Читать книгу Obrazki z natury - Klemens Junosza - Страница 5
GRABARZ KSIĄŻEK
ОглавлениеMoże wam dziwacznym wyda się ten tytuł — lecz w gruncie rzeczy, nic on osobliwego w sobie nie zawiera.
Książka, tak jak i człowiek, ma swoje życie, ma i śmierć... W świecie bibuły tak jak w ludzkim świecie, jest arystokracja i plebs, szczęśliwa głupota i zapoznana zasługa, protegowana mierność; jest wszystko, nic nie brakuje.
Zrodzona w głowie autora, wyprawiona przez wydawcę, przeszedszy przez ręce drukarza i introligatora, książka ma przed sobą świat otwarty. Może się dostać do salonu i, wyzłocona, wspaniale oprawna, służyć do ozdoby jak mebel, może być nabyta przez ciekawego biedaka i przechodzić z rąk do rąk, z suteryn do poddaszy, dopóki się nie rozleci na strzępki; albo wreszcie pozostaje nietknięta na półce księgarskiej i pleśnieje tam, żółknie, jak stara panna, o której względy nikt się nie ubiegał, której serca nikt nie zapragnął posiąść...
Tak zapomniana sierota, w towarzystwie licznych swych siostrzyc, wyczekuje lepszych czasów nieboga, dopóki jej nowe książki z miejsca nie zepchną, bo, i w tym świecie bibuły, dla zapomnianych bywa ciasno, bo i tam również brak miejsca...
Wyrzucona z eleganckiej księgarni, z poza lustrzanych szyb i z pięknej szafy rzeźbionej, przechodzi różne suchotnicze etapy, różne stacje pośrednie, dopóki nie dostanie się do rąk grabarza, na cmentarz.
Więc opatrzona w napis «za połowę ceny» przenosi się do antykwarni żydowskiej między zatęchłe ze starości druki, na pastwę mólom i myszom; między poplamione, podarte, zmęczone kursem gimnazjalnym książczyny uczniowskie; opiera się jednym bokiem o starego «Knapiusza», drugim o wycofane z kursu romansidło francuskie i czeka zmiłowania, czeka aż ją kto kupi i do domu zabierze...
Tu jeszcze ma jakieś szanse poprawienia losu. Może przyjść jaka przedsiębiorcza dama z prowincji i, w liczbie kilku cetnarów duchowego pokarmu, nabyć ją do czytelni pacanowskiej, lub rypińskiej, może (jeżeli książka okropności w sobie zawiera) nabyć ją uczeń specjalnie do czytania pod ławką.
Ale los nie zawsze bywa miłosierny... książki nikt nie kupuje i, oto antykwarjusz powiada: precz, nie masz acani tu miejsca, świeży towar nadchodzi.
Biedna książka wchodzi w fazę podróży.
Bierze ją w swoją opiekę żydek, handlarz uliczny, specjalista od książek; wraz z innemi związuje sznurkiem, zarzuca na ramię i idzie na Ordynackie, za Żelazną Bramę, staje na ulicach, na placach publicznych i woła:
— Wielkie dzieło, uczone dzieło, mądra książka, za psie pieniądze, dalibóg!
Są wszakże tak nieszczęśliwe, tak upośledzone gienjusze... chciałem powiedzieć książki, którym nawet taka reklama nie może zrobić rozgłosu i poparcia... Biedna książka, z pleców handlarza zostaje rzucona na wielką gromadę bibuły, na cmentarzysko wydawnicze i czeka ostatecznego ciosu, który jej grabarz ma zadać.
W nieszczęściu swoim ciężkim, w agonji przedśmiertnej — tę ma ostatnią, a może i jedyną w życiu pociechę, że ginie w towarzystwie porządnym... Poważne, po większej części naukowe dzieła, obszerne traktaty filozoficzne, wyższa matematyka, prawoznawstwo, wreszcie najpiękniejsza z pięknych — poezja, zgromadziły się tutaj, odepchnięte, zapoznane przez ludzkość i czekają wielkiej hekatomby...
Nad niemi, jak duchy, unoszą się w powietrzu westchnienia autorów i przekleństwa wydawców, w których kieszeni żal nad straconą księgą przechowuje się dłużej, niż obraz zabitego na wojnie rycerza w sercu niepocieszonej kochanki.
Wielkie cmentarzyska książkowe mieszczą się w Warszawie na Nalewkach, na Dzikiej, na Gęsiej, tam wogóle, gdzie wszelkie ślady minionych świetności koncentrują się, aby zaginąć nazawsze...
Dłoń grabarza zadaje im cios ostateczny.
Znałem jednego takiego specjalistę, czułem dla niego...........................