Читать книгу Gdzie diabeł mówi dobranoc Tom 2 Nie wywołuj wilka z lasu - Karina Bonowicz - Страница 6
Rozdział pierwszy
Оглавление– Czy mógłbyś nam wyjaśnić, chłopcze, co właśnie zaszło?
Wszystkie oczy zwróciły się na Borysa.
Siedzieli w salonie Tatiany: Alicja, Natasza, Olga, Konstanty, Jurko. Tylko Tatiana krążyła po pokoju, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Jeśli Alicja myślała, że to, co wydarzyło się w kościele, było piekłem, grubo się myliła. Prawdziwe piekło rozpętało się dopiero po pogrzebie. To, że siedzieli teraz grzecznie na kanapie naprzeciwko bledszego niż zwykle Borysa, wynikało z tego, że chyba wszyscy opadli z sił po wrzaskach i krzykach, którymi wypełnił się dom Tatiany.
– Borysie… – zaczął Konstanty, który był, jak zawsze zresztą, najbardziej opanowany z całego towarzystwa. – Czy mógłbyś nam…
– Tak, mógłbym – powiedział zniecierpliwiony już Borys. – Miejmy to wreszcie za sobą.
Wziął głęboki oddech.
– To ja przemieniłem Elizę.
Konstanty ruchem ręki uspokoił wrzawę, która podniosła się na kanapie.
– Dlaczego? – zapytał spokojnie.
– Dlaczego? – żachnął się Borys. – Miałem pozwolić jej umrzeć?
Alicja poruszyła się niespokojnie.
– A ja mam inne pytanie – wyrwała się, ignorując Konstantego, który już otwierał usta. – Czy możesz mi powiedzieć, jakim cudem w trumnie znalazła się Eliza? Pomijam już to, że podobno powiedzieliście jej rodzicom, że trumna musi być zamknięta, bo Eliza jest w takim stanie, że nie nadaje się do pokazywania.
Natasza odwróciła się w jej stronę i zmroziła koleżankę wzrokiem.
– Serio? Chcesz teraz o tym rozmawiać?!
Alicja wytrzymała jej spojrzenie.
– Tak. Chcę teraz o tym rozmawiać. Chyba należy mi się jakieś słowo wyjaśnienia.
Natasza już otworzyła usta, ale Konstanty uciszył ją gestem.
– Mógłbyś wyjaśnić koleżance? – zwrócił się do wnuka.
Borys znów nabrał powietrza, jakby chciał go mieć na zapas.
– To normalna sprawa w przypadku strzyg – powiedział po chwili. – Eliza jest strzygą, więc też to umie. My po prostu… potrafimy udawać umarłych.
– To znaczy? – spytała Alicja i z ciekawości aż pochyliła się w jego stronę.
– To coś w rodzaju… hibernacji. – Borys zmarszczył czoło, jakby usiłował sobie przypomnieć, jak to szło. – Nasze serce zwalnia do dwóch uderzeń na minutę, temperatura spada poniżej trzydziestu pięciu stopni, puls nie jest w ogóle wyczuwalny, a oddech… No przestajemy po prostu oddychać.
– Serio? – Oczy Alicji zrobiły się niemal okrągłe ze zdziwienia.
– Serio. To bardzo przydatna… właściwość.
– Zwłaszcza na wojnie – mruknęła Natasza.
Borys udał, że jej nie słyszy.
– Ale są, oczywiście, też minusy. Zwykle można to zrobić tylko raz. To znaczy możemy tak robić, ile razy chcemy, ale oficjalnie jedynie raz. No bo tak powinno być. Umiera się tylko raz… Miałem na myśli cywilów – dodał szybko. – Kiedy już cię uznają za zmarłego, tak jak Elizę, nie można następnego dnia iść, jak gdyby nigdy nic, do szkoły. Oczywiście, jest też ryzyko, że pochowają cię żywcem…
Alicja miała wrażenie, że Borys trochę się rozluźnił, opowiadając o strzygach. I żywych trupach, co chyba na jedno wychodziło…
– Co teraz będzie z Elizą? – spytała cicho.
Borys wzruszył ramionami.
– Musi się ukrywać. Jest uznana, i to już oficjalnie, za zmarłą. Wszyscy widzieli ją przecież w trumnie…
– Jakim cudem udało ci się ją wcisnąć do tej trumny? – zainteresowała się Alicja. Miała wrażenie, że właśnie padło pytanie, które każdy chciał zadać.
– Miałem dużo szczęścia. Jeśli w ogóle można tak powiedzieć… – Borys uśmiechnął się gorzko. – Przyszedłem wcześniej, jak wy zresztą… – Popatrzył na Alicję porozumiewawczo. – Nikogo jeszcze nie było. Zmusiłem ją, żeby tam weszła i… udawała zmarłą.
– Ale… co było w takim razie wcześniej w trumnie? – Alicja stawała się coraz bardziej dociekliwa.
– Co się dało – odpowiedział milczący dotąd Jurko. – Musieliśmy ją jakoś obciążyć.
No tak. W końcu nie takie pogrzeby już przechodzili, pomyślała dziewczyna. Na samą myśl o tym, jak załatwiali podobne sprawy, dostawała gęsiej skórki. Nagle ją olśniło.
– Czekaj! I ona tak po prostu tam weszła? – spytała, świdrując Borysa wzrokiem.
– To jej architekt, idiotko – warknęła Natasza. – Zawsze będzie robiła to, co jej każe. Dopóki nie osiągnie… jak to się mówi? – Długo szukała słowa, wreszcie pytająco zerknęła na Olgę.
– Dojrzałości. Czyli czegoś, czego ty na pewno nie osiągniesz nigdy – odpowiedziała uprzejmie Olga.
Natasza podziękowała jej wściekłym spojrzeniem.
– Jak osiągnie dojrzałość, to się usamodzielni i Borys będzie mógł ją wypuścić – kontynuowała, nie patrząc już na Alicję. – Do tego czasu za nią odpowiada. No, chyba że… Pozbędzie się problemu.
Zapadła cisza.
Alicja powiodła wzrokiem po zebranych.
Czy ona ma na myśli to, o czym Alicja właśnie pomyślała?
– Chyba nie zamierzacie jej…
– Nikt nie będzie jej zabijał – powiedział twardo Borys.
– Czyżby? – Natasza uniosła wymownie brew.
Alicja popatrzyła na towarzystwo na kanapie. Ich miny mówiły same za siebie.
– Nie macie chyba zamiaru jej… – Bała się dokończyć.
– Nie mają? – spytał ironicznie Borys. – Jesteś pewna?
– OK. Dobra. – Alicja uniosła ręce w geście kapitulacji. – To prawda, ona jest niebezpieczna…
– Przede wszystkim dla siebie – mruknął Borys.
Alicja zignorowała go.
– Sama bym jej chętnie skręciła kark za to, że dwa razy próbowała mi odgryźć głowę, ale…
– Zaraz! Jakie dwa razy?! – ryknęła Tatiana.
Alicja wymieniła szybkie spojrzenie z Borysem.
– Chcesz powiedzieć, że w zakrystii to nie był pierwszy raz, kiedy cię zaatakowała? – spytała ostro ciotka.
Alicja wpatrywała się w strzygonia. Czyżby właśnie jeszcze bardziej go pogrążyła? Nie wiedziała już, czy powinna zdradzić, co zaszło w kuchni Tatiany. Nie chciała zaszkodzić chłopakowi. Chociaż… Czy w tej sytuacji można było mu jeszcze bardziej zaszkodzić?
– Pomyliłam się – powiedziała w końcu do ciotki. – To nie były dwa razy, tylko jakieś milion pięćset razy. Trudno mi było policzyć, bo cały czas próbowałam się skupić na tym, żeby nie dać sobie odgryźć głowy – dodała ze złością.
Borys uśmiechnął się lekko. Chyba docenił to, że go nie wsypała.
– Czy możemy kontynuować? – spytał nagle Konstanty. – Niech ta rozmowa stanie się choć trochę konstruktywna.
Alicja popatrzyła na niego w osłupieniu. Serio? Czy on naprawdę myśli, że są na zebraniu kółka dyskusyjnego?
– Czy mógłbyś więc wyjaśnić, chłopcze, oprócz tej oczywistej kwestii, że przemieniłeś Elizę, jak to w ogóle mogło się stać? – Konstanty był tak zdumiony, a przy tym tak niewiarygodnie opanowany, że Alicja aż oniemiała. Czy on go właśnie pyta, jak to się stało, że nie umył rąk przed kolacją, czy dlaczego zamienił kogoś w strzygę???
– Nie chciałem, żeby umarła – odparł Borys.
– Ale w ten sposób złamałeś prawo. – Głos Konstantego brzmiał jak z konfesjonału. – Trzeba było zostawić sprawy własnemu biegowi. A teraz nie dość, że postąpiłeś wbrew zasadom, to jeszcze naraziłeś nas wszystkich na niebezpieczeństwo.
Borys siedział z pochyloną głową. Alicji zrobiło się go żal.
– Zaraz, zaraz – zniecierpliwiła się. – Przecież on uratował jej życie! Jakkolwiek by to głupio brzmiało… – dodała, zdając sobie sprawę z tego, że faktycznie brzmi to mało logicznie. – Czy nie możemy spojrzeć na to z tej strony? Zrobił, co trzeba.
Chłopak podniósł głowę i popatrzył na nią z wdzięcznością.
– Mylisz się, młoda damo – powiedział poważnie Konstanty. – My tego tak nie załatwiamy. Nie przemieniamy. Taką mamy zasadę.
– Czy to wasza zasada, czy ogólnoświatowa? – Alicja patrzyła mężczyźnie prosto w oczy. – Bo jakoś nie wierzę, że na świecie nie ma żadnych przemienionych strzyg i Eliza jest pierwszym takim przypadkiem.
– Owszem – przytaknął Konstanty. – Zgadza się. Do przemian dochodzi, ale my… to znaczy nasza rodzina, tego nie robimy. Nie przemieniamy nikogo i nie ma od tej reguły żadnych wyjątków. Poza tym to wbrew naturze.
– Przypominam panu, że wszystko, co robimy, ale też to, kim jesteśmy, jest wbrew naturze – powiedziała, nie spuszczając z niego wzroku.
– Alicja! – wrzasnęła Tatiana.
Borys znów uśmiechnął się do Alicji. Tym razem odwzajemniła jego uśmiech.
– Alicja – odezwała się już spokojniej ciotka. – Borys złamał prawo selekcji naturalnej. I musi… – zawahała się i spojrzała na Konstantego.
– Musi ponieść konsekwencje – przytaknął stary strzygoń.
Alicja spojrzała najpierw na niego, potem na ciotkę.
– To znaczy co? Zostanie ukamienowany? Wbity na pal? Zakopany żywcem?
Tatiana westchnęła.
– Stanie przed Radą Etyki Istot Magicznych.
Alicja zmarszczyła brwi. Gdzieś już słyszała tę nazwę. Tylko gdzie?
– Co… to?
– Myślałaś, że nas nie obowiązują żadne zasady? – spytała kpiąco Olga. Do tej pory siedziała ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i milczała. – Że możemy robić, co chcemy?
– No – przyznała Alicja. – Jak tak na was patrzę, to tak. Tak właśnie myślałam.
Ciotka zgromiła ją wzrokiem.
– Każdy musi respektować Radę – powiedziała ostro.
Alicja pokiwała głową.
– Nawet Dymitri?
– Nawet.
– I Dymitri zgłasza wszystkie swoje wałki do Rady? – Alicja uśmiechnęła się złośliwie.
Tatiana zacisnęła zęby.
– A czy każdy złodziej zgłasza się na policję? – spytała lodowatym tonem. – I czy każdego złodzieja da się złapać?
– Posłuchaj, młoda damo – zaczął Konstanty. – Każda tego typu sprawa musi być zgłaszana Radzie. I wierz mi, lepiej to zgłosić, niż czekać, aż się wyda.
Dziewczyna popatrzyła na niego osłupiała.
– Chcecie to zgłosić?
– Nie mamy wyboru – powiedział Konstanty, rozkładając ręce.
– Przecież on nie zrobił niczego takiego! – Alicja aż uniosła się na kanapie. – Chciał ją tylko uratować.
Borys patrzył na nią udręczonym wzrokiem.
– To już oceni Rada – stwierdziła Tatiana. – Rozpatrzą wszystkie za i przeciw. Nawet jeśli miał dobre intencje… No cóż. Szara magia też niby ma dobre intencje, a trzeba ją zgłaszać.
– Co? – Skrzywiła się Alicja.
– Szara magia – powtórzyła ciotka. – Polega na tym, że robisz coś kosztem czegoś. Na przykład ratujesz czyjeś życie, ale poświęcasz cudze…
– Chodzi o to, że musi zostać zachowana równowaga w przyrodzie – przerwał jej Konstanty. – Rada, oprócz władzy sądowniczej, ma też inne zadania. Musi sprawować pieczę nad tym, by nie została zaburzona równowaga między naszym światem a światem cywilów. Nie możemy zbytnio w niego ingerować. A przede wszystkim nie możemy robić niczego, co sprowadzi niebezpieczeństwo na nasz… Na nas. To znaczy na istoty magiczne.
– Aha – mruknęła Alicja. – I wy wszyscy trzęsiecie portkami przed tą całą Radą, tak?
– Jak cywile przed swoimi sądami. – Konstanty uśmiechnął się pobłażliwie.
– OK. A co z wami? Z wami, którzy robicie takie wałki, jak na przykład tuszowanie czyjejś śmierci? To też chyba powinno zostać zgłoszone, prawda? – Alicja spojrzała wyzywająco na starego strzygonia.
– Robimy wszystko, żeby nie narażać nas wszystkich na niebezpieczeństwo – odpowiedział oględnie. – Ale oczywiście w granicach rozsądku. Rozsądku, którego mojemu wnukowi zabrakło. – Spojrzał ostro na Borysa. – Zawiodłem się na tobie, chłopcze. Naprawdę się tego po tobie nie spodziewałem.
Alicji ścierpły zęby od słów Konstantego, mimo że nie były skierowane do niej. Borys znów spuścił głowę i patrzył w podłogę.
– Nie tylko naraziłeś nas na niebezpieczeństwo, ale jeszcze zataiłeś ten fakt – ciągnął jego dziadek. – To, że przemieniłeś Elizę, jest, oczywiście, niewybaczalne. Przemieniłeś ją i zostawiłeś samą sobie. Pozwoliłeś jej uciec i robić… te wszystkie straszne rzeczy. Ale jest coś gorszego. Wiedziałeś, co się z nią dzieje, i nie powiedziałeś nam o tym. Pozwoliłeś nam się bać. O siebie i o to, że wszystko się wyda.
– Wiesz, ile mnie to wszystko kosztowało? – wtrącił się Jurko. – Ile się namęczyłem, żeby to zatuszować?
Borys nadal patrzył w podłogę.
– Przepraszam – szepnął.
– To wszystko, co masz nam do powiedzenia? – Konstanty aż uniósł brwi ze zdziwienia.
– Oddam się w ręce Rady. – Borys wyprostował się nagle i spojrzał dziadkowi prosto w oczy.
– Co?! – ryknęła Alicja.
– Musi się przyznać – powiedział Konstanty. – Przynajmniej możemy mieć nadzieję na łagodniejszy wymiar kary.
– To znaczy? Utopią go, zamiast spalić? – zaczęła ironizować Alicja. – I pan to mówi tak spokojnie?! Pan, który chyba nieraz miał do czynienia z Radą, prawda? – Uniosła znacząco brew.
Konstanty przełknął to gładko.
– Dlatego też wiem, że trzeba ponosić konsekwencję swoich działań.
Alicja westchnęła. Gadanie z Konstantym było jak rozmowa z tybetańskim młynkiem do klepania modlitw. Pod warunkiem że nie jesteś młynkiem…
– Dobrze – poddała się. – Co w najgorszym wypadku może mu grozić?
– Śmierć – odparł bez zająknięcia strzygoń. Dziewczynę przeszedł dreszcz. Przełknęła ślinę, bo nagle zaschło jej w gardle.
– A… w najlepszym? – zaryzykowała.
– Uniewinnienie.
– Jak to? – Zmarszczyła brwi. Czy to przypadkiem nie oni przez cały czas przekonywali ją, że nie ma takiej opcji, żeby Borys nie poniósł kary?
– Jeśli zostanie przedstawiona wystarczająca liczba dowodów na to, co zrobił, zrobił w dobrej wierze, to jest szansa, że zostanie uniewinniony – wyrecytował swobodnie Konstanty.
– To chyba oczywiste – mruknęła Alicja.
– Nie dla Rady – powiedział ostro Konstanty. Zupełnie jakby karcił dziecko, które nie rozumie, czemu nie można myć rąk w sedesie.
– To znaczy jest taka opcja, tak? Że zostanie uniewinniony? – upewniła się Alicja, patrząc na Borysa, który od jakiegoś czasu gapił się na nią z… No właśnie, czym? Podziwem? W każdym przypadku wyglądał głupio z otwartymi ustami.
– Jest – przytaknął starszy pan, który próbował nie wyglądać na znużonego jej pytaniami, ale wychodziło mu to coraz gorzej. – Dlatego musimy to zgłosić. Tylko tak ma szansę na uniewinnienie.
– A co z Elizą?
– To zależy od Rady. Może zdecydować, że Elizę należy przysposobić albo…
– Zabić? – Alicja nie wierzyła w to, co słyszała.
Konstanty nie odpowiedział. Rozłożył ręce.
– I co teraz? – drążyła dziewczyna, lekceważąc niecierpliwe spojrzenia Nataszy i Olgi, które zaczęły się już wiercić na kanapie. Tylko Jurko, który zajmował sobą niemal trzy czwarte miejsca, siedział niewzruszony z założonymi rękoma. Wyglądał, jakby takie rozmowy stanowiły dla niego, podobnie jak sekcje zwłok, chleb powszedni.
– Nic. Czekamy. – Konstanty wzruszył ramionami.
– A co z Elizą? – odezwała się nagle Olga. – Gdzie ona w ogóle jest?
– U nas – odparł Borys.
– Co?! – ryknęła jego siostra.
– Musiałem dopilnować, żeby nie pochowali jej żywcem – powiedział kwaśno Borys. – Jurko mi pomógł. Aha, zamknąłem ją w twoim pokoju, więc się nie zdziw po powrocie…
Twarz Olgi płynnie zmieniła się z trupio bladej we wściekle purpurową.
– Zamknąłeś ją w moim pokoju?! Zgłupiałeś?
– Chyba lepiej w twoim niż w moim. W końcu to dziewczyna…
Olga się zapowietrzyła i już nic więcej nie powiedziała. Spojrzała tylko z wyrzutem na Konstantego.
– Spokojnie – uciszył ją dziadek. – Zajmiemy się tym. Rozumiem, że jest tam bezpieczna? – Spojrzał znacząco na Borysa.
– Tak – wtrąciła się Tatiana. – O ile nie zje samej siebie. Zamknęłam drzwi i okna formułą blokującą dostęp.
Alicja popatrzyła na nią z uznaniem. Zadbali o wszystko. No nie… Naprawdę musieli robić to wcześniej, skoro są tak świetnie zorganizowani.
– To jak długo będzie tam siedzieć? – spytała w końcu.
– Do rozstrzygnięcia sprawy – powiedział Konstanty. – Poza tym… Borys jest jej architektem, więc tylko on ma na nią wpływ. No i oczywiście jest za nią odpowiedzialny. Ponosi pełną odpowiedzialność za wszystko, co zrobi. – Popatrzył uważnie na wnuka. – Rozumiesz, synu? Ta sprawa z Malcem…
– Zabiła go, żeby się przemienić, tak? – upewniła się Alicja.
– No właśnie teraz to już nie jest takie pewne… – zauważyła kwaśno Natasza.
– Jak to?
Borys uznał, że powinien zabrać głos.
– Żeby strzyga mogła przejść przemianę, nie musi nikogo zabijać.
– To znaczy?
– Przemiana zachodzi dokładnie tak samo jak w przypadku wilkodlaków. Tam do krwiobiegu trafia wilczy jad, tu – jad strzygi. I cały proces przebiega dokładnie tak samo. Jad strzygi, który normalnie może być zabójczy, zaczyna działać w odwrotny sposób. Umarli ożywają…
– Na dwadzieścia cztery godziny, tak? – uściśliła Alicja. – Bo potem muszą kogoś zabić, żeby przemiana została zakończona?
Borys pokręcił głową.
– Nie w przypadku strzyg. Tu chodzi tylko o to, żeby jad trafił jak najszybciej do krwiobiegu i utrzymał się przez dobę. Po upływie tego czasu wiadomo, czy jad się przyjął i czy mamy do czynienia ze strzygą. Albo strzygoniem.
– To on może się nie przyjąć?
– No to trochę jak z przeszczepem. – Borys uśmiechnął się krzywo.
Alicja się zamyśliła.
– To znaczy, że to nie ona zabiła Malca, tak?
– To znaczy, że zabiła go nie po to, żeby dokończyć przemianę – zniecierpliwiła się Olga. – Jednym słowem, zabiła, bo była po prostu głodna. A to już raczej nie działa na jej korzyść. Ani na korzyść mojego brata.
Zapadła niezręczna cisza.
– Co z rytuałem? – Natasza zadała pytanie, które powinno w końcu paść, ale chyba nikt nie odważył się go zadać. – Jeśli Borys się przyzna, zostanie zatrzymany przez Radę do czasu procesu. A my nie będziemy mieć czwartego do rytuału…
– Przypominam, że nie wszyscy z nas podjęli decyzję o udziale – zareagowała błyskawicznie Olga, wbijając wzrok w Alicję.
Ta odwzajemniła zabójcze spojrzenie, ale się nie odezwała.
– Dajmy jej dziś spokój, OK? – powiedziała nagle Tatiana. – Dopiero co uszła z życiem z rąk Elizy.
Alicja spojrzała na ciotkę z wdzięcznością.
– Rytuał za niecałe trzy tygodnie, a my nie mamy nic – wycedziła Olga przez zęby. – A teraz jeszcze to… Czy chociaż wiadomo, czy ona jest na pewno koryfeuszem?
Alicja wytrzymała jej wzrok. No i co teraz? Ma się przyznać? Nie przyznawać się? Poszukiwania idą pełną parą, a nikt z obecnych o tym nie wie. Czuła, że nie powinna jeszcze o tym mówić. Jeszcze nie… Ale chyba nie ma sensu dalej ukrywać, że jest koryfeuszem.
W końcu i tak to jasne jak słońce.
– Jestem – powiedziała spokojnie.
Wszyscy zebrani spojrzeli na Alicję.
– A więc znalazłaś indykację. – W głosie Konstantego dało się słyszeć nutę radości. To było naprawdę coś w przypadku tak powściągliwego człowieka.
– Może. – Alicja patrzyła mu prosto w oczy. – I uważam, że powinniśmy zaczekać z tym donoszeniem do Rady na Borysa.
– Też tak myślę – powiedziała nagle Tatiana. Zdziwiło to Alicję. Czy to właśnie nie ciotka naciskała, że sprawę należy zgłosić? – Zaczekajmy do rytuału. Nie możemy stracić Borysa. To znaczy… – Spojrzała na niego przepraszająco. – Nie o to mi chodziło.
– Wiem. – Chłopak pokiwał głową.
Konstanty siedział ze ściągniętymi brwiami. Teraz oczy wszystkich zwróciły się na niego. Czekali, co powie.
– Tak nie można. – Konstanty wyprostował się gwałtownie.
– Tu chodzi o przyszłość nas wszystkich… – zaczęła Tatiana. – Przecież nam wszystkim zależało na tym rytuale. Coś się zmieniło?
– Są ważniejsze rzeczy – powiedział stary Zemrow.
– Ważniejsze niż rytuał? – jęknęła Olga. Alicja nie miała wątpliwości, po czyjej stronie jest w tym sporze. W końcu to dla niej ten rytuał był najważniejszy.
– Dziecko… – Konstanty zwrócił się do wnuczki. – Tu chodzi o twojego brata. O jego… życie. Jeśli ta sprawa się wyda, czekają go poważne konsekwencje. Znacznie poważniejsze, niż możesz sobie wyobrazić. Poza tym nie wiemy, czy uda się utrzymać istnienie Elizy strzygi w tajemnicy. A jeśli znów ucieknie? Jeśli zacznie zabijać? Nie możemy tego zataić.
– Ale my tego nie zataimy! – zawołała Olga. – Po prostu… przesuniemy w czasie powiedzenie prawdy.
Alicja była pod wrażeniem. Jakie to proste, prawda? Wystarczy to nazwać inaczej, tak?
Konstanty pokręcił głową.
– Przecież nikt nie wie o Elizie. – Głos Olgi przybierał coraz bardziej błagalny ton. – Nikt oprócz nas…
– I Nikodema – rzuciła głucho Alicja.
– O czym ty mówisz?
– O Nikodemie, którego Eliza zaatakowała w zakrystii. Zanim rzuciła się na mnie.
Olga osunęła się na kanapie. Natasza za to uważnie przyjrzała się Alicji.
– I co? Tak po prostu domyślił się, że Eliza to strzyga? – Uniosła lekko brew, nie spuszczając oczu z Alicji.
– Tak. – Dziewczyna wytrzymała jej spojrzenie. – Zwłaszcza kiedy w drzwiach stanął Borys i poprosił ją, żeby się odsunęła, a ona dziwnym zbiegiem okoliczności postanowiła nam jednak nie odgryzać głów.
– No to koniec – wyszeptała Olga. – Jeśli on wie, to wie i Dymitri. I całe miasteczko. To naprawdę koniec.
Alicja przygryzała przez chwilę wargę.
– Nikodem nic nie powie. Nikomu – oznajmiła wreszcie.
Wszystkie oczy zwróciły się na nią. Nawet Borys zmarszczył brwi, jakby nie wierzył w to, co przed chwilą usłyszał.
– Jak to? – spytał.
– Po prostu nie powie. Serio. – Alicja spojrzała chłopakowi prosto w oczy.
– Ale… jak to? – powtórzyła za bratem Olga.
– Nie wystarczy wam to, że powiedziałam, że nie powie? – Alicja założyła ręce na piersi i zacisnęła usta.
No tak… Z nimi to nie przejdzie.
– Ale… dlaczego? – zaczęła drążyć wciąż zaskoczona Olga.
Bo jesteśmy związani przysięgą, pomyślała Alicja.
– Bo mam na niego haka – wyjaśniła.
No można to i tak nazwać, uśmiechnęła się w duchu.
– Jakiego? – Ton Olgi był coraz bardziej natarczywy. Alicja zacisnęła zęby, udając, że nie widzi, jak Natasza świdruje ją wzrokiem.
– Normalnego – syknęła. – Powiedziałam, że nic nie powie, tak? Trudno, musicie mi uwierzyć, że naprawdę mam na niego dobrego haka.
Przeszło? Alicja powiodła wzrokiem po zebranych. Nie wyglądali na przekonanych, a Borys od jakiegoś czasu przyglądał jej się bardzo podejrzliwie.
– A jeśli to nie wystarczy, to ja też mam na niego haka – odezwała się nagle Natasza.
Alicja obejrzała się na nią. Blefowała? Na pewno blefowała. Jakiego haka mogłaby mieć na Nikodema?
– Tak? A co to za hak? – spytała Tatiana.
Natasza uśmiechnęła się tajemniczo.
– Widziałam coś.
Zapadła cisza. Wszyscy zastygli w oczekiwaniu.
Wszyscy oprócz Alicji, która nie miała pojęcia, co to właściwie oznacza.
– To zakazane – dodała Natasza.
– Ale co? – dociekała Olga.
Natasza położyła palec na ustach.
– Powiem, kiedy przyjdzie na to czas.
– Serio? – odezwał się niemal nieobecny duchem Jurko. – Masz haka na Nikodema Dobrygina?
– Serio – przytaknęła Natasza. Wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. – Dlatego mnie nie znosi, a ja mam święty spokój.
Alicja patrzyła w podłogę, żeby nie było widać, jak bardzo jest zmieszana. Czy faktycznie o to im poszło? Rzeczywiście Nikodem zrobił coś zakazanego, a Natasza go przyłapała? Czy blefuje, żeby ratować jej skórę? Zerknęła na koleżankę. Natasza zdawała się dobrze bawić. Alicja nie miała pojęcia, czy to dlatego, że naprawdę miała haka na Nikodema, czy tak dobrze ściemniała.
– No dobra. – Tatiana w końcu przerwała ciszę, która zapanowała nagle w pokoju. – To chyba z grubsza wiemy, na czym stoimy.
Olga wstała, potrącając siedzącą obok Nataszę, która syknęła ostrzegawczo.
– Jakie wiemy? Co my właściwie wiemy? Co z Borysem? Co z rytuałem? Gówno wiemy!
– Olgo… – przywołał ją do porządku Konstanty.
– Przepraszam, dziadku – mruknęła. – Musimy coś postanowić. Tu i teraz.
Alicja popatrzyła na zgromadzonych. Wszyscy mieli bardzo głupie miny. Było oczywiste, że nikt nie wiedział, co dalej. Nawet Konstanty milczał jak zaklęty, uparcie wpatrując się we wzorki na dywanie. W końcu głos zabrała Tatiana.
– Może zostawmy to, jak jest. Na razie – powiedziała szybko, widząc, że Olga już otwiera usta, żeby wygłosić kolejny monolog. – Prześpimy się z tym i jutro podejmiemy decyzję. Eliza jest bezpieczna w waszym domu. Borys… – zawahała się – …też jest bezpieczny. Przynajmniej na razie. Jutro postanowimy, czy zgłaszamy to Radzie. To znaczy… Borys się zgłasza. – Rzuciła szybkie spojrzenie w jego stronę. – Chociaż nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Nie przed rytuałem…
– Tatiano. – Konstanty się podniósł. – Nie wydaje mi się dobrym pomysłem, żeby się nie zgłaszał…
– A może najpierw jego zapytacie, co? – mruknęła Natasza.
– Obawiam się, że Borys nie ma tu nic do powiedzenia – uciął Zemrow.
– Konstanty, z całym szacunkiem… – zaczęła Tatiana. – To jego decyzja.
– To nie jest już jego decyzja – rzucił ostro strzygoń. – Siedzimy w tym wszyscy. Po uszy.
Borys wyglądał na oszołomionego. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Alicja była przekonana, że przy całej swojej bohaterskiej postawie wcale nie miał ochoty się przyznawać.
– W takim razie zagłosujemy – zaproponowała nagle Tatiana.
– Co takiego? – Konstanty zmarszczył brwi.
– Będziemy głosować – powtórzyła Tatiana. – Jutro zagłosujemy, czy Borys ma się sam zgłosić do Rady przed rytuałem, czy nie.
Konstanty milczał. Wyglądał tak, jakby odtwarzał w pamięci wzór na pole kwadratu.
– Zgoda – powiedział w końcu.
Borys wypuścił długo wstrzymywane powietrze.
– To nie załatwia całej sprawy, chłopcze – ostrzegł Konstanty lodowatym tonem.
Alicja poczuła gęsią skórkę. Nie chciała być w skórze Borysa. Nie tylko z powodu sprawy z Elizą, ale też ze względu na Konstantego. Dziadek Zemrow wyglądał jej na takiego, co każe swoim wnukom za karę klęczeć na grochu i jeść brukselkę. No, może nie równocześnie…
Podniosła głowę i natknęła się na spojrzenie Konstantego.
– Mam nadzieję, że jeśli przegłosujecie, żeby nie wydawać Borysa przed rytuałem, będzie to warte zachodu – stwierdził, nie spuszczając z niej wzroku. – Dobrej nocy.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Powiedział „przegłosujecie”. To oznaczało, że nie miał zamiaru zmieniać zdania.