Читать книгу Zamachowcy - Krzysztof Jóźwik - Страница 6
3
ОглавлениеW gabinecie premiera wrzało.
– Panie prezesie, ostrzegam pana lojalnie, żeby pan nie szedł tą drogą! To nie jest najlepszy sposób do odzyskania stabilności naszego kraju! – zdenerwowany minister finansów, Zygmunt Nowotny, wyraźnie nie miał dzisiaj cierpliwości. – Rozmawiamy o tym już trzeci raz w tym miesiącu.
– Panie ministrze! – odparował prezes partii Sprawiedliwi i Zjednoczeni, Paweł Kowalczyk. – A czy pana zdaniem mamy destabilizację, żeby cokolwiek odzyskiwać? Chyba pan trochę przesadza, radzę napić się melisy i uspokoić nerwy.
– Panowie, bardzo proszę o spokój, w ten sposób niczego nie ustalimy – starał się uspokoić atmosferę premier Jan Owczarski, siedzący za swoim masywnym mahoniowym biurkiem, na którym jak zwykle panował nienaganny porządek.
Prezesem Rady Ministrów został jako bezpartyjny, zawdzięczając zdobycie urzędu dzięki temu, że przez lata pracował nad swoimi kompetencjami i osiągnął zaufanie zarówno ekip rządzących, jak i społeczeństwa. Jako prezes Krajowej Rady Sądownictwa, a później, od kiedy znów oddzielono tę funkcję od działalności ministra sprawiedliwości, jako prokurator generalny, zawsze był blisko polityki, choć starał się, aby za bardzo go nie wchłonęła. Chciał pozostać neutralny i zachować zdrowy osąd sytuacji kraju. Celowo nie wstąpił do żadnej partii, aby nie identyfikowano go z tą czy inną opcją polityczną, wolał pozostać z boku. Pomimo dyktatorskich zapędów prezesa Kowalczyka, aby jego partia SiZ rządziła krajem niepodzielnie i w stu procentach miała nad wszystkim kontrolę, do głosu doszedł zdrowy rozsądek i na stanowisko premiera powołano osobę bezpartyjną, choć cieszącą się ogólnym szacunkiem i poważaniem. Było to jednocześnie bardzo sprytne posunięcie Kowalczyka, który w ten sposób pokazywał wszystkim: „Spójrzcie, mamy Prezesa Rady Ministrów spoza partii, nie jestem taki zły, za jakiego mnie macie”. Owczarski zmagał się z partią Sprawiedliwi i Zjednoczeni od dwóch kadencji, więc i dziś nic go nie dziwiło w tej impulsywnej dyskusji.
– Proponuję powrócić do meritum sprawy, za dwa dni posiedzenie Rady Ministrów, musimy coś dziś ustalić – podjął na nowo premier. – Panie ministrze Moczar – zwrócił się w stronę ministra MSWiA, Norberta Moczara – bardzo proszę o podsumowanie ostatnich wydarzeń.
– Hm, nie jest ciekawie. Demonstracje społeczne są prawie codziennie, niezadowolenie wzrasta, blokady dróg, korki na ulicach. Nie bardzo wiemy, co z tym zrobić. Jak państwo wiecie, mamy ograniczone możliwości działania i prewencji. Na miłość boską, przecież nie starczy policji całego województwa na takie niepokoje – z miną cierpiętnika wydukał Moczar.
– I pan jest ministrem MSWiA, to jakaś żenada! – wypalił wciąż zdenerwowany Nowotny.
Moczar jako minister MSWiA zupełnie nie nadawał się na to stanowisko. Zaproponowany przez swoją partię, chyba tylko po to, by łatwo nim było sterować, niezdecydowany, ostrożny, zbyt bojaźliwy, by podejmować samodzielne decyzje, był kompletnym przeciwieństwem większości ministrów działających w tej kadencji. Pikanterii charakterystyce jego osoby dodawała pogłoska, że Moczar jest bardzo uzależniony od hazardu i często, próbując ukryć swoją tożsamość, w dość mocnym przebraniu bywa w kasynach i luksusowych klubach warszawskich, przepuszczając ogromne sumy i licząc na wysokie wygrane w ruletkę i pokera. Nikt nic nie wiedział na pewno, ale ta gorąca plotka wystarczyła, aby w kuluarach sejmowych dyskutowano o słabości ministra i podśmiewywano się z niego w nieprzyjemny sposób.
– Proszę o powstrzymanie się od takich komentarzy, panie ministrze Nowotny – znów zainterweniował premier. – Może pan w takim razie zabierze głos, tym razem merytoryczny?
– Bardzo chętnie. – Minister finansów poprawił okulary na nosie. – Podsumujmy: mamy deficyt budżetowy najwyższy od piętnastu lat i mimo niechlubnego podniesienia podatków do niesłychanego poziomu oraz kolejnego wydłużenia wieku emerytalnego i zwiększenia decyzyjności samorządów terytorialnych, dzięki rządom SiZ mamy coraz większe problemy z utrzymaniem prawidłowego finansowania kraju. Podziękujmy panu prezesowi i jego niepodzielnie rządzącej partii za doprowadzenie kraju na skraj bankructwa i wywołanie niepokojów społecznych, które nie wiadomo, do czego jeszcze doprowadzą. Unia Europejska tylko czeka, żeby nam przywalić takie sankcje, po których się nie podniesiemy. Ruina w kraju, ruina w rządzie, bardzo słabo to widzę. Nic nie robicie, tylko rozwalacie naszą ojczyznę – dramatycznie zakończył Nowotny.
– Panie ministrze Nowotny – wolno wycedził przez zęby prezes Kowalczyk. – My rozwalamy kraj? Pan chyba zapomina, że to właśnie my przyspieszyliśmy ostatni etap budowy pierwszej w Polsce elektrowni atomowej w Żarnowcu, którą oddano rok temu. Zapomina pan także, kto doprowadził do zakończenia modernizacji większości dróg krajowych i kto zakończył, także przed czasem, budowę kolejnego odcinka autostrady A5 i A6, prawie tysiąc dwieście kilometrów długości. A co pan powie na oddanie do użytku najnowocześniejszego w tej części Europy Centralnego Krajowego Portu Lotniczego w Mszczonowie? Samo się zrobiło? Z czegoś musieliśmy to sfinansować.
– To wszystko doskonale wiem, panie prezesie, z tą tylko różnicą, że to nie wy rozpoczęliście te inwestycje. Pan zapomina, że, zacytuję klasyka, to ktoś inny prowadził piłkę przez całe boisko, a wy tylko przyłożyliście nogę przy strzale na bramkę – denerwował się Nowotny.
– Moi państwo, do rzeczy, za dziesięć minut muszę być w gabinecie owalnym – po raz kolejny premier przywołał dyskutantów do porządku. – Proszę o konkrety. Pani rzecznik, może pani wykaże się większym profesjonalizmem? Proszę zaproponować jakieś rozwiązanie.
Zwracając się do rzecznika prasowego Sprawiedliwych i Zjednoczonych, Joanny Kulczyk, Owczarski specjalnie wbił szpilę Kowalczykowi, który lubił podejmować decyzję bez konsultacji z pozostałymi członkami partii, nawet z tak uroczą osobą, jaką była Joanna.
– Mam pewien pomysł, choć nie wiem, czy nie za odważny – zaczęła pani rzecznik.
– Proszę, proszę, wszystkie pomysły są mile widziane – zachęcił zjadliwie prezes Kowalczyk.
– Sądzę, że najlepszym rozwiązaniem, by uspokoić społeczeństwo, a jednocześnie odwrócić uwagę od bieżących tematów – ciągnęła niezrażona pani rzecznik – jest rozwinięcie jakiegoś nośnego wątku sensacyjnego, który na jakiś czas zamaskuje niewygodne tematy i zajmie czymś ludzi.
– Ciekawie brzmi. Ma pani na myśli coś konkretnego? – zainteresował się minister MSWiA.
– Może nowa afera podsłuchowa? To zawsze jest na czasie, zwłaszcza teraz – zaproponowała Kulczyk. – Moglibyśmy sfingować coś atrakcyjnego, coś, co porwie gawiedź.
– Nie, to już oklepane, graliśmy to wiele razy, także za poprzednich rządów. Musimy mieć coś nowego, coś, co rozbudzi wyobraźnię i zajmie malkontentów na długo – stwierdził Moczar.
– Państwo oczywiście żartują? To ma być profesjonalne zarządzanie krajem? To jakaś amatorka jest – żachnął się Nowotny.
– Panie ministrze, proszę spokojnie wysłuchać propozycji, jeśli niczego lepszego nie jest pan w stanie wnieść do dyskusji niż tylko narzekanie – podsumował prezes Kowalczyk.
– A co powiecie panowie na dużą aferę szpiegowską? Na przykład wykrycie działania na terenie Rzeczypospolitej Polskiej tajnej siatki wywiadowczej, powiedzmy, z Białorusi? I tak mamy z nimi na pieńku, więc to już niewiele pogorszy, a temat nośny – zaproponowała Kulczyk.
– Niechętnie to mówię, bo wolałbym uniknąć takiej prowokacji, ale to może się udać, tylko musi to być coś naprawdę ciekawego i dobrze przygotowanego – podjął premier. – Pani Joanno, proszę przygotować koncepcję, przedyskutujemy to jutro. Tylko oczywiście temat jest top secret.
Nowotny ze świstem wciągnął powietrze i już miał zamiar zaoponować, wyrażając swoje wzburzenie i zdecydowany sprzeciw takiemu postępowaniu, ale premier nie dał mu szans, szybko kończąc wątek.
– Jeśli nie ma innych tematów, to życzę państwu udanego dnia i do zobaczenia – zamknął spotkanie Owczarski.