Читать книгу Pokonać czarną śmierć. Staropolskie postawy wobec zarazy - Ks.Jan Kracik - Страница 8

Rozdział I. Słudzy zdrowia i śmierci Najdłuższe śledztwo

Оглавление

W jakiejkolwiek, nawet małej, encyklopedii można przeczytać, że dżuma stanowi ostrą chorobę zakaźną, przenoszoną na człowieka ze szczurów za pośrednictwem pcheł. Gdyby wiedziano o tym wcześniej, a nie dopiero pod koniec XIX w., możliwe byłoby ocalenie milionów ludzkich istnień. Trwający całe wieki powolny rozwój epidemiologii przyrównać można do uciążliwego, coraz to utykającego w ślepych uliczkach śledztwa: morderca się wymyka, jakiś czas nie daje o sobie znać, potem uderza znowu. Obchodzi z łatwością większość stawianych przed nim przeszkód, nikt bowiem nie zna jego dróg. Wiele energii obrońców idzie na marne, strzela się prawie na oślep. Dochodzenie ciągle trwa, a nowe ofiary padają pokotem.

Czy taką kryminalną historię, jedną z największych w dziejach ludzkości, należy opowiadać od końca? Zazwyczaj wszak pióro czy kamera towarzyszą chodzeniu po śladach, by przedstawić sprawcę dopiero w ostatnim rozdziale lub sekwencji. Jeśli jednak przestępca tak długo działa nieuchwytny, czasem lepiej ukazać go od razu, przenosząc uwagę z zagadki na dramatyzm samego dochodzenia, prowadzonego na coraz to nowych pobojowiskach.

Kartoteka medyczna rozpoznanego dopiero niecałe sto lat temu wroga ludzkości zawiera następujące dane: dżuma – pestis, choroba zakaźna, odzwierzęca, wywoływana przez bakterie, nosiciele – gryzonie, zwłaszcza szczury, lecz także susły, wiewiórki, chomiki; na ludzi przenoszona przez owady pasożytujące na tych zwierzętach, głównie pchły. Wraz z wessaną krwią nosiciela bakcyle dostają się do przewodu pokarmowego pchły, blokując go. Podrażniony głodem insekt z padłego gospodarza przenosi się na inne zwierzęta oraz ludzi, kąsając bardziej zjadliwie niż zdrowy. Niepozorna właścicielka strzykawki uśmiercającej całe populacje figuruje w oficjalnym nazewnictwie jako Xenopsylla cheopis. Pchła, pasożytująca tylko na człowieku (wyjątkowo wesz), przenosi zakażenie dalej.

Dżuma jest chorobą sezonową, zaczyna się wśród gryzoni z końcem maja, gdy dostają się podziemnymi korytarzami do swych zapasów. Zarażone zwierzę traci wiele ze swego instynktu samozachowawczego, opuszczając kryjówkę. Czyni to masowo, gdy zagrożone jest w norach, a więc w czasie powodzi, suszy, trzęsienia ziemi. Stąd wśród prognostyków zwiastujących nadciąganie epidemii niektóre, mimo nieznajomości powiązań przyczynowych, wynikały z trafnej obserwacji przyrody. Dawno zauważono, że dżuma rozprzestrzenia się wolno i nie po linii prostej, często wzdłuż szlaków wodnych, zbierając swe straszliwe żniwo szczególnie w gęsto zaludnionych okolicach. Szczur, szukając żywności i odpowiednich warunków, trafiał (np. w ładowni okrętu) głównie do większych skupisk ludzkich. Rozpraszanie się gryzoni ratowało zdrowe osobniki (gatunek ludzki salwował się podobnie). Szczurze hekatomby wyrównywała szybko wysoka reprodukcja: ssak ów dojrzewa płciowo w 4 miesiące, samica miewa do 4 miotów rocznie, średnio po 6 małych.

U ludzi dżuma występuje w trzech odmianach:

1. Dżuma dymieniczna (pestis bubonica), czyli gruczołowa, z zapalnym obrzmieniem węzłów chłonnych (bolesny guz), zazwyczaj pachwinowych, rzadziej pachowych. Zmianom towarzyszy wysoka gorączka, silne bóle głowy, odurzenie, podniecenie.

2. Dżuma płucna (pestis pneumonica), połączona z zapaleniem płuc, kaszlem, krwawą plwociną, dusznością, a w końcowej fazie sinicą.

3. Dżuma posocznicowa albo posocznicza (pestis septicaamica), o przebiegu piorunującym (zarazki dostają się wprost do krwi). Ukąszenie pchły powoduje zakażenie dżumą dymieniczną lub posoczniczą; płucna rozprzestrzenia się drogą infekcji kropelkowej, przez drogi oddechowe.

W ciągu dziejów przeważała dymieniczna, jedyna uleczalna postać dżumy. Przy płucnej śmierć następowała w 3–5 dni; odmiana piorunująca pozbawiała życia do 48 godzin3.

Oschłe sformułowania medyczne należy uzupełnić głosem dotkniętej plagą epoki. Oto objawy dżumy: „obrzęki występujące zazwyczaj na szyi lub w pachwinach, z chwilą gdy wrzody stwardniały i nie chciały pęknąć, stawały się tak bolesne, że dorównywały najbardziej wyrafinowanym torturom”. Ludzi w gorączce

prze ból i jad surowy,

Schodzą z rozumu, zawrót cierpią głowy.

Pijanym równie taczając się chodzą [...]

Innym się cera twarzy znacznie mieni,

Tak są gwałtownie morem utrapieni:

Zmysły ustają, a siły niszczeją,

W oczach mgły stoją, a usta sinieją.

Nęka ich suchość i czarność języka,

A na rączego śmierć wsadza woźnika.

Drugich bolesne wrzody napadają4 [...]

Bakcyla dżumy odkryli niezależnie od siebie Japończyk S. Kitasuto i Francuz A. Yersin, prowadzący badania podczas epidemii tej choroby w Hongkongu w 1894 r. Do dziś jednak nadal nie wszystko jeszcze wiadomo o drogach rozprzestrzeniania się tej zarazy. Część uczonych przyjmuje powstałą przed 40 laty teorię Ernesta Rodenwaldta, według której dżumy dziesiątkującej Europę nie roznosiła pchła pasożytująca na szczurze, lecz na człowieku. Miałby o tym świadczyć czas jej wylęgu, zbiegający się z największym nasileniem epidemii, tj. sierpień i początek września, a także częste objawy zachorowania: nie guzy dymieniczne, lecz ciemne plamki na ciele (np. w Krakowie w 1651 i 1710 r.). Jeśli tak jest, to poza „uniewinnieniem” szczura i jego pcheł, „współodpowiedzialnych” za znaczną część historii europejskiej, mało z tego wynika. A obie teorie mogą się zresztą uzupełniać, jeśli pamiętać o stwierdzonej szczególnej podatności na uleganie dżumie w zawodach „zbliżonych” do szczurzo-mysiej menażerii: handlarze zboża, młynarze, piekarze. Rzadziej zapadali na tę chorobę mniej lubiani przez niepozbawione węchu gryzonie: garbarze, praczki, sprzedawcy tytoniu5.

Od starożytności aż po XVI w. nie odróżniano wyraźnie poszczególnych chorób zakaźnych, nazywając je, gdy szerzyły się nagminnie i zabijały wielu, dżumą czy – od wspólnego objawu – gorączką. Opisy infekcji, sporządzane przez kronikarzy, a nawet lekarzy, są niedokładne, czasem mieszają symptomy chorób panoszących się jednocześnie. Relacja Rufusa z Efezu z I w. n.e. wyraźnie wskazuje na dżumę, obserwowaną także wcześniej przez lekarzy w Syrii i Egipcie. Plaga ta nękała potem Europę w latach 165–189, 251–266, 531–580. W VII–XIII w., wskutek upadku medycyny i innych nauk, opisy objawów powracających epidemii ustępują wzmiankom o czasie ich trwania oraz liczbie ofiar. Krzyżowcy po zdobyciu i złupieniu Konstantynopola w 1204 r. roznieśli zarazę po Europie. Największą pandemią dżumy okazał się jej pochód przez kontynent w latach 1348–50. Szacuje się, że żniwo morowej śmierci sięgnęło 25 milionów istnień, pochłaniając czwartą część mieszkańców Europy. Także u nas „powietrze morowe okrutnie przez dwie lecie prawie wszytkę Polskę splundrowało, iż miasta i wsi bez ludzi wszędzie puste stojały” – pisał Maciej Stryjkowski. Nowa fala dżumy przetoczyła się przez kraje europejskie w latach 1359–61, docierając w 1360 r. do Krakowa, gdzie miała zagarnąć 20 tysięcy ofiar6. Nawroty dalszych czarnych lat – o czym niżej – przeplatały się z pasmami wydarzeń politycznych, dziejami gospodarczymi, z biografiami jednostek i całym życiem społecznym.

Nad rozwojem profilaktyki ciążyło niewzruszone założenie odziedziczone po starożytności: zaraza zaczyna się w powietrzu i tą drogą się rozpowszechnia. Przekonanie o zarażeniu się poprzez kontakt z chorym, na żywo – contagium vivum – pojawiło się niewyraźnie już w połowie XIV w., podczas wielkiej epidemii. Dwaj lekarze papiescy w Awinionie, Guy de Chaulic i Chalin de Vinario, obserwując masowe zgony wśród miejscowych i pielgrzymów, zaczęli przypuszczać, że zarzewie śmierci przenosi się przez zetknięcie z zapowietrzonymi. W połowie XVI w. Hieronim Fracastro z Werony uznał, że szerzenie się chorób zakaźnych następuje za pośrednictwem drobniutkich cząsteczek przenoszonych przez kontakt bezpośredni z zarażonym czy jego rzeczami. Ta genialna intuicja zamieniła się w hipotezę kontagionizmu, sformułowaną w 1656 r. i poważnie dyskutowaną w 1720 r. Teoretyków hołdujących temu przekonaniu było mniej. W praktyce popartej potocznym doświadczeniem liczono się coraz bardziej ze stanowiskiem kontagionistów. Ludowy zdrowy rozsądek zwyciężał wbrew zdaniu wielu uczonych7. Oznacza to przecież nie alternatywę, lecz różnice w stawianiu akcentu. Ogromna księga morowych zwiastunów i recept otwierała się na różnych stronach, a człowiek czytał z niej na przemian wielkie, gęsto zapisane karty nieba i ziemi.

Pokonać czarną śmierć. Staropolskie postawy wobec zarazy

Подняться наверх