Читать книгу Prosto do piekła - John LeFevre - Страница 7
Od autora
Оглавление„Pieprzony Goldman Sachs. Obiło ci się o uszy?”
To idealny tweet na początek książki. Pytanie „Obiło ci się o uszy?” jest w bankowym światku tak popularną (i irytującą) frazą, że stało się żartem samym w sobie. Na przykład jeden bankowiec mówi: „Ten krawat to od Brooks Brothers?”, a posiadacz krawata gasi go, odpowiadając: „Nie, od Charveta. Obiło ci się o uszy?”. Zawsze robiłem sobie z tego jaja, bezczelnie dodając: „Obiło ci się o uszy?” po dowolnej nazwie lub nazwisku.
Zaledwie kilka godzin wcześniej siedziałem w hongkońskim barze z grupą przyjaciół, bez wyjątku pracujących w finansach. Rynek odbił się już od dna po kryzysie gospodarczym, mimo to latem 2011 wciąż jeszcze dało się odczuć echa niedawnych wydarzeń.
Ruch Occupy[1] zaczynał się dopiero konstytuować. Społeczeństwo było wściekłe. Mimo załamania na rynku nieruchomości, kryzysu, jaki po nim nastąpił, i wsparcia wielkich banków rządowymi dotacjami ani jeden pracownik sektora bankowego nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Nikomu nie pojechano po premii, a notowania giełdowe wróciły do poziomu 2009 roku. Gniew i uraza większości obywateli zapłonęły nowym ogniem, gdy okazało się, że owa większość nie skorzystała z hossy, a różnice przychodów pomiędzy najbogatszymi a najbiedniejszymi jeszcze się powiększyły. Jeden z moich przyjaciół opowiadał ze śmiechem, jak jego żona została niemal zlinczowana w prywatnej przychodni na Manhattanie, gdy inni pacjenci usłyszeli, że za jej wizytę płaci Goldman Sachs. Wzburzenie skierowane przeciwko Wall Street gwałtownie narastało. „Pierdolone pospólstwo”.
Nieco wcześniej tego samego dnia przeczytałem w „Daily Mail” artykuł o anonimowym koncie na Twitterze (@CondeElevator), którego posiadacz dowcipnie dokumentował najbardziej absurdalne dialogi podsłuchane w windach niesławnego biurowca Condé Nast. „O kurde” – pomyślałem. – „Jeżeli takie pierdoły interesują ludzi do tego stopnia, ciekawe, jak by zareagowali na naprawdę skandaliczne teksty bankowców?!” Media od dawna zwracały uwagę na negatywne aspekty kultury Wall Street – można nawet powiedzieć, że niektóre z nich usiłowały ją szkalować – lecz większość społeczeństwa nie miała pojęcia, jak to naprawdę wygląda od środka. Nieco później tego samego wieczoru w pijanym widzie wymyśliliśmy twitterowe konto @GSElevator – „Podsłuchane w windach u Goldmana Sachsa. Przysyłajcie e-mailem to, co usłyszeliście”. Założenie było proste – anonimowo ujawniać najskrytsze tajemnice Wall Street i mieć przy tym niezły ubaw.
Wybrałem bank Goldman Sachs w związku z ich statusem wroga publicznego numer jeden, fascynacji ludzi „bankowymi krwiopijcami” i absurdalnymi wypowiedziami Lloyda Blankfeina[2] utrzymującego, że „wypełnia wolę Boga”. Poza tym nieco wcześniej przeszedłem męczący proces rekrutacji na prestiżowe stanowisko dyrektora konsorcjum długu azjatyckiego w tym banku (agencje informacyjne, m.in. Bloomberg, uznały tę rekrutację za wartą wzmianki w swoich serwisach). Stwierdziłem, że obyczaje panujące w tym miejscu stanowią doskonały przykład szeroko pojętej kultury bankowców. Założyłem konto z windą w nazwie, niejako składając hołd mojemu poprzednikowi z Condé Nast, a jednocześnie wyraźnie dając odbiorcom do zrozumienia, że rozmowy, podsłuchane w windach banku Goldman Sachs, nigdy nie są tu przytaczane dosłownie.
W ciągu kilku kolejnych dni moje tweety doczekały się wzmianki w „Daily Mail”, „New York Post”, na blogach Gawker i ZeroHedge oraz w kilku innych miejscach. Przyjaciele dzwonili do mnie – i do siebie nawzajem – z oskarżeniami o bycie źródłem bądź winowajcą (zależnie od punktu widzenia). Moja była dziewczyna (vel Panna Klawisz) opowiadała każdemu, kto chciał słuchać, że @GSElevator to ja… Aż nagle głupi, wymyślony po pijaku kawał wymknął się spod kontroli, narażając na szwank moją reputację i karierę oraz zagrażając przyjaciołom.
Kiedy więc reporterzy „New York Timesa” dotarli do mnie z prośbą o wywiad, oczywiście zełgałem, że to nie ja. Kogo to, kurwa, obchodzi? W końcu to tylko gówniany mikroblog obserwowany przez głupie dwa tysiące użytkowników, a co ważniejsze, tożsamość autora była w tym wszystkim najmniej istotna. @GSElevator to nie prawdziwa osoba; to skoncentrowana esencja kultury i mentalności, to podsumowanie osobowości tak zwanego. statystycznego pracownika banku. Skupianie się w tym przypadku na mnie doprowadziłoby do pomylenia pojęć. Przecież @GSElevator działa na zasadzie „przysyłajcie to, co usłyszeliście”, w związku z czym pojawiają się tu historie z firm takich jak Goldman Sachs, JPMorgan, Morgan Stanley i im podobnych. Media zainteresowało jednak to, że wiarygodność publikacji @GSElevator wzburzyła opinię publiczną, choć także urzekła wielu ludzi na całym świecie.
Nie miałem pojęcia, dokąd zaprowadzi mnie konto na Twitterze, ale kariera w bankowości pozwoliła mi zgromadzić niezłą kolekcję historii, zarówno niedorzecznych, jak i niebezpiecznych. Zaraz po college’u dołączyłem do zespołu ds. inwestycji o stałym dochodzie w Salomon Brothers. Zacząłem pracę w trakcie eksplozji bańki dotcomów i kontynuowałem ją na trzech kontynentach, brnąc przez kryzys, jaki dotknął branży bankowej. Moja barwna kariera przypadła na burzliwy i znaczący okres w historii – zwłaszcza historii rynków finansowych.
Jako „jeden z najlepszych menedżerów emisji długu w Azji” widziałem w tym czasie niejedno. Współpracowałem ściśle z klientami korporacyjnymi i państwowymi w zakresie usług bankowości inwestycyjnej i obrotu instrumentami finansowymi, z instytucjami finansowymi zarządzającymi aktywami oraz funduszami hedgingowymi. Ubijałem interesy z większością banków z Wall Street, obsługując emisje obligacji.
Po wyjeździe z Hongkongu mniej martwiła mnie perspektywa ujawnienia mojej tożsamości. Zacząłem tweetować o pewnych szczegółach i wydarzeniach, co sprawiło, że spora liczba osób związanych z rynkami kapitałowymi odgadła, kto prowadzi ten mikroblog. Nie siliłem się na subtelne żarty – w jednym z artykułów dla „Business Insider” polecałem usługi fryzjera Sammy’ego w hongkońskim hotelu Mandarin Oriental. Staruszkowi Sammy’emu trzęsły się ręce, więc wysyłaliśmy do niego kolegów na golenie brzytwą. Ten dowcip wszedł do mojego repertuaru na stałe.
Kiedy podjąłem decyzję o napisaniu książki, wiedziałem, że moja tożsamość jako autora skandalizujących tweetów przestanie być pilnie strzeżonym sekretem. W sumie na to właśnie liczyłem: jako anonim nie mogłem zdradzić, skąd pochodzą przytaczane przeze mnie historie, ujawnienie się było więc jedynym sposobem, by zyskać wiarygodność.
Ta książka nie jest aktem oskarżenia wobec żadnej konkretnej firmy, nie jest również exposé ani moralizującą opowieścią o nawróceniu. Moim celem było raczej przedstawienie prawdziwego bankowca z Wall Street tak, jak jeszcze nikt go nie opisał. Nie znajdziecie tu żadnych objawień, żadnych przeprosin i żadnych, kurwa, skrupułów!
Podczas pisania pozmieniałem nazwiska wielu postaci, ich charakterystyczne cechy i inne drobne szczegóły, żeby chronić moich bohaterów. Nie jestem małoduszny i nie zależy mi na tym, żeby zaszkodzić komuś w karierze lub życiu prywatnym. Poza tym wiele wspomnianych tu osób wciąż należy do grona moich najbliższych przyjaciół. Pod wpływem sugestii prawnika zmieniłem również nazwiska ludzi, których pamiętam z najgorszej strony. Mają szczęście, skurwysyny, że nikt ich nie rozpozna!
1 Ruch Occupy Wall Street to masowe demonstracje o charakterze okupacyjnym będące wyrazem sprzeciwu przeciw nierównościom społecznym, chciwości banków oraz ingerencji korporacji w politykę [jeśli nie zaznaczono inaczej, przypisy pochodzą od tłumacza].
2 Prezes banku Goldman Sachs.