Читать книгу Kobe Bryant. Mentalność Mamby. Jak zwyciężać - Kobe Bryant - Страница 11
PRZEDMOWA W LUTYM 2008 ROKU MOJE ŻYCIE SIĘ ZMIENIŁO
ОглавлениеBył to kluczowy moment nie tylko mojej kariery koszykarskiej, ale również życia poza parkietem. Moje ścieżki przecięły się wtedy z jednym z najlepszych zawodników w historii mojej ukochanej dyscypliny sportu. Już kilka godzin po tym, jak zostałem poinformowany, że oddano mnie z Memphis Grizzlies do Los Angeles Lakers, byłem w samolocie do Los Angeles, które stanowiło totalne przeciwieństwo Memphis. Następnego ranka musiałem przejść przez obowiązkowe testy medyczne, żeby transfer mógł zostać sfinalizowany. Lakers grali na wyjeździe, a ja nie mogłem się doczekać, kiedy dołączę do nowych kolegów z drużyny. Gdy tylko badania dobiegły końca, wsiadłem więc do kolejnego samolotu na drugi koniec Ameryki, tym razem do Waszyngtonu. Rano zadzwonił do mnie Kobe i poprosił o spotkanie w hotelu Ritz Carlton, kiedy tylko tam dojadę. Gdy w końcu dotarłem do pokoju hotelowego, była pierwsza w nocy. Niedługo potem usłyszałem, że ktoś puka do moich drzwi. W progu stanął Kobe. To była niesamowita demonstracja tego, jak zachowuje się prawdziwy przywódca, a nasze spotkanie od razu wywarło na mnie ogromny wpływ. Przekaz był jasny: nie tracimy czasu, to jest ta chwila, tu i teraz, walczymy o mistrzostwo. Jego sposób myślenia nie budził żadnych wątpliwości – liczy się tylko zwycięstwo.
Jedną z wartości, która sprawiła, że Kobe osiągnął takie sukcesy i w przyszłości też będzie je odnosił, było przywiązanie do detali. Zawsze mówił nam tak: jeśli chcesz być lepszym koszykarzem, to musisz pracować, pracować i jeszcze więcej pracować. Jego koszykarskie analizy znajdowały się na zupełnie innym poziomie. Sam także jestem typem zawodnika, który analizuje mnóstwo filmów meczowych, lubię oglądać ostatnie spotkania swoich rywali, żeby zorientować się, jak spisują się teraz, kiedy mamy się z nimi zmierzyć, ale Kobe szedł jeszcze o kilka kroków dalej. Pamiętam to tak, jakby wydarzyło się wczoraj: byliśmy w Bostonie podczas Finałów w 2010 roku, kiedy dostałem od niego SMS-a. Zaprosił mnie do swojego pokoju, bo chciał mi pokazać kilka filmów z tego, jak Celtowie bronią przeciwko pick-and-rollom i jak powinniśmy ich wobec tego atakować w kolejnym meczu. Jestem przekonany, że ten poziom szczegółowości, zarówno w przygotowaniach fizycznych, jak i w podejściu analitycznym, był kluczowym powodem, dla którego Kobe zdobył tyle tytułów mistrzowskich i osiągnął wiele innych indywidualnych sukcesów.
W ciągu całej kariery nigdy nie spotkałem zawodnika, który byłby tak oddany temu, żeby stać się najlepszym. Jego poświęcenia nie da się porównać z niczyim. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że pracował najciężej ze wszystkich kolegów, z którymi grałem. Kobe wiedział, że aby być najwybitniejszym, potrzebne jest podejście odmienne od wszystkich innych. Pamiętam, jak któregoś razu zebraliśmy się całą drużyną na coroczną kolację tuż przed rozpoczęciem play-offów. Siedziałem obok niego, a kiedy już kończyliśmy i szykowaliśmy się do wyjścia, powiedział, że wybiera się do hali, żeby potrenować. I choć miałem świadomość tego, jak wiele czasu spędza na dodatkowych treningach poza standardowymi godzinami, to i tak zawsze szokowało mnie to, jaki potrafił być zdyscyplinowany, nawet w takich luźnych okolicznościach. Kiedy wszyscy uznawali, że przyszła pora, by położyć się spać, jemu umysł podpowiadał, że nadszedł czas, by znowu wyprzedzić konkurencję.
Przez te wszystkie lata mnóstwo ludzi zastanawiało się nad tym, jak trudna musiała być gra w jednej drużynie z Kobem. Ale w rzeczywistości wcale tak nie było. Musiałeś tylko zrozumieć, skąd przychodzi, jaki jest i jak strasznie pragnie wygrywać. Prowokował zawodników i trenerów, bo chciał, żeby ich postawa dorównywała jego intensywności, poświęceniu, chciał, żeby każdego dnia dawali z siebie wszystko, nie tylko podczas meczów, ale również na treningach. Kobe zawsze cię testował, sprawdzał, jak bardzo ci zależy i czy może liczyć na to, że będziesz gotów go wesprzeć w pogoni za zwycięstwem. Proste. Zawsze będę mu wdzięczny. Sprawił, że stałem się lepszym koszykarzem, ale też silniejszym człowiekiem. Czas, który razem spędziliśmy, był bezcenny.
Jestem najstarszy z naszego rodzeństwa i zawsze staram się być wzorem dla dwóch młodszych braci. Rzucać im wyzwanie, kiedy czuję, że powinienem, i chwalić ich, gdy na to zasługują. Kobe był dla mnie prawie jak starszy brat. Nigdy nie wahał się mówić mi wszystkiego prosto z mostu, nigdy nie owijał w bawełnę, a po drodze mobilizował mnie do tego, żebym zawsze dawał z siebie wszystko to, co najlepsze. Dzięki odniesionym wspólnie sukcesom, ale przede wszystkim dzięki tym chwilom, w których było trudno, nasza więź stała się silniejsza i zawsze mogliśmy na sobie polegać. Jak bracia.
Cieszcie się tą wspaniałą książką, w której znajdziecie odzwierciedlenie wszystkiego, czym się właśnie z wami podzieliłem. Poznacie przymioty zadziwiającego człowieka. Nie mam żadnych wątpliwości, że ta lektura będzie dla was inspiracją.
Z pewnością pozwoli ci ona lepiej zrozumieć drobiazgowość i oddanie, z jakimi Kobe Bryant podchodził do koszykówki. Mieć talent to jedno, ale jeszcze ważniejsze jest pragnąć uczyć się koszykarskich niuansów. James Naismith miał kiedyś powiedzieć: „w koszykówkę łatwo się gra, ale trudno jest osiągnąć w niej mistrzostwo”. Tutaj otrzymacie wgląd do umysłu kogoś, kto to mistrzostwo osiągnął. Połączenie wyjątkowych zdjęć Andy’ego Bernsteina z przemyśleniami Kobego może uczynić cię lepszym koszykarzem, jeśli tylko tego zapragniesz.
PAU GASOL
kolega z drużyny
w latach 2007–2008, 2008–2014