Читать книгу Mój spektakularny detoks - Karolina Szostak - Страница 5
WSTĘP
ОглавлениеKAROLINA
Właśnie mija półtora roku od dnia, kiedy postanowiłam zakasać rękawy i wziąć się za siebie. Gdybym piła alkohol, otworzyłabym dzisiaj z tej okazji najlepszego szampana, gdybym jadła słodycze, zjadłabym olbrzymi kawał tortu czekoladowego… ale nie zrobię tego. Opiję swój sukces zakwasem z buraka i czubkiem języka poliżę lody o smaku słonego karmelu, bo takie chwile trzeba celebrować i zbierać jak zakrętki po wodzie mineralnej czy poziomki po deszczu. Świętuję swoje nowe życie, które zaczęło się od zgubienia najpierw kilku, a później kilkudziesięciu kilogramów. Lecz byłabym niesprawiedliwa, gdyby o kilogramy jedynie chodziło. To byłoby banalne, choć Bogiem a prawdą trzeba się nieźle napocić, żeby taki ciężar zdjąć z siebie raz na zawsze. W końcu trzydzieści kilogramów to prawie cztery zgrzewki wody mineralnej albo 120 kostek masła, albo 1500 łyżek kremu orzechowego. O tyle jest mnie teraz mniej i o tyle więcej mam siły, choć przyznam, że zawsze bliżej mi było do Siłaczki niż Sierotki Marysi. Dzisiaj jednak to co innego. Czuję się tak, że swoją energią mogłabym całą Warszawę przez kilka godzin oświetlać. Cieszę się z tego przeogromnie. I co ważne, również dużo wiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że jedzenie może diametralnie odmienić życie. W moim życiu, poza tym, że zmieniła mi się figura, jest tak samo: nadal pracuję w „branży sportowej”, nadal nie mam męża i nadal noszę szpilki. Niby nic, a jednak… Przecież burza z piorunami przeszła nie tylko przez moją garderobę, mieszkanie czy szafkę z butami. Ubrań zostawiłam niewiele i właściwie tylko po to, żeby nie zapomnieć, jakie namioty kiedyś nosiłam. W swoje stare spodnie dżinsowe weszłam teraz w jedną nogawkę, w drugą wskoczyła Marta. Taka byłam kiedyś kształtna, choć docierają do mnie informacje, że moje minione kształty niektórym bardziej się podobały niż obecna Szostak w wersji mini. Ja jednak mini wolę zdecydowanie bardziej, a najbardziej lubię pokazywać w niej szczupłe nogi. Nie sądziłam, że jako czterdziestolatka będę tak wyglądać i tak się czuć. Przechwalam się? Co to, to nie! Jestem po prostu dumna z tego, że przebiegłam maraton, mimo że w tym czasie ani razu nie miałam na nogach butów do biegania. I wiem, że dopiero teraz pożywienie stało się dla mnie naprawdę ważne. Do tej pory po prostu lubiłam jeść, spędzać wieczory z przyjaciółmi w restauracjach przy makaronie czy ukochanym foccacio z rozmarynem i oliwą. Żyć, jak Włoszki mają to w zwyczaju: soczyście, gwarnie, bellissimo – palce lizać. Po włosku, tylko z polskim metabolizmem, po studencku, tylko z bardziej zaawansowaną metryką, po kobiecemu, tylko w świecie sportu i kolegów redakcyjnych, którzy doskonale wiedzą, gdzie podają najlepszą golonkę i pierogi ruskie. Tak było… Teraz nadal chadzam na kolacje, ale foccacio dzielę się z przyjaciółmi, zamiast makaronu zamawiam sałatę albo rybę z grilla i też jest bellissimo – palce lizać. I pochwalę się: zaczęłam gotować! Nie każdego dnia, ale coraz chętniej zamykam się w kuchni i po swojemu albo pod okiem Marty kroję, duszę, blenduję i wyciskam. I kompletnie nie przejmuję się, że czasami nic z tego nie wychodzi, bo jak niedawno powiedziała moja mama: „W kuchni jest jak w miłości: wszystkie chwyty dozwolone”.
Nie sądziłam, że jako czterdziestolatka będę tak wyglądać i tak się czuć.
MARTA
Poznałyśmy się przed pięcioma laty, typowo, czyli przez Internet. Karolina była wtedy panią z telewizji, która na chwilę postanowiła zostać motylem i potańczyć z gwiazdami. Ja w tym czasie w nowych butach szłam do nowej pracy. Moim pierwszym zleceniem był wywiad z tańczącą Szostak. Od razu między nami zaiskrzyło, choć różniło nas wszystko, poza tym, że obie nie pijemy mleka. Pewna siebie, zawsze w dobrym humorze i superbutach Szostak została moją koleżanką. Dzwoniłam do niej za każdym razem, gdy dostawałam kolejne zlecenia, by napisać o niej. I było ich coraz więcej, bo po „Tańcu z gwiazdami” Karolina najpierw zaczęła się dobrze „klikać”, a potem świetnie sprzedawać czasopisma. Zresztą o tym też jej mówiłam. I tak nasza przyjaźń rosła w siłę. Dowiedziałam się, że Karolinie nie można przerywać, trzeba mówić szybko, co ma się do powiedzenia, i nie żartować z jej włosów. W zamian Szostak oddawała mi swoje ostatnie jabłko, odbierała telefon o czwartej nad ranem i załatwiła kolejkę u fryzjera gwiazd. Tak, z Szostak zdecydowanie można konie kraść, tylko co potem z nimi robić? Miałyśmy inne plany. Postanowiłyśmy wykorzystać naszą przyjaźń. Bo skoro ja znam Szostak od kuchni, a ona już w przedpokoju widzi, kiedy stało się u mnie coś fajnego, to trzeba coś z tych produktów ugotować. Pierwszym daniem była nasza wspólna książka Moja spektakularna metamorfoza. Karolina schudła trzydzieści kilogramów i z moimi pięcioma w biodrach też postanowiła się rozprawić. Udało się! Chude jak nigdy ruszyłyśmy w tour po Polsce. Od morza po góry spotykałyśmy się z kobietami, by promować nasze dzieło. Drugie danie to nie był nasz pomysł, ugotowało się przez przypadek, w warunkach polowych… Tak oto obie zaczęłyśmy prowadzić warsztaty motywacyjne i zachęcać panie do spektakularnych metamorfoz. Bo skoro nam się udało, musi to być łatwe. Jak nakręcone godzinami mówiłyśmy o plusach i minusach przestawienia się na zdrowy tryb życia. Po każdym spotkaniu część kobiet postanawiała przejść na naszą stronę. Jakby tego było mało, słyszałyśmy, że niezłe z nas petardy. Odbieram to jako komplement, choć Karolina do dzisiaj żartuje, że nawet z kapiszona bym się ucieszyła. Pomysł na program na antenie Polsat Sport także powstał znienacka. Można śmiało stwierdzić, że w najlepszym momencie wystawił królicze uszy z trawy i pomachał nam marchewką. A że w okresie naszego postu królują marchewki i obie jeszcze nie miałyśmy okazji w ciemno powiedzieć TAK, „tak” usłyszał Polsat. Od teraz razem robimy zakupy, razem gotujemy zdrowe dania, razem zaczynamy odkrywać uroki różnych dyscyplin sportu i razem napisałyśmy dla Ciebie, Droga Czytelniczko, tę książkę. W niej, tak jak w poprzedniej i w naszym programie, stoimy po Twojej stronie, czyli zwykłej, choć niezwykłej kobiety, która ma marzenie i chce je spełnić. Pod okiem dietetyka, lekarza, trenera personalnego i wielu innych specjalistów sprawdzamy, co w trawie piszczy, uczymy się zdrowo gotować i prowadzić zdrowy styl życia. My, dwie przyjaciółki, zwykłe dziewczyny, które tak jak inne mają marzenie. Spełnijmy je więc razem…