Читать книгу Święty Jan Paweł II. 15 portretów pięknego życia - Katarzyna Flader - Страница 4
ОглавлениеPrzyjaciel człowieka
Wystarczyło popatrzeć, jak Jan Paweł II traktował każdego człowieka, aby zrozumieć, kim on był dla niego. Ojciec Święty zawsze miał czas na spotkania z ludźmi – ilu by ich nie było, a przecież wciąż na niego czekali. Chyba nikt w historii ludzkości nie spotkał się bezpośrednio z tyloma osobami – mówi się nawet o miliardach. Papież był bardzo otwarty na każdego, umiał słuchać i rozumieć. Doskonale zapamiętywał spotkane już wcześniej twarze. Wrodzone poczucie humoru łamało wszelkie bariery uprzedzeń, sztywności czy wstydliwości. Papież miał w sobie ogromnie dużo ciepła. Rzecz to znamienna, bo przecież wychowywał się bez matki, później także bez ojca i rodzeństwa, więc powinno mu tego ciepła z psychologicznego punktu widzenia brakować. Tymczasem on miał w sobie nie tylko elektryzującą moc duchowej energii, ale także jakieś wrodzone ciepło i sympatię, której nie szczędził nikomu.
Wiele razy miałem możność spotykać się z Ojcem Świętym w małym gronie osób. Przebywając z nim wtedy, czułem się bezpieczny, akceptowany, tak jakby moja osoba była w tym momencie dla niego najważniejsza. Sam rozpoczynał rozmowę, zadawał pytania, interesował się tym, co robię, z kim do niego przychodzę. Ojcowskie zatroskanie, dobroć i szacunek, kultura przyjęcia, brak najmniejszych choćby oznak zniecierpliwienia czy zmęczenia były szczególnie dostrzegalne. Wydawało się, że jego czas jest wtedy wyłącznie dla nas, a przecież w rzeczywistości tak nie było. I ten jego cudowny dotyk, dyskretny, czuły, uspokajający.
Jan Paweł II zawsze podawał rękę, niekiedy ściskał dwiema rękami podawaną mu dłoń. Często kładł rękę na ramieniu na znak przyjaźni i zaufania. Czasami żartobliwie pogłaskał po policzku. Zawsze był to dotyk anioła, przeszywający aż do szpiku kości. Po takich spotkaniach wychodziło się od niego odmienionym, z jednej strony z poczuciem własnej niegodności i zarazem z przekonaniem, że nie można go zawieść. Po takich spotkaniach często pragnąłem pozostawać przez wiele godzin sam, aby to dogłębnie przeżyć. Jan Paweł II emanował wręcz dobrocią i świętością. Ludzie przez sam fakt przebywania w otoczeniu Papieża mieli poczucie wewnętrznego oczyszczenia i stawania się lepszymi. W takich momentach myślałem sobie: tak kiedyś musiało być w Galilei, gdy ludzie „ocierali się” o Jezusa. Kiedy jeszcze dzisiaj patrzę na liczne fragmenty filmów ukazujące Papieża przygarniającego małe dzieci, biorącego je na ręce, przytulającego je do siebie, myślę: nie spotkałem w życiu mężczyzny-ojca, który potrafiłby to zrobić w tak cudowny sposób. Nie dziwi zatem fakt, że wielu młodych ludzi niedoświadczających należytej ojcowskiej miłości w swoich rodzinach, właśnie w nim widziało nie tylko duchowego przywódcę Kościoła, ale także ojca w najgłębszym tego słowa znaczeniu.
Chrzest w Kaplicy Sykstyńskiej
Skąd u Jana Pawła II taka spontaniczność odczuć, gestów, zachowań, które urzekały miliony? Kiedyś sam na to pytanie odpowiedział: z czystości serca. „Chrystus żąda od nas czystości serca wedle stanu i powołania. Żąda bardzo stanowczo. Ale bardziej jeszcze ukazuje nam drogę do wartości, których nie odkrywa się inaczej jak czystym wejrzeniem myśli i serca” (André Frossard, „Nie lękajcie się!”. Rozmowy z Janem Pawłem II, Znak, Kraków 2005). On to potrafił czynić, choć wymagało to od niego, zwłaszcza w ostatnim okresie życia, wielu wyrzeczeń i zmagań z własną słabością. U Jana Pawła II miłość i zaufanie do człowieka wypływały z ufności Bogu. Nawet w tym, co złe i grzeszne próbował szukać tego, co jeszcze mogło być dobre.
Spotkanie z polską rodziną na Mazurach. Ełk, 8 czerwca 1999
Zainteresowanie Papieża człowiekiem, „niezwykłością osoby” zrodziło się – jak sam kiedyś wyznał – bardziej z doświadczenia i dzielenia doświadczeń z innymi, niż z naukowej czy duchowej lektury. Powołanie duszpasterza wyłaniało się z powołania naukowca-profesora i zawsze okazywało się od niego głębsze i silniejsze. Papież miał też swoje wzorce osobowe. Pewnie było ich wiele, ale na prośbę, by je wymienił, powiedział o trzech postaciach, które zrobiły na nim szczególne wrażenie: św. Franciszku z Asyżu, bracie Albercie Chmielowskim, którego później sam kanonizował, a także Janie Vianneyu – dobrotliwym proboszczu z Ars. Wszyscy oni odznaczali się niezwykłą prostotą życia oraz wrażliwością serca i chyba z tego względu Papież wymienia ich jako wzór człowieczeństwa.
Szczególna była relacja Jana Pawła II do ludzi cierpiących i chorych. Cierpienie dla Papieża było wielkim powołaniem w tajemnicy Chrystusa i Kościoła. Święty Paweł mówi o „dopełnieniu braków udręk Chrystusa” (por. Kol 1,24). Jan Paweł II nieraz był świadkiem przyjmowania przez ludzi cierpienia nie tylko jako krzyża, ale także jako wybrania i powołania, jako Bożego projektu życia, w którym człowiek odnajduje siebie, utożsamia się z nim, a nawet odnajduje wewnętrzny pokój, radość i szczęście. On sam też przechodził tę drogę prawie przez cały swój pontyfikat, skoro w niespełna trzy lata po wyborze przeżył tak dramatyczną próbę zamachu na swoje życie.
Człowiek dla Papieża był kimś wielkim. Nie ze względu na jakieś ludzkie przymioty, ale dlatego, że od Boga wyszedł i do Niego powróci. Stworzony został na Jego podobieństwo. Chwałą Boga jest żyjący człowiek, drogą Kościoła jest człowiek, jego godność jest niepodważalna, bo miało miejsce redemptio hominis – odkupienie człowieka. Od tego czasu nie sposób zrozumieć człowieka bez Chrystusa, co więcej on sam siebie nie rozumie bez Chrystusa. Dramatem człowieka jest odrzucenie prawdy o Bogu, bo jednocześnie odrzuca się wtedy i prawdę o człowieku. Współczesny świat przejął dziedzictwo wrogości do Boga z minionych wieków oświecenia i rewolucji francuskiej, o Bogu „zapomniał”, by nie powiedzieć, że Go odrzucił, a z Nim tak naprawdę odrzucił i człowieka. W tym tkwi często źródło zła: miłości siebie (egoizmie), miłości własnej (pysze) posuniętej aż do zanegowania Boga. W czasie ostatniej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II mówił w Krakowie: „Świat zdaje się żyć tak, jakby Boga nie było”. Człowiek stara się wyręczyć Pana Boga i samemu stanowić o tym, co jest dobre a co złe. Taka logika myślenia prowadzi donikąd, zniewala człowieka. W imię superwolności prowadzi do tylu widocznych współcześnie form zniewolenia. Ten rodzaj rozumowania może nas przywieść do przekonania, że np. pewnych ludzi należy zlikwidować (czystki etniczne) albo że kobieta „ma prawo do własnego brzucha” (aborcja), albo że można unicestwić starych, niedołężnych, będących rzekomym ciężarem dla społeczeństwa (eutanazja), bądź też, że człowiek sam może „stwarzać” drugiego człowieka (klonowanie). Zatem tę logikę myślenia należy zastąpić inną: miłość do Boga aż po negację siebie, zatracenie siebie w Bogu. Wtedy uwidoczni się prawdziwa wielkość człowieka. Bóg nie zabiera człowiekowi wolności i szczęścia. Bóg pragnie dla nas prawdziwego szczęścia.
Podczas Światowych Dni Młodzieży, Tor Vergata, Rzym.
Jan Paweł II upominał się o „ocalenie człowieka”. W czasie ostatniej pielgrzymki do ojczyzny prosił na krakowskich Błoniach wszystkich ludzi dobrej woli, aby „sprawa człowieka” nie była nigdy odłączona od miłości Boga, od miłosiernej miłości Boga, gdyż w jej blasku człowiek jest w stanie ocalić swoje człowieczeństwo. Pewnie dlatego ustanowił w Łagiewnikach Światowe Sanktuarium Miłosierdzia, będąc przekonanym, że kształtowanie człowieka nie jest sprawą czysto ludzką. Nie wystarczą właściwe systemy pedagogiczne, nie wystarczą rozbudowane specjalności studiowane na Uniwersytetach, nie wystarczy nawet szkoła samodyscypliny. Potrzebne jest odkrywanie w sobie innego świata, który prowadzi nas do Boga. Człowiek najlepiej poznaje siebie przez kontakt z Bogiem. W Nim odnajduje swoje człowieczeństwo i rozumie, kim jest.
Jana Pawła II można nazwać przyjacielem człowieka bez uciekania się do górnolotnych sformułowań i wyimaginowanych porównań. To, co zrobił dla Kościoła, ludzkości i pojedynczego człowieka, przekracza możliwości zwykłej oceny nawet z historycznego punktu widzenia. Jego miłość i przyjaźń odczuwana jest powszechnie także teraz, gdy go już nie ma pośród nas. W sercach wielu, bardzo wielu ludzi, pozostanie na zawsze jako ten, który w bezinteresowny sposób dawał siebie innym.
— • —