Читать книгу Papierowe pieniądze - Ken Follett - Страница 9
1
ОглавлениеByła to najlepsza noc w moim życiu.
Ta myśl przyszła Timowi Fitzpetersonowi do głowy, kiedy tylko otworzył oczy i w chłodnym świetle londyńskiego świtu zobaczył śpiącą obok siebie dziewczynę. Nie poruszył się, żeby jej nie obudzić, ale popatrzył na nią ukradkiem. Leżała na wznak, całkowicie wyluzowana, jak to potrafią jedynie małe dzieci. Przypominała Timowi jego córkę Adrienne, kiedy była mała. Ale szybko odsunął od siebie tę nieproszoną myśl.
Dziewczyna miała rude włosy, które przylegały jej do głowy ciasno jak czepek, odsłaniając małe uszy. Rysy też miała drobne: nos, brodę, kości policzkowe, nawet zęby. W pewnym momencie w nocy przykrył jej twarz swoimi wielkimi niezdarnymi łapskami, delikatnie dotykając palcami powiek i policzków i rozchylając miękkie wargi dziewczyny, jakby mógł poczuć jej piękno przez skórę, tak jak się czuje bijący od ognia żar.
Jej lewa ręka spoczywała bezwładnie na kołdrze, zsuniętej nieco w dół i odsłaniającej szczupłe, kruche ramiona i płaską pierś z miękkim od snu sutkiem.
Leżeli obok siebie, właściwie się nie dotykając, chociaż Tim czuł ciepło uda dziewczyny. Przeniósł wzrok na sufit, przez moment poddając się czystej rozkoszy zapamiętanego cudzołóstwa, którą odbierał jak przejmujący dreszcz, po czym wstał.
Wpatrzony w dziewczynę, przez chwilę nie oddalał się od łóżka, ale ona nawet nie drgnęła. Prawdomówne światło poranka w niczym nie umniejszyło jej urody — mimo zmierzwionych włosów i rozmazanego makijażu. Znacznie surowiej obeszło się z nim — co do tego Tim nie miał wątpliwości. I właśnie dlatego nie chciał obudzić dziewczyny — zanim go zobaczy, wolał najpierw sam spojrzeć w lustro.
Ruszył do łazienki przez salon, skradając się po dywanie w kolorze spłowiałej zieleni. Nagle spojrzał na swoje mieszkanie, jakby je widział po raz pierwszy w życiu, i wydało mu się beznadziejnie niezachęcające. Na wypłowiałym dywanie stała jeszcze bardziej wypłowiała zielona sofa, z poduszkami w ledwie widoczne kwiaty. Umeblowania dopełniały: proste drewniane biurko, jakich pełno we wszystkich biurach, stary czarno-biały telewizor, szafa na dokumenty oraz półka z książkami z zakresu ekonomii i prawa plus kilka tomów Hansarda. Kiedyś posiadanie pied-à-terre w Londynie wydawało mu się czymś niesłychanie szykownym.
W łazience było duże lustro, kupione nie przez Tima, tylko przez jego żonę jeszcze w czasach, zanim całkowicie wycofała się z miejskiego życia. Czekając, aż wanna napełni się wodą, popatrzył w lustro: zastanawiał się, co może być w ciele mężczyzny w średnim wieku tak bardzo pociągającego dla pięknej — pewnie dwudziestopięcioletniej? — dziewczyny, żeby ją wprawić w paroksyzmy pożądania. Był zdrowy, ale niewysportowany; w każdym razie nie w tym sensie, w jakim się to rozumie, mając na myśli mężczyzn, którzy regularnie odwiedzają sale gimnastyczne. Był też niski, a jego krępą sylwetkę obciążał pewien nadmiar tłuszczu, najwyraźniej widoczny na piersiach, w pasie i na pośladkach. Miał niezłą kondycję jak na czterdziestojednoletniego mężczyznę, ale nie było to nic takiego, co mogłoby podniecać kobiety.
Lustro zaszło mgłą i Tim wszedł do wanny. Oparł głowę o brzeg i zamknął oczy. Uświadomił sobie, że spał niecałe dwie godziny, mimo to czuł się całkiem świeżo. Wpojono mu przeświadczenie, że ból i zła forma fizyczna czy nawet choroba są skutkiem nieprzespanych nocy, tańców, cudzołóstwa i ostrego picia. A wszystkie te grzechy ściągają karę bożą.
Ale przecież te grzechy to sama rozkosz. Mydląc się leniwie, pomyślał: a wszystko się zaczęło podczas jednej z tych koszmarnych kolacji — koktajl grejpfrutowy, zbyt wysmażony befsztyk i „wielkie żarcie” dla trzystu członków bezużytecznej organizacji. Przemówienie Tima było jeszcze jedną prezentacją strategii rządu, tak wyważoną, żeby trafiała do określonych grup słuchaczy. Kiedy kolacja się skończyła, zgodził się pójść na drinka z jednym z kolegów, błyskotliwym młodym ekonomistą, i dwiema średnio interesującymi osobami spośród publiczności.
Gdy weszli do nocnego klubu, gdzie ktoś opłacił wstęp, Tim tak się rozochocił, że zamówił butelkę szampana, płacąc kartą kredytową. Przyłączyło się do nich kilku ludzi: dyrektor wytwórni filmowej, o którym kiedyś słyszał, dramatopisarz, o którym nigdy nie słyszał, lewicowy ekonomista uśmiechający się ironicznie i unikający rozmów na tematy zawodowe oraz jakieś dziewczyny.
Szampan i program rozrywkowy rozgrzały go lekko. Kiedyś zabrałby Julię w tym momencie do domu i kochał się z nią brutalnie, co ona nawet od czasu do czasu lubiła. Ale teraz Julia nie przyjeżdżała do miasta, a on nie chodził do nocnych klubów, w każdym razie nie zdarzało się to zbyt często.
Kobiet nikt nie przedstawił, więc zaczął rozmawiać z siedzącą obok niego rudą, płaską jak deska dziewczyną w długiej jasnej sukience. Wyglądała na modelkę, ale powiedziała, że jest aktorką. Założył, że wyda mu się nudna — i nawzajem — ale szybko uświadomił sobie, że ten wieczór będzie wyjątkowy: dziewczyna uznała go za interesującego.
Pochłonięci rozmową, nie zwracali uwagi na resztę towarzystwa. W końcu ktoś zaproponował zmianę lokalu. Tim bez namysłu powiedział, że idzie do domu, ale ruda złapała go za rękę, prosząc, żeby jeszcze został, a on, po raz pierwszy od dwudziestu lat mając szansę okazać galanterię wobec pięknej kobiety, natychmiast się zgodził.
Wychodząc z kąpieli, zastanawiał się, o czym tak długo wtedy rozmawiali. Stanowisko wiceministra w resorcie energetyki nie dostarczało chyba tematów do konwersacji podczas cocktail party — wszystko było albo techniczne, albo poufne. Może więc rozmawiali o polityce. Ciekawe, czy opowiadał pikantne anegdotki o politykach z pierwszych stron gazet ze śmiertelnie poważną miną? Nie mógł sobie tego przypomnieć. Pamiętał tylko, jak siedziała: całym ciałem podana w jego stronę.
Wytarł mgłę z lustra i ogolił się, oceniając wzrokiem swoje dzieło. Miał ciemny zarost i pewnie miałby gęstą brodę — gdyby ją chciał zapuścić. Reszta jego twarzy była raczej zwyczajna. Lekko cofnięty podbródek, ostry, spiczasty nos z dwiema symetrycznymi białymi plamami po obu stronach będącymi efektem trzydziestopięcioletniego noszenia okularów, ponuro wygięte usta, zbyt duże uszy i inteligentnie wysokie czoło. Na podstawie takiej twarzy trudno ocenić charakter człowieka. Była to twarz, która miała ukrywać myśli i uczucia.
Włączył maszynkę i zaczął golić lewy policzek. Nawet nie był brzydki. Słyszał, że niektóre dziewczyny gustują w brzydkich facetach — cóż, kiedy nie mieścił się nawet w tej niezbyt fortunnej kategorii.
Może nadszedł czas, żeby się nad tym zastanowić. Klub, do którego się przenieśli, należał do tych, do jakich nigdy by nie wszedł. Nie był wielbicielem muzyki, a jeśli już, to z pewnością nie takiego straszliwego łomotu zagłuszającego wszystkie rozmowy. Mimo to tańczył w takt tej muzyki, wykonując nerwowe, szarpane ekshibicjonistyczne ruchy, które tu wydawały się całkowicie na miejscu. Uznał, że nie odstaje od ogółu — nie zauważył ironicznych uśmieszków na twarzach innych gości. Może dlatego, że wielu z nich było w jego wieku.
Didżej, brodaty młody mężczyzna w T-shircie z nadrukiem „Harvard Business School”, grał jakąś powolną balladę, którą śpiewał mocno zaziębiony Amerykanin. Tim i dziewczyna byli w tym czasie na parkiecie. Partnerka przytuliła się do niego i objęła go ramionami. Wtedy się zorientował, że to nie żarty; musi zdecydować, czy i on traktuje ją równie poważnie. Czując na sobie jej gorące, smukłe ciało, przylegające do niego jak mokry ręcznik, szybko podjął decyzję. Pochylił się — dziewczyna była niewiele niższa od niego — i szepnął jej do ucha: „Zapraszam cię do siebie na drinka”.
W taksówce zaczął ją całować — było to coś, czego nie robił od lat. Pocałunek tak go rozpalił, że dotknął piersi dziewczyny, cudownie małych i jędrnych pod luźną sukienką. Po tym wszystkim trudno było im się powstrzymać, kiedy znaleźli się w domu.
Darowali sobie zwyczajowego drinka. Musieliśmy wylądować w łóżku chyba w ciągu minuty, pomyślał zadowolony z siebie Tim. Skończył golenie i rozejrzał się za wodą kolońską. W wiszącej szafce znalazł jakąś starą butelkę.
Wrócił do sypialni. Dziewczyna nadal spała. Wziął szlafrok i papierosy i usiadł na krześle przy oknie. Byłem fantastyczny w łóżku, pomyślał, choć wiedział, że się oszukuje — to do niej należała inicjatywa. To za jej sprawą robili rzeczy, których nie zaproponowałby Julii nawet po piętnastu latach sypiania w jednym łóżku.
Julia… Niewidzącym wzrokiem patrzył z okna parteru przez wąską ulicę na wiktoriański budynek szkoły z czerwonej cegły, z mizernym boiskiem pokrytym spłowiałymi żółtymi pasami do gry w siatkówkę. Jego stosunek do Julii się nie zmienił: jeśli kochał ją dawniej, to kochał ją i teraz. Ta dziewczyna to było co innego. Ale czy nie w ten sposób każdy dureń tłumaczy sobie te sprawy, pakując się w romans?
Nie ma się co spieszyć — powiedział sobie. Dla niej to może być numer na jedną noc. Trudno zakładać, że będzie chciała się z nim jeszcze spotkać. Mimo to wolał określić swoje własne cele, zanim zapyta, jakie są jej oczekiwania. Praca w rządzie nauczyła go, że każde spotkanie musi być poprzedzone briefingiem.
W skomplikowanych sytuacjach trzymał się pewnej sztywnej zasady. Pytanie pierwsze brzmiało: co mam do stracenia?
I znów Julia: pulchna, inteligentna, pogodna; z każdym rokiem macierzyństwa jej horyzonty nieuchronnie się zawężały. Był czas, kiedy żył tylko dla niej: kupował ubrania, jakie lubiła, czytał powieści, bo Julia interesowała się powieściami, a sukces polityczny, jaki odniósł, cieszył go głównie dlatego, że cieszył ją. Ale środek ciężkości jego życia uległ przesunięciu. Teraz Julia zajmowała się tylko błahostkami. Chciała mieszkać w Hampshire, a że jemu było wszystko jedno, więc mieszkali w Hampshire. Chciała, żeby nosił marynarki w kratkę, ale westminsterski szyk wymagał spokojnych garniturów, więc nosił ciemne szarości w delikatne prążki lub granaty.
Próbując analizować swoje uczucia, doszedł do wniosku, że w gruncie rzeczy niewiele go z Julią łączy. Z pewnością jakiś sentyment, nostalgiczny obraz młodej dziewczyny z końskim ogonem, tańczącej jive’a w wąskiej spódniczce. Czy była to miłość, czy coś innego? Miał wątpliwości.
A dziewczynki? To zupełnie inna sprawa. Katie, Penny i Adrienne. Jednak tylko Katie była na tyle dojrzała, żeby rozumieć, co to jest miłość i małżeństwo. Nieczęsto go widywały, ale wychodził z założenia, że trochę ojcowskiej miłości jest lepsze niż całkowity brak ojca. Nie widział tu miejsca na dyskusję: jego pogląd był ugruntowany.
No i wreszcie kariera. Rozwód mógł nie zaszkodzić wiceministrowi, ale ministrowi już tak. Nigdy też nie słyszał o rozwiedzionym premierze, a mierzył aż tak wysoko.
Miał zatem wiele do stracenia — szczerze mówiąc, wszystko, na czym mu naprawdę zależało. Popatrzył na łóżko. Dziewczyna odwróciła się na bok twarzą w drugą stronę. Strzygła się krótko, odsłaniając smukłą szyję i ładne ramiona. Jej plecy zwężały się gwałtownie i kończyły wąską talią; resztę kryła skotłowana kołdra. Miała lekko ogorzałą skórę.
Z drugiej strony tak wiele było do zyskania. Radość — słowo, dla którego Tim rzadko dotychczas znajdował zastosowanie; teraz jednak zaczął o nim myśleć. Jeśli wcześniej w ogóle zaznał jakiejkolwiek radości, to nie pamiętał kiedy. Satysfakcja, owszem — dawało ją napisanie wyczerpującego sprawozdania, wygranie jednej z niezliczonych potyczek w różnych komitetach i w Izbie Gmin, wartościowa książka i dobre wino. Ale dzika przyjemność, jaką przeżył z tą dziewczyną, była dla niego czymś nowym.
Najważniejsza zasada brzmiała: zsumuj wszystkie za i przeciw i dokonaj bilansu. W tym wypadku jednak nie działała. Według niektórych znajomych Tima nie działała nigdy. Być może mieli rację. Błędem byłoby sądzić, że racje można policzyć jak banknoty. Przypomniało mu się jedno z zagadnień omawianych na wykładach z filozofii: „»usypianie« inteligencji za pomocą języka”. Co jest dłuższe — samolot czy jednoaktówka? Co wolę — satysfakcję czy radość? Poczuł, że mąci mu się w głowie. Prychnął z niesmakiem i szybko spojrzał na łóżko, żeby sprawdzić, czy nie obudził dziewczyny. Ale nie, spała dalej. To dobrze.
Tymczasem na ulicy, w odległości niecałych stu metrów od nich, przy krawężniku zatrzymał się szary rolls-royce. Nikt z niego nie wysiadł. Tim przyjrzał się samochodowi i zobaczył, że szofer rozkłada gazetę. Szofer, który podjechał po kogoś o szóstej trzydzieści rano? Biznesmen, który jechał przez całą noc i dotarł do celu za wcześnie? Tim nie był w stanie przeczytać tablicy rejestracyjnej, widział jednak, że kierowca to potężny mężczyzna, tak potężny, że wnętrze samochodu wydawało się ciasne jak w mini cooperze.
Wrócił myślą do swojego problemu. Jak postępujemy w polityce, kiedy stajemy wobec dwóch bardzo ważnych, ale sprzecznych ze sobą potrzeb? Odpowiedź narzucała się sama: wybieramy działanie, które w sposób pozorny albo rzeczywisty pozwala osiągnąć oba cele. Równoległość jest czymś oczywistym. Pozostanie w małżeństwie z Julią i nawiąże romans z dziewczyną. Takie wyjście wydawało się bardzo polityczne i w pełni go satysfakcjonowało.
Zapalił kolejnego papierosa i zaczął myśleć o przyszłości. Był to przyjemny sposób spędzania czasu. Czekało go jeszcze wiele nocy w tym mieszkaniu; od czasu do czasu weekend w małym hoteliku na wsi; może nawet dwa tygodnie na jakiejś zacisznej plaży w północnej Afryce czy w Indiach Zachodnich. W bikini dziewczyna na pewno będzie wyglądała rewelacyjnie.
Była to wspaniała wizja. Pomyślał, że zmarnował sobie dotychczasowe życie, ale wiedział, że to ekstrawagancka myśl. No więc dobrze, może nie zmarnował — miał jednak poczucie, że w młodości, zamiast zastosować rachunek różniczkowy, dzielił wielocyfrowe liczby „na piechotę”.
Zdecydował, że omówi ten problem z dziewczyną i proponowane przez siebie rozwiązanie. Ona oświadczy, że to niemożliwe, a on jej powie, że zawieranie skutecznych kompromisów jest jego specjalnością.
Tylko od czego zacząć? „Kochanie, chciałbym to powtórzyć, ale nie raz — chciałbym to powtarzać często”. Tak, tak chyba będzie w porządku. Ciekawe, co ona na to powie. „I ja też”. Albo: „Zadzwoń do mnie pod ten numer”. Albo: „Przykro mi, Timmy, ale jestem dziewczyną na jedną noc”.
Nie, nic z tych rzeczy; to niemożliwe. Ta noc okazała się przyjemna dla nich obojga. Był dla tej dziewczyny kimś wyjątkowym. Wyraźnie to powiedziała.
Wstał i zgasił papierosa. Podejdę do łóżka, pomyślał, ściągnę z niej delikatnie kołdrę i przez chwilę popatrzę na jej nagość. A potem się obok niej położę i będę całował jej brzuch, uda i piersi, aż się obudzi i wtedy znów zaczniemy się kochać.
Odwrócił się i wyjrzał przez okno, czując miły dreszczyk oczekiwania. Rolls-royce w dalszym ciągu stał tam, gdzie się zatrzymał — jak szary ślimak w rynsztoku. Z jakiegoś względu jego obecność nie dawała mu spokoju. Wyrzucił go jednak ze swoich myśli i poszedł obudzić dziewczynę.