Читать книгу Autoportret z samowarem - Krzysztof Beśka - Страница 4

Оглавление

Tylne drzwiczki taksówki, która zatrzymała się na podjeździe zaplecza muzeum, otwierały się na raty. Jakby ten, kto nią przyjechał, nie mógł się zdecydować: wyjść czy może zostać. Wreszcie z samochodu wygramolił się mężczyzna w średnim wieku, przy tuszy. Ubrany był w jasny, nieco wymięty garnitur. W ręku trzymał teczkę.

W drzwiach budynku stanęła szczupła blondynka.

– Dobrze, że pan już jest!

– Dzień dobry, pani Dominiko. – Mężczyzna sapnął, niespiesznie przełożył teczkę z prawej do lewej ręki, po czym ścisnął dłoń dziewczyny.

– Czy dobry, to się jeszcze okaże. Chodźmy. Wszyscy już czekają.

Oboje zniknęli w drzwiach budynku z jasnego piaskowca.

Doktor Jarosław Edmund Szwarc, bo tak nazywał się i taki tytuł naukowy miał mężczyzna przywieziony wczesnym przedpołudniem do głównego gmachu Muzeum Narodowego w Warszawie, był jednym z najbardziej cenionych ekspertów od autentyczności obrazów, wybitnym specjalistą od malarstwa polskiego przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku.

– Pan wie, co się u nas dzieje – perorowała kobieta, gdy pokonywali korytarze; ona z łatwością, on z trudem, starając się dotrzymać jej kroku. – Od tygodnia mamy inwentaryzację.

– Tak, słyszałem o tym.

– Chodzi przede wszystkim o to, co znajduje się w piwnicach. Sama nie wiedziałam, że jest tego aż tyle. Obrazy, rzeźby, szkice… Gdyby chcieć to wszystko pokazać ludziom, trzeba by dwa razy więcej sal, niż mamy teraz… A wczoraj wieczorem nasi pracownicy natknęli się na dość zagadkowy eksponat.

– Dlaczego zagadkowy?

– Bo nie figuruje w żadnym z katalogów. Nie jest nawet ocechowany.

W gabinecie dyrektora było siedem osób. Większość otaczała stojący na środku stół, kilka siedziało na krzesłach pod ścianą. Ktoś stał w oknie i wyglądał na niezainteresowanego, choć tylko pozornie, ponieważ w pomieszczeniu nie było postronnych. Brakowało tylko kłębów tytoniowego dymu. Prawie wszystkich Jarosław Edmund Szwarc znał z widzenia, kilku osobiście.

– Jest i pan profesor! – Przez gwar przebił się głos dyrektora placówki, który tak zwykł tytułować Szwarca.

Przywitali się. Sekundę później wzrok przybysza powędrował w stronę stołu. Wszystkie głosy umilkły w jednej chwili.

– Czy to ten obraz? – zapytał.

– Tak – odpowiedział dyrektor i spojrzał na pozostałych.

Wyglądało to tak, jakby za chwilę Szwarc miał się stać przedmiotem jakiegoś psikusa. Na przykład z ust postaci uwiecznionej na portrecie wytrysnąłby strumień wody.

Jednak zamiast tego padło nazwisko. Było to nazwisko bardzo znanego malarza, którego jeden z obrazów, skradziony wiele lat temu, policja odzyskała w ubiegłym miesiącu. Dzięki temu o twórcy, a także cenach, które aktualnie osiągają jego pastele, znów zaczęło być głośno.

Czyżby miało się okazać, że kolejne jego dzieło przeleżało zupełnie zapomniane w muzealnych magazynach nawet kilkadziesiąt lat?

Szwarc pochylił się nad obrazem. Wszyscy wiedzieli, że na pierwszym etapie ekspertyzy nie musiał posługiwać się żadnymi narzędziami poza własnymi oczami, wspartymi jedynie przez szkła okularów. Był naprawdę wybitnym fachowcem.

– Szary papier naklejony na tekturę. Węgiel na równi z pastelem… – zaczął mówić, jakby do siebie, ale słyszeli go wszyscy, bo stół został otoczony jeszcze ciaśniejszym pierścieniem.

Trzymał dłonie około dwudziestu centymetrów nad blatem. Przypominał jasnowidza, który spoglądając na fotografię zaginionego, stara się czegokolwiek dowiedzieć o jego losie.

– Do tego mamy równomierne rozłożenie akcentów barwnych – ciągnął – a także silne kontrasty. Cynobrowa czerwień, ciemny błękit i jaskrawa żółć, stonowane dużymi plamami bieli i czerni…

– Czy to on?! – Nie wytrzymał dyrektor.

Szwarc przymknął oczy. Z zewnątrz dobiegł odgłos tramwaju hamującego w Alejach Jerozolimskich.

– Nie sądzę – mruknął po chwili. – Choć, muszę przyznać, łatwo się nabrać. Papier na pewno pochodzi z pierwszej połowy dwudziestego wieku. Może nawet sprzed wojny.

Dyrektor parsknął z niezadowoleniem, gwałtownie odchodząc od stołu. Ktoś z obecnych gwizdnął. Było jasne, że wszyscy oczekiwali zupełnie innego werdyktu.

– Wciąż jednak nie wiemy, kto jest autorem tego obrazu i w jaki sposób znalazł się w zbiorach Muzeum Narodowego. – Szwarc ponownie pochylił się nad stołem.

Dominika przysunęła się bliżej i również zbliżyła twarz do obrazu. Przez ułamek sekundy wzrok eksperta zmierzał ku rozpiętemu guzikowi jej bluzki, jednak leżące przed nim tajemnicze znalezisko okazało się ciekawsze.

– Widzę tu jeszcze jeden kolor – powiedział. – Coś, co początkowo wziąłem za cynober…

– To co? – Dziewczyna spojrzała z ukosa na Szwarca.

– Wydaje mi się, że to krew…

Autoportret z samowarem

Подняться наверх