Читать книгу Awaria - Joanna Wachowiak - Страница 5

2

Оглавление

– Pina – mówi mama do słuchawki samochodowego zestawu głośnomówiącego. – Pina, wracamy do domu.

Brama wjazdowa otwiera się dokładnie w momencie, gdy samochód wyjeżdża zza zakrętu. Chwilę później podnosi się brama garażowa, a lampy, rozmieszczone wzdłuż granitowej ścieżki prowadzącej do domu, zaczynają świecić jaśniej. Gdy samochód parkuje w garażu, w korytarzu i w kuchni włącza się oświetlenie – choć z zewnątrz nie widać tego poprzez opuszczone rolety. Skrzydła bramy wjazdowej zamykają się bezszelestnie, a w panującej na ulicy ciszy słychać tylko odgłos zamykanych drzwi auta – raz, dwa, trzy ciche trzaśnięcia.

– Maciuś, sprawdź, czy jest coś w skrzynce, dobrze? Anitko, pomóż mi wyjąć torby z bagażnika.

– A co jest na obiad?

– Zapiekanka. Za chwilę będzie gotowa, kazałam Pinie uruchomić piekarnik o szesnastej dziesięć. – Mama przykłada kciuk do czytnika linii papilarnych i otwiera drzwi. – Czika, uspokój się, nie skacz! Nie skacz, bo przewrócę się przez ciebie!

Kilkanaście minut później czuć smakowity zapach.

– Maciuś, odłóż tablet. Obiad na stole. Anitko, obiad! Anita!… Maciusiu, idź po siostrę.

Maciek, zanim naciśnie klamkę, przez chwilę spogląda na drzwi pokoju Anity. Z żalem. Widnieje na nich sporych rozmiarów figura tyranozaura, właściwie tylko jej część, to znaczy fragment tułowia wraz z głową, łapami oraz prawą dolną kończyną. Sprawia to wrażenie, że dinozaur, szczerząc paszczę i machając łapami, wybiegał z pokoju, nie przejmując się drzwiami, i został zamrożony w momencie przebijania się przez nie. To Maciek wypatrzył ten projekt na Pintereście i pokazał Anicie, a ona natychmiast skopiowała – od siebie dodając to, że każdemu naciśnięciu klamki towarzyszy jakiś dźwiękowy efekt: może to być ryk osła, skrzeczenie papugi, kaszlnięcie, chichot, odgłos spuszczanej w toalecie wody, miauknięcie… Katalog odgłosów jest bogaty i nigdy nie wiadomo, na co się trafi. Figurkę tyranozaura Anita wyprosiła od niego w zamian za obietnicę, że taki sam model wykona na jego drzwi. Nie dotrzymała słowa. Maćkowi przychodzi teraz do głowy, że ten zastygły w ruchu dinozaur to pomnik rozczarowania i zawiedzionych nadziei. Albo oszustwa i nielojalności.

– Zrobię, zrobię. Jasne – mruczy pod nosem, kładąc dłoń na klamce i uruchamiając meczenie kozy. – Mama woła, chodź na obiad – rzuca w głąb pokoju, który wyglądem przypomina coś pomiędzy schludnym złomowiskiem a warsztatem szalonego czarnoksiężnika.

– Mam nadzieję, że nie wystygło – mówi znaczącym tonem mama, gdy Anita dociera wreszcie do jadalni. Nakłada na jej talerz solidną porcję makaronu z ciągnącym się serem. – Wołałam i wołałam. Co tak długo?

– Musiałam wrzucić post na bloga… blog. Bloga czy blog? Jak jest poprawnie?

– Jest przyzwolenie na obie formy. A o czym piszesz? O budziku dla opornych? – zgaduje mama.

– Tak. Całe szczęście, że nagrałam filmik prezentujący jego piękno w działaniu jeszcze wczoraj, zanim Tymek go zniszczył.

– Ile masz wejść na bloga? – interesuje się Maciek, wydłubując ze swojej porcji kawałki papryki, jednego z wielu warzyw, których nie lubi.

– Jeszcze trochę i jakaś firma będzie chciała się na nim reklamować. Będę z niego miała konkretne pieniądze.

– Myślałem, że E-nerd nie powstał z myślą o pieniądzach z reklam. Na stronie głównej masz napisane, że to jest „przestrzeń współpracy i rozwoju, rozwijania zasobów wiedzy”.

– Skoro już o zasobach mowa – podchwytuje mama. – robię właśnie korektę książki o zarządzaniu zasobami ludzkimi.

Maciek wyłącza się natychmiast. Nie ciekawią go te opowieści o pracy mamy. Tymek ma rację: praca korektora to najnudniejsze zajęcie pod słońcem. Jak można poprawianie cudzych błędów nazywać pasją? Już prędzej zainteresowałoby go coś, co dotyczyłoby drugiej dziedziny, którą fascynuje się mama: języka hiszpańskiego i kultury Hiszpanii. Z tego przynajmniej jest czasem jakiś pożytek: w końcu to mama system sterowania domem nazwała „Piną”. Nazwała też psa Cziką, co akurat nie było najszczęśliwszym pomysłem. Szymonowi, który śmiał się, że golden retriever ma imię jak zwykły kundel, musiał wyjaśniać, że chica po hiszpańsku znaczy „dziewczyna”. Nie dodał już, że pina znaczy „szyszka”, bo dom stoi na Sosnowej pod numerem pierwszym – od razu skreślił tego głupka Szymona. Więcej go nie zaprosił.

Skoro jednak opowieść nie dotyczy hiszpańskiego, Maciek stara się niepostrzeżenie zerkać na ekran trzymanej pod stołem komórki, na którym jako sporej wielkości koło usiłuje przetrwać pośród innych kół, większych i mniejszych, i nie zostać przez nie wchłoniętym. W prawdziwym świecie też trzeba mieć opanowaną sztukę przetrwania, toteż Maciek jednym uchem łowi strzępy toczonej przy stole rozmowy.

– Dalej nie jest lepiej. Autor używa na przykład sformułowań takich jak „kierowanie swoimi ludźmi”. Pisze o pracownikach, jak gdyby byli niewolnikami.

– No nie! Hej! – oburza się Anita.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Awaria

Подняться наверх