ją zignoruje. Zawsze myślał o niej jako o siostrze Gage’a i była pewna, że metamorfoza, jaką przeszła, tego nie zmieni.

Ale skoro wpadła na niego tu, w San Diego, może to jest znak? Może wszechświat usiłuje jej coś powiedzieć?

- Napijesz się czegoś?

Roześmiała się cicho. A więc ma drugą szansę, by wywrzeć pierwsze wrażenie na Reidzie. Ciekawe, po jakim czasie zorientuje się, że rozmawia z Drew Fleming, a nie tajemniczą Christiną? To może być zabawne.

- Pod warunkiem, że będzie miało bąbelki.

Podał jej ramię. Zacisnęła dłoń wokół jego mięśni. Przez cały wieczór krążyła w szpilkach po sali, a teraz bała się, że może się zachwiać i upaść. Oblizała językiem zęby na wypadek, gdyby zabrudziły się od szminki. Nos ją swędział, chętnie by go podrapała…

- Kieliszek szampana i szkocka z lodem – Reid zwrócił się do barmana.

Spokojnie, nakazała sobie w duchu. Po prostu zagra rolę, jak aktorka. Była tą samą Drew co zawsze, choć zmienioną z wyglądu. Tą samą, lecz silniejszą, bardziej pewną siebie, bardziej radosną.

Szef kuchni Devin Briggs niech skiśnie za to, że nie potrafił jej docenić. Potrząsnęła głową. Nie, bez sensu psuć sobie wieczór, rozmyślając o swoim byłym.

- Bąbelki. Proszę. – Reid podał jej kieliszek. – Usiądziemy czy wolisz stać?

Wpatrzona w jego wargi, milczała.

- Christino…? – Skinął w stronę krzeseł i kanapy.

- A tak, usiądźmy.

Ujął jej dłoń. Idąc, cały czas powtarzała w myślach: Reid Singleton trzyma mnie za rękę, Reid trzyma mnie za rękę!

Znów czuła się jak nastolatka zadurzona w tym wspaniałym mężczyźnie, który wydawał się zbyt idealny, aby być prawdziwy. Ale nie była nastolatką, była dorosłą kobietą, która ma świetną pracę, cudowne życie i fantastyczne szpilki dodające jej dziesięć centymetrów wzrostu. Drugiej szansy, którą los jej podarował, za nic w świecie nie chciała zmarnować.

Usiadła, założyła nogę na nogę i podniosła kieliszek, zasłaniając nim uśmiech. Po chwili wypiła łyk, czując, jak bąbelki łaskoczą ją w język. Reid usiadł obok.

- Skąd jesteś, Christino… - zerknął ponownie na plakietkę – Christino Kolch?

- Brawo, nie każdy prawidłowo wymawia to nazwisko – pochwaliła, po czym spytała, uznając, że dziwne by było, gdyby tego nie zrobiła: - A ty jak się nazywasz?

- Singleton. Reid Singleton.

- To zabrzmiało niemal jak Bond. James Bond. Może z powodu akcentu? – Uśmiechnęła się. – Domyślam się, że nie dorastałeś w Kalifornii?

- Pochodzę z Londynu, ale od lat mieszkam w Seattle. I jak się postaram, to potrafię mówić po waszemu. – Ostatnie zdanie powiedział z przesadnie amerykańskim akcentem.

Drew ponownie wybuchnęła śmiechem.

- Zawsze się tyle śmiejesz, czy tylko kiedy pijesz szampana?

- Kiedy piję szampana w towarzystwie przystojnego nieznajomego – odparła.

Gdy Reid w końcu odkryje jej tożsamość, pośmieją się razem z jego gapiostwa. Ale na razie nie spieszyła się z wyjawianiem prawdy. Cieszyła się, że Reid ją adoruje, że niemal speszył się, słysząc komplement. A przecież musiał wiedzieć, jak wygląda i jak działa na kobiety...

Przez moment głodnym wzrokiem wpatrywał się w jej usta, potem odchylił się na kanapie i wypił łyk szkockiej. Drew wypiła łyk szampana.

Nagle pomyślała, że nie chce, aby to się skończyło. Nie chce, by Reid ją rozpoznał. Chce być w jego oczach piękna, zabawna, czarująca. Utkwiła spojrzenie w jego wargach. Tak, chce go pocałować – szybko, zanim obleci ją tchórz. I zanim Reid zorientuje się, z kim ma do czynienia.

Poczuła panikę. Jeśli go teraz nie pocałuje, będzie żałować do końca życia. Odstawiła kieliszek i obróciła się.

- Opowiedz mi o… - zaczął.

Zacisnąwszy ręce na jego twarzy, wpiła mu się w usta.

Zakazany owoc

Подняться наверх