Читать книгу Miłosierdzie - Kard. Walter Kasper - Страница 4
ОглавлениеI. MIŁOSIERDZIE – TEMAT AKTUALNY, ALE ZAPOMNIANY
1. Wołanie o miłosierdzie
Minione XX stulecie było pod wieloma względami stuleciem okropnym, zaś młody jeszcze wiek XXI, który rozpoczął się – stanowiącym raczej niedobrą wróżbę – niespodziewanym zamachem terrorystycznym na World Trade Center w Nowym Jorku, 11 września 2001 roku, jak do tej pory nie zapowiada się dużo lepiej. Wiek XX przyniósł nam dwa brutalne systemy totalitarne, dwie wojny światowe, z których druga pochłonęła 50 do 70 milionów ofiar śmiertelnych, jak również miliony ofiar ludobójstwa i masowych mordów, obozy koncentracyjne i gułagi. W wieku XXI natomiast zagrażają nam bezlitosny terroryzm i niesłychana wprost niesprawiedliwość, widzimy głodujące i wykorzystywane dzieci, miliony uchodźców, przybierające na sile prześladowania chrześcijan, a nadto jeszcze doświadczamy niszczycielskich katastrof naturalnych: trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów, tsunami, powodzi, katastrofalnych susz. To wszystko i wiele innych zjawisk można uznać za „znaki czasu”.
W tej sytuacji z wielką trudnością przychodzi wielu ludziom mówienie o wszechmogącym, a jednocześnie sprawiedliwym i miłosiernym Bogu. Gdzie był i gdzie jest teraz, kiedy to wszystko się działo i nadal się dzieje? Dlaczego na to pozwala, dlaczego nie ingeruje? Czy całe to niesprawiedliwe cierpienie – pytają często – nie jest najsilniejszym argumentem przeciwko Bogu, który jest wszechmogący i miłosierny1? I rzeczywiście, niezawinione cierpienie w czasach nowożytnych stało się dla wielu opoką ateizmu (Georg Büchner); jedynym usprawiedliwieniem dla Boga miałby być fakt – jak twierdzono – że On nie istnieje (Stendhal). Czy nie należałoby raczej – brzmi kolejne pytanie – w obliczu niemalże diabolicznego wybuchu mocy Złego Boga zaprzeć się Go ku większej chwale Bożej (Odo Marquard)2?
Mówienie o Bogu dość często przychodzi z trudem również tym, którzy w Boga wierzą; także ich ogarnia często ciemna noc wiary, która odbiera im mowę w obliczu nieskończonych krzywd oraz niezawinionego cierpienia na świecie, w obliczu przytłaczającego fatum, bolesnych nieuleczalnych chorób, wobec horroru wojen i przemocy. Fiodor Michajłowicz Dostojewski, który doświadczył wielu cierpień, tak we własnym życiu, jak i patrząc na losy innych ludzi, pisze w swojej powieści Bracia Karamazow o dziecku, które pewien generał na oczach matki kazał rozszarpać sforze swoich psów; zaznacza przy tym, że taka rażąca niesprawiedliwość i cierpienie dziecka nie mogą zostać zrównoważone żadną przyszłą harmonią. I dlatego on sam rezygnuje z biletu wstępu do nieba3. Romano Guardini, człowiek głęboko wierzący, ale mający również silną skłonność do melancholii, kiedy poczuł oddech śmierci, powiedział, że „podczas Sądu Ostatecznego nie tylko pozwoli zadawać sobie pytania, ale sam również będzie je stawiał”. Ma bowiem nadzieję, że uda mu się uzyskać odpowiedź „na pytanie, na które odpowiedzi nie jest w stanie udzielić mu żadna książka, nawet samo Pismo Święte, ani żaden dogmat i urząd kościelny: Dlaczego, Boże, do zbawienia konieczne są te okropne okrężne drogi, krzywda niewinnych, wina?”4.
Cierpienie w świecie jest bodajże najbardziej ważkim argumentem współczesnego ateizmu. Do tego dochodzą jeszcze kolejne argumenty, jak na przykład niemożność pogodzenia tradycyjnego chrześcijańskiego światopoglądu z dzisiejszym światopoglądem naukowym, naturalistycznym, wyznaczanym choćby przez teorię ewolucji lub najnowsze badania nad mózgiem5. Wszystkie te argumenty okazały się skuteczne. Doprowadziły do tego, że dla wielu ludzi Bóg już nie istnieje, albo przynamniej żyją oni w taki sposób, jakby Bóg nie istniał. Wygląda na to, że większości z nich jest z tym całkiem dobrze, a przynajmniej nie gorzej niż wielu chrześcijanom. To poczucie zmieniło sposób pytania o Boga. Skoro bowiem dla wielu Bóg nie istnieje lub stał się obojętny – protest przeciwko Niemu stracił sens. Pytania „Skąd to całe cierpienie?” i „Dlaczego muszę cierpieć?” każą nam raczej zamilknąć i oniemieć. Pytanie o łaskawego Boga, które tak bardzo frapowało młodego Marcina Lutra, wielu ludzi dzisiaj w ogóle nie interesuje; jest im całkowicie obojętne i nie porusza ich.
Rezygnację z pytania o sens oraz związany z tym defetyzm odnajdujemy nie tylko u ludzi, których – często zbyt pochopnie – lekceważymy jako powierzchownych; odnajdujemy ją dzisiaj także – jak pokazał Jürgen Habermas – w sferze głębokiej myśli filozoficznej6. Wielu osobom o refleksyjnej naturze nieobce jest tu odczucie jakiegoś braku7. A zatem obok różnorodnych problemów cielesnych, już wystarczająco trudnych do zniesienia, istnieje również nędza duchowa, utrata orientacji i doświadczenie bezsensu. „Kiedy wysychają utopijne oazy, wokół roztacza się pustynia banalności i bezradności”8. Rezygnacja ze starych odpowiedzi nie prowadzi bowiem automatycznie do znalezienia nowych, bardziej przekonujących. Powstała całkowita pustka.
Wielu ludzi potrafi dzielnie znosić i wytrzymywać tę sytuację. Zasługują na nasz szacunek. Są jednak i tacy, których doprowadza ona do rozpaczy. Świat wydaje im się absurdalny, zadają więc sobie pytanie: Czy nie byłoby lepiej, gdybym się nie urodził? Dla Alberta Camusa samobójstwo stanowiło jedyny problem filozoficzny zasługujący na poważne traktowanie9. Jednak tym samym człowiek neguje nie tylko Boga, lecz wraz z Nim również samego siebie. Są jeszcze i ci, którzy panteony bogów oraz strach przed Bogiem ferującym wyroki zastąpili lękiem przed coraz innymi i nowymi, anonimowymi upiorami10.
Wielu myślących ludzi dostrzega powagę sytuacji i na nowo podejmuje poszukiwania. Ludzi poszukujących i niezidentyfikowanych anonimowych pielgrzymów jest więcej, niż zwykle nam się wydaje. Czują oni, że rezygnując z pytania o sens, rezygnujemy z człowieka jako człowieka, a to oznacza utratę naszej prawdziwej godności. Bez pytania o sens i bez nadziei sprowadzamy siebie do sprytnego zwierzęcia, które jest zdolne czerpać radość tylko i wyłącznie z dóbr materialnych. Jednakże wtedy wszystko stanie się nudne i banalne. Jeśli przestaniemy pytać o sens, będzie to oznaczało, że porzuciliśmy wszelką nadzieję na to, że mimo wszystko kiedyś ostatecznie zapanuje sprawiedliwość. W takim wypadku słuszność miałby kryminalista; morderca zatriumfowałby nad swoją niewinną ofiarą.
Dlatego nie tylko wierzący chrześcijanie, lecz także wielu innych refleksyjnych i czujnych ludzi dostrzega fakt, że przesłanie o śmierci Boga, zupełnie inaczej niż wyobrażał to sobie Nietzsche, nie jest wyzwoleniem człowieka11. Tam, gdzie ulatnia się wiara w Boga, pozostają – to wiedział nawet Nietzsche – pustka i nieskończony chłód12. Bez Boga jesteśmy zupełnie i beznadziejnie zdani na losy i przypadki świata oraz udręki historii. Bez Boga nie istnieje żadna instancja, do której można by apelować, i tym samym nie ma żadnej nadziei na ostateczny sens i ostateczną sprawiedliwość.
Świadczy to o tym, że śmierć Boga w duszach wielu ludzi (Friedrich Nietzsche), „nieobecność Boga” (Martin Heidegger)13, „zaciemnienie obrazu Boga” (Martin Buber)14 to prawdziwa i największa nędza. Jest ona jednym ze „znaków czasu” i zalicza się do „najpoważniejszych zjawisk naszych czasów”15. Bardzo znane jest zdanie Maxa Horkheimera: „Ratowanie absolutnego sensu bez Boga jest daremne”16. Theodor W. Adorno mówił o „niemożności zwątpienia”17 i pisał: „Filozofia, jedyna, za jaką można wziąć odpowiedzialność w obliczu rozpaczy, byłaby próbą traktowania wszystkich rzeczy tak, jak się przedstawiają ze stanowiska zbawienia. Poznanie nie ma innego światła prócz tego, które rzuca na świat zbawienie: wszystko inne wyczerpuje się w naśladowczym konstruowaniu i pozostaje kawałkiem techniki”18. Moglibyśmy w tym miejscu powtórzyć za Kantem: twierdzić, że człowiek ma absolutną godność, możemy wyłącznie pod warunkiem, że Bóg istnieje i że jest On Bogiem litościwym i łaskawym19.
Dla Kanta nie był to dowód na istnienie Boga. Jego postulat opiera się przecież na założeniu, że życie ludzkie ma być szczęśliwe. Rezygnacja z tego założenia może prowadzić do nihilizmu oraz – bardzo szybko – do cynicznych morderstw i zabójstw. Postulat Kanta zatem, choć żadnym dowodem nie jest, wyraźnie wskazuje na fakt, że przynajmniej pytanie o Boga pozostaje otwarte. Od niego zależy sens i brak sensu ludzkiej egzystencji. To jest właśnie powód, dla którego przesłanie o Bogu może tak uparcie trwać wbrew wszelkim oświeconym, a także pseudooświeconym argumentom20. To nie sama wiara w Boga się ośmieszyła, lecz tylko teorie na jej temat – teorie, które przepowiadały niepowstrzymanie postępującą sekularyzację i powolne zanikanie religii oraz twierdziły, że dla wiary w Boga biją już pogrzebowe dzwony21.
Nie musimy wcale przyjmować problematycznej tezy o powrocie religii; mamy przecież także do czynienia z powrotem ateizmu22. Ale wolno nam wyrazić słowa zachęty, aby jeszcze raz na nowo rozmyślać o Bogu. Przy tym nie chodzi wyłącznie o pytanie „Czy Bóg istnieje?”, niezależnie od tego, jak jest ono istotne. Tu chodzi o łaskawego Boga, o Boga, który jest „bogaty w miłosierdzie” (Ef 2,4), który nas pociesza, abyśmy i my mogli pocieszać innych (2 Kor 1,3n). W błędnym kole zła nadzieją na nowy początek może być dla nas wyłącznie nadzieja na łaskawego, miłosiernego, a jednocześnie wszechmogącego Boga, który ma moc dać wszystkiemu nowy początek i może obdarzyć wszystkich odwagą, abyśmy mieli nadzieję wbrew wszelkiej nadziei oraz siłę, by zacząć od nowa. Chodzi zatem o żywego Boga, który ożywia zmarłych i który na koniec otrze z oczu wszelką łzę i wszystko uczyni nowym (Ap 21,4n).
Święty Augustyn, wybitny Ojciec zachodniego Kościoła, miał – jak sam pisał – w szczególny sposób doświadczyć miłosierdzia i bliskości Boga w życiu wtedy, kiedy czuł, że najbardziej się od Niego oddalił. W swoich Wyznaniach napisał: „Tobie cześć, Tobie chwała, źródło miłosierdzia! W miarę jak się pogłębiała moja niedola, Ty byłeś coraz bliżej mnie”23. I dodał: „Przemilczeć Twoją chwałę mogą tylko ci, którzy nie rozważają Twego miłosierdzia”24. Rzeczywiście, musielibyśmy milczeć o Bogu, gdybyśmy wobec tak wielkiej cielesnej i duchowej nędzy nie wiedzieli, jak na nowo głosić przesłanie o Bożym miłosierdziu. Pytanie o łaskawego Boga oraz o łaskawego człowieka, po wszystkich tych okropnych wydarzeniach XX stulecia, jak również młodego jeszcze XXI wieku, jest dzisiaj kwestią bardziej naglącą niż kiedykolwiek.
2. Miłosierdzie – fundamentalne zagadnienie na XXI wiek
Dwaj papieże drugiej połowy XX wieku jasno dostrzegali znaki czasu i wzywali, aby kwestię miłosierdzia na nowo postawić w centrum nauki i praktyki Kościoła. Jan XXIII – Papa buono, jak z miłością mówią o nim Włosi – jako pierwszy podjął to wyzwanie. Już w jego dzienniku duchowym odnajdziemy liczne głębokie przemyślenia na temat Bożego miłosierdzia. Dla Jana XXIII stanowi ono najpiękniejsze imię i najpiękniejszy tytuł Boga, zaś nasza mizerność jest tronem Bożego miłosierdzia25. Pisząc o tym, papież cytuje Psalm 89: „Misericordias Domini in aeternum cantabo”26.
Dlatego słowa Jana XIII, które wypowiedział 11 października 1962 roku w przemówieniu na otwarcie Soboru Watykańskiego II, były wyrazem jego wewnętrznego przekonania – już wcześniej dojrzałego – oraz osobistym życzeniem: nie chodzi o to, aby sobór jedynie powtarzał przekazaną mu naukę Kościoła. Nauka ta jest – jak mówił papież – dobrze znana i niezmienna. Kościół „stale przeciwstawiał się błędom świata”. „Wielokrotnie nawet potępiał je z największą surowością. Dzisiaj jednakże Oblubienica Chrystusa woli posługiwać się raczej lekarstwem miłosierdzia aniżeli surowością”27.
Tym samym został zasygnalizowany zupełnie nowy ton, który wielu skłonił do słuchania. W trakcie soboru ton ten okazał się bardzo skuteczny. We wszystkich 16 dokumentach soborowych, podobnie jak w papieskim przemówieniu, nie zrezygnowano ani nie zmieniono niczego z dotychczasowej nauki Kościoła. W dokumentach tych nie zerwano z tradycją Kościoła. Zabrzmiał w nich jednak zupełnie nowy ton i zainicjowany został nowy styl w przepowiadaniu i w życiu Kościoła. Podobnie jak w wypowiedziach papieża, również w dokumentach soborowych dostrzeżono związek między miłosierdziem a prawdą28. Jan XXIII scharakteryzował ten nowy styl, gdy mówił o pastoralnych celach soboru.
Wokół pojęcia pastoralny toczyło się wiele dyskusji, zarówno podczas samego soboru, jak i po nim, doszło też do kilku nieporozumień29. Nie wdając się w tym miejscu w fachową dyskusję, możemy powiedzieć tak: nowy styl pastoralny, o którym mówił Jan XXIII, ma wiele wspólnego z tym, co w swoim przemówieniu na otwarcie soboru nazwał on lekarstwem miłosierdzia. Od tego czasu temat miłosierdzia stał się zasadniczym zagadnieniem, nie tylko dla samego soboru, ale i dla całej duszpasterskiej praktyki Kościoła posoborowego.
Papież Jan Paweł II kontynuował i pogłębił to, co rozpoczął Jan XXIII. Tematu tego nie wymyślił jednak, siedząc przy biurku w swoim gabinecie. Ten papież jak chyba żaden inny poznał historię cierpienia swojej epoki i doświadczył go na własnej skórze. Dorastał niedaleko obozu w Auschwitz; w młodości, w pierwszych latach kapłaństwa oraz jako biskup Krakowa doświadczał okropności drugiej wojny światowej oraz dwóch brutalnych systemów totalitarnych, a także wielu cierpień, które spadły na jego naród i na niego samego. Ten pontyfikat został ukształtowany przez skutki zamachu na życie papieża oraz osobiste cierpienie Jana Pawła II w ostatnich latach życia. Świadectwo tych cierpień było daleko mocniejszym w wyrazie kazaniem niż wiele przemówień i pism. W ten sposób z przesłania o miłosierdziu Jan Paweł II uczynił przewodni temat swojego długiego pontyfikatu. Zapisał je w sztambuchu Kościołowi XXI wieku30.
Już drugą encyklikę swojego pontyfikatu, Dives in misericordia (1980), poświęcił zagadnieniu miłosierdzia. Jej niemieckie wydanie otrzymało podtytuł Der bedrohte Mensch und die Kraft des Erbarmens [Zagrożony człowiek a moc miłosierdzia]31. W dokumencie tym papież przypomina, że sama sprawiedliwość nie wystarcza; bowiem summa iustitia może być również summa iniustitia. Dlatego pierwszą kanonizację w trzecim tysiącleciu, ogłoszoną 30 kwietnia 2000 roku, świadomie i programowo powiązał z tematyką miłosierdzia. W tym właśnie dniu ogłoszono świętą słabo wcześniej znaną polską zakonnicę i mistyczkę, Faustynę Kowalską († 1938). Ta prosta siostra zakonna w swoich zapiskach wykroczyła ponad neoscholastyczną teologię i jej wysoce abstrakcyjne, metafizyczne nauczanie o przymiotach Boga; i całkowicie zgodnie z myślą Pisma Świętego nazwała miłosierdzie największym i najwyższym z przymiotów Boga oraz uznała je po prostu za absolutną Bożą doskonałość32. Tym samym wpisała się w długą tradycję kobiecej mistyki. Wystarczy wspomnieć choćby św. Katarzynę ze Sieny czy św. Teresę z Lisieux.
Podczas swojej wizyty w Łagiewnikach, na przedmieściach Krakowa, gdzie żyła siostra Faustyna, 7 czerwca 1997 roku papież powiedział, że historia niejako wpisała zagadnienie miłosierdzia w tragiczne doświadczenie II wojny światowej jako szczególne oparcie i niewyczerpane źródło nadziei. To przesłanie ukształtowało cały obraz pontyfikatu Jana Pawła II. W kazaniu podczas kanonizacji siostry Faustyny papież powiedział, że orędzie o miłosierdziu powinno na podobieństwo promienia światła rozjaśniać ludzkie drogi w trzecim tysiącleciu. Podczas swojej ostatniej wizyty w ojczyźnie, 17 sierpnia 2002 roku dokonał uroczystego zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu. Przy tej okazji powierzył Kościołowi zadanie przekazywania światu ognia miłosierdzia. Zainspirowany przez siostrę Faustynę, ogłosił pierwszą niedzielę po Wielkanocy, tzw. białą niedzielę, niedzielą miłosierdzia.
Wielu ludzi dostrzegło zatem znak Bożej Opatrzności w tym, że właśnie ten papież został powołany do domu Ojca w wieczór poprzedzający niedzielę miłosierdzia, czyli 2 kwietnia 2005 roku. Papież Benedykt XVI podjął tę interpretację, ogłaszając papieża Jana Pawła II błogosławionym w niedzielę miłosierdzia Bożego, 1 maja 2011 roku. Już w czasie uroczystości pogrzebowych na Placu Świętego Piotra, 8 kwietnia 2005 roku, kardynał Józef Ratzinger pełniący wówczas funkcję kardynała dziekana podkreślił, że miłosierdzie było głównym punktem programu Jana Pawła II i że on sam przejął ową myśl jako zobowiązanie. Powiedział: „On [tzn. Jan Paweł II] przedstawił nam tajemnicę paschalną jako tajemnicę Bożego miłosierdzia. W swojej ostatniej książce napisał: granicą wyznaczoną złu „jest ostatecznie miłosierdzie Boże”. Jest to dosłowny cytat z książki Pamięć i tożsamość, którą Jan Paweł II opublikował zaledwie kilka miesięcy przed swoją śmiercią i w której raz jeszcze podsumował i sformułował swoją główną myśl33.
Już w trakcie Mszy Świętej otwierającej konklawe, 18 kwietnia 2005 roku, kardynał Ratzinger powiedział: „Z radością słuchamy zapowiedzi roku miłosierdzia: Boże miłosierdzie kładzie kres złu – jak nam powiedział Ojciec Święty. Jezus Chrystus jest uosobieniem miłosierdzia Bożego: spotkać Chrystusa znaczy spotkać Boże miłosierdzie. Posłannictwo Chrystusa stało się naszym posłannictwem za sprawą kapłańskiego namaszczenia; jesteśmy powołani, aby obwieszczać – nie tylko słowami, ale życiem i przez skuteczne znaki sakramentów – „rok łaski Pańskiej”.
Dlatego nie zaskakuje nas fakt, że papież Benedykt XVI już w swojej pierwszej encyklice Deus caritas est (Bóg jest miłością) (2006) podjął myśl poprzednika, dodając jej teologicznej głębi. W encyklice Caritas in veritate (Miłość w prawdzie) (2009) skonkretyzował ten temat w perspektywie nowych wyzwań. Inaczej niż w dotychczasowych encyklikach społecznych, punktem wyjścia uczynił nie sprawiedliwość, lecz miłość, która stanowi główną zasadę chrześcijańskiej nauki społecznej. Tym samym papież położył podwaliny pod nową koncepcję społecznej nauki Kościoła i postawił nowe akcenty, aby raz jeszcze podjąć temat miłosierdzia w szerszym kontekście.
A zatem aż trzech papieży drugiej połowy XX wieku i początku XXI wieku zaznajamiało nas z tematem miłosierdzia. I rzeczywiście nie jest to temat marginalny, lecz zasadniczy zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie, zagadnienie dla XXI stulecia fundamentalne, odpowiedź na znaki czasu.
3. Miłosierdzie – temat karygodnie zaniedbany
Skoro podkreślamy miłosierdzie jako zagadnienie centralne dla teologii XXI wieku, dla racjonalnie uzasadnionego przekazu o Bogu, musimy prześledzić na nowo zasadnicze znaczenie przesłania o miłosierdziu Bożym w świadectwach Starego i Nowego Testamentu34. Podjąwszy tę próbę, natychmiast dokonujemy zdumiewającego, a nawet przerażającego odkrycia: temat ów, dla Biblii centralny, a dla współczesnego doświadczenia rzeczywistości aktualny, jeśli jest obecny w słownikach i podręcznikach teologii dogmatycznej, to jedynie marginalnie. Zarówno w tradycyjnych, jak i w nowszych podręcznikach teologii miłosierdzie Boże omawiane jest wyłącznie jako jeden z wielu przymiotów Boga – i najczęściej krótko, dopiero po innych, tych, które wynikają z metafizycznej istoty Boga. Miłosierdzie nie zostaje zatem pod żadnym względem systematycznie opracowane35. W nowszych podręcznikach zazwyczaj w ogóle go nie znajdziemy36, a jeśli się tam pojawia, to raczej jako temat poboczny. Wyjątki od tej reguły istnieją, jednak nie są w stanie zmienić ogólnego wrażenia37.
Wyniku tego przeglądu nie można określić inaczej niż jako rozczarowujący, a nawet katastrofalny. Dlatego należałoby dziś na nowo przemyśleć całą naukę o przymiotach Boga i przy tej okazji przyznać miłosierdziu należne mu miejsce. Wspomniany rezultat nie oddaje bowiem sprawiedliwości ani randze miłosierdzia w świadectwie Pisma Świętego, ani strasznym doświadczeniom XX stulecia i lękom związanym z przyszłością rozpoczynającego się XXI wieku. W obliczu zniechęcenia, braku nadziei i dezorientacji, których doświadcza dziś wielu ludzi, przesłanie mówiące o Bożym miłosierdziu musiałoby zostać zaprezentowane jako przesłanie ufności i nadziei. Podkreślenie znaczenia miłosierdzia Bożego stanowi więc ogromne wyzwanie dla teologii.
Deficyt teologicznej refleksji na temat tego zasadniczego dla Biblii przesłania o miłosierdziu sprawił, że pojęcie to odeszło w niepamięć i zostało zredukowane do „miękkiej” działalności pastoralnej i duchowości oraz do pozbawionej krwi i siły miękkości, której brakuje zdecydowania i jakiegokolwiek jasnego profilu, której chodzi jedynie o to, aby każdemu w jakiś sposób dogodzić. Taka miękka praktyka może być do pewnego stopnia zrozumiała jako reakcja na niemiłosiernie bezwzględną praktykę legalistyczną. Kiedy jednak nie czujemy w niej już nic ze wstrząsu, jaki wywołuje spotkanie ze świętym Bogiem, Jego sprawiedliwością i Jego sądem, kiedy „Tak” nie znaczy już „Tak”, a „Nie” nie znaczy „Nie”, zaś miłosierdzie nie wzmacnia wymogu sprawiedliwości, bo nie jest w stanie mu sprostać – wówczas miłosierdzie staje się pseudomiłosierdziem. Ewangelia mówi o usprawiedliwieniu dla grzesznika, nie dla grzechu; dlatego powinniśmy miłować grzesznika, ale nienawidzić grzech.
Powód, dla którego miłosierdzie traktowane jest po macoszemu, stanie się jasny, kiedy przekonamy się, że w podręcznikach na pierwszym miejscu wymieniane są te przymioty Boga, które wynikają z Jego metafizycznej istoty jako samoistnego aktu istnienia (ipsum esse subsistens): niezłożoność, nieskończoność, wieczność, wszechobecność, wszechwiedza, wszechmoc itd. Metafizycznego określenia istoty Boga, które charakteryzowało całą teologiczną tradycję od najwcześniejszych dziejów Kościoła, nie powinno się w żadnym wypadku podawać w wątpliwość; jego słusznością i granicami jeszcze się tu zajmiemy38. W tej chwili chciałbym jedynie wskazać na fakt, że pośród metafizycznych przymiotów Boga nie ma miejsca dla miłosierdzia, które wynika przecież nie z istoty metafizycznej, lecz z historycznej ofiary samego Boga; równie mało miejsca jest tam również dla świętości i gniewu Boga, czyli Jego oporu wobec zła. Zatem fakt, że miłosierdzie popadło w zapomnienie, nie stanowi jedynie marginalnego problemu nauki o Bogu. Stawia nas to raczej wobec zasadniczego problemu określania istoty i przymiotów Boga w ogóle oraz przed koniecznością nadania nowego kierunku dogmatyce.
Tradycyjny metafizyczny punkt wyjścia teologii rodzi kolejny problem dla nauki o miłosierdziu Bożym. Jeśli mianowicie Bóg jest sam w sobie istnieniem, to z tej absolutnej pełni istnienia wynika absolutna doskonałość istoty Boga, która – skoro cierpienie musi być pojmowane jako wada – obejmuje niemożność cierpienia Boga (ἀπάθεια). Tak oto dogmatyka, przyjąwszy metafizykę za punkt wyjścia, miała trudności z mówieniem o współczującym Bogu39. Musiała wykluczyć, że Bóg w sensie pasywnym cierpi wraz ze swoim stworzeniem (pati); mogła mówić o współczuciu i miłosierdziu wyłącznie w znaczeniu aktywnym: Bóg sprzeciwia się cierpieniu swojego stworzenia i stara się mu zaradzić40. Pytanie, które wciąż pozostaje otwarte, brzmi: Czy tym samym udało się sprostać biblijnemu rozumieniu Boga, który cierpi ze swoim stworzeniem i który, jako misericors, ma serce (cor) u ubogich i dla ubogich (miseri)41? Czy Bóg ukazany jako apatyczny może rzeczywiście wzbudzić sympatię?
Ze względów pastoralnych okazało się to katastrofą. Tak abstrakcyjnie pomyślanego Boga większość ludzi postrzega bowiem jako bardzo odległego od ich osobistej sytuacji; jakby miał On bardzo niewiele wspólnego – albo i nic – z sytuacją na świecie, w którym niemal codziennie pojawiają się straszne wiadomości, a wielu ludzi odczuwa strach przed przyszłością. Ten rozdźwięk pomiędzy doświadczeniem rzeczywistości a głoszoną wiarą ma katastrofalne skutki. Przesłanie o Bogu, który nie odczuwa cierpienia, jest bowiem jednym z powodów, dla których Bóg stał się wielu ludziom obcy, a w końcu obojętny.
Wreszcie na gruncie metafizycznego rozumienia Boga temat miłosierdzia w podręcznikach mógł być omawiany wyłącznie w kontekście kwestii sprawiedliwości Bożej, i to sprawiedliwości rozumianej zgodnie z antyczną filozofią, a mianowicie: zagwarantować każdemu to, co mu się należy (suum cuique). Jej elementami były sprawiedliwość prawna (iustitia legalis), sprawiedliwość rozdzielcza (iustitia distributiva) oraz sprawiedliwość nagrody i kary (iustitia vindicativa). Na podstawie własnej sprawiedliwości nagrody i kary Bóg nagradza dobrych i karze złych. To zrodziło pytanie: W jaki sposób można pogodzić miłosierdzie Boże ze sprawiedliwością nagrody i kary? Jak da się pogodzić z Bożą sprawiedliwością fakt, że Bóg jest miłosierny i nie karze grzeszników? Odpowiedź brzmiała: Bóg okazuje miłosierdzie grzesznikom, którzy pragną nawrócenia i okazują skruchę, ale karze tych, którzy nie żałują swoich złych czynów i nie nawracają się. Ta odpowiedź wydaje się sensowna, kiedy za nadrzędny punkt wyjścia uzna się sprawiedliwość nagrody i kary – i jej podporządkuje się miłosierdzie jako swego rodzaju casus owej sprawiedliwości.
Wyobrażenie karzącego i mściwego Boga sprawiło, że wielu ludzi zaczęło się obawiać o swoje wieczne zbawienie. Najbardziej znany i brzemienny w skutki – z punktu widzenia historii Kościoła – jest przykład młodego Marcina Lutra, któremu pytanie „Jak zyskam sobie łaskawego Boga?” przez długi czas spędzało sen z powiek, aż w końcu przekonał się, że w rozumieniu Biblii sprawiedliwość Boża nie jest sprawiedliwością karzącą, lecz sprawiedliwością oddającą słuszność, i tym samym jest Jego miłosierdziem. I to właśnie doprowadziło do rozłamu w Kościele w XVI stuleciu. Relacja pomiędzy sprawiedliwością a miłosierdziem stała się zatem kwestią decydującą o losach zachodniej teologii42.
Trwało to do XX wieku, aż wreszcie luteranie i katolicy zdołali wypracować fundamentalny konsensus w kwestii usprawiedliwienia grzesznika43. Stało się to możliwe wyłącznie dlatego, że wspólnie odkryliśmy, iż Boża sprawiedliwość jest Jego miłosierdziem. Jednak z owej jednomyślności co do nauki o usprawiedliwieniu nie wyciągnęliśmy dotąd konsekwencji dla dogmatyki oraz dla nowego sposobu mówienia o wyzwalającym i oddającym sprawiedliwość Bogu. Gdy zatem mówimy o nowej ewangelizacji, mamy do czynienia z zasadniczym wspólnym wyzwaniem.
Zadanie, przed którym stoimy, to ponowne wydobycie miłosierdzia z cienia, w który wepchnęła je tradycyjna teologia. Nie wolno nam przy tym ulegać banalnemu i bagatelizującemu wyobrażeniu „kochanej Bozi”, które czyni z Boga dobrotliwego kumpla i nie traktuje już poważnie Bożej świętości. Miłosierdzie musi być pojmowane jako właściwa Bogu sprawiedliwość i jako Jego świętość. Wyłącznie w ten sposób uda nam się na nowo rozświetlić obraz łaskawego i miłosiernego Ojca, jaki objawił nam Jezus. Można również powiedzieć: naszym zadaniem jest naszkicowanie wizerunku sympatycznego Boga. W obliczu ideologicznych deformacji Jego wizerunku jest to dzisiaj szczególnie konieczne.
4. Miłosierdzie ideologicznie podejrzane
Miłosierdzie nie jest problemem wyłącznie teologicznym; w konfrontacji z nowoczesną ideologią stanowi ono również problem społeczny. Spotykamy go przede wszystkim u Karola Marksa i w marksizmie. Marks nazwał religię „ogólną racją bytu i pocieszeniem” świata. Religijna nędza była dla niego wyrazem rzeczywistej nędzy, a jednocześnie protestem przeciw nędzy rzeczywistej. „Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu”44.
To zdanie, wielokrotnie cytowane, często bywa interpretowane jednostronnie, jako krytyczne wobec religii. Tymczasem w odniesieniu do religii nie jest ono wyłącznie negatywne; uznaje przecież w religii uprawniony moment protestu: religia jako protest przeciwko nędzy, niesprawiedliwości oraz kołtuńskiemu samozadowoleniu. Marks wyraża jednak przekonanie, że ten protest w religii był pomysłem ideologicznie chybionym, po prostu zwodził obietnicami i prowadził do fałszywej powierzchowności w traktowaniu świata. Szczerze mówiąc, nie da się zaprzeczyć, że ideologiczne nadużycia względem religii zdarzały się i wciąż jeszcze się zdarzają.
Takie nadużycia nie mogą jednak być pretekstem, by aprobatę religijnej pociechy uznać wyłącznie za ideologię. Byłaby to nowa niesprawiedliwość wobec ludzi, którzy popadłszy w tarapaty, w religii poszukiwali pomocy i dzięki niej odnaleźli siły, by radzić sobie z życiem na tym świecie. Przecież w imię religii i miłosierdzia bardzo często protestowano przeciwko niesprawiedliwości i przemocy oraz podejmowano wzmożone działania [im zapobiegające]. Dowodem na prawdziwość tej tezy jest chrześcijański ruch społeczny, istniejący już w czasach Karola Marksa45.
Próba zniwelowania wszelkiej krzywdy i cierpienia przy użyciu przemocy, jaką podjął ideologiczny i totalitarny komunizm – boleśnie tego doświadczyliśmy – nie tylko okazała się nieskuteczna, ale co więcej, właśnie ona przyniosła niewypowiedziane wprost krzywdy i cierpienia milionom ludzi. Istnieją wstrząsające świadectwa, do jakiej ludzkiej nędzy i beznadziejności doprowadził świat bez miłosierdzia, pozbawiony Boga i łaski, w stalinowskim komunizmie. W nim miałaby się liczyć wyłącznie sprawiedliwość, nie zaś miłosierdzie, które uważano za przestarzałą wartość mieszczańską. I właśnie wobec całkowitego braku miłosierdzia dało się słyszeć wołanie o miłosierdzie46.
Krytykę współczucia i miłosierdzia zupełnie inną niż w marksizmie odnajdziemy u Fryderyka Nietzschego. Przeciwstawiał on rozumnemu sposobowi myślenia, zwanemu przez niego apollińskim, myślenie dionizyjskie, czyli myślenie twórcze, które wykraczało poza wszelkie formy oraz było stanem upojenia życiem. Przyjmując dionizyjską apoteozę życia, we współczuciu dostrzegał on pomnożenie cierpienia. Miłosierdzie, zdaniem Nietzschego, to nie altruizm, lecz wyrafinowana forma egoizmu i samozadowolenia – jako że człowiek miłosierny z wyniosłością pragnie pokazać ubogim własną przewagę i dać im ją odczuć47. W swoim głównym dziele Tako rzecze Zaratustra Nietzsche przedstawia niejako kontrewangelię wobec Ewangelii chrześcijańskiej, głoszącej miłosierdzie: „Bóg nie żyje; współczucie dla człowieka przyprawiło Boga o śmierć”. Dzięki śmierci Boga znalazło się miejsce dla nadczłowieka i jego woli władzy. Dlatego Nietzsche może stwierdzić w antytezie Kazania na Górze: „Zaprawdę, nie znoszę ja tych miłosiernych”. „Zaś twórcy wszyscy twardzi są”48. Ostatecznie więc Nietzsche stawia Dionizosa w opozycji do Ukrzyżowanego Chrystusa49.
W elitarnych szkołach narodowosocjalistycznych liczyły się – niech pozostanie kwestią otwartą, czy używano ich zgodnie z sensem, czy też sens raczej przekręcano – słowa Nietzschego „Chwała wszystkiemu, co twardym czyni!”50. Słowa Nietzschego mówiące o moralności panów51 oraz o rasie panów52 mają bardzo złe następstwa. Konsekwencją narodowosocjalistycznej ideologii była pogarda dla ludzi. Dlatego dzisiaj nikt już nie chce nawet używać wyrażeń takich jak „rasa panów”. Nie znaczy to, że brak miłosierdzia nie zaznacza się również bardzo często w społeczeństwach zachodnich. Wrogość względem obcych połączona z arogancją wobec innych kultur niestety nadal istnieją.
Do tego dochodzą wciąż żywe w naszym społeczeństwie tendencje darwinistyczne; w nich obowiązuje prawo silniejszego oraz bezwzględne forsowanie własnych egoistycznych interesów. Ci, którzy nie potrafią dotrzymać innym kroku, łatwo wpadają pod koła lub między młyńskie kamienie. Globalizacyjny pęd gospodarki oraz rynków finansowych wyzwolił niekontrolowane siły: wobec żądzy pieniądza zarówno jednostki, jak i całe narody stały się bezlitosną igraszką53.
Znamienny jest fakt, że słowa takie jak miłosierdzie i współczucie w dużej mierze wyszły z mody; w uszach wielu brzmią sentymentalnie. Zużyły się i wyglądają na stare i pokryte kurzem. Stoi za tym taka oto postawa: kto nie podda się obowiązującym regułom gry społeczeństwa silnych, zdrowych, odnoszących sukcesy i nie będzie potrafił się w nim odnaleźć, kto zatem trzyma się błogosławieństw z Kazania na Górze, które przecież kwestionują ten porządek i wręcz stawiają go na głowie, ten traktowany jest jako naiwny i nie na miejscu, ten jest wyśmiewany niczym książę Myszkin z powieści Dostojewskiego Idiota. Przecież słowu współczucie tak często nadawano negatywną, niemal cyniczną nutę54. Wydaje się zatem, że w naszym społeczeństwie sprawa współczucia i miłosierdzia nie miewa się najlepiej. Na całe szczęście nie brakuje działań przeciwnych.
5. Empatia i compassion jako nowe podejście
Dzisiaj wołanie o współczucie i miłosierdzie w żadnym razie nie zamilkło; a nawet jeszcze się nasiliło. Słowa współczucie i miłosierdzie mogą brzmieć przestarzale, jednak nastawienia i postawy, które wyrażają, nie straciły na aktualności. Zimna krew biurokratycznie zorganizowanej narodowosocjalistycznej polityki zagłady nadal wytrąca nas z równowagi i przeraża, podobnie jak zobojętnienie i oziębłość, powszechne w zindywidualizowanym świecie, oraz eskalacja przemocy wśród młodych ludzi, którzy bezsensownie biją, kopią i torturują innych, a przy tym ryzykują też własnym życiem. Klęski żywiołowe i klęski głodu wywołują nieustannie imponującą falę współczucia i gotowości do niesienia pomocy. Nie należy jednak zapominać o gotowości do pomocy w kręgu rodziny, sąsiadów i okolicznej społeczności – ta pozostaje zwykle niezauważona i rzadko spotyka się z publicznym uznaniem. Współczucie i miłosierdzie nie stały się nam, dzięki Bogu, zupełnie obce i nie zagubiliśmy ich całkowicie.
Współczucie – lub jak wolimy mówić: empatia (zrozumienie poprzez wczuwanie się w czyjeś położenie) – stało się nowym i istotnym paradygmatem we współczesnej psychologii i psychoterapii, w pedagogice, socjologii oraz duszpasterstwie55. Wczuwanie się w sytuację, w świat uczuć drugiej osoby, jej myśli i codziennego życia, wejście w jej położenie, aby zrozumieć jej sposób myślenia i działania, uznawane jest dzisiaj powszechnie za warunek udanych relacji międzyludzkich oraz za dowód prawdziwego człowieczeństwa. Wczuwanie się w świat uczuć, myśli i codziennego życia innej kultury czy innego narodu stanowi podstawowy warunek międzykulturowego spotkania, pokojowego współistnienia oraz współdziałania pomiędzy religiami i kulturami, jak również służy sprawie pokoju, polityki i dyplomacji.
Niektórzy zamiast mówić o empatii, wolą stosować określenie pochodzące z nowoczesnego zamerykanizowanego języka, czyli compassion. I tak słowo compassion stało się nazwą dzieła pomocy dzieciom, które poszukuje darczyńców dla dzieci cierpiących nędzę na całym świecie i pomaga w przezwyciężeniu biedy, aby dziecko, które dzieło to wzięło pod opiekę, mogło mieć dobre perspektywy na przyszłość. Z czasem nazwę compassion przyjął również projekt wychowawczy i edukacyjny, który ma uczyć społecznej wiedzy, społecznych kompetencji oraz społecznej odpowiedzialności56. Istnieje także Charter for Compassion [Karta Współczucia], której szczególnego wsparcia udziela Karen Armstrong. To, co sprawiało wrażenie przestarzałego, powróciło więc pod nową nazwą i w nowej formie.
Teologia podchwyciła tę intencję i podjęła próbę uczynienia jej owocną pod względem teologicznym. Johann Baptist Metz ogłosił compassion światowym programem chrześcijaństwa w epoce pluralizmu religii i kultur57. Już w swoich wcześniejszych publikacjach stawiał w centrum zainteresowania pytanie o Boga z perspektywy doświadczeń niesprawiedliwości i cierpienia oraz żądał teologii wrażliwej na krzywdy i teodyceę58.
Oczywiście nie chodzi tutaj po prostu o sentymentalne współczucie i, że tak powiem, miłosierdzie bezzębne. Słowa compassion nie należy rozumieć wyłącznie jako litościwego zachowania; trzeba w nim dostrzec także słowo passion i pełne pasji zachowanie w obliczu panujących w naszym świecie niesłychanie wprost niesprawiedliwych stosunków, jak również wołanie o sprawiedliwość. Wyraźnie słychać je już u proroków Starego Testamentu, powraca ono u ostatniego z proroków, Jana Chrzciciela, a wreszcie u samego Jezusa. Nie wolno nam też zapominać o licznych mocnych słowach Starego i Nowego Testamentu, nie możemy ich bagatelizować ze względu na źle pojęte miłosierdzie ani rozmiękczać jednoznacznych i zobowiązujących biblijnych żądań dotyczących sprawiedliwości.
Jednak autorzy biblijni wiedzą również, że doskonała sprawiedliwość na tym świecie jest nieosiągalna. Dlatego na nieusuwalność niesprawiedliwych stosunków w świecie odpowiadają słowami o eschatologicznej nadziei na sprawiedliwość Bożą. A wołanie o miłosierdzie przedkładają nad wołanie o sprawiedliwość. Biblia pojmuje miłosierdzie jako właściwą Bogu sprawiedliwość. Jest ono sercem biblijnego przesłania; wyższą formą sprawiedliwości, nie niższą. Stary Testament mówi, że Bóg jest Bogiem łaskawym i miłosiernym (Wj 34,6; Ps 86,15 i in.), zaś Nowy Testament nazywa Go „Ojcem miłosierdzia i Bogiem wszelkiej pociechy” (2 Kor 1,3; por. Ef 2,4).
Również dzisiaj spotykamy rzesze ludzi, dla których w sytuacjach po ludzku beznadziejnych, w przypadku niezawinionych katastrof, niszczycielskich trzęsień ziemi, tsunami lub osobistych tragedii losowych – wołanie o zmiłowanie jest ostatnią pociechą i ostatnim oparciem. Nieustannie możemy doświadczać tego, że nawet ludzie, którzy nie uczęszczają regularnie do kościoła, w takich sytuacjach spontanicznie odnajdują ratunek w modlitwie. Wystarczy pomyśleć o niezliczonych ludziach, którzy znoszą ciężkie choroby lub wpadli po uszy w długi; zwykle jedyną pociechą, jaka im pozostała, jest świadomość, że Bóg jest łaskawy i miłosierny. Żywią nadzieję, że On ostatecznie położy kres całemu temu beznadziejnemu splotowi losu i winy, niesprawiedliwości i kłamstwa; że Bóg, który widzi ukrytą głębię ludzkiego serca i zna wszystkie jego porywy, będzie łaskawym sędzią. Dlatego wielu powtarza wciąż przywoływane w wielu pieśniach kościelnych oraz na początku każdej Mszy Świętej słowa „Kyrie eleison”, jak również popularną w prawosławnej tradycji i ostatnio coraz bardziej cenioną także w zachodnim Kościele modlitwę: „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną”. Kto mógłby powiedzieć, że nie potrzebuje o to prosić?
Nie chodzi tu zatem wyłącznie o etyczne i społeczne konsekwencje przesłania o miłosierdziu; przede wszystkim idzie tu o przesłanie mówiące o Bogu i Jego miłosierdziu, a dopiero na drugim miejscu o wynikające z niego przykazanie. Mówienie o empatii i compassion może stanowić punkt wyjścia dla teologicznej refleksji nad tym zagadnieniem. Krzywda i cierpienie są bowiem równie stare jak sama ludzkość; są one uniwersalnym doświadczeniem ludzkości. Wszystkie religie w taki czy inny sposób pytają o przyczyny i powody cierpienia oraz o jego sens; pytają o wybawienie od krzywd i cierpienia oraz o to, jak obchodzić się z krzywdą i cierpieniem, a także skąd czerpać siły, aby krzywdy i cierpienie przetrwać59. Zagadnienie współczucia/compassion nie jest więc wyłącznie odpowiedzią na współczesne doświadczenie krzywdy i cierpienia, wynika ono z powszechnego ludzkiego doświadczenia. I właśnie dzięki temu compassion nadaje się na punkt wyjścia dla teologii. O Bogu jako wszystko określającej Rzeczywistości można bowiem mówić nie za pomocą partykularnych kategorii, lecz wyłącznie przy użyciu kategorii uniwersalnych; jedynie one są stosowne, kiedy pytamy o Boga.
Z dotychczasowego, jeszcze nie kompletnego, szkicu problemu wyłaniają się następujące kwestie dla dalszych rozważań: Co znaczy wierzyć w miłosiernego Boga? Jak wygląda relacja pomiędzy Bożym miłosierdziem a Jego sprawiedliwością? W jaki sposób można mówić o Bogu sympatycznym, to znaczy współczującym? Czy da się pogodzić niezawinione krzywdy i Boże miłosierdzie? Z tych kwestii wynikają z kolei pytania etyczne: Jak możemy odpowiedzieć na Boże miłosierdzie własnym postępowaniem? Co przesłanie o miłosierdziu oznacza dla praktyki Kościoła i jak możemy podkreślić centralne przesłanie o miłosierdziu Boga w życiu chrześcijan i Kościoła? I wreszcie: Co oznacza to przesłanie dla nowej kultury miłosierdzia w naszym społeczeństwie? Krótko mówiąc: Co znaczą słowa Kazania na Górze: „Błogosławieni miłosierni” (Mt 5,7)?