Читать книгу Pięścią w szklany sufit - Katarzyna Niezgoda - Страница 5
CO MNIE UKSZTAŁTOWAŁO
ОглавлениеNie można żyć, naśladując kogoś innego. Oznacza to życie pozbawione wszelkich prawdziwych emocji.
Billie Holiday, piosenkarka
Zastanów się, jaka jest Twoja historia i wyciągnij z niej wnioski. Wszystko, co przeżyłaś, ma wpływ na to, kim jesteś i jak żyjesz. Ale też ostateczna decyzja, jaka będziesz i jak będziesz żyć, należy do Ciebie.
Niezależnie od tego, kim jesteś, skąd pochodzisz, czy rodzina Cię wspierała, czy miałaś trudne dzieciństwo, czy byłaś w szkole piątkową uczennicą czy nie – możesz osiągnąć bardzo dużo. Przyjrzyj się swojej historii, bo to, jak Cię wychowywano, na ile mogłaś być samodzielna i decydować o różnych rzeczach, ma wpływ na to, jakim jesteś pracownikiem i jak podejmujesz decyzje w pracy. Jakie masz predyspozycje do tego, aby osiągnąć sukces. Rodzina nie zawsze jest wsparciem, ale przeciwności losu budują.
Moje dzieciństwo było na tyle skomplikowane, że właściwie wykasowałam je ze swoich wspomnień. Do czasu pójścia do szkoły pamiętam tylko swoje piąte urodziny. Wyprawiła je dla mnie ukochana ciocia, która nigdy o mnie nie zapominała.
Z czasów szkolnych w moich wspomnieniach zachowałam przyjaciół z klasy. Do tej pory się przyjaźnimy, co jest naprawdę niesamowite, bo pochodziliśmy z tak różnych domów. Jednak kiedy próbuję przypomnieć sobie moją rodzinę w tamtym czasie, mam przed oczami tylko czarną dziurę. Byłam dzieckiem, które nie chodziło na żadne tańce, balet, dodatkowe zajęcia. Jedyną rzeczą, jaką zafundowała mi mama, były prywatne lekcje angielskiego. Ale poza tym nic, włącznie z tym, że dostałam kilka rowerów, ale nie miał kto mnie nauczyć na nich jeździć. I do tej pory nie umiem. Pamiętam za to doskonale harcerstwo. Zajmowało mi ono połowę wakacji. I było szkołą mądrej samodzielności, ale też miejscem, do którego się przynależało. Bycie częścią harcerskiej społeczności było dla mnie ważnym i budującym doświadczeniem.
Byłam zwyczajną dziewczyną. Jedynaczką, którą do pewnego wieku bardzo się opiekowano. Rodzice mnie kochali, czułam się akceptowana. Kiedy się rozwiedli, wychowywała mnie mama, która wyszła potem powtórnie za mąż i wyjechała. Miałam mieszkać z ojcem, ale po dwóch tygodniach doszliśmy do wniosku, że to jest niemożliwe, bo nigdy nie mieszkaliśmy razem.
Dlatego bardzo szybko się usamodzielniłam. Miałam 15 lat i mieszkałam już sama. Musiałam się sama uczyć, pilnować się i sama o siebie zadbać. Dużo energii mnie kosztowało udawanie w szkole, że mieszkam z rodzicami, a po latach się dowiedziałam, że wszyscy wiedzieli, jak jest naprawdę. Ponieważ zachowywałam się porządnie i uczyłam się, miałam święty spokój. Musiałam dbać o zapłacenie rachunków, o to, żeby było coś do jedzenia, ale miałam spokój i ceniłam go bardziej niż burzliwy temperament mojej mamy czy ojca.
Najlepszą uczennicą byłam tylko w szkole podstawowej. Później uznałam, że można skończyć szkołę, nie marnując czasu na siedzenie nad książkami. Wystarczyło, żeby dostać się na studia. Na studiach też byłam raczej trójkową, a nie piątkową studentką, ale od drugiego roku równolegle z nauką już pracowałam.
Od dziecka ćwiczyłam umiejętności przywódcze, bo byłam w harcerstwie, jeździłam na obozy, miałam swój zastęp, a potem swoją drużynę. Prowadziłam kolonie, jak tylko skończyłam 18 lat. Musiałam organizować zajęcia dla grupy znudzonych dzieciaków i ciągle zastanawiam się, jak mi się wtedy udało. Uratowało mnie to, że lubię coś robić z ludźmi. Godzić charaktery, wyciągać z nich to, co najlepsze. Dlatego i dzisiaj udaje mi się zarządzać sytuacjami pozornie bez wyjścia. To, co robimy już od dzieciństwa − kształtuje nas. Mnie zawsze pomagała zdolność adaptacji do środowiska. Zdobyłam też umiejętności przetrwania w trudnych warunkach i to także okazało się przydatne w pracy. Nie zawsze było różowo, ja również przechodziłam w pracy ciężkie chwile. Ciążyła też na mnie bardzo duża odpowiedzialność wiążąca się z decyzjami dotyczącymi ludzi i musiałam wielokrotnie zasypywać góry popiołem. Ale mój ukształtowany przez niełatwe dzieciństwo charakter pozwalał mi podnosić się po porażkach i iść do przodu, nie rozpamiętując tego, co się wydarzyło. Ale jednak wyciągając niezbędne wnioski.
Bezcenną nauką były pierwsze płatne zajęcia. Pierwsze pieniądze zarobiłam na początku studiów. Zbierałam truskawki w Szwecji. Pracowało się od 5 rano w kaloszach, w krzakach, mieszkaliśmy w bardzo obskurnych domkach – to był horror. W dodatku Szwecja była bardzo droga, zupełnie nie na kieszeń studentki zbierającej truskawki. Zatem warunki były naprawdę problematyczne. Któregoś dnia strasznie zmokłam i było mi tak zimno, że do przyjaciółki, z którą przyjechałam do tej pracy na trzy miesiące, powiedziałam: „Ja już tych truskawek więcej nie będę zbierać. Trzeba poszukać nowej pracy”. Chodziłyśmy więc od knajpy do knajpy i w końcu znalazłyśmy pracę w hotelu. Sprzątałyśmy pokoje. Właściciel strasznie się przejął losem biednych studentek z Polski. Założył nam konta, regularnie płacił. Rezultat tego wyjazdu był taki, że dostałyśmy propozycję pracy w tamtejszym urzędzie pomocy społecznej jako tłumaczki. I może byśmy zostały w tej Szwecji na stałe, gdyby nie zaległy egzamin...
Jak moja rodzina się dowiedziała, że pojechałam do Szwecji zbierać truskawki, babcia wezwała mnie do siebie, żeby zapytać, czego mi brakuje. A ja na to: „Teraz już niczego, dałam radę”. Zarobiłam na malutkie mieszkanie. Niestety dużo wydałam na ciuchy. Wszystkim też kupiłam prezenty. Pamiętałam, jak mama mówiła mi o przesądzie, który każe pierwszą pensję wydać na podarki. Za kolejną pierwszą pensję w mojej już prawdziwej nowej pracy kupiłam sobie kostium… marki Deni Cler, w której po latach zostałam dyrektorem generalnym.