Читать книгу Kocham cię na niby - Kat Cantrell - Страница 4
ROZDZIAŁ TRZECI
ОглавлениеKiedy zajrzała do gabinetu, abuelo siedział pochylony przy biurku i coś pisał. Nie chciała przeszkadzać mu w pracy, ale starszy pan podniósł głowę, skinął na wnuczkę, po czym jeszcze przez kilka minut kontynuował pisanie. Od dziesiątków lat używał tych samych długopisów i tych samych notatników z żółtym papierem w kratkę. Benicio Allende był właścicielem firmy produkującej najnowocześniejszy sprzęt na świecie, lecz sam wolał tradycyjne metody pracy.
Obserwując go, Cia poczuła wyrzuty sumienia. Wreszcie odsunął notes i splótł ręce.
– Co cię tu sprowadza? – spytał wprost.
Nienawidził czczej gadaniny i była to chyba ich jedyna wspólna cecha. Nie należał do poczciwych uśmiechniętych dziadków, którzy rozdają wnukom cukierki. Był cwanym biznesmenem, od którego Cia uczyła się, jak osiągać sukces.
– Witaj, abuelo. Chciałam cię poinformować, że wychodzę za mąż.
Tylko tyle powiedziała. Jeśli dziadek zechce, sam zada kolejne pytania. Podczas świąt, kiedy zasiadali do kolacji, nie trajkotała przy stole, również podczas rzadkich rozmów telefonicznych, a już zwłaszcza nie opowiadała o swoich sprawach osobistych.
– Za kogo?
– Za Lucasa Wheelera. – Którego pierścionek połyskiwał na jej palcu. Rano musiała wrócić po niego do domu. Szczęśliwa narzeczona pewnie w ogóle by pierścionka nie zdjęła. – Jednego ze wspólników Wheeler Family Partners.
– To znakomita rodzina. – Benicio pokiwał głową. – Pochwalam twój wybór.
Odetchnęła z ulgą. Najwyraźniej nie słyszał plotek o Lucasie i jego głośnym romansie z mężatką. Oczywiście abuelo nie interesował się plotkami, ale…
Wyprostował się w fotelu. Czarna skórzana tapicerka kontrastowała z burzą śnieżnobiałych włosów. Stary zegar ścienny głośno tykał.
– Dziwię się, że nie przyszedł z tobą, żebym mógł go poznać.
Lucas też to proponował, ale sprzeciwiła się, głównie ze strachu, że dziadek nie uwierzy w bajkę, jaką wymyślili. Wolała nie narażać Lucasa na nieprzyjemności.
– Najpierw chciałam sama cię poinformować. Wszystko stało się dość szybko, ale decyzji nie podjęliśmy pod wpływem chwili. Spotykaliśmy się jakiś czas temu, potem ja zajęłam się innymi rzeczami i oddaliliśmy się od siebie. Tydzień temu nasze drogi znów się zeszły i było tak, jakbyśmy się nigdy nie rozstali.
Dios! Kiedy omawiali wersję, którą przedstawią rodzinie, nie brzmiało to tak romantycznie.
– Innymi rzeczami? Czyli schroniskiem? – Benicio ściągnął groźnie brwi. Nie podobało mu się, że Cia, podobnie jak wcześniej jej matka, tyle czasu poświęca obcym kobietom, zamiast skupić się na własnym życiu. – Mam nadzieję, że teraz zajmiesz się mężem i rodziną.
Był przekonany, że małżeństwo pozwoli jej uporać się ze stratą rodziców. On też cierpiał po śmierci syna i synowej, lecz starał się przezwyciężyć ból i nie rozpamiętywać przeszłości. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Cia niestrudzenie podąża drogą, którą szła jej matka. Bo czy budowa domu dla maltretowanych kobiet może sprawić większą satysfakcję niż życie u boku kochającego męża?
– Tak, wiem, co mnie teraz czeka – rzekła.
A czekała ją zabawa w miłość: udawanie, że jest bez pamięci zakochana w mężczyźnie, którego widok rzeczywiście przyprawiał ją o dreszcze.
– Znakomicie. Bardzo się cieszę. Wheelerowie to bogata rodzina.
Innymi słowy, Lucas Wheeler nie będzie próbował dobrać się do jej majątku. Cię ogarnęła złość: gdyby abuelo miał do niej więcej zaufania, nie musiałaby zawierać fikcyjnego małżeństwa.
– Cieszę się, że się cieszysz, dziadku.
– Dulciano, pragnę jedynie twojego szczęścia. Chyba nie masz wątpliwości?
– Nie, skądże. – Wiedziała, że dziadek kocha ją na swój sposób. Kłopot polegał na tym, że co innego rozumieli pod pojęciem „szczęście”.
Przez moment obserwował ją uważnie. Zmarszczki wokół jego oczu pogłębiły się.
– Przyznaję: nie rozumiem twojego zapału i zaangażowania w działalność charytatywną, ale po ślubie, kiedy urządzisz się w swoim domu, możesz oczywiście nadal udzielać się w schronisku. Kilka godzin tygodniowo, jeśli twój mąż nie będzie miał nic przeciwko temu.
Cia omal nie wybuchnęła śmiechem.
– Lucas i ja już doszliśmy w tej kwestii do porozumienia – powiedziała. – A co do ślubu… planujemy cywilny. Skromny, bez gości.
– Cywilny? Nie katolicki?
– Lucas jest protestantem.
Poza tym niełatwo uzyskać rozwód kościelny. Tego oczywiście nie powiedziała na głos.
– Usiądź – rozkazał dziadek.
Wzdychając cicho, spełniła jego polecenie. Stary skórzany fotel zaskrzypiał. Zaraz się zacznie, pomyślała. W oczach dziadka wciąż była siedemnastoletnią sierotą, nad którą trzeba roztaczać opiekę. Ona jednak zamierzała twardo bronić swoich racji.
Cztery dni później, po podpisaniu umowy u prawnika, Lucas, wsparty o ścianę domu, który przez najbliższe półrocze będzie należeć do nich, patrzył, jak Cia w czerwonym porsche wjeżdża na podjazd.
Przed chwilą przeczytał esemesa od brata: „Straciliśmy Schumacher Industrial”. Matthew mógł dodać „przez ciebie”, ale litościwie tego nie zrobił. Lucas poczuł wyrzuty sumienia. Jeśli zbankrutują, nigdy sobie tego nie wybaczy.
– Piękne auto, kotku – powiedział. – Można by za nie wykarmić tysiące głodujących dzieci w Afryce.
– Nie wysilaj się, Wheeler. – Cia trzasnęła drzwiami. – Dostałam samochód od dziadka z okazji ukończenia studiów. Czymś muszę jeździć.
– Czymś, co przyśpiesza do setki w dwie sekundy? No tak, jak się ktoś ciągle spieszy… – Uśmiechnął się na widok jej miny. – Nie bądź taka naburmuszona, bo inaczej te sześć miesięcy będą ci się bardzo dłużyć.
– Będą się dłużyć tak czy siak – mruknęła. – Wiesz, co mój dziadek zamierza podarować nam w prezencie ślubnym? Willę na Majorce. Psiakrew, co mam mu powiedzieć? Dzięki, dziadku, ale wolelibyśmy zestaw do kawy?
Dotychczas Lucas widział ją z rozpuszczonymi włosami. Dziś koński ogon odsłaniał jej szyję, a opięty różowy T-shirt i wąskie dżinsy podkreślały kształtną figurę. Nie mógł oderwać od niej oczu.
– Poproś, żeby przekazał pieniądze na jakiś cel charytatywny.
– Ha! Spróbuj nakazać cokolwiek mojemu dziadkowi. Es imposible. Uwierzył w bajeczkę o nas i nie posiada się z radości, że jego wnuczka wychodzi za Wheelera.
– Jestem porządnym uczciwym człowiekiem i pochodzę z powszechnie szanowanej rodziny biznesmenów. Dlaczego miałby się nie cieszyć?
– Dlatego, że… – Zniecierpliwiona machnęła ręką. Pierścionek zaręczynowy zalśnił w słońcu. – Że przebierasz w kobietach jak w ulęgałkach! To co, wchodzimy do środka? Chciałabym posprzątać…
Okej, tego było za wiele.
– Kotku… – Lucas powściągnął odruch, by ująć Cię za brodę i obrócić twarzą do siebie. Po chwili sama skierowała na niego wzrok. – Posłuchaj. Jestem, jaki jestem. Lubię kobiety, lubię seks i się tego nie wstydzę. Ale od rozstania z Laną wiodę cnotliwe życie. I takie zamierzam wieść, póki będę nosił na palcu obrączkę.
Wiatr poruszył kilkoma kosmykami jej włosów, które wysunęły się z gumki. Cia wbiła spojrzenie w ziemię.
– Przepraszam, nie chciałam… Nie złość się. Odtąd pomyślę trzy razy, zanim cokolwiek powiem.
Roześmiał się.
– Ja się nie złoszczę, kotku. Ja się odpłacam pięknym za nadobne – oznajmił, po czym chwycił ją na ręce i przeniósł przez próg.
Ważyła tyle co piórko, a pachniała kokosem i cytryną. Zacisnęła rękę w pięść i uderzyła go w ramię, krzycząc, aby ją natychmiast puścił. Ale jemu spodobały się różne miękkie krągłości, jakie wcześniej pozostawały w ukryciu.
– Hej! Bawisz się w jaskiniowca?
Delikatnie postawił ją na marmurowej posadzce.
– Sąsiedzi patrzyli – rzekł z poważną miną.
Nikt nie patrzył, ale nowo poślubioną żonę przenosi się przez próg. Matthew przeniósł Amber i on, Lucas, wyobrażał sobie, jak w dalekiej przyszłości, kiedy w końcu się ożeni, wniesie do domu swą wybrankę. Wprawdzie Cia jeszcze nie była jego żoną, ale już za kilka dni złożą przysięgę. A dziś… dziś jest próba generalna.
Dziwne, ale myśląc o kobiecie, którą poślubi w przyszłości, widział przed oczami twarz Cii.
– Umówiliśmy się… – powiedziała, opierając ręce na biodrach – nie ma podziału majątku. Nie ma kłótni o pieniądze. Nie ma kontaktu fizycznego. Już zapomniałeś?
Skrzywił się.
– Nazywasz to kontaktem fizycznym? Oj, kotku. Gdybym chociaż zrobił to – objął ją w talii i przyciągnął do siebie, tak że ich ciała się zetknęły – wtedy rozumiałbym twój sprzeciw.
Usiłowała się oswobodzić, ale jedynie otarła się biustem o jego tors. Lucas wstrzymał oddech. Była najpiękniejszą, a zarazem najmniej pociągającą kobietą, jaką znał. Więc dlaczego jej bliskość tak go podnieca?
– Słusznie, kotku, przytul się mocniej.
– Wheeler, co robisz? – spytała szeptem, czując na policzku gorący oddech.
– Ćwiczę.
Jeśli przekręci głowę o pół centymetra, ich usta się spotkają. Nagle uzmysłowił sobie, że lada dzień ta piękność będzie jego żoną, a jeszcze ani razu się nie całowali. Może powinni? Na próbę…
– Co ćwiczysz?
– Bycie zakochaną parą. Rodzice zaprosili nas wieczorem na kolację, żeby uczcić nasze zaręczyny.
Cia znieruchomiała. W jej oczach dostrzegł strach.
– A niech mnie! Myślałem, że masz piwne oczy, a one są niebieskie!
– Moi dziadkowie pochodzą z północnej Hiszpanii. Tam często zdarza się niebieski kolor oczu.
– Mąż powinien wiedzieć takie rzeczy o żonie. – Lucas zabrał rękę i cofnął się o krok. Zapach jej skóry przyprawiał go o zawroty głowy.
Przeczesał włosy. Nie pomogło. Czuł dudnienie w skroniach. Miał ogromną ochotę pocałować Cię, ale z najwyższym trudem się powstrzymał. Chryste! W co on się wpakował?
Prawie nie zna tej kobiety, nic nie wie o jej przeszłości ani nawet o teraźniejszości. Musi zdobyć informacje, i to szybko. Kontrakt na Manzanares był jego liną ratunkową, szansą, by rozwiązać problemy firmy i udowodnić wszystkim, że Lucas Wheeler nie jest nieudacznikiem i kobieciarzem, za jakiego jest uważany.
– Czego jeszcze o tobie nie wiem? – spytał.
– Że muszę wieczorem pracować, więc nie mogę iść do twoich rodziców na kolację. Powinieneś był mnie uprzedzić.
Słusznie, ale o tym nie pomyślał. Większość kobiet rzuciłaby wszystko, by zjeść kolację w towarzystwie Wheelerów, tyle że nigdy żadnej nie zapraszał.
– Nikt nie może cię zastąpić? Dzisiejszy wieczór jest ważny dla mojej mamy.
– A praca w schronisku jest ważna dla mnie. Przez ostatni tydzień ciągle ktoś mnie zastępował. – Opuściła ręce. – Gdyby to była partyjka golfa, na pewno bym ją przełożyła.
Chyba nie sugeruje, że on tak spędza czas? Bo jeśli tak, to bardzo się myli. Całymi dniami siedział w gabinecie Matthew i razem z bratem analizował strategie mogące zwiększyć obroty WFP.
– Opowiedz mi o niej – poprosił. – O swojej pracy.
– Pomagam. – Wzruszyła ramionami. – Chociaż chronimy kobiety, które przychodzą do schroniska, one potwornie się boją, że mężowie je odnajdą. Boją się również o dzieci, które zostały wyrwane ze swojego środowiska. Potrzebują kogoś, kogo znają i komu mogą zaufać, czyli mnie.
Oczy się jej zaszkliły. Ta praca to jej pasja.
– W takim razie przeniesiemy kolację na jutro – oznajmił Lucas.
Trudno, mama musi to zaakceptować. Z niepokojem myślał o przyszłości, wierzył jednak, że cała ta mistyfikacja ma sens. Postara się, aby rodzice za bardzo nie przywiązali się do Cii. Tak, Cia potrzebuje męża i rozwodu, a on kontraktu na Manzanares oraz miłej żony, aby poprawić swój wizerunek po skandalu z Laną.
Cia skinęła głową. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku.
– Dziękuję.
Nagle poczuł się dumny, że uczestnicząc w tej farsie, przyczyni się do powstania czegoś wartościowego.
– Chodź. – Objął Cię. – Brawo. Tym razem nawet się nie wzdrygnęłaś.
Wprowadził ją do kuchni, gdzie stały nietknięte pudła. Nie ruszał ich z obawy, że wstawi mikser do szafki przeznaczonej na garnki lub odwrotnie.
Większość rzeczy kupionych przez Amber znikła, ale kilka zostało, choćby miska na owoce, którą Amber wypatrzyła na targu. Matthew musiał ją przeoczyć. Po niespodziewanej śmierci bratowej nawet Lucas nie mógł sobie znaleźć miejsca, a co dopiero biedny wdowiec.
Pod wieloma względami jego małżeństwo z Cią będzie prostsze niż małżeństwa zawierane z miłości. Oboje z góry wiedzą, ile będzie trwało. Po sześciu miesiącach rozstaną się bez łez, bez żalu i pretensji.
– Cały czas czynimy postępy – dodał. – Ty obiecałaś nie krytykować mnie za moje dawne podboje, a ja obiecuję konsultować z tobą nasze plany na wieczór. Reszta pójdzie jak z płatka. Musisz tylko udawać, że mnie kochasz równie mocno jak swoją pracę.
Cia mruknęła coś pod nosem i zaczerwieniła się. Nie potrafiła udawać. Może to i lepiej, pomyślał. Nie miała najłatwiejszego charakteru. Właściwie powinien się z tego cieszyć. Bo gdyby była nie tylko piękna, ale i do rany przyłóż, pewnie usiłowałby złamać jedną z zasad, które wspólnie ustalili. Lepiej jednak, aby ich związek pozostał platoniczny.
Seks to komplikacje, a tych mądrzej się wystrzegać. Musi przede wszystkim myśleć o tym, co chce osiągnąć, czyli zrewitalizować WFP. Ale pragnął również pomóc Cii. Byli partnerami w interesach: chciał przyczynić się do jej sukcesu, pomóc spełnić jej marzenia.
Spędziła kilka godzin w kuchni, rozpakowując pudła, ale zanim skończyła, musiała jechać do schroniska. Nieprawda, specjalnie wyszła wcześniej, by odpocząć od Lucasa. Nie miała pojęcia, jak wytrzyma w tym domu dzisiejszą noc. A także jutrzejszą i kolejne.
Klamka zapadła, nie ma odwrotu.
Do nowego domu kazała przewieźć meble z sypialni, odzież, drobiazgi. Od dziś mieli mieszkać razem. Jutro pójdą na kolację do jego rodziców, a w poniedziałek po południu spotkają się w budynku sądu, by złożyć przysięgę małżeńską.
Cia Wheeler. Tak się będzie nazywała. Nie powinna być małostkowa i rwać włosów z głowy, w końcu Lucas miał tylko ten jeden warunek.
Powtarzała więc w myślach i na głos swoje nowe nazwisko, usiłując do niego przywyknąć, a w wolnych chwilach zapisywała je na karteczkach, samo i z imieniem: Wheeler, Cia Wheeler, Dulciana Alejandra de Coronado y Allende Wheeler.
Tak minął wieczór. W schronisku zjawiła się kolejna zmiana wolontariuszy. Przed wyjściem Cia poszła sprawdzić, jak się czuje Pamela Gonzalez.
Dwa tygodnie temu odebrała telefon z oddziału ratunkowego. Pojechała do szpitala, by porozmawiać z Pamelą, której partner złamał rękę, i przywiozła ją do schroniska. Samym ofiarom niełatwo było tu trafić; schronisko nie reklamowało się. I słusznie, bo do drzwi dobijaliby się mężowie i kochankowie z żądaniem, aby personel zwrócił im ich żony.
Pamela zapewniła swoją wybawczynię, że czuje się dobrze i świetnie dogaduje się z trzema współlokatorkami. Nie mając nic więcej do roboty, Cia wróciła do nowego domu, który od dziś dzieliła ze swoim przyszłym fikcyjnym mężem.
Kierując się do sypialni, minęła pokój Lucasa. Widząc zamknięte drzwi, odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, czy Lucas specjalnie je zamknął czy niechcący, ale to nie miało znaczenia. Położyła się do łóżka i spała kamiennym snem aż do rana.
Gdy rano wyłoniła się z sypialni, Lucasa już nie było. Zjadła śniadanie, włączyła na cały regulator muzykę i przystąpiła do rozpakowywania reszty pudeł. Lucas wrócił po godzinie. Zastał Cię w salonie: siedziała na podłodze, porządkując książki. Na jego widok ściszyła radio: wspólne życie wymaga kompromisów.
– Wstałaś… – Usiadł spocony na kanapie. Miał na sobie szorty i T-shirt z nazwą uniwersytetu. – Mam nadzieję, że cię nie obudziłem? Starałem się być cicho.
– Nie, nie obudziłeś. Zwykle śpię dłużej, kiedy pracuję do późna. A ja mam nadzieję, że nie obudziłam cię wczoraj wieczorem?
– Nie. Wkrótce poznamy swoje przyzwyczajenia.
– A propos poznania… – Wstała z podłogi, odczekała chwilę, bo nogi jej zdrętwiały, po czym przeszła do drugiej kanapy ustawionej pod kątem prostym do tej, na której Lucas siedział. – Znalazłam w internecie zestaw pytań, jakie władze imigracyjne zadają cudzoziemcom, którzy starają się o zieloną kartę. Trzymaj, to nam pomoże lepiej się poznać.
Patrzył na nią jak na dziwnego robaka pod mikroskopem.
– No co? Musimy przekonać wszystkich, że się kochamy.
– W ten sposób? Ucząc się na pamięć nazwy kremu do golenia?
– Pytania dotyczą różnych rzeczy, nie tylko nazw kremów czy perfum. Na przykład: po której stronie łóżka sypia twój partner? Gdzie się poznaliście? Jak według ciebie mamy się czegoś o sobie dowiedzieć?
Powiódł wzrokiem po liście pytań.
– Rozmawiając przy kolacji. Umawiając się na randki.
– Oszalałeś? Jakie randki? Kiedy? Przyjęcie u twoich rodziców jest dziś.
– Ale oni nie zapytają, po której stronie łóżka śpimy.
– To prawda, ale mogą spytać, gdzie się poznaliśmy. Albo dlaczego tak nagle postanowiliśmy wziąć ślub. I gdzie zamierzamy jechać w podróż poślubną. Zerknij do kwestionariusza, wszystko tu jest.
– Czuję się jak w szkole – mruknął, odgarniając z czoła mokre włosy. – Jakbym się uczył do egzaminu. Co będzie, jeśli nie zdam?
– Wtedy mój dziadek nabierze podejrzeń, ja nie uzyskam dostępu do swoich pieniędzy, kobiety, którym pomagam, nie będą miały gdzie się ukryć przed mężami brutalami, a tobie przepadnie kontrakt na Manzanares. – Potrząsnęła kartkami. – Wybierz pytanie.
– Mogę chociaż wziąć prysznic?
– Jeśli odpowiesz na pytanie numer osiemnaście.
Zerknął na kartkę i poderwał się na nogi.
– Co was łączy, jakie wspólne cechy? – Zmarszczył czoło, po czym ponownie opadł na kanapę. – Chryste, to nam zajmie cały dzień!
Z kilkoma krótkimi przerwami – na prysznic, na lunch, na wyjście do sklepu i sprzeczkę w kwestii tego, w czym ma Cia wystąpić wieczorem – zadawali jedno drugiemu pytania. Lucas nawet powędrował za Cią do jej pokoju, kiedy chciała przez moment odpocząć.
Zmęczona, położyła się na łóżku i zasłoniła ręką oczy.
– Katastrofa… – szepnęła.
Lucas zaczął grzebać w jej szafie. Nic mu się nie podobało.
– Masz rację, totalna katastrofa. Wszystko w stylu babci z prowincji. Trzeba będzie to zmienić.
– Nigdzie nie jest napisane, że powinnam się ubierać jak dziwka. I żeby było jasne: nie zgadzam się, żebyś mi coś kupował. – Znając go, pewnie pozbyłby się wszystkich jej starych ciuchów. W czym by wtedy chodziła do schroniska? W kieckach od Prady miałaby paradować wśród ubogich kobiet, którym ledwo starcza do pierwszego? – Katastrofą nie jest moja garderoba…
– A co? Koniecznie chcesz wyglądać jak szara myszka?
Cia westchnęła ciężko.
– Zdajesz sobie sprawę, że łączy nas tylko to, że oboje urodziliśmy się w Teksasie i skończyliśmy zarządzanie?
Przysiadł na toaletce. Dżinsy opinały mu uda. Dios en las alturas! Cia pośpiesznie odwróciła wzrok. Nie będę na niego patrzyła, powtarzała w duchu. Ale w tym tkwił problem. Nie sposób było nie patrzeć na Lucasa.
– I jeszcze whisky – przypomniał sobie. – Oboje lubimy whisky.
– Wspaniale. Trzy rzeczy.
– Nie przejmuj się, to nieważne. Nie na tym polega małżeństwo czy miłość. Czasem ludzie mają mnóstwo wspólnych cech i nic z tego nie wynika. Miłość jest wtedy, kiedy jedno nie może żyć bez drugiego.
No proszę. Najpierw ubranie, a teraz romantyczne deklaracje.
– Na pewno nie jesteś gejem?
– Chcesz się przekonać? Taki egzamin, kotku, zdam z wielką przyjemnością. – Powiódł po niej wzrokiem.
Z trudem powściągnęła odruch, by zakryć się kołdrą i uciec przed jego lubieżnym uśmiechem.
– Spadaj, Wheeler. Muszę zacząć się ubierać.
– O nie. Nie mogę tego tak zostawić. – Powoli zbliżył się do łóżka. – Musi być jakiś sposób, aby cię przekonać, że jestem heteroseksualny. Hm, może wyrecytować ci statystyki baseballowe? Albo wyjaśnić, jak się podłącza kino domowe? Chociaż nie, na tym geje też się znają. Jest tylko jeden sposób.
Niewiele się namyślając, skoczył na materac, zgarnął Cię w ramiona i mocno przytulił. Przeniknął ją żar. Palce Lucasa gładziły ją po włosach, wargi raz po raz dotykały jej szyi. Twardy dowód jego orientacji seksualnej wbijał się jej w brzuch. Zamierzała na sześć miesięcy zapomnieć o tym, że jest kobietą. Nie udało się, a te sześć miesięcy jeszcze się oficjalnie nie rozpoczęły.
To nie tak miało być. Była silna i niezależna. Przynajmniej zawsze tak sądziła, ale najwyraźniej się myliła. W dodatku Lucas nawet jej jeszcze nie pocałował.
– Przestań… – jęknęła, póki miała siłę protestować.
Bała się intymności. Zraziła się na studiach; tamto doświadczenie wciąż bolało.
Lucas spojrzał na jej twarz, zaklął cicho i odsunąwszy się, wbił wzrok w sufit.
– Przepraszam, zachowałem się jak głupi szczyl. Wybacz, proszę.
Zerwała się z łóżka.
– Bez przesady, nic strasznego się nie stało.
– Stało się. Widzę, jaka jesteś zdenerwowana… – Nagle doznał olśnienia. – O Chryste, powinienem był się domyśleć… Ktoś cię pobił, prawda? Stąd twoje zainteresowanie schroniskiem?