Читать книгу Tyson. Żelazna ambicja - Larry Sloman - Страница 4

Wstęp

Оглавление

Wyglądam przez okno mojego apartamentu w hotelu Ritz-Carlton, który znajduje się w nowojorskim Battery Park City. W drugim pokoju moja żona Kiki dogląda dwójki naszych dzieci. Milan przygotowuje jakiś projekt rękodzielniczy, a Rocco, jak to Rocco, szaleje gdzie się da. Przyjechałem do Nowego Jorku, żeby pojawić się gościnie w Barclays Center, gdzie Deontay Wilder będzie bronił tytułu mistrza świata federacji WBC w wadze ciężkiej w pojedynku z Arturem Szpilką. Wilder? Szpilka? Kiedyś powiadano, że w boksie liczy się tylko waga ciężka. Te czasy dawno minęły.

Patrzę na okolice Wall Street i wracam myślami do tamtych lat, gdy dorastałem w Brownsville na Brooklynie. Mojej żonie się wydaje, że gdy rozmawiam z nią o dzieciństwie, robię to po to, aby połechtać własne ego. Mówię jej: „Kochanie, do dziś nie wierzę w to wszystko, co przytrafiło mi się w życiu”. Kiki nie jest w stanie pojąć, w jak kurewskiej biedzie dorastałem. Pokazuję jej wtedy ulice, na których już jako dziewięciolatek przyciskałem ludzi do ściany i zrywałem im z szyi łańcuszki.

Jeśli tylko trochę bardziej uniosę głowę, dojrzę 42nd Street. To był nasz plac zabaw. Przesiadywałem w salonach gier komputerowych albo zakradałem się do Bond’s International Casino, aby oskubać kieszenie ludziom, którzy przyszli tam posłuchać muzyki. Na 42nd Street każdy wieczór był jak weekend. Dzisiaj okolice Times Square wyglądają zupełnie inaczej. Teraz po ulicach chodzą tam ludzie przebrani za postacie z bajek z Disneya, z którymi można sobie zrobić zdjęcie, jest też Nagi Kowboj z gitarą. Wszyscy trzymają w rękach aparaty i smartfony, robią sobie selfie z obcymi ludźmi. Wyobrażam to sobie z ludźmi, z którymi przesiadywałem na Times Square! „Hej, stary, zróbmy sobie selfie!” Pierdolone selfie, popieprzyło cię? W latach 70. robienie jakichkolwiek zdjęć w pobliżu obcych ludzi w ogóle nie wchodziło w grę. Wtedy nieznajomym nie mówiło się nawet „dzień dobry”. Jakiś zjeb rzuciłby się na ciebie z pięściami i zostawiłby cię na ulicy w śpiączce.

Sam należałem wtedy do tego zaklętego kręgu. Okradałem ludzi i kupowałem sobie za to fajne rzeczy, chociaż zaraz potem te sportowe buty, kurtkę czy biżuterię odbierał mi jakiś większy dzieciak. Jak pokonać tych wielkoludów? Wszyscy się ich bali. Tak się jakoś złożyło, że żadna z tego typu sytuacji nie skończyła się dla mnie śmiercią. „Stary, to Mike”, mówił któryś z moich starszych i popularnych przyjaciół, a wtedy ci źli kolesie po prostu mnie puszczali. Zacząłem podejrzewać, że jest mi pisane coś szczególnego. Od zawsze wiedziałem, że nie zdechnę w rynsztoku – że przydarzy mi się w życiu coś, dzięki czemu zdobędę szacunek. Ciągle jeszcze byłem tylko ulicznym szczurem, który nie miał za grosz pewności siebie, ale już wtedy pragnąłem chwały, sławy. Chciałem, żeby cały świat na mnie patrzył i mówił mi, że jestem piękny. Tyle że byłem wtedy pieprzonym śmierdzącym grubasem.

To zabawne, ale w tamtych czasach czułem się wyjątkowy między innymi dlatego, że grał wtedy pewien biały baseballista, który nazywał się Mike Tyson. Facet był zwykłym wyrobnikiem w St. Louis Cardinals, ale miałem tak samo na imię i nazwisko i z tego powodu po prostu wiedziałem, że coś w życiu osiągnę.

Potem poznałem innego białego – dżentelmena włoskiego pochodzenia. Cus D’Amato odmalował przede mną piękną wizję chwały. Gdyby nie on, nie siedziałbym dzisiaj w eleganckim hotelu. Pewnie mieszkałbym teraz w jakimś ciasnym bloku w Brownsville i tłustą łyżką jadł skrzydełka, a nie zamawiał makaron penne przez room service. Mógłbym też już nie żyć.

Jako dzieciak bałem się wracać na 42nd Street. Przecież w każdej chwili mógł rozpoznać mnie ktoś, kogo wcześniej obrobiłem, ktoś mógł zacząć mnie gonić i spuścić mi lanie. Teraz nie mogę przejść się tą ulicą, bo pewnie nie przeżyłbym miłości fanów. Czyż to nie szalone? Idę sobie 42nd Street i tyle osób chce przybić ze mną piątkę, że w końcu muszę wsiąść do samochodu.

Nie dotyczy to tylko moich starych rewirów. Nie mogę swobodnie chodzić po ulicy właściwie nigdzie na świecie. Kijowo, nie? Nawet w Dubaju nie mogę po prostu iść na zakupy do jubilera. Jak tylko wyjdę z hotelu, zaraz ktoś się na mnie rzuca.

Wszystkiemu winny Cus. Nie chciałbym wyjść na marudę – jestem bardzo wdzięczny za to, w jakiej znalazłem się sytuacji. Nie bardzo jednak rozumiem, jak do tego doszło. Jak to możliwe, że menedżer i trener pięściarski, który na co dzień przebywał w północnych rejonach stanu Nowy Jork, przez 10 minut spoglądał na mój sparing i na tej podstawie przewidział, że zostanę najmłodszym w historii mistrzem świata wagi ciężkiej? Przecież miałem wtedy ledwie 13 lat.

Ta książka opowiada o naszej znajomości i współpracy. Cus D’Amato należał do najbardziej wyjątkowych ludzi, jacy kiedykolwiek stąpali po ziemi. Wpłynął na życie tak wielu młodych ludzi i pomógł im zmienić je na lepsze. Brał pod swe skrzydła słabych i czynił ich mocnymi. Wziął też grubego i przerażonego 13-latka i zrobił z niego faceta, który nie może wyjść na ulicę, bo ma najbardziej rozpoznawalną twarz na świecie.

Tyson. Żelazna ambicja

Подняться наверх