Читать книгу Dziewczyna mojego brata - K.A. Linde - Страница 7
Rozdział drugi Jensen
Оглавление– Moja cholerna siostra znów jest w ciąży i tym razem chce ją utrzymać – rzuciłem, nie zwracając się do nikogo konkretnego, kiedy wprawnie zawiązywałem na szyi czerwoną muszkę.
– Tak, właśnie po to dziś są śluby, Jensenie – odparł mój brat Austin. Jego muszka nadal zwisała luźno i pił już trzecią szklankę whiskey. Miał dwadzieścia dziewięć lat i coraz bardziej zanosiło się na to, że zszarga nazwisko Wrightów. Jeśli nie będzie uważał, skończy jak nasz ojciec – w alkoholowym ciągu aż do dnia, kiedy został pochowany sześć stóp pod ziemią.
– Nie mogę, kurwa, uwierzyć, że to dziś robimy.
– Człowieku, ona jest zakochana – powiedział Austin.
Uniósł szklankę w moją stronę i z trudem zwalczyłem chęć nazwania go sentymentalnym głupkiem.
– Chodzi mu o pieniądze. Pieniądze, które będę musiał mu wypłacać, bo mowy nie ma, żeby sam był w stanie zatroszczyć się o naszą małą siostrzyczkę. – W końcu równo zawiązałem muszkę i odwróciłem się do Austina.
– Napij się. Jesteś za bardzo spięty przez tę całą sprawę.
Spiorunowałem go wzrokiem. Nic dziwnego, że byłem spięty przez ten szajs. Miałem tylko trzydzieści dwa lata i to ja zarządzałem naszym biznesem. To mnie powierzono wszystkie pieniądze i odpowiedzialność za czworo młodszego rodzeństwa. Jeśli jestem przez to spięty, to niech się pieprzy.
Ale nie powiedziałem nic takiego. Po prostu przeszedłem przez pokój i dolałem mu whiskey.
– Napij się jeszcze, Austin. Tak bardzo przypominasz mi tatę.
– Pieprz się, Jensen. Nie możesz po prostu być szczęśliwy z powodu Sutton?
– No właśnie, Jensenie – odezwała się Morgan. Weszła do pokoju w długiej czerwonej sukni. Ciemne włosy miała ściągnięte do tyłu. Jej uśmiech był jak zwykle zniewalający.
Morgan miała tylko dwadzieścia pięć lat i była najnormalniejsza z całej mojej rodziny. Każdy z nas zmagał się z jakimiś problemami, ale Morgan dawała mi najmniej powodów do zmartwienia, dlatego była moją ulubienicą.
– Ty też nie zaczynaj na ten temat – odparłem.
– Sutton jest niezależna i sama o sobie decyduje. Zawsze taka była. Robi, co chce, bez względu na to, co kto powie – stwierdziła Morgan. Wyjęła drinka z ręki Austina i wychyliła duży łyk. – Nie pamiętasz, jak postanowiła, że zostanie księżniczką superbohaterką? Przez rok mama nie mogła zdjąć z niej spódniczki, peleryny i korony.
Roześmiałem się na to wspomnienie. Sutton była niezłym ziółkiem. Cholera, wciąż nim jest. Ma dwadzieścia jeden lat i już wychodzi za mąż.
– Tak, pamiętam. Czułbym się o wiele szczęśliwszy, gdyby ten, jak mu tam, nie był tak beznadziejnie niekompetentną dupą wołową – powiedziałem.
– Ma na imię Maverick – wtrącił Austin. – A ty, chłopie, lepiej nic nie mów. Masz na imię Jensen – wymówił je z akcentem na ostatnią sylabę. – Jest równie cholernie dziwaczne.
– Nie jest dziwaczne, tylko kretyńskie, zwłaszcza że używa imienia Maverick, a nie Mav, Rick czy jakoś tak.
Morgan przewróciła wielkimi brązowymi oczami, które odziedziczyła po naszej matce.
– Zostawmy to już, dobrze? A poza tym gdzie jest Landon?
Jakby na zawołanie w pokoju pojawił się mój młodszy, dwudziestosiedmioletni brat Landon. Jego żona Miranda weszła za nim w sukni takiej samej, jak u Morgan. Zerknąłem na siostrę i nasze oczy się spotkały. Jednym spojrzeniem wyraziła milion rzeczy naraz.
– Cześć, Landonie – powiedział Austin, kiedy zdał sobie sprawę, że żadne z nas za cholerę nie ma zamiaru odezwać się w obecności Mirandy.
– Cześć – odparł Landon, zapadając się w fotel obok Austina.
Wyglądał na zmęczonego.
Landon jako jedyny z nas nie związał się z rodzinną firmą. Austin i Morgan pracowali dla mnie w Wright Construction, a Sutton dołączy do nich po dyplomie – przynajmniej taki był plan, zanim zaszła w ciążę. Teraz prawdopodobnie będę musiał na jej miejsce zatrudnić tego Mavericka, tak aby mogła zająć się dzieckiem.
W przeciwieństwie do pozostałych członków rodziny, którzy studiowali w Texas Tech, odkąd uczelnia powstała w latach dwudziestych zeszłego wieku, Landon ukończył Stanford, ale zamiast zrobić dobry użytek z biznesowego wykształcenia, zaczął brać udział w zawodowych turniejach golfowych. Właśnie wtedy poznał Mirandę. Spotykali się zaledwie pół roku, kiedy się jej oświadczył. Byliśmy przekonani, że, tak jak Sutton, Miranda zaszła w ciążę i wykorzystywała go dla pieniędzy, ale gdy okazało się, że dziecka nie ma, poczuliśmy się zbici z tropu.
Ożenić się z dziewczyną taką jak Miranda z powodu dziecka to jedno. Trzeba się nim zaopiekować. To zawsze należy postawić, cholera, na pierwszym miejscu. Bez względu na to, kim jest matka. Ale ożenić się z dziewczyną taką jak Miranda, bo się nam podoba albo jest się w niej, kurwa, zakochanym, to całkiem inna rzecz.
– Cóż za radosne spotkanie – powiedziała Miranda. Taksowała nas wzrokiem, jakby próbowała wymyślić, jak wyciągnąć więcej pieniędzy od rodziny Wrightów. Równie dobrze mogłaby mieć w oczach symbol dolara.
– Mirando – odezwał się Austin. Wstał i szybko ją uścisnął. – Dobrze cię widzieć.
– Dzięki, Austinie – odparła, chichocząc.
Austin, rozjemca. Zwykle był nim Landon, ale to już przeszłość, odkąd ta nikczemna zdzira zatopiła w nim pazury.
Jako ten, który ma za sobą koszmarny rozwód, nie potrafiłem pojąć, dlaczego Landon się z nią nie rozstał. Nawet pięć minut w towarzystwie Mirandy to było dla mnie zbyt wiele, a Morgan wprawiało we wściekłość. Nie mogłem znieść, że Landon zawsze wyglądał tak, jakby ktoś kopnął jego ukochanego szczeniaczka.
Sam to przeżyłem. Wiem, co to znaczy. Nie chciałem, żeby Landon musiał przechodzić przez to samo, co ja. Albo żeby skończyło się to dla niego takimi samymi konsekwencjami.
– Chodź, Morgan – zaszczebiotała Miranda. – Jestem pewna, że Sutton będzie chciała, żebyśmy dołączyły do druhen.
– Z pewnością. Może byś tam poszła i przekazała jej, że będę za chwilę? – Morgan powiedziała to powoli, tonem, którym zwykle zwracała się do małych dzieci.
Miranda rzuciła jej pełne złości spojrzenie. Ale może to był jej zwykły wyraz twarzy. Nigdy nie umiałem tego stwierdzić.
Dotknęła ramienia Landona.
– Do zobaczenia w czasie ceremonii, kochanie. Buziak?
Landon uniósł ku niej twarz, a ona przyssała się do jego ust jak pijawka.
– Kocham cię.
– Ja też cię kocham – odparł odruchowo.
Kiedy wyszła, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
– Krzyżyk na drogę – wycedziła Morgan.
– Przestańcie – jęknął Landon.
Morgan zaczęła nucić piosenkę Złej Czarownicy z Zachodu z filmu Czarnoksiężnik z Oz.
– Morgan, czy ty nigdy nie przestaniesz? – zapytał Landon.
– Nie, chyba nie.
– Już dwa lata jesteśmy małżeństwem.
– Nie mogę uwierzyć, że zatrzymaliście się w hotelu – powiedziałem.
Landon wzruszył ramionami i sięgnął po butelkę whiskey. Nalał sobie szklankę.
– Miranda chciała zostać w centrum miasta.
– Zanim wywołamy trzecią wojnę światową z powodu Mirandy, uważam, że ktoś powinien ściągnąć tu Sutton – przerwał nam Austin. – Będziemy musieli ścierpieć wielogodzinne pozowanie do zdjęć z jej osiemnastoma przyjaciółmi. Miejmy trochę czasu tylko dla naszej piątki.
– Kazałem jej się ograniczyć do dziewięciu druhen – zaznaczyłem.
– To ma być ograniczenie? – prychnęła Morgan. – Nie sądzę, żebym choćby lubiła aż dziewięć osób.
– Na studiach nie należałaś do siostrzanego stowarzyszenia – przypomniałem jej.
– Nie lubię ludzi. I z pewnością nie mam ochoty wydawać pieniędzy na nowe siostry. Sutton aż nadto mi wystarczy.
Austin i Landon wybuchnęli śmiechem i napięcie w końcu mnie opuściło. Miło było mieć ich tu wszystkich razem. Odkąd Sutton poszła na studia, a Landon zamieszkał na jakiejś plaży na Florydzie, gdzie przez okrągły rok mógł grać w golfa, nie było już tak jak dawniej. Niektórzy twierdzili, że rodzeństwo Wrightów jest… dziwne. Uważali, że jesteśmy ze sobą zbyt blisko, ale musieliśmy być. Nasi rodzice nie żyli i mieliśmy tylko siebie.
– Nie chciałabyś zobaczyć, czy jest już ubrana? – zapytałem Morgan.
– Oto co mam za to, że jestem jedyną pozostałą dziewczyną w rodzinie – jęknęła.
Otworzyłem jej drzwi, a Morgan uniosła dół sukni i pospiesznie wyszła z pokoju. Wiedziałem, że nie cieszy jej perspektywa spędzenia co najmniej dwunastu godzin z siedmioma dziewczynami, których nie zna albo nie lubi, a do tego z Mirandą, ale nie mogłem nic na to poradzić. Starać się przekonać Sutton do czegokolwiek, to jakby próbować przesunąć górę. Była drobną osóbką, ale niezwykle stanowczą.
Wyjąłem butelkę whiskey z rąk Landona, żeby nie zdążyli z Austinem jej opróżnić. Pozostawienie tych dwóch sam na sam z alkoholem gwarantowało katastrofę. Poszperałem w swojej torbie i wyjąłem z niej szklanki do drinków, które ze sobą przyniosłem. Właśnie je ustawiałem, kiedy Morgan wróciła z Sutton.
– Cześć wszystkim! – zawołała Sutton, w podskokach wbiegając do pokoju. – Morgan powiedziała, że macie do mnie jakąś ważną sprawę.
Pokazałem jej butelkę whiskey Four Roses Single Barrel.
– Twoi bracia próbowali to wypić przed twoim przyjściem, ale pomyślałem, że może wznieślibyśmy toast?
Spojrzała z rozczarowaniem.
– Wiesz, że mi nie wolno.
Uśmiechnąłem się tajemniczo i wyciągnąłem butelkę soku jabłkowego, którą wcześniej ukryłem, wiedząc, że Sutton nie może pić alkoholu.
– A co powiesz na to?
– O tak! Nalej mi podwójną! – zawołała.
Roześmiałem się i napełniłem szklanki. Sutton zdecydowanie była jedną z nas. Skłonność do uzależnień jest dziedziczna w naszej rodzinie. Ja też mam swoje słabości, ale na szczęście alkohol do nich nie należy.
– Aaa… – Sutton zaczęła powoli – skoro już tu jesteś, Jensenie, właśnie chciałam omówić z tobą pewną drobniuteńką sprawę.
Otworzyła szeroko wielkie błękitne oczy, jakby zamierzała poprosić mnie o milion dolarów. Dobrze znałem ten wyraz twarzy. Kiedyś chodziło o galę z okazji jej szesnastych urodzin, która mogłaby rywalizować z programem My Super Sweet 16. Innym razem zażyczyła sobie wycieczkę do Europy ze wszystkimi siostrami ze stowarzyszenia. Trudno mi było sobie wyobrazić, czego teraz jeszcze mogła chcieć ode mnie. W sześć tygodni zorganizowaliśmy jej wesele, na miodowy miesiąc poleci pierwszą klasą na dwa tygodnie do Cabo. Mimo to czuła się nieszczęśliwa, że nie dałem jej do dyspozycji samolotu.
– O nie – mruknąłem. – O co chodzi?
– Posłuchaj, wczoraj wieczorem rozmawiałam z Maverickiem i wiem, że już podpisał intercyzę, ale…
Natychmiast spoważniałem.
– Nie.
– Nawet o nic jeszcze nie poprosiłam!
– Wiem, o co chcesz poprosić i odpowiedź brzmi: nie.
– Ale to niedorzeczne, Jensenie. Naprawdę! On jest miłością mojego życia. Chcemy być ze sobą na zawsze. Intercyza jest bez sensu. To nie jest dobry początek małżeństwa. Jeśli myślisz o tym, jak je zakończyć, zanim jeszcze się zaczęło, to co to mówi o człowieku?
Morgan, Austin i Landon siedzieli cicho. Musieli widzieć wściekłość malującą się na mojej twarzy. Nie chciałem wybuchnąć gniewem na siostrę w dniu jej ślubu, ale byłem tego niebezpiecznie bliski.
– Sutton, jesteś warta małą fortunę. Gówno mnie obchodzi, za kogo wychodzisz za mąż. Masz intercyzę dla swojego bezpieczeństwa, na wypadek, gdyby coś się stało. Trzeba myśleć o przyszłości, żeby mieć pewność, że nie zostanie się okantowanym. Niezależnie od tego, jak bardzo ktoś cię kocha.
– Ale, Jensenie… – zaczęła Sutton, próbując mnie przekonać.
– Sutton – rzekł Austin, włączając się do rozmowy. – Czy naprawdę chcesz teraz o tym mówić? I Jensen, i Landon mieli intercyzy. Nie bierze się ślubu z kimś z Wrightów, nie podpisując jej.
– To prawda – powiedziałem, bezgłośnie dziękując Austinowi za wsparcie.
– A poza tym masz tylko dwadzieścia jeden lat – dodała Morgan. – Kto może wiedzieć, co się wydarzy?
– O rany! Dziękuję, Morgan – Sutton mruknęła niezadowolona.
– Nie chcę powiedzieć, że Maverick nie jest „tym jedynym”. – Morgan zrobiła w powietrzu znak cudzysłowu. – Po prostu mam na myśli to, że Jensen w żadnym razie nie brał pod uwagę, że rozwiedzie się z Vanessą i zobacz, co się stało.
Zacisnąłem zęby na wspomnienie byłej żony. O Vanessie Hendricks zwykle nie wspominało się w uprzejmej rozmowie. Ale moja historia z pewnością stanowiła przestrogę i dowód na to, że intercyza jest niezbędna.
– Jeśli Maverick naprawdę chce odrzucić intercyzę, z przyjemnością z nim o tym porozmawiam – zwróciłem się do Sutton, unosząc brwi.
Przewróciła oczami.
– Nie jestem taka głupia. Przestraszyłbyś go na śmierć.
– Jeżeli próbuje wziąć cię dla pieniędzy, zasłużyłby na to.
– Okej, dobra. Rozumiem. Po prostu pomyślałam, że zapytam. Mieliśmy z Maverickiem długą rozmowę na ten temat.
– Założę się, że tak – mruknął pod nosem Landon.
– Tak czy owak, weźcie szklanki! – zawołała Sutton.
Podałem whiskey Austinowi, Landonowi i Morgan, a Sutton sok jabłkowy.
Wzniosłem swoją szklankę.
– Za Sutton, w najszczęśliwszym dniu jej życia i za wiele dalszych cudownych lat.
Wychyliliśmy toast. Whiskey, spływając, paliła mnie w gardle, ale uśmiechnąłem się szeroko do rodzeństwa.
Świat był w porządku, kiedy byliśmy wszyscy razem. Choćby nie wiem jakim wyzwaniom przyszłoby nam stawić czoło, przynajmniej mieliśmy siebie.