Читать книгу Papierowe pieniądze - Ken Follett - Страница 10

2

Оглавление

Felix Laski miał niewiele pieniędzy, mimo że był bardzo bogaty. Jego majątek stanowiły udziały, ziemia, budynki oraz pewne dość mgliste aktywa, jak na przykład pół scenariusza filmowego czy jedna trzecia wynalazku, jakim było urządzenie do błyskawicznego wyrobu chipsów kartoflanych. Gazety często pisały, że gdyby wszystkie bogactwa Laskiego zamienić na gotówkę, byłyby to miliony funtów, a sam Laski równie często powtarzał, że zamiana jego walorów na gotówkę jest prawie niemożliwa.

Od stacji metra Waterloo do City szedł na piechotę. Uważał, że przyczyną większości zawałów u mężczyzn w jego wieku jest lenistwo. Obawa o zdrowie wydawała się bezsensowna u pięćdziesięciolatka tak sprawnego, że drugiego takiego próżno by szukać na Square Mile. Mając prawie metr osiemdziesiąt wzrostu i klatkę piersiową jak rufa okrętu, był mniej więcej tak samo podatny na zawał jak młody byczek.

Kiedy szedł Blackfriars Bridge w ostrym świetle wczesnego poranka, wyglądał naprawdę imponująco. Miał na sobie drogie ubranie — od błękitnej jedwabnej koszuli po ręcznie robione buty; według standardów City był elegantem. We wsi, w której się urodził, każdy mężczyzna nosił bawełniane drelichy i kaszkiet. Dlatego tak bardzo rajcowały go teraz dobre ciuchy: przypominały mu, że to już przeszłość.

Ale ubranie stanowiło tylko część wizerunku Laskiego. Jego interesy były zwykle obarczone ryzykiem albo oportunizmem, albo jednym i drugim. Laski bardzo dbał o to, żeby innym wydawały się sprytniejsze, niż były w rzeczywistości. Opinia człowieka o niezwykłych umiejętnościach była dla niego warta więcej niż bank kupiecki1.

Właśnie ta jego reputacja uwiodła Petersa. Mijając żwawym krokiem katedrę Świętego Pawła po drodze na miejsce spotkania, myślał o tym małym, ograniczonym człowieczku. Peters specjalizował się w ruchach gotówki — nie interesowały go kredyty, ale pieniądze w sensie fizycznym — jednym słowem, papierowe pieniądze. Pracował w Bank of England, głównym źródle legalnych środków płatniczych. Odpowiadał za tworzenie i niszczenie banknotów i monet. W każdym razie nie zajmował się polityką finansową — od tego był wyższy szczebel, może nawet rządowy — ale dobrze wiedział, ile pieniędzy potrzebowali w Barclays Bank, żeby móc tę politykę prowadzić.

Laski poznał go na przyjęciu z okazji otwarcia nowego biurowca, wybudowanego przez bank dyskontowy. Bywał na takich imprezach właśnie po to, żeby poznawać takich ludzi jak Peters — ludzi, którzy pewnego dnia mogli się okazać użyteczni. Pięć lat później Peters rzeczywiście okazał się użyteczny. Laski zadzwonił do niego do banku i poprosił o polecenie mu jakiegoś numizmatyka, który mógłby mu coś doradzić w sprawie zakupu starych monet. Peters oświadczył, że sam jest kolekcjonerem i może obejrzeć monety, jeśli to Laskiemu odpowiada. Fantastycznie — powiedział Laski i od razu skoczył po monety. Peters poradził mu, żeby je kupił, i zostali przyjaciółmi.

(Zakup ten zapoczątkował kolekcję, wartą obecnie dwa razy tyle co wtedy. Był to efekt uboczny, ale Laski miał powody do dumy).

Peters okazał się rannym ptaszkiem, częściowo dlatego, że tak lubił, ale również dlatego, że najwięcej operacji przeprowadzano rano, więc najbardziej zajęty był przed dziewiątą. Laski dowiedział się, że Peters ma zwyczaj pić swoją codzienną kawę w konkretnej kawiarni około szóstej trzydzieści, i zaczął się do niego przyłączać, początkowo od czasu do czasu, a potem regularnie. Udając rannego ptaszka, piał pospołu z Petersem peany na cześć cichych o tej porze ulic i rześkiego porannego powietrza. Tak naprawdę lubił wstawać późno, był jednak gotów do największych ofiar na rzecz nawet bardzo odległego celu, jeśli tylko widział szansę jego realizacji.

Wszedł do kawiarni, ciężko dysząc. W jego wieku nawet tak sprawny człowiek jak on miał prawo do lekkiej zadyszki po długim spacerze. W lokalu pachniało kawą i świeżym chlebem. Ściany były obwieszone plastikowymi pomidorami i akwarelami przedstawiającymi rodzinne miasto właściciela we Włoszech. Za kontuarem kobieta w roboczym kombinezonie i długowłosy chłopak produkowali góry kanapek dla setek klientów, którzy wpadali tu w porze lunchu. Gdzieś grało radio, ale niezbyt głośno, a Peters był już na swoim stanowisku przy oknie.

Laski wziął sobie kawę i kanapkę z pasztetówką i usiadł naprzeciwko Petersa, który zajadał pączki. Najwyraźniej należał do ludzi, którzy nigdy nie tyją.

— Zapowiada się ładny dzień — zagaił rozmowę Laski. Miał głęboki, dźwięczny głos jak aktor, z lekkim wschodnioeuropejskim akcentem.

— Piękny. O czwartej trzydzieści będę już w swoim ogrodzie — odparł Peters.

Popijając kawę, Laski patrzył na swojego towarzysza. Peters miał bardzo krótkie włosy, mały wąsik i napiętą twarz. Jeszcze nie zaczął pracy, a już mówił o pójściu do domu. Laski pomyślał, że to straszne. Na moment ogarnęło go współczucie dla tego człowieka i wszystkich innych ludzi, dla których praca była środkiem, nie celem.

— Lubię swoją pracę — powiedział Peters, jakby czytał w jego myślach.

Laski ukrył zdziwienie.

— Ale wolisz swój ogródek, prawda?

— W taką pogodę tak, owszem. Masz ogród, Felix?

— Moja gospodyni hoduje kwiaty w skrzynkach. A ja nie mam jakiegoś szczególnego hobby — odparł Laski.

Zauważył, że Peters zwrócił się do niego po imieniu z lekkim wahaniem. Czuje do mnie szacunek, pomyślał. To dobrze.

— Nie masz czasu, tak? Pewnie dużo pracujesz.

— Tak mówią. Po prostu wolę spędzać czas między szóstą wieczorem a północą, zarabiając pieniądze, niż gapić się w telewizor, na aktorów udających, że się nawzajem zabijają.

Peters parsknął śmiechem.

— Okazuje się, że obdarzony największym w całym City polotem umysł w ogóle nie ma polotu.

— Nie rozumiem.

— Nie czytasz powieści ani nie chodzisz do kina, prawda?

— Prawda.

— Widzisz? Nie przepadasz za fikcją. Można to powiedzieć o wielu najbardziej przedsiębiorczych biznesmenach. Wydaje się, że to wynika z ich większej smykałki do interesów. Ta smykałka to u nich coś takiego jak wyostrzony słuch u ślepych.

Laski zmarszczył czoło. Poddawanie go analizie stawiało go w niekorzystnej sytuacji.

— Być może — mruknął.

Peters wyraźnie wyczuwał jego dyskomfort.

— Fascynują mnie kariery wielkich przedsiębiorców — powiedział.

— Mnie też — przyznał Laski. — Specjalizuję się w wykradaniu dobrych pomysłów.

— Od czego się zaczęło, Felix?

Laski się odprężył. Znalazł się na bardziej znajomym gruncie.

— To chyba było Woolwich Chemicals — odparł. — Mała fabryka farmaceutyczna. Po wojnie otworzyli na High Street niewielką sieć aptek, chcąc zapewnić zbyt dla swojej produkcji. Problem polegał na tym, że wiedzieli wszystko o farmaceutykach, ale nie mieli zielonego pojęcia o sprzedaży detalicznej, więc apteki pochłaniały większość zysków z produkcji. Pracowałem w tym czasie dla pewnego maklera giełdowego i grając na giełdzie, zarobiłem trochę pieniędzy. Poszedłem do szefa i zaproponowałem mu pięćdziesięcioprocentowy udział w zyskach w zamian za sfinansowanie transakcji. Kupiliśmy tę wytwórnię i natychmiast sprzedaliśmy ją ICI za prawie tyle samo, ile zapłaciliśmy za udziały. A potem jedną po drugiej sprzedaliśmy apteki. Wszystkie miały fantastyczną lokalizację.

— Nigdy takich rzeczy nie zrozumiem — stwierdził Peters. — Jeśli wytwórnia i apteki były tyle warte, to dlaczego udziały były takie tanie?

— Bo przedsiębiorstwo traciło pieniądze. Od lat nie otrzymywali dywidendy. Można powiedzieć, że zarząd nie miał odwagi wziąć tego, co mu się należało. A my mieliśmy. W interesach najważniejsza jest odwaga — wyjaśnił Laski i zaczął jeść kanapkę.

— To fascynujące — powiedział Peters i spojrzał na zegarek. — Muszę iść.

— Ciężki dzień? — zapytał Laski lekkim tonem.

— Dziś jest jeden z tych dni. A to zawsze oznacza ból głowy.

— Rozwiązałeś problem?

— Jaki?

— Tras. — Laski odrobinę ściszył głos. — Twoja ochrona chciała, żebyś za każdym razem posyłał konwój inną drogą.

— Nie. — Peters był zmieszany. Mówiąc o tym Laskiemu, popełniał niedyskrecję. — Tak naprawdę istnieje tylko jedna sensowna trasa, którą można się tam dostać. Chociaż… — Wstał.

Laski uśmiechnął się, próbując zachować swobodny ton głosu.

— To znaczy, że dzisiejsza duża partia idzie starą bezpośrednią trasą.

Peters położył palec na ustach.

— Ochrona — powiedział.

— Jasne.

Potem sięgnął po płaszcz przeciwdeszczowy.

— Do widzenia.

Laski uśmiechnął się szeroko.

— Do zobaczenia jutro.

Papierowe pieniądze

Подняться наверх