Читать книгу Zaczynam od listu kochanie - Justyna Typańska - Страница 4
ОглавлениеRozdział 1
W bibliotece
Luśka uwielbiała przesiadywać w bibliotece. Książki były dla niej drugim życiem. Natomiast jej życie nie było zbyt ciekawe, przynajmniej to osobiste, więc nadrabiała, czytając. A czytywała przeważnie romanse. Było to trochę niebezpieczne. Na co dzień rzadko działy się historie w nich opisane. Romantyczni mężczyźni, piękne kobiety, wielkie namiętności – nigdy czegoś takiego nie zaznała. W wyobraźni stworzyła postać mężczyzny idealnego i być może dlatego ciągle była sama. Drugim powodem jej samotności było to, że miała pewne zasady, co sprawiało, iż mężczyźni woleli trzymać się od niej z daleka. Na pozór była zwykłą dziewczyną, skończyła studia weterynaryjne, choć wszyscy jej to odradzali. „Idź na administrację lub prawo, ale nie na weterynarię” – słyszała wielokrotnie. Postawiła na swoim, skończyła studia ze specjalizacją chorób psów i kotów. Lubiła to, co robi. Po studiach wyprowadziła się ze swojej rodzinnej miejscowości i wynajęła mieszkanie w Środzie Wielkopolskiej przy ulicy Dąbrowskiego nad kinem i również w tej samej kamienicy dostała pracę.
Doktor Wiktor Tuliszko był to około siedemdziesięcioletni, bardzo miły mężczyzna. Człowiek starej daty, zawsze grzeczny, czarujący dżentelmen. Luśka mówiła mu, że jest on podobny do tych romantycznych mężczyzn z książek, które czytała. „Może gdybym miał twoje lata” – żartował. Przeważnie zwracał się do niej Lusiu. Był naprawdę dobrym człowiekiem i kochał zwierzęta. Szkoda, że nie był szczęśliwy. Trzy lata temu po ciężkiej chorobie zmarła mu żona. Miłość jego życia. Mimo wieku w ich relacjach było widać wielkie uczucie. Zwracali się do siebie bardzo ciepło i z szacunkiem. Łucja nie pamięta, aby kiedykolwiek się kłócili, byli idealnym małżeństwem. Choroba jego żony zaczęła się od guza na piersi, po operacji i chemii niby było dobrze, ale minął rok i wszystko zaczęło się od początku. Znowu walka i tym razem klęska.
Luśka uwielbiała panią Elę i bardzo przeżyła jej śmierć. Od odejścia żony pan Wiktor stał się zupełnie innym człowiekiem, zamknął się w sobie i zaczął stronić od przyjaciół. Kontakt utrzymywał tylko z Lusią. Być może dlatego, że miał syna Aleksa w jej wieku, a swego czasu jego żona chciała, aby coś między nimi było. Niestety Aleks nie poszedł w ślady ojca, został informatykiem i zatrudnił się w jednej z bardziej prestiżowych firm we Wrocławiu, gdzie również zamieszkał. Łucji się podobał, ale gdy wyjechał, jej marzenia o wielkiej miłości uleciały. Tak więc w wieku dwudziestu siedmiu lat nadal była singielką.
Rozmyślając nad tym wszystkim, Lusia wybrała trzy kolejne romanse, tym razem historyczne, i poszła do swojej przyjaciółki bibliotekarki.
– Za dużo czytasz tych romansów, w głowie ci się poprzewraca – dokuczyła jej Alicja.
– Oj, lepiej czytać i marzyć niż czekać na coś, co nigdy nie nadejdzie – odparła Luśka.
– Taka jesteś pewna? Ja jestem zdania, że tej wiosny coś się zmieni w twoim życiu – powiedziała poważnie Alicja.
Ala była najlepszą przyjaciółką Łucji. Były w tym samym wieku, razem chodziły do szkoły, jednak po liceum ich drogi się rozeszły. To ona była tą ładniejszą. Wysoka, szczupła, włosy w kolorze soczystego brązu i orzechowe oczy. Luśka od zawsze jej zazdrościła. Chociaż sama nie była brzydka, idąc z przyjaciółką, czuła się gorsza i nieatrakcyjna. Ala zawsze przywiązywała wagę do stroju, a ona wolała dżinsy, kolorowy T-shirt i trampki. W jej zawodzie bardzo dobrze się to sprawdzało, chociaż Ala wielokrotnie ganiła ją za niedbalstwo w doborze ubrań. Teraz strofowała ją z powodu masy czytywanych romansów, ale Luśka tylko przewracała oczami.
– No chyba kupię sobie psa albo zaadoptuję ze schroniska, to lepszy pomysł – powiedziała.
– Właśnie, przecież jesteś weterynarzem, a nie masz psa ani kota. Kup sobie chociaż kanarka.
– Bardzo zabawne. Wiesz, że nie mam psa, bo do wieczora jestem poza domem. Jak nie w lecznicy, to w schronisku. Nawet kwiatki mi więdną na parapecie, bo zapominam je podlewać.
– To spraw sobie kaktusa – zaśmiała się Ala.
– Też by nie przeżył. No dobrze, Aluś, daj mi te książki i zmykam. Po drodze muszę wpaść do pani Nowak obejrzeć jej kota. Dzwoniła do mnie, gdy byłam w pracy.
– Ach, te twoje zwierzaki, ty sobie chłopaka poszukaj – napierała Ala.
– Tak, tak…. Pa, kochana – odparła i wyszła.