Читать книгу Zatrzymać czas. Sekrety medycyny estetycznej - Krzysztof Gojdź - Страница 5

PIĘKNO

Оглавление

Wstaję rano, patrzę w lustro. Wróć, staję na wadze.

Dzisiaj ważyłem 75 kilogramów. Patrzę w lustro i... No dobra, z reguły jestem zadowolony. Wydaje mi się nawet, że siebie lubię. Że jest wspaniale, że to najlepszy moment w moim życiu.

Jeszcze psa muszę wygłaskać; potem lecę z nim na spacer. Cosmuś, ­kochany. Ślepy, ale kocha mnie, a ja jego. Będąc nieszczęśliwym, ­trudno być pięknym. Albo inaczej: co w duszy, to na paszczy. Pamiętasz taki film Nigdy w życiu! z Danutą Stenką? Mąż zdradza bohaterkę, a potem ona się zakochuje w innym i jest taka scena, kiedy wchodzi do ­pracy. Blask od niej bije, wszyscy się za nią oglądają, jest piękna, promienna. To nie zabiegi tak na nią wpłynęły, to szczęście. Prawdziwy uśmiech może czasem zrobić więcej dla twarzy niż botoks. Trzeba ­zacząć od uśmiechu, od duszy, a dopiero później, jeśli to nie wystarcza, można działać. Co tak patrzysz? Na mój uśmiech, na zęby? Często ­radzę pacjentom, żeby o uśmiech zadbali.

– U dentysty?

– Też. Czasem, jak się zadba o zęby, o to, co widać podczas uśmiechu, od razu cała twarz wygląda dużo lepiej. Wiem, wiem, zaraz mi powiesz, że nie wszystkich natura obdarzyła pięknymi rysami, dużymi oczami, pełnymi ustami, znakomitą figurą. Że nie zawsze natura bywa łaskawa. Ale piękne ciało bez pięknej duszy to wydmuszka. Puste jakieś, plastikowe. A wiesz, że jestem jurorem na wyborach Miss Polski? I kiedy słyszę, że te dziewczyny to idiotki, że nie myślą, nic nie wiedzą, mają pusto w głowach, to się wkurzam, bo gadam z nimi, żartuję. Opowiadają mi o sobie, więc wiem, że większość z nich ciężko pracuje, ma plan na życie. To nie są piękne kretynki. Jak ktoś jest durny, to nie jest piękny. Proste? Proste. Przychodzą do mnie różne piękne osoby, ale też i takie, które swoje piękno chciałyby poprawić. No i takie, które marzą o tym, aby wypięknieć.

A czasem bywa też tak, że dopiero jak się poprawi coś w ciele, pięknieje dusza. Każdy chce być piękny. Każdy. Od małego ludzie patrzą w lustro. Analizują siebie, swój wygląd.

Sprawdzam znaczenie słowa „piękno” – czym jest, jaką ma definicję. Czytam o tym, że uważa się, iż wzory piękna nie są stałe, pozostają swoiste dla kręgów kulturowych oraz okresu, w jakim powstały, ale samo piękno jest niezmiennie pozytywną właściwością estetyczną bytu, wynikającą z zachowania proporcji, harmonii barw, dźwięków, umiaru i użyteczności odbieranych przez zmysły. Istnieje piękno idealne, duchowe, moralne, naturalne, obiektywne, subiektywne i cielesne. Uff, na szczęście w słownikowej definicji wzięto pod uwagę również ciało.


– Fajne. I mądre to. Każdy lekarz, który zajmuje się upiększaniem, powinien pamiętać o zachowaniu proporcji i umiaru. Wszystkie wykłady, na całym świecie, zaczynam od zdefiniowania, czym jest piękno. Mówię, że to zestaw cech, który daje przyjemność zmysłom, przyjemnie pobudzając umysł, duszę albo ciało.

Na świecie jednak różne zestawy cech dają przyjemność zmysłom. Przecież są różne kanony piękna. Inaczej piękno rozumiane jest w Europie czy w Stanach, inaczej w Rosji, a inaczej w Azji. Uczę się tego piękna. Nie narzucam swojej wizji. Pytam, czym ono jest dla moich słuchaczy i kto według nich jest jego ikoną. Kiedyś w Stanach i Europie ikoną piękna była na przykład Elisabeth Taylor.

– Poprawiała urodę?

– Poprawiała. Moim zdaniem musiała być operowana. W Holly­wood od wielu lat każdy po pięćdziesiątce poddaje się operacjom. Parcie, żeby być pięknym i młodym, jest tam bardzo silne i nawet najbardziej zatwardziałych przeciwników potrafi skruszyć. Tam coraz młodsi ludzie, już dwudziestoletni, poddają się zabiegom medycyny estetycznej. Uważam, że to przesada.

Nie tak dawno przyszła do mnie młoda fotomodelka. Siada naprzeciwko, patrzy mi w oczy, ja patrzę w jej, a przy okazji analizuję policzki, usta, czoło. I coś dziwnego w tej jej twarzy widzę. Pytam, jaki ma problem, co się dzieje.

– Doktorze, botoks mi już puścił, kwas mi się wchłonął. Jestem załamana!

Patrzę w kartę – 21 lat.

– Wszystko mi się marszczy, starzeję się, nie podobam się sobie, patrzę w lustro, widzę starą babę! Niech pan mi wstrzyknie botoks, niech pan mnie ratuje!

– Dziecko drogie, co pani ma się marszczyć, jak pani jest taka młoda? Od kiedy pani przy twarzy majstruje?

– Od trzech lat. Od osiemnastki.

– Nic nie będziemy robić, bo za dziesięć lat będzie pani wyglądać na pięćdziesiątkę.

I wiesz, że ta wizja tak na nią podziałała, że dziewczyna zapomniała o botoksie. Powiedziałem o jej naturalnym pięknie, o ustach, ładnych oczach, pięknym nosie. Jezu, chyba nikt nigdy wcześniej jej tego nie mówił! Piękniała z sekundy na sekundę. Była ładna, a i tak potrzebowała akceptacji, komplementów, potwierdzenia, dowartościowania. Prosiłem, żeby nie szukała pseudopomocy u innych lekarzy, którzy po prostu będą chcieli na niej zarobić. Często gonię młodych, mówię im, że nie mają czego u mnie szukać. Wcześniej rozmawiam, przekonuję, żeby szanowali siebie, swoje piękno, urodę. Chodź, napijemy się prosecco z sokiem pomarańczowym.

Przepis:

– kieliszek wina musującego wytrawnego,

– szklanka soku, świeżo wyciśniętego z pomarańczy.

Składniki wymieszać i pić małymi łyczkami.

– Ten napój nazywa się mimoza. Świetny latem. Stawia na nogi. ­Lepiej nie pić więcej niż jeden kieliszek. Pyszny, prawda? Kiedyś przez pięć lat mieszkałem w Nowym Jorku na Manhattanie. W każdą niedzielę około południa szliśmy ze znajomymi na tzw. brunch i zaczynaliśmy właśnie od mimozy. Jak dziś. Też niedziela. Mimoza i rozmowa o pięknie… Pięknie jest. Wiesz co, Magda, takie chwile mogłyby trwać wiecznie. Trzeba je umieć doceniać. Ja doceniam. Swoim pacjentom mówię, że piękno to łapanie chwil, zatrzymywanie czasu. Dobrze dziś wyglądasz. Wyspałaś się, wypoczęłaś? Jutro w klinice będzie sporo ludzi. Przyjdź rano. Ania, taka dziewczyna po czterdziestce, przychodzi na konsultację. Ładna, zadbana nawet, ale chyba siebie nie lubi.

Jestem rano. Po 9. Kawa z doktorem. Kanapka z pasztetem z indyka. ­Doktor zrobił.

– Pomidorka ci jeszcze pokroję, poczekaj. Będzie lepsza. Ten pasztet jest pyszny, od tej mojej pacjentki, kiedyś ci o niej opowiem.

Przychodzi dziewczyna. Spłoszona lekko. Nie mówię, że piszemy z doktorem książkę. W ogóle się nie odzywam. Zostaję w poczekalni.

– Magda, chodź, posłuchaj, co ta dziewczyna mówi! Jesienią umówiliśmy się na laser i mezoterapię osoczem bogatopłytkowym. Teraz tylko radiofrekwencja.

– Ja to bym wszystko w sobie poprawiła. W ogóle nie jestem w swoim typie.

– A jaki jest pani typ?

– Blondynka, szczupła, 170 centymetrów wzrostu, piersi rozmiar „C”, długie nogi.

– Ten brąz to naturalny pani kolor włosów?

– Nie, farba. Swoje mam jasne, blond.

– To wystarczy, że się pani przefarbuje i już będzie pani w swoim typie.

– Nie no! Co pan mówi, doktorze?

– No przecież dokładnie siebie pani opisała, tylko kolor włosów nie pasował do ideału. Mało trzeba. A skórę twarzy nawilżymy, laser jej dobrze zrobi. Już teraz trochę pani podgrzałem skórę, już się bardziej napięła, już będzie lepiej. Ciało masz świetne, widać, że ćwiczysz, ale geny też swoje robią. Dziewczyno, jesteś piękna!

Pacjentka patrzy na doktora z niedowierzaniem. Jej oczy otwierają się szeroko, szklą nawet. Patrzy w lustro. Uśmiecha się. Rzuca się doktorowi na szyję.

Przechodzimy do drugiego gabinetu.

– Co jakiś czas łapię się na tym, że zadaję sobie pytanie, co ja robię dla siebie. Kiedy jadłem w domu, kiedy odpoczywałem, kiedy leżałem przed telewizorem i skakałem po kanałach? Kiedy? Nie pamiętam.

Zatrzymać czas. Sekrety medycyny estetycznej

Подняться наверх