Читать книгу Ostatnia debiutantka - Lesley Lokko - Страница 11

1

Оглавление

Rezydencja Chalfont Hall, Portersham, Dorset, 1938

Po wijącej się zboczem wzgórza drodze prowadzącej ku domowi jechał powoli samochód. Obserwowała go kątem oka, stojąc na krześle i obracając się powoli – pół stopy i znów zatrzymanie w bezruchu – w oczekiwaniu, aż krawcowa skończy swoją pracę. W ten sposób mogła spokojnie śledzić wzrokiem samochód, mozolnie wspinający się pod górę ponad czubkami okazałych cedrów, które porastały wzniesienie od brzegu rzeki aż po dom. Stanęła na palcach i wyciągnęła szyję, żeby zobaczyć, jak wóz zajeżdża pod dom szerokim łukiem, rozrzucając na boki żwir. Z pomieszczeń służby, położonych na dolnej kondygnacji, dobiegł jej uszu słaby dźwięk dzwonka i trzaśnięcie drzwi. Przybył jakiś ważny gość.

– Na litość boską, Kit, stój prosto i się nie ruszaj! Ona nigdy nie skończy podkładać dołu sukienki, jeśli będziesz się tak wiercić! – skarciła ją matka, siedząca w rogu pokoju.

Krawcowa miała usta pełne szpilek, więc nie mogła nic dodać od siebie. Na podłodze leżało pełno ścinków materiału, przypominających rozsypane kawałki potłuczonego szkła. Bladozielona suknia miała podwyższony stan i długie bufiaste rękawy. Niespecjalnie się podobała Kit. Materiał był sztywny i źle się układał, a przede wszystkim uważała, że w tym kolorze jest jej nie do twarzy i wygląda jak nieboszczyk. (Wprawdzie nigdy jeszcze nie widziała nieboszczyka, ale opis ciała pechowca Ratchetta z Morderstwa w Orient Expressie okazał się tak niezwykle obrazowy, że była święcie przekonana, iż przez chwilę naprawdę go widziała: skóra blada, podbarwiona sino, z widoczną siatką naczyń krwionośnych). Aż nią wstrząsnęło. Znów się obróciła. A potem znów. Powoli. Jeszcze raz spojrzała przez okno na idealnie błękitne niebo bez jednej chmurki. Czerwiec, upalna pogoda, dni długie i zdające się ciągnąć bez końca, a ona zamiast uciec od wszystkich i skryć się z książkami i kanapką z dżemem przy stawie na samym dnie doliny – myślała z urazą – musiała sterczeć na krześle w bawialni, podczas gdy klęcząca przy niej Francuzka o ziemistej cerze kłuła ją szpilkami po łydkach. Całe zamieszanie spowodowała jej starsza siostra Lily. Lily skończyła właśnie osiemnaście lat i miała wkrótce wziąć udział w balu debiutantek. Od tygodni więc dom postawiony był na głowie w ferworze przygotowań. Nikt nie potrafił mówić i myśleć o niczym, co nie wiązało się w jakiś sposób z Lily. Kit również.

– Och! Nie mogę się już doczekać! – Na początku od rana do wieczora co chwila wznosiła egzaltowane okrzyki w stronę każdego, kto akurat znalazł się w pobliżu, łapiąc się rękami za piersi w przerysowanej pozie, mającej wyrażać rosnące zniecierpliwienie. – Naprawdę nie mogę się już doczekać! To dopiero będzie zabawa!

Teraz jednak coraz bardziej przestawało się jej to wszystko podobać. Jak można uważać za dobrą zabawę stanie w jakimś pełnym przeciągów holu w stroju, którego włożenie na siebie zajmuje dwie godziny, w dodatku w ciasnych butach i z głupawym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy, słuchając jakiegoś tępego, pryszczatego młodziana, który znalazł się obok ciebie tylko dlatego, że jego rodzice znają twoich rodziców?

– Kit! Może byś trochę uważała z łaski swojej. Obróć się. Powoli. Powoli!

– Jak długo jeszcze, mamo? – spytała z westchnieniem Kit.

– Tyle, ile będzie trzeba. Dopóki krawcowa nie skończy. Unieś ręce nad głową, bo w przeciwnym razie sukienka nie będzie się dobrze układać. Czy nie mam racji, mademoiselle Founard?

– Oui, madame.

Mademoiselle Founard nie wypowiadała zwykle ani słowa więcej oprócz tych dwu. Kiedy w końcu kobieta z trudem podniosła się na nogi, Kit wreszcie uzyskała pozwolenie na zejście z krzesła. Wydostała się ze zwojów bladozielonej materii i szybko wrzuciła na siebie swój stary bezrękawnik w nadziei, że uda jej się wymknąć z pokoju, zanim znów znajdzie się coś, co będzie musiała przymierzyć, aby krawcowa mogła to przyszpilić, dociągnąć i dopiąć na niej tak, żeby nabrała chociaż odrobinę kobiecych kształtów... jakichkolwiek kształtów. Dziewczynie brakowało trzech miesięcy do ukończenia piętnastu lat, a wciąż była chuda jak tyczka i płaska jak deska – w przeciwieństwie do siostry, której kształty w budzący niepokój sposób zaczęły się wylewać ze wszystkich sukienek. Kit raczej nie miała szans, żeby jakakolwiek część jej ciała wylała się z jakiegokolwiek ubrania, a już na pewno nie z sukienki.

– Kit? – Głos matki zatrzymał ją, gdy znalazła się tuż przy drzwiach.

– Tak, mamo. – Odwróciła się zniecierpliwiona, z ręką na klamce.

– Dziś zjesz kolację w dziecięcej bawialni. Lily dołączy do mnie i papy. Wydajemy proszony obiad.

– Ale to niesprawiedliwe! – jęknęła Kit. – Wczoraj powiedziałaś, że...

– Żadnych „ale”! Zjesz kolację z nianią i ani słowa więcej, proszę.

Twarz matki szybko przyjęła wyraz zdystansowanego chłodu, którego Kit nie znosiła. Przełknęła chęć zaprotestowania.

– Tak, mamo – powiedziała potulnie.

Otworzyła drzwi i zamknęła je dokładnie za sobą. Zegar stojący w holu wybił głośno godzinę piątą. Jeśli się szybko uwinie, zdąży pobiec do stajni i dać koniom trochę smakołyków, zanim nadejdzie czas na samotną kolację.

*

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Ostatnia debiutantka

Подняться наверх