Читать книгу Dziewięć rozmów o aborcji - Krystyna Romanowska - Страница 7

Оглавление

Kiedy dostałyśmy propozycję napisania tej książki, najpierw poczułyśmy strach. Jak nam się uda dotrzeć do bohaterek? Kto opowie nam swoje historie? Zaczęłyśmy rozpytywać wśród znajomych. Siedziałyśmy kiedyś w gronie czterech kobiet. I jedna z nich powiedziała: „Według statystyk co czwarta kobieta w Polsce dokonuje aborcji. No to odliczmy: jeden, dwa, trzy, cztery. Padło na mnie i trafnie, bo ja poddałam się aborcji”.

Aborcja jest powszechnym zjawiskiem. Żadna ustawa jej nie powstrzymuje. Ta książka jest dla tych, którzy mają ugruntowane zdanie na jej temat, ale także tych, którzy nie wiedzą, co o niej myśleć. Dla jej zwolenników, bezwzględnych przeciwników i tych, którym odpowiada wieloletni kompromis w tej sprawie. Po przeczytaniu tej książki trudniej będzie formułować jednoznaczne sądy na ten temat. Z Dziewięciu rozmów o aborcji wynika, że nic nie jest łatwe, także sąd nad nią jest trudny. Łatwo wygłaszać oceny, kiedy nie zna się osobiście historii kobiety, która za nią stoi. Łatwo jest powiedzieć: „Ja nigdy” albo „Ja zawsze”. Sytuacja się komplikuje, kiedy poznamy bliżej czyjąś historię – wówczas pogląd, wiara, idea odchodzą na dalszy plan. Okazuje się, że życie ich nie dogania.

Przedstawiamy historie ośmiu kobiet mających doświadczenie aborcyjne. Dziewiąta rozmowa to wywiad z osobą pracującą z kobietami w skrajnych sytuacjach związanych z ciążą, rodzeniem, aborcją czy terminacją ciąży. Poznajcie je, wysłuchajcie ich, niech staną się waszymi sąsiadkami, koleżankami, siostrami. Później zadajcie sobie pytanie: „Jaki jest mój pogląd na temat aborcji?”. Może już nie być tak łatwo.

Rozmawiałyśmy z kobietami, które zdecydowały się usunąć ciążę nielegalnie. Także z takimi, które nie zdecydowały się tego zrobić, choć miałyby do tego prawo. I z takimi, które chciały terminować ciążę: miały do tego prawo ze względu na wadę płodu, ale nie mogły – uniemożliwiono im to, zmuszając do urodzenia nieuleczalnie chorego dziecka. Za każdą z tych historii stoi jakiś dramat albo trauma. I nie chodzi o syndrom postaborcyjny. Aborcja to trauma, bo zawsze wiążą się z nią dramatyczne okoliczności. Toksyczny związek, choroba, zły stan psychiczny, zła sytuacja finansowa. Co oznacza lęk przed posiadaniem dziecka w takiej sytuacji, może wiedzieć tylko ta kobieta, która go przeżyła.

Siadając naprzeciwko naszych rozmówczyń, byłyśmy ciekawe, co to znaczy nie chcieć ciąży. Wydaje się, że taka sytuacja jest wewnętrznie sprzeczna – ciąża to przecież coś, co instynktownie chce się chronić. Jak można jej nie chcieć? Pytałyśmy o to, a każda odpowiedź była inna. I każda nas przekonała. Rozumiemy wszystkie nasze rozmówczynie, które nie chciały ciąży. Żeby to jednak pojąć, trzeba poznać sytuację i problemy wyboru. A wtedy o wiele trudniej będzie formułować uniwersalne oceny: „To jest życie poczęte” albo „To jest tylko zarodek”. Bo może być tak i tak.

Trauma wiąże się ze wstydem i lękiem, że „się wyda”. Ten strach jest wielki szczególnie na prowincji, gdzie aborcja może stać się powodem do napiętnowania. To nie znaczy, że tam jej nie ma. Ale kobiety zrobią wszystko, żeby nikt się o niej nie dowiedział. Dlatego tak ciężko było nam dotrzeć do kobiet z małych miasteczek i wsi. Jedna z naszych niedoszłych rozmówczyń zgodziła się na rozmowę. Już umówiła się na spotkanie w miasteczku oddalonym o 20 kilometrów od jej wsi, w zaparkowanym samochodzie. Miała tylko potwierdzić datę. I przestała odbierać telefony. Do rozmowy nie doszło. Miała urodzić dziecko z zespołem Downa. Po długim rajdzie po szpitalach, gdzie była odsyłana od drzwi do drzwi, trafiła w końcu do jednego ze stołecznych szpitali, gdzie wykonano w ostatniej chwili legalny zabieg. Gwarantowałyśmy jej całkowitą anonimowość, chciałyśmy, żeby opowiedziała, dlaczego tak się bała. Ale ona wolała o wszystkim jak najszybciej zapomnieć i wrócić do codziennego życia, jakby ciąży i aborcji nie było.

Inna nasza niedoszła rozmówczyni w skrajnie złej sytuacji finansowej, mieszkająca w jednym ledwo ogrzewanym pomieszczeniu z kilkuletnią córką, przeszła przez piekło, próbując dokonać legalnej aborcji z powodu bardzo poważnych wad genetycznych płodu. Chciałyśmy posłuchać, jak ją odsyłano, jak wykorzystywano jej nieznajomość własnych praw i brak odwagi, by zaprotestować wobec odmowy lekarzy. Ten sam scenariusz – umówiła się, a potem przestała odbierać telefony, chociaż wiemy, że miała potrzebę wyżalić się. Bała się sąsiadów.

Ten strach bierze się z tego, że aborcja zakodowała się w polskim potocznym myśleniu jako zło. Niektórzy przypisują to ustawie dopuszczającej ją tylko w skrajnych sytuacjach. W krajach europejskich, w których w pierwszych tygodniach ciąży jest całkowicie legalna, nie mówi się tyle na jej temat, co w Polsce. Nie ma tam Czarnych Protestów, a organizacje katolickie nie mają tyle siły przebicia, by umieścić w parlamentach projekty ustaw na temat jej całkowitego zakazu. U nas jednak aborcję stawia się na równi z zabójstwem nie tylko na pikietach, ale też w Sejmie, w mediach, w publicznej dyskusji. A to przekłada się na jej powszechny odbiór. Jeszcze 30 lat temu nie mówiliśmy na płód „życie poczęte”, później sformułowanie to weszło do codziennego słownictwa. A za językiem idzie wyobraźnia. I łatwo w aborcji zobaczyć zabójstwo. Dlatego kobiety, które dokonały aborcji, nie zaznają spokoju. Nawet jeśli są przekonane, że zrobiły dobrze, i nigdy nie żałowały swoich decyzji, boją się agresji albo potępienia. Dlatego nie podajemy ich nazwisk – większość z nich tego nie chciała.

Strach jest też konsekwencją łamania prawa. Kobiety, które usuwają ciążę, wprawdzie nie są za to karane, ale ci, którzy im pomagają – już tak. A więc mężowie, partnerzy, lekarze, przyjaciele. Jedna z kobiet opowiadała (nie ma jej w książce, bo nie wszystkie nasze rozmowy się w niej znalazły), że rozmawiała na ten temat z mężem i lekarzami, wyłącznie pisząc na kartkach, które później niszczyła. Była przekonana, że może być podsłuchiwana przez telefon komórkowy. „Myślę, że handlarz narkotyków boi się mniej” – mówiła.

Żadna z tych historii nie jest taka sama. Każda decyzja wynikała z innych okoliczności, każda aborcja przebiegała inaczej i każda jest inaczej przeżywana. Część z naszych rozmówczyń wyobraża sobie dziecko, które urodziłoby się z przerwanej ciąży, i tęskni za nim. Jednak gdyby znowu stanęły w podobnej sytuacji, jak wtedy, kiedy dokonały aborcji, zrobiłyby to samo. Są też takie, które drugi raz by tego nie zrobiły, żałują i czują się winne. Ale wszystkie, każda z nich, są za prawem do wolnego wyboru w tej sprawie. Nikogo nie można zmuszać do urodzenia dziecka – powtarza to każda z nich, nawet ta, która uważa, że aborcja była najgorszą rzeczą, jaką w życiu zrobiła.

Historie naszych bohaterek nie są oczywiste, nie nadają się na transparenty. One nie krzyczą. Jeżeli coś je łączy, to smutek, z którym opowiadają o swoich przeżyciach, i samotność, bo wiele z nich podczas aborcji było zupełnie samych. Nawet jeśli partner je wspierał, kiedy czekał pod drzwiami lekarza albo był przy telefonie, to kiedy połknęły tabletki wywołujące poronienie, kiedy miały zabieg w szpitalu lub nielegalnie w prywatnym gabinecie, były same i bardzo się bały. Aborcja jest sprawą kobiet, ich zmartwieniem, strachem i smutkiem. Nie jest jednak sprawą ich brzucha, jak piszą na transparentach niektóre feministki. To sprawa głowy. „Moja głowa, moja sprawa” – raczej tak powinno brzmieć znane z ulicznych demonstracji hasło. To nie jest tylko biologia, to także rzecz duszy.

Jednak w czym innym organizatorki pikiet w sprawie liberalizacji przepisów aborcyjnych mają rację – usuwaniu ciąży towarzyszy hipokryzja. Tak, to znany slogan, ale bogatsze o rozmowy, które przeprowadziłyśmy, wiemy, że prawdziwy.

Ustawa zakazująca aborcji sprawia, że zabieg ten robi się niebezpieczny, zwłaszcza dla kobiet, które nie mogą pozwolić sobie finansowo na wyjazd do zagranicznej kliniki. A więc znowu poszkodowane są najbardziej niezamożne mieszkanki małych miejscowości czy takie, które nie mogą powiedzieć o swoich planach partnerowi. Tak, oczywiście, że mogły nie zachodzić w ciążę, jak nie miały warunków, jednak my nie o tym mówimy. One zaszły w tę ciążę i jeśli nie chcą w niej być, to najprościej jest im kupić na czarnym rynku, przez internet, od nieznanego dostawcy tabletki poronne. Tylko skąd wiadomo, jaki skład ma pigułka kupiona z nieznanego źródła? Jednak łykają je, ryzykując zdrowie i życie. To są fakty, które przerastają ideologię.

Znajomi lekarze opowiadali nam, że przychodzą do nich zadeklarowane katoliczki i proszą, żeby „zatrzymać to dziecko”, bo nie może przejść im przez gardło to straszne słowo „aborcja”. A inne mówią: „Jak mi pani nie pomoże, to skoczę z okna”. Taki jest właśnie efekt słów, jakie padają codziennie w Polsce na temat aborcji. Słów o zabijaniu, o wyskrobywaniu się, o używaniu aborcji jak środka antykoncepcyjnego. Zanim ktoś z państwa będzie chciał powtórzyć te słowa, niech przeczyta najpierw opowieści, które są w tej książce. Mędrca szkiełko i oko to w tym wypadku czysta arogancja. Aborcja nie jest sprawą uniwersalną, każda jest inna. I nie jest też czymś, co można rozpatrywać w kategorii dobra i zła.

Wbrew naszym obawom nie miałyśmy problemów ze znalezieniem rozmówczyń do tej książki. Mogłybyśmy rozmawiać jeszcze długo, bo tyle jest wokół historii na ten temat. Chciałybyśmy podziękować wszystkim kobietom, które zgodziły się opowiedzieć nam swoje historie. Cieszymy się, że nie zostaną one zapomniane. Chciałybyśmy także podziękować lekarzom pomagającym nam w dotarciu do tych bohaterek, którym nikt nie pomógł w terminacji ciąży. Niestety, żaden z nich nie zgodził się na to, by jego nazwisko znalazło się w książce. I to jest także jeden z wymiarów wielkiego strachu i wielkiej samotności.

Krystyna Romanowska

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin


Dziewięć rozmów o aborcji

Подняться наверх