Читать книгу Kocham cię na niby - Kat Cantrell - Страница 3
ROZDZIAŁ DRUGI
ОглавлениеPrzez dobre dwadzieścia minut Cia krążyła po recepcji. Kiedy o 9:08 Lucas wreszcie wszedł do biura, ogarnęła ją złość. Specjalnie prosiła Courtney, by zastąpiła ją w schronisku, a on nie raczył zjawić się punktualnie.
Skinąwszy jej na powitanie, oparł się o granitową ladę.
– Heleno… – Wydał sekretarce kilka poleceń. – Aha, i daj mi pięć minut na wypicie kawy, a potem wprowadź do mnie pannę Allende.
Sekretarka popatrzyła zdumiona na Cię, która zamiast posłusznie czekać na kanapie, podeszła do lady.
– Daruj sobie kawę, Wheeler – powiedziała. – Mam dzisiaj mnóstwo zajęć.
Skrzywiła się w duchu. Niedobrze. Facet gotów uznać, że nie chce takiej żony nawet na papierze.
Przez moment uważnie się jej przyglądał. Oczy miał podkrążone, na jego twarzy malowało się zmęczenie. Cia uniosła dumnie głowę. Pewnie całą noc balował.
– Okej – rzekł po chwili. – Heleno, dwie kawy. I odwołaj, proszę, moje przedpołudniowe spotkania.
Poprowadził Cię korytarzem. Szła, podziwiając turecki dywan na podłodze i drogie obrazy na ścianach. WFP była jedną z najbardziej uznanych w Teksasie agencji handlu nieruchomościami. Oby Lucasowi zależało na zachowaniu dziedzictwa, pomyślała, inaczej nic nie wyjdzie z jej planów małżeńsko-rozwodowych.
Minęli dwie pary zamkniętych drzwi – na jednych widniała plakietka z nazwiskiem Roberta Wheelera, na drugich Andrew Wheelera. Za trzecimi mieścił się gabinet Lucasa urządzony w tym samym eleganckim stylu co hol i recepcja. Starając się ukryć zdenerwowanie, Cia zajęła miejsce w fotelu naprzeciwko biurka.
– Moja prawniczka nie mogła dziś przyjść – oznajmiła. – Ale na pewno się pojawi, jeśli ty i ja się dogadamy.
Prawdę rzekłszy, nawet nie zadzwoniła do Gretchen. Po co zaprzątać jej głowę czymś, co może nie dojść do skutku?
– Prawnicy to bardzo zajęci ludzie – przyznał Lucas, siadając obok w fotelu.
Z dużej skórzanej torby wyjął plik papierów, które jej podał. Zanim Cia zdołała o cokolwiek spytać, do gabinetu weszła sekretarka z dwiema filiżankami kawy.
Z błogim westchnieniem Lucas wypił kilka łyków.
– Mmm, idealna. Myślisz, że gdybym Helenie zapłacił, zamieszkałaby u mnie i codziennie parzyła mi kawę?
– Pewnie robiłaby to za darmo – mruknęła Cia. – Liczyłaby na inne korzyści. Co to?
– Projekt intercyzy oraz umowa określająca warunki małżeństwa i rozwodu. – Popatrzył na nią znad filiżanki, po czym ponownie wypił łyk. – A także kontrakt na sprzedaż Manzanares.
Zaskoczona roześmiała się i zaczęła przeglądać zapisane strony. Lucas siedział bez słowa, czekając. Po kilku minutach podniosła wzrok.
– Sypiasz ze swoją prawniczką? – spytała. – Dlatego z dnia na dzień wszystko przygotowała?
– Zgadłaś.
No pięknie, pewnie zadbał o wszystko. Dlaczego sama nie postąpiła identycznie? Mogła tydzień temu przygotować umowę. Podobno zna się na biznesie. Właściwie to jedyna rzecz, na jakiej się zna.
– Później zapoznam się z twoimi propozycjami, a na razie opowiedz mi, jakie niespodzianki mnie czekają.
Nagle doznała olśnienia. Lucas zgodził się ją poślubić! Poczuła, jak przepełnia ją radość. A widzisz, abuelo? Dziadek myślał, że jest taki cwany, zablokował jej dostęp do pieniędzy, a ona znalazła sposób, aby się do nich dobrać.
– Nie ma żadnych niespodzianek – odparł. – Oboje zachowujemy prawo własności do swojego majątku. – Zignorował telefon, który zaczął dzwonić w jego kieszeni. – Od początku byłaś ze mną szczera. Doceniam to. Na jedną rzecz chciałbym zwrócić twoją uwagę. Przejdź do strony piętnastej.
Zaczęła przewracać kartki.
– Okej, jestem na piętnastej.
– Chcę, żebyś przyjęła nazwisko Wheeler. To mój jedyny warunek, w dodatku niepodlegający dyskusji.
– Nie – sprzeciwiła się, wodząc wzrokiem po tekście. – To śmieszne. Niedorzeczne. Będziemy małżeństwem tylko pół roku, na papierze.
– No właśnie, więc na papierze ma być Wheeler.
Niby logiczne, ale miałaby zrezygnować z własnego? Przedstawiać się jako Cia Wheeler?
– A gdybym dodała twoje do swojego? Allende-Wheeler? Inaczej się nie zgadzam.
Zamiast się spierać, wstał i wyciągnął do niej rękę.
– Chodź. Chcę ci coś pokazać.
Zignorowała dłoń i rozejrzała się po gabinecie.
– Co?
– Nie tutaj. Musimy kawałek podjechać.
– Nie mam czasu jeździć z tobą po mieście.
Emanował seksapilem. Jeżeli wyczuwała to w przestronnym pokoju, o ile bardziej to będzie wyczuwalne w ciasnym samochodzie?
– Zatem pośpieszmy się.
Nie czekając na jej sprzeciw, Lucas wyprowadził ją tylnym wyjściem na parking, gdzie stał śnieżnobiały mercedes, i otworzył drzwi. Cia usiadła w miękkim, skórzanym fotelu. Była zła. Lucas przejmował inicjatywę, a tego nie chciała. Z artykułów, jakie czytała o nim w prasie plotkarskiej, wynikało, że interesują go wyłącznie dwie rzeczy: piękne kobiety oraz imprezy. Pewnie nie był zbyt ambitny ani zbyt inteligentny.
Nie, tego nikt o nim nie pisał. Sama doszła do takich wniosków, zanim jeszcze go poznała.
Przekręcił kluczyk w stacyjce i powoli wyjechał z parkingu. Po ulicy sunął w żółwim tempie. Cia przysiadła na rękach. Kiedy to nie pomogło, zacisnęła zęby i w milczeniu wciągała w nozdrza zapach skórzanych obić i wody kolońskiej. Wreszcie nie wytrzymała.
– Madre de Dios, Wheeler! Prowadzisz jak mój dziadek. Dotrzemy do celu przed północą?
Na twarzy Lucasa pojawił się leniwy uśmiech.
– Tak ci, kotku, spieszno? Moim zdaniem, droga do celu bywa równie przyjemna jak sam cel.
Przeszył ją dreszcz. Domyśliła się, że Lucas nie mówi o jeździe samochodem. Nagle wnętrze auta jeszcze bardziej się skurczyło, stało się za ciasne dla niej i kierowcy. Skrzyżowała ręce na piersi; starała się zignorować dziwne pulsowanie w brzuchu. Oczami wyobraźni zobaczyła różne rzeczy, które Lucas robi…
Jakim cudem mu się to udało? Była przekonana, że skutecznie odstrasza mężczyzn. Na ogół omijali ją szerokim łukiem…
– Nie zgadzam się. Koniec zawsze bywa najprzyjemniejszy.
Lucas potrząsnął głową.
– Nic dziwnego, że jesteś taka spięta. Ciągle się spieszysz. Nie umiesz się odprężyć.
– Kiedy ja się odprężam, inne kobiety cierpią – warknęła. – Dokąd jedziemy? I co to ma wspólnego ze zmianą mojego nazwiska na twoje? Do której to zmiany nie dojdzie bez względu na to, co chcesz mi pokazać.
Przez długą chwilę nic nie mówił. Podejrzewała, że nieraz będzie czekała, aż Lucas wykona następny ruch. Że ich związek będzie niczym partia szachów, tyle że ona swoje pionki zostawiła w domu.
– Może posłuchamy radia – zaproponował znienacka. – Wybierz stację.
– Nie chcę! – Oj, niedobrze. Weź się w garść, kochana. Jak będziesz tak warczeć, Wheeler domyśli się, że zalazł ci za skórę.
– W takim razie ja wybiorę – odrzekł miłym tonem.
Z głośników popłynęła muzyka country i głos George’a Straita.
– Chryste, chcesz mnie uśpić? – zirytowała się Cia. Po chwili znalazła stację z piosenkami Christiny Aguilery.
– O, znacznie lepiej – uznał sarkastycznie Lucas i wyłączył radio. – Zapomnijmy o radiu, możemy mieszkać w ciszy. Jesteśmy na miejscu.
– Tak? – Rozejrzała się z zaciekawieniem. Samochód stał na długim podjeździe przed olbrzymim domem, teren wokół był pięknie utrzymany. – Czyli gdzie?
– W Highland Park. A konkretnie w naszym domu w Highland Park.
– Znalazłeś dla nas dom? A po co nam dom? Nie możesz wprowadzić się do mnie? – spytała nerwowo. Dom kojarzył się z czymś ciepłym, prawdziwym, z rodziną, dziećmi.
– Chałupa jest do wynajęcia od zaraz. Podoba mi się, w dodatku miałbym blisko do pracy. Jeśli chcemy, żeby inni uwierzyli w nasze małżeństwo, musimy zachowywać się tak, jakby było prawdziwe. Nowożeńcy zwykle rozpoczynają wspólne życie w nowym domu.
Jakoś nie zastanawiała się nad tym, jak żyją normalne małżeństwa. I w jaki sposób ona z Lucasem mają przekonać wszystkich, że są w sobie zakochani. Może dlatego, że o miłości wiedziała tylko jedno: gdy się kończy, ból jest niewyobrażalny.
– Chyba nie chcesz, żebyśmy spali w jednym pokoju?
– A ty? Odstawiamy tę szopkę dla twojego dziadka. Myślisz, że wpadnie z wizytą sprawdzić, co i jak?
– Nie sądzę. Ufa mi.
Dziadek jej ufał, a ona zamierza go okłamać. Zrobiło jej się niedobrze.
– W takim razie będziemy spać osobno – stwierdził Lucas, uśmiechając się pod nosem. – Obejrzyj dom. Jeżeli ci się nie spodoba, znajdziemy inny.
Udobruchana, wzięła głęboki oddech. Lucas udowodnił, że potrafi być rozsądny. Doskonale. Może zdoła go przekonać, że przyjęcie jego nazwiska to poroniony pomysł? Cia Wheeler… nawet to nie brzmi dobrze.
Zanim zdążyła wysiąść, Lucas obszedł auto i podał jej rękę. Ignorując ją, opuściła nogi na ziemię i wysiadła. Po chwili weszli do salonu. Widok dosłownie zaparł jej dech w piersiach. Zresztą i tak trudno jej było oddychać, kiedy za plecami miała Lucasa.
Grube płótno chroniło meble przed kurzem. Kiedyś mieszkali tu ludzie. Dlaczego się wyprowadzili? Nie rozumiała tego, ale miała ochotę ściągnąć płótno z mebli i pozwolić domowi ożyć.
– I co? – spytał Lucas, przerywając ciszę. – Może być? Chcesz obejrzeć resztę?
Uśmiechnął się tak, jakby z góry znał jej odpowiedź. Psiakość, pomyślała. Wolałaby nie być tak przewidywalna.
– Jak znalazłeś ten dom?
Zmrużył oczy. Marzyła o tym, by wyszczerzył zęby w tym drapieżnym uśmiechu, który ją tak irytował. Przynajmniej wtedy łatwiej byłoby oprzeć się jego urokowi.
– Nieruchomości to moja specjalność – odparł. – Właściciel chce wynająć ten dom na pół roku, co by nam odpowiadało. Obejrzymy kuchnię?
Cia nie ruszyła się z miejsca.
– Twoja specjalność to nieruchomości komercyjne, a nie prywatne. Przyznaj się, dlaczego mnie tu przywiozłeś?
Ze zręcznością wytrawnego prestidigitatora Lucas przekręcił ręką w prawo, w lewo, po czym rozprostował palce.
– Żeby dać ci pierścionek zaręczynowy. – Trzymał w dłoni czarne pudełeczko.
Serce zabiło jej szybciej, w gardle zaschło. Była realistką, nie marzycielką czy romantyczką. Nie powinna reagować w ten sposób. Ale pewnie nikt więcej się jej nie oświadczy.
– Nawet… nie rozmawialiśmy o tych sprawach – wydukała. Nie spodziewała się ani pierścionka, ani domu. – Może ci zwrócę połowę ceny?
– E tam. – Machnął lekceważąco ręką, jakby parę tysięcy nie robiło mu różnicy. – Potraktuj to jak prezent. W razie czego oddasz po rozwodzie.
– Jeszcze nie ma południa, a ty już znalazłeś dom, przygotowałeś kontrakt i wręczyłeś mi pierścionek. Więc albo niedawno planowałeś ślub, który nie doszedł do skutku, albo masz niesamowicie sprawną asystentkę.
Może stąd to zmęczenie na jego twarzy? Może od wczoraj, kiedy przedstawiła mu tę propozycję, zajmował się sprawą ślubu i rozwodu? Mimo to w wyprasowanej koszuli i garniturze wyglądał świeżo i elegancko.
Nie, ona nie da sobie zawrócić w głowie. Nie zmieni opinii o tym biznesmenie playboyu. Okej, może nie spędził nocy na szaleństwach erotycznych z prawniczką, może kazał sekretarce odwołać przedpołudniowe spotkania. Ale co z tego?
– Wczoraj zaproponowałaś mi układ. Chcesz, żebyśmy przez pół roku byli mężem i żoną, i żeby wszyscy myśleli, że pobraliśmy się z miłości. Odnoszę jednak wrażenie, że nie masz bladego pojęcia, jak się do tego zabrać.
– A ty masz? – Głos jej zadrżał.
To oczywiste, że nie miała pojęcia o miłości i szczęściu małżeńskim. Codziennie pomagała kobietom uciekać od mężów brutali i budować nowe życie. Bez nich.
Miłość na pewno istnieje, nie jest wymysłem poetów, ale prawdziwie szczęśliwe w miłości mogą być tylko te kobiety, które nie liczą na to, że mężczyzna zaspokoi wszystkie ich emocjonalne potrzeby i zapełni pustkę w sercu.
– Ja? Owszem. Od trzydziestu lat obserwuję moich rodziców. Mój brat był żonaty. Dziadek nadal jest. W pracy stale się stykam z żonatymi facetami.
Wrócił tam, gdzie stała. Kiedy wyciągnął rękę, by odgarnąć jej kosmyk włosów, podskoczyła.
– Spokojnie, kotku. Małżonkowie nie wzbraniają się przed dotykiem. Przeciwnie, pragną bliskości. – Na jego twarzy znów pojawił się drapieżny uśmiech. – Lubią się całować. Będziesz musiała do tego przywyknąć.
Słusznie. Usiłowała się odprężyć. Czeka ich nie lada wyzwanie: aby przekonać wszystkich, że są zakochani, muszą dobrze zagrać swoje role. A zatem powinni wcześniej poćwiczyć. Ale jeszcze nie teraz, nie w tej minucie. Cofnęła się, by nie czuć iskier przeskakujących między nią a tym mężczyzną, który – cały czas to powtarzała – wcale nie był w jej typie. Bała się przyznać, że jej się podoba. Bała się emocji, radości i złamanego serca.
– Dom mi odpowiada. Podzielimy się kosztami wynajmu.
– A pierścionek? – spytał Lucas. – Nawet na niego nie spojrzałaś.
– Na pewno wybrałeś odpowiedni.
– Może trzeba go zmniejszyć. Zmierz.
Uniósł wieczko i po chwili wsunął pierścionek na jej palec. Musiała się ugryźć w język, by nie pisnąć z zachwytu. Wysadzany brylantami, w których odbijały się promienie słońca, pasował idealnie.
– Zwracający uwagę… Wybrałabym taki sam. – Wyciągnęła przed siebie rękę, podziwiając jego blask.
– Czy w ten subtelny sposób chcesz mi dać coś do zrozumienia? – spytał ze śmiechem Lucas.
Nie. Przez sześć miesięcy pierścionek będzie spełniał swoje zadanie. Szkoda, że wcześniej wszystkiego porządnie nie przemyślała. Skoro mają udawać małżeństwo, powinna zastanowić się, co robić, by wypaść przekonująco. Całe szczęście, że Lucas okazał się przytomniejszy, że myśli za nią o najbardziej podstawowych sprawach. Zamiast się na niego złościć, powinna być mu wdzięczna. I nie wykłócać się o nazwisko.
– Dziś po południu pokażę swojej prawniczce dokumenty, które przygotowałeś.
Cia Wheeler… Wzdrygnęła się. Trudno, wytrzyma pół roku. W końcu to tylko nazwisko. Nawet jako Cia Wheeler zachowa niezależność, a potem, kiedy pieniądze z funduszu trafią na jej konto, spełni marzenie mamy i zbuduje schronisko. Po rozwodzie znów będzie Cią Allende.
– To kiedy możemy tu zamieszkać?