Читать книгу Poza kontrolą - Kathryn Croft - Страница 4
Prolog
ОглавлениеTeraz
Jestem żoną. Matką. Przyjaciółką. A teraz również morderczynią.
Siedzący naprzeciwko sierżant Connolly kręci głową. Pochyla się ku mnie z rękami skrzyżowanymi na piersi. To przystojny mężczyzna, ale gdy na niego patrzę, widzę tylko policjanta, który ma dopilnować, bym zapłaciła za to, co zrobiłam.
Czy w jego oczach czai się smutek? Z pewnością nie sprawia wrażenia ucieszonego. Czy mi współczuje, bo nie wyglądam i nie zachowuję się jak ktoś, kto odebrał życie drugiemu człowiekowi? A zresztą jak wygląda morderca? Kiedyś odpowiedziałabym na to pytanie bez wahania. Opisałabym kogoś o dzikim lub pustym spojrzeniu, nie do końca normalnego. Teraz wiem, że jest inaczej.
– Czy rozumiesz, co się dzieje? – pyta sierżant Connolly. – Rozumiesz, że zostałaś oskarżona o morderstwo?
Morderstwo. To dziwne słowo. Zapewne padło setki razy w tym zimnym, sterylnym pomieszczeniu, a jednak wydaje się tutaj nie na miejscu. Podobnie jak ja. Kiwam głową, ale sierżant Connolly nie wygląda na przekonanego. Być może sądzi, że jestem stuknięta, że powołam się na chwilową niepoczytalność. Ale się myli. Jeszcze nigdy nie myślałam tak trzeźwo jak teraz.
Jego koleżanka, której nazwisko już zdążyłam zapomnieć, gapi się na mnie w milczeniu. Odwracam wzrok, żeby nie widzieć jej krytycznej miny, i przenoszę spojrzenie z powrotem na mężczyznę.
– Jesteś pewna, że nie chcesz, aby przy przesłuchaniu był obecny adwokat? – pyta.
Znowu potakuję, ale on wciąż marszczy brwi. Jest dla mnie miły, bo widzi, że chcę współpracować. Nie robię zamieszania i nie narzekam. Obejrzałam wystarczająco dużo filmów w telewizji, aby wiedzieć, że powinnam zażądać adwokata, ale właściwie po co miałabym to robić? Przecież jestem dla nich idealną podejrzaną. Czy to właściwe określenie? Cóż, tak czy inaczej to kolejna etykietka, którą będę musiała nosić.
W końcu sierżant Connolly wzrusza ramionami i przesuwa w moją stronę styropianowy kubeczek, który wcześniej dla mnie przyniósł. Herbata już pewnie wystygła, ale zmuszam się, żeby wziąć łyk. Płyn jest nijaki, jakby moje kubki smakowe ogarnęło odrętwienie. Całe ciało mam sparaliżowane przez świadomość tego, co zrobiłam.
Gapię się w kubek, unikając badawczego wzroku policjanta. Jeśli na niego spojrzę, stracę panowanie nad sobą. Pewnie byłoby dobrze, gdybym się rozpłakała, okazała skruchę. Ale nie uronię ani jednej łzy, dopóki nie zostanę sama. Mam krew na rękach i muszę ponieść konsekwencje.
Kobieta przegląda jakieś papiery i w końcu zerka na kolegę.
– W porządku – zaczyna sierżant Connolly. – Jesteś gotowa? Opowiesz nam wszystko? Będziemy to nagrywać. – Wskazuje na magnetofon leżący na stole.
Urządzenie zawiera trzy taśmy i wygląda, jakby pochodziło z minionej epoki, ale staram się to zignorować i skupiam wzrok na policjancie.
Odsuwam na bok kubek z herbatą i kiwam głową.
– Jestem gotowa.