Читать книгу Porozmawiaj ze mną - Kinga Dębska - Страница 8

Wspomnienia

Оглавление

Pamiętasz tę gorycz w ustach? To drgające powietrze wokół ludzi, którzy na ciebie patrzą i nie mówią prawdy, ale ty doskonale o tym wiesz. Czułaś się kiedyś obco? A może czujesz się obco teraz? Tak? To witaj w klubie!

Takie dziwne uczucie. Kiedy coś stworzysz, wydobędziesz z siebie, i czekasz, jak świat na to zareaguje, z jednej strony masz wszystko gdzieś, bo twoje dzieło jest dla ciebie czymś najważniejszym w danym momencie. A z drugiej strony potrzebujesz potwierdzenia, że jesteś coś warta. Że nie znalazłaś się na zupełnym dnie, mimo że masz za sobą wielkie sukcesy. Wciąż potrzebujesz tych potwierdzeń, jak mały dzieciak, który co chwilę się budzi, żeby sprawdzić, czy mama jest w pobliżu. Skąd we mnie to poczucie niższości? Skąd ta potrzeba potwierdzania, że jestem okej? Przecież tak naprawdę zupełnie mnie to nie obchodzi. Jestem, jaka jestem. Lubisz mnie albo nie, spoko. Nie jestem idealna i bardzo się z tego powodu cieszę. Moje życie jest dalekie od ideału, ale jest moje. Tak. Chyba wiem, znalazłam się na rozstaju dróg. Albo będę tu i teraz, będę miała, posiadała, osiągała. Albo… Albo pójdę inną drogą. Odrzucę to wszystko.

*

Dzisiaj cały czas chce mi się płakać. Nawet nie to, że chce, ja po prostu płaczę. Jakiś kurek ze łzami się odkręcił w środku. I lecą, i umiaru nie mają. A ja przecież zagrałam w świetnie przyjętym filmie, mówią, że jestem jedną z najlepszych polskich aktorek, fanklub na Facebooku hula, agentka opędza się od nowych propozycji, a ja płaczę. Co jest ze mną nie tak? Przecież w domu wydaje się wszystko okej. Może ja potrzebuję być nieszczęśliwa? Może moje przeszłe pokolenia kobiet trzymają mnie w szachu i nie pozwalają podskoczyć ponad nie, bo one zawsze były nieszczęśliwe? Może mam takie DNA? A może mam depresję? Może jednak ten debil psychiatra miał rację?

*

– Jak się czujesz, mała? Bo mi smutno. Czuję się nikomu niepotrzebna. Kiedy nikt do mnie nie dzwoni, czuję się niepotrzebna. Też tak masz?

– Nie dzwoni? Czym nie dzwoni?

– Normalnie, telefonem. Albo na fejsie nie oznacza, nie lajkuje.

– Nie rozumiem. U nas jest telefon w przedpokoju, ale tam dzwonią tylko jacyś ważni ludzie, do mnie jeszcze nikt nigdy nie zadzwonił. Fajnie mieć telefon?

– Tak. Nie. Raczej nie. Chyba wolałabym żyć w epoce listów. Chociaż sytuacja kobiet teraz jest nieco lepsza niż w czasach, kiedy pisałyśmy listy. Nic sensownego dziś ze mnie nie wyciśniesz. Zapomniałam, że ty nie wiesz, co to jest komórka, Facebook, Messenger. Zapomniałam, że ty nie zaczynasz dnia od Pudelka.

– Pudelka?

– Taki portal plotkarski, którym wszyscy gardzą, ale każdy go czyta. Jak ktoś jest na Pudelku, to znaczy, że jest gwiazdą. Ja ostatnio prawie w ogóle tam nie bywam, bo nie chodzę na żadne pokazy mody ani otwarcia sklepów, to jest dla mnie trochę żenujące. A i na premierach już nie jestem atrakcyjną zwierzyną. Teraz na topie są inni. I naprawdę nie są to aktorzy czy wokaliści, jak jeszcze niedawno, ale ludzie, których zupełnie nie znam, bo w zasadzie nie korzystam z mediów internetowych. Są to jacyś youtuberzy, vlogerzy, jakieś celebrytki znane z tego, że są znane, młode dziewczyny starszych kolegów aktorów. Nie znam ich i wcale mi się ich znać nie chce. A mimo to co rano wchodzę na Pudelka. A nuż się poprawi. A nuż dowiem się, że Angelina Jolie wróciła do Brada. Trochę się tego wstydzę, ale cóż, takie są fakty.

– A co to Facebook?

– Facebook to też taki złodziej czasu, na którym ludzie piszą, co się akurat u nich dzieje, bez względu na to, czy to ma sens, czy nie, bo bez obecności na Facebooku, jak mówi moja agentka, się nie istnieje. Trzeba więc mieć swoje profile, ktoś to musi prowadzić, trzeba istnieć, błyszczeć, być fajnym, dowcipnym, ślicznym, młodym, wesołym. Facebook nie lubi smutnych ludzi i smutnych historii. I jeszcze wszystko musi być zwięzłe i krótkie, żeby w kilka zdań dało się opowiedzieć.

Ja do dziś nie rozumiem, choć nie jestem wolna od oczekiwań na lajki, tych facebookowych urodzin i wzruszeń, że dostało się tyle życzeń. Przecież to nie jest naprawdę. To jest zamiast. To nie są prawdziwe życzenia, nawet jak telefoniczne czy listowne, czy osobiste twarzą w twarz. Facebook zastąpił spotkania i co dał w zamian? Namiastkę bliskości. Zwiększyła się za to podaż, mogę się założyć, antydepresantów i innych chemicznych substancji podnoszących nastrój. Bo takie facebookowe urodziny, kiedy się jest samym w domu i nie ma do kogo otworzyć ust, to jest przerażająco smutna sprawa. Sorry, zagadałam cię. Opowiedz mi lepiej o sobie. O swoim domu.

– Co ci mam opowiadać, pamiętasz to przecież. Mieszkam w wielkim i pięknym czteropiętrowym bloku. Naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy rosną jabłonki. Latem wyglądają ślicznie, a potem jemy z nich jabłka. To są kosztele, moje ulubione. Lubię siedzieć na jabłoni. W naszym bloku mieszkają różni sąsiedzi, na przykład pan Peszek jest ciągle pijany, a pani Bartosowa nie nosi stanika. Pan Burski ciągle siedzi przed blokiem i próbuje naprawić swój motor, ale robi to już dwa lata.

– Duże macie mieszkanie?

– Nie udawaj, że nie pamiętasz. Mamy dwa pokoje, duży jest rodziców, a mały to pokój mój, Kasi i babci. Babcia śpi pod oknem na tapczanpółce, a my z Kasią na rozkładanej wersalce. No i największe nieszczęście: ja mam mniejszą część łóżka, a jestem większa.

– Wow! To rzeczywiście tragedia.

– Nie śmiej się! Kaśka jest wredna i głupia. Wyobraź sobie, że ona bierze kiełbasę do łóżka i chowa sobie pod poduszkę, żeby w nocy miała, jak zgłodnieje. I rzeczywiście ją zjada. Szlag mnie wtedy trafia. I wszystko jej rodzice wybaczają, bo jest malutka. Nienawidzę jej!

– A babcia? Jezu, trzy osoby na piętnastu metrach kwadratowych, to przypomina mi książkę o rodzinie, która dzieci trzymała w szufladach, tyle ich było.

– Tapczanpółka to też stół świąteczny. Dzięki temu, że jest zarazem łóżkiem, stołem i półką, zmieściło się w pokoju jeszcze biurko, szafa, i dywan. I zabawki. Wśród nich moja ukochana Donia.

– Biedactwo, twoje dzieciństwo jest bardzo biedne.

– Tak sądzisz? Ja tak nie uważam. Raz nawet tata przyniósł z pracy szynkę w puszce. Była pyszna, szczególnie ta galaretka. Dlaczego się ze mnie śmiejesz?

– Nie, no nie śmieję się. Tylko tak sobie myślę, na kogo byś wyrosła, gdybyś była dzieckiem dzisiaj i przez cały wolny czas nawalałabyś w gierki. Albo chodziła na zajęcia z baletu.

– Nie wiem, co ty do mnie mówisz. Nawalała w gierki? Co to znaczy?

– W sensie grałabyś w jakieś idiotyczne gry, które rozpuszczają mózg, chodziłabyś na milion zajęć pozalekcyjnych i musiałabyś być dobra we wszystkim.

– Ale ja jestem dobra. Mam same piątki. I proszę rodziców, żeby mnie zapisali na angielski, ale na razie nie chcą. Uważają, że to moja fanaberia, bo po co mi angielski. Nie znają nikogo, kto mówiłby po angielsku, więc po co się uczyć. A ten pan, który uczy angielskiego, jest bardzo ładny. Taki ma zarost… Chciałabym.

– Tobie się już faceci podobają? Ejże, mała, masz dwanaście lat!

– O jeny, oczywiście, że mi się podobają. Już nawet miałam narzeczonego. Nie chciałam go, ale przed całą klasą powiedział, że jest moim chłopakiem i wszyscy już się śmiali, że Sitek ze mną chodzi.

– A wiesz, że Sitek został księdzem.

– Nie! Serio? Ale w sumie to się nie dziwię, bo on zawsze był taki świętojebliwy.

*

Ja duża i ja mała. Zupełnie różne osoby, zupełnie różne światy. A jednak to jedna ja. Czasami mam wrażenie, że przeżyłam wiele żyć, tak bardzo te okresy różnią się od siebie. I zupełnie do siebie nie pasują, że to są fragmenty żyć różnych osób. Jak by wyglądała rozmowa między nimi? Może gdyby ze sobą pogadały, w końcu dopasowałyby się i złożyły w całość? Może wreszcie wszystko wskoczyłoby na swoje miejsce, i poczułabym się szczęśliwa i spełniona?

Przemiany, które targają moim życiem najbardziej są widoczne podczas Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Kiedyś święta były cudownym czasem spokoju, prezentów albo śmigusa-dyngusa, całej rodziny w domu, kuchni pełnej zapachów i gwaru, dalszej rodziny, która przyjeżdża z wiktuałami. A dziś? Dziś muszę przygotowywać święta sama. Zagonić do współpracy córkę, zaprosić siostrę i jej rodzinę, która niekoniecznie ma ochotę ze mną być.

Muszę być mamą, babcią, wszystkimi kobietami w jednej. A nie chcę. Nie umiem. A jednak to robię, jakieś przyzwyczajenie każe mi wlec się po sklepach, kupować tony produktów, piec, kroić, układać, dekorować.

W imię czego? Co ja chcę osiągnąć przez to papugowanie kobiet z mojej rodziny? Chcę być do nich podobna? Przecież to niemożliwe, bo jestem zupełnie inna. Ale jednak piekę, kroję, męczę się, ręce mnie bolą, manikiur się niszczy. Bo są święta. I ma być wszystko, i ma być dom. Zapachy mają być i gwar, i śledzie w cebulce z cukrem, i ryba w pomidorach. Bo tradycja.

*

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Porozmawiaj ze mną

Подняться наверх