Читать книгу Święci grzesznicy - L.J Shen - Страница 10

Rozdział drugi Brutal Dziesięć lat temu

Оглавление

Ten weekend wyglądał jak każdy inny. Urządziłem zarąbistą imprezę i nawet nie miałem ochoty wychodzić z pokoju medialnego, by spędzić czas z idiotami, których sam tutaj zaprosiłem.

Wiedziałem, że na zewnątrz pokoju panuje istny chaos. Słyszałem śmiechy i babskie piski dobiegające znad basenu w kształcie nerki. Szumiąca woda wylewała się z otwartych paszczy gargulców niczym greckie wodospady. Dmuchane materace skrzypiały, ocierając się o ludzkie ciała. W pokoju niedaleko jakaś para pojękiwała głośno. Grupki dziewczyn chichotały i plotkowały między sobą, siedząc na fotelach i sofach piętro niżej.

Słyszałem piosenkę Limp Bizkit. Kto, do cholery, miał czelność puszczać tak kiepską muzykę na mojej imprezie?

Mogłem dalej wsłuchiwać się w hałasy i usłyszeć znacznie więcej, ale nie chciałem. Rozłożyłem się wygodnie na moim narożniku przed telewizorem, paląc blanta i oglądając japońskie anime porno.

Po prawej stronie stało piwo, ale nawet go nie tknąłem.

Przede mną na dywanie klęczała jakaś laska i gładziła mnie po rozłożonych udach, ale na nią również nie zwracałem uwagi.

– Brutalu – wymruczała seksownie, zbliżając dłonie do mojego krocza. Powoli zaczęła mi wchodzić na kolana.

To była opalona bezimienna brunetka w opiętej sukience, która niemal krzyczała: „Przeleć mnie!”. Wyglądała mi na Alicię, a może Lucię. W zeszłym roku próbowała dostać się do zespołu cheerleaderek, ale jej się nie udało. Idę o zakład, że ta impreza to jej pierwsza chwila popularności. Seks ze mną lub z kimkolwiek w tym domu byłby jej przepustką do statusu szkolnej celebrytki.

I właśnie z tego powodu w ogóle mnie nie interesowała.

– Twój pokój medialny jest zarąbisty, ale może poszlibyśmy gdzieś, gdzie jest ciszej?

Strzepnąłem popiół z blanta. Opadł na podłokietnik niczym brudny śnieg. Zacisnąłem szczękę i po chwili odparłem:

– Nie.

– Ale ja cię lubię.

To akurat gówno prawda. Nikt mnie nie lubił i mieli ku temu powód.

– Ja się nie bawię w związki – odparłem bez namysłu.

– No wiem, głuptasku. Ale przecież możemy się zabawić. – Prychnęła śmiechem. To był tak nieatrakcyjny dźwięk, że natychmiast ją znienawidziłem za to, że tak mocno się starała.

A szacunek dla samego siebie był dla mnie czymś ważnym.

Zmrużyłem oczy, zastanawiając się nad jej propozycją. Jasne, mogłem jej pozwolić, by mi ssała fiuta, ale potrafiłem ją przejrzeć. One zawsze chciały czegoś więcej.

– Powinnaś już sobie pójść – powiedziałem po raz pierwszy i ostatni. Nie byłem jej ojcem. Nie musiałem jej ostrzegać przed facetami takimi jak ja.

Naburmuszyła się i założyła mi ręce na szyję, siadając okrakiem na moich udach. Wypięła piersi i przycisnęła je do mojego torsu, patrząc na mnie z determinacją w oczach.

– Nie wyjdę stąd, dopóki nie zabawię się z którymś z was, HotHoles.

Uniosłem brew, wydychając dym przez nos. Przymknąłem oczy znudzony i odparłem:

– To lepiej idź do Trenta lub Deana, bo ja nie będę się dzisiaj z tobą pieprzył, laleczko.

Alicia/Lucia w końcu się odsunęła, łapiąc aluzję. Zaczęła iść w stronę barku, a jej sztuczny uśmiech bladł z każdym krokiem. Przygotowała dla siebie koktajl, nie sprawdziwszy nawet, jaki alkohol leje do wysokiej szklanki. Rozejrzała się po pokoju błyszczącymi oczami, zastanawiając się, który z moich kolegów – nazywano nas w liceum Four HotHoles – otworzy jej drogę do popularności.

Trent leżał rozwalony na kanapie po mojej prawej stronie, a jakaś nieznajoma laska podskakiwała na nim, podciągnąwszy sukienkę do bioder. Cycki dziewczyny falowały śmiesznie przy każdym ruchu. Chłopak upił łyk piwa z butelki i zaczął ze znudzeniem przeglądać telefon. Dean i Jaime siedzieli na kanapie po drugiej stronie i kłócili się o następny mecz futbolu. Żaden z nich nawet nie tknął dziewczyn, które zaprosiliśmy do pokoju.

Jaimego rozumiałem. Miał obsesję na punkcie naszej nauczycielki od angielskiego, panny Greene. Nie aprobowałem jego nowej, chorej fascynacji, ale nie powiedziałbym mu słowa na ten temat. Ale co do Deana… Nie miałem pojęcia, z czym ten chłopak miał problem. Nie rozumiałem, dlaczego nie przyciągnął do siebie jakiejś dupy i nie wziął się do roboty, jak zazwyczaj.

– Dean, stary, gdzie twoja laska na ten wieczór? – odezwał się Trent, wyrażając na głos to, o czym sam myślałem, przesuwając jednocześnie palcem po iPodzie i przeglądając playlistę. Wyglądał na zupełnie niezainteresowanego laską, z którą się pieprzył.

Zanim Dean odpowiedział, Trent zepchnął z siebie dziewczynę i poklepał ją lekko po głowie, gdy opadła na sofę. Jej usta wciąż były lekko otwarte z oszołomienia i najpewniej też z przyjemności.

– Przepraszam. Dzisiaj nie dojdę. To wszystko przez ten gips. – Wskazał butelką piwa na swoją złamaną kostkę, uśmiechając się przepraszająco do dziewczyny.

Z naszej czwórki to Trent był najmilszy.

Wszyscy wiedzieli, że pozostali wręcz przeciwnie.

Ale jak na ironię Trent miał najwięcej powodów, by okazywać gniew i nienawiść. Jego sytuacja była beznadziejna i dobrze o tym wiedział. Bez futbolu nie miał szansy na college. Jego oceny były kiepskie, a rodzice nie mieli pieniędzy, by opłacić czynsz, a tym bardziej jego studia. Z powodu tego złamania musiał zostać w południowej Kalifornii i zająć się pracą fizyczną – jeśli będzie miał szczęście – podobnie jak reszta osób z jego dzielnicy, mimo że spędził cztery lata z nami, bogatymi dzieciakami z Todos Santos.

– Wszystko w porządku, stary. – Dean uśmiechnął się beztrosko, ale nie przestawał podrygiwać nogą. – Chodzi o to, że nie chcę się niczym rozpraszać. Łapiesz? – Wyglądał na zdenerwowanego. Wyprostował się nagle, ale wtedy drzwi za mną otworzyły się z rozmachem.

Ktokolwiek to był, nawet nie zapukał. Wszyscy wiedzieli, że do tego pokoju nie można było wchodzić. To była prywatna miejscówka HotHoles. Zasady były jasne. Zakaz wstępu, chyba że było się zaproszonym.

Dziewczyny znajdujące się w pokoju skupiły się na drzwiach, ale ja paliłem spokojnie zioło, marząc o tym, by Alicia/Lucia odeszła w końcu od baru. Miałem ochotę na zimne piwo, ale nie na pogawędkę.

– Wow, hej. – Dean pomachał do osoby stojącej w drzwiach i mógłbym przysiąc, że uśmiechnął się zachęcająco.

Jaime skinął głową na powitanie i spiął się, posyłając mi znaczące spojrzenie, ale ja byłem zbyt upalony, by móc je odczytać. Trent odwrócił głowę i mruknął coś na powitanie.

– Ktokolwiek tu wszedł, lepiej żeby miał ze sobą pizzę albo cipkę ze złota, jeśli chce tu zostać. – Zacisnąłem zęby i w końcu spojrzałem przez ramię.

– Cześć.

Gdy usłyszałem jej głos, poczułem coś dziwnego w piersi.

Emilia. Córka służącej. Co ona tutaj robiła? Nigdy nie opuszczała domu dla służby, gdy wyprawiałem imprezy. Poza tym nawet nie spojrzała w moją stronę od dnia, w którym wybiegła z mojego pokoju z książką do rachunku różniczkowego.

– Kto dał ci przyzwolenie, by tu wejść, służko? – Pociągnąłem blanta i po chwili wypuściłem z płuc dym, odwracając się bokiem, by lepiej się jej przyjrzeć.

Jej błękitne oczy skupiły się na mnie przez chwilę, a potem powędrowały w kierunku kogoś znajdującego się za mną. Uśmiechnęła się nieśmiało do tej osoby. Nieznośny hałas imprezy nagle znikł, a ja widziałam w tej chwili tylko jej twarz.

– Hej, Dean. – Wbiła wzrok w swoje vansy.

Długie, karmelowe włosy miała zaplecione w warkocz, który przerzuciła przez jedno ramię. Dzisiaj włożyła spodnie boyfriendy i bluzkę z kreskówkową postacią Darią, a na to zupełnie niepasującą pomarańczową, wełnianą marynarkę. Jej styl był dziecinny i okropny, a na dłoni wciąż miała kwiat wiśni, który narysowała sobie na zajęciach z literatury angielskiej. Mimo tych wszystkich rzeczy wciąż uważałem ją za gorącą sztukę. Tylko dlaczego? Nie miało to znaczenia. I tak jej nienawidziłem. Zawsze jednak czułem podniecenie z powodu jej widocznego braku starań, by wyglądać seksownie, chociaż i tak była seksowna.

Oderwałem od niej wzrok i skupiłem go na Deanie. Uśmiechał się do niej tym głupkowatym uśmieszkiem, na widok którego miałem mu ochotę wybić wszystkie zęby.

Co tu się, kurwa, działo?

– Śpicie ze sobą? – Jaime zadał pytanie, na które ja bym się nie zdobył. Strzelił balonem z gumy i odgarnął z twarzy blond włosy w stylu surfera. Miał to gdzieś, ale doskonale wiedział, że mnie to zainteresowało, więc mnie wyręczył.

– Jezu, stary. – Dean wstał ze swojego miejsca i uderzył Jaimego. Zachowywał się jak prawdziwie przyzwoity koleś.

Ale ja znałem go zbyt dobrze i wiedziałem, że wcale nim nie był. Nawet nie zliczę, ile dziewczyn przeleciał na tej sofie, w miejscu, na którym przed chwilą siedział. Takie zachowanie było niemal wgrane w jego DNA. Nie byliśmy dobrymi facetami. Nie byliśmy materiałami na chłopaków, cokolwiek by to oznaczało. Cholera, i nawet się z tym nie kryliśmy. A poza Jaimem, który gadał bzdury o byciu razem z panną Greene, nie bawiliśmy się w monogamię.

To – i tylko to – sprawiało, że nie podobała mi się sytuacja między Deanem i służką. Miałem wystarczająco dużo problemów, z którymi musiałem sobie radzić. Nie chciałem być przy tym, gdy ktoś jej złamie serce, i to tu, w moim domu. Bo roztrzaskałoby się o moją podłogę. A poza tym, mimo że jej nie lubiłem… to naszym celem nie było jej zniszczenie. Była tylko wieśniaczką z Wirginii o szerokim uśmiechu i z irytującym akcentem. Jej osobowość kojarzyła mi się z piosenką Michaela Bublé – prosta i cholernie bezpretensjonalna. Nawet się uśmiechała, gdy przyłapywała mnie na gapieniu się na nią z okna, chociaż zachowywałem się jak jakiś prześladowca.

Jak można być tak głupim?

To nie była jej wina, że jej nienawidziłem. Za to, że podsłuchała rozmowę moją i Daryla wiele tygodni temu. Za to, że brzmiała i wyglądała zupełnie jak moja macocha Jo.

– Cieszę się, że udało ci się tu dotrzeć. Przepraszam, że musiałaś przyjść akurat tutaj. Nie wiedziałem, że jest tak późno. To nie jest miejsce dla damy – zażartował Dean i zabrał kurtkę z oparcia skórzanej czarnej sofy, po czym podbiegł do drzwi.

Otoczył ją ramieniem, a ja poczułem, jak drga mi powieka.

Gdy odgarnął kosmyk jej włosów za ucho, zacisnąłem szczękę.

– Mam nadzieję, że jesteś głodna. Znam świetne miejsce, w którym serwują owoce morza. To zaraz przy porcie.

Uśmiechnęła się do niego.

– Jasne. Chętnie.

Zaśmiał się.

Moje nozdrza zafalowały.

I wyszli.

Wyszli, cholera.

Włożyłem blanta do ust i odwróciłem się w stronę telewizora. Wszyscy w pokoju zamarli, gapiąc się na mnie, jakby czekali na dalsze instrukcje. Tylko dlaczego wyglądali na takich poruszonych?

– Hej, ty. – Wskazałem na dziewczynę, której Trent pozbył się w trakcie seksu. Właśnie poprawiała włosy przed lustrem znajdującym się koło mojej konsoli. Poklepałem się po kolanach. – Chodź tutaj. I przyprowadź koleżankę. – Skupiłem wzrok na lasce, którą wcześniej odprawiłem. Całe szczęście, że postanowiła zostać.

Dziewczyny usiadły mi na kolanach, a ja zaciągnąłem się blantem. Złapałem jedną z nich za włosy i przycisnąłem jej usta do swoich. Odetchnąłem, wpuszczając dym do jej buzi. Wciągnęła go, lekko zaskoczona.

– Podaj dalej. – Musnąłem palcem jej nos. Czułem, że mam ciężkie powieki. Dziewczyna uśmiechnęła się, nie otwierając ust, a potem pocałowała tę drugą, wpuszczając dym w jej usta.

Trent i Jaime obserwowali mnie przez cały czas.

– Oni pewnie tylko się ze sobą pieprzą – podsunął Trent, pocierając ręką ogoloną głowę. – Nie słyszałem o tym aż do dzisiaj, a przecież Dean potrafi utrzymać coś w tajemnicy tak jak ja spodnie na imprezie „Playboya”. Czyli wcale.

– Tak – zgodził się Jaime. – Stary, to przecież Dean. Nigdy nie miał dziewczyny na poważnie. Właściwie to on nic nie bierze na poważnie. – Wstał i włożył skórzaną kurtkę. – Dobra, chłopaki, muszę lecieć.

No jasne. Miał zamiar udawać jakiegoś głupka na stronie randkowej i przez całą noc wymieniać pikantne wiadomości z panną Greene. Przysięgam, gdybym nie widział wcześniej jego fiuta w szatni, to założyłbym się, że Jaime ma cipkę.

– Ale mówię ci – dodał jeszcze – nie zadręczaj się tym. To niemożliwe, by Dean się ustatkował. On chce jechać na studia do Nowego Jorku. A ty zostaniesz tutaj z nią. Nigdzie jej nie przyjęto, prawda?

Prawda, pomyślałem.

Jak do tej pory nie przyznano jej stypendium. Wiedziałem o tym, bo mieliśmy tę samą skrzynkę na listy, więc przeglądałem koperty, jakie do niej przychodziły – chciałem wiedzieć, czy przyjęli gdzieś małą Emilię LeBlanc. Ku jej rozpaczy zapowiadało się na to, że zostanie w Todos Santos.

Ja wybierałem się do jakiegoś kiepskiego college’u w Los Angeles oddalonego o kilka godzin jazdy od mojego domu. Nawet gdy będę wracać w każdy weekend, ona wciąż tu będzie. Będzie mi usługiwać.

Będzie mi zazdrościć.

Wciąż będzie mała i nic nieznacząca. Niewyedukowana i bez perspektyw na przyszłość. A przede wszystkim będzie moja.

– Gówno mnie to obchodzi. – Zaśmiałem się i złapałem obie dziewczyny za tyłki, przybliżając je do siebie.

– Liżcie się po cyckach. Chcę na to patrzeć – powiedziałem beznamiętnym tonem. Zrobiły to, co im kazałem. To było takie proste, że poczułem się znudzony.

– A więc na czym stanęło? – zapytałem kumpli.

Dziewczyny zaczęły się lizać zapamiętale. Błagały o odrobinę mojej uwagi jak dwa kundle walczące o życie. Oczywiście ja niczego od nich nie chciałem i chyba miały mi to za złe.

– Najwyraźniej na zaprzeczaniu związkowi między Emilią a Deanem. Jezu. – Jaime pokręcił głową i ruszył w stronę drzwi. Po drodze klepnął Trenta w ramię. – Pilnuj, żeby dziewczyny nie zajmowały się niczym głupim.

– Jak na przykład nim? – Trent wskazał kciukiem w moją stronę.

Spiorunowałem go wzrokiem, ale miał to gdzieś. Pochodził z niebezpiecznej dzielnicy miasta. Nic go nie mogło przestraszyć, a już na pewno nie taki bogacz jak ja.

Czułem, że gromadzi się we mnie gniew. I niedługo mógł wybuchnąć.

A oni o tym wiedzieli. Byli pewni, że pragnąłem Emilii LeBlanc.

– Chrzanić to. Idę na dół na basen. – Wstałem nagle, spychając z siebie dziewczyny, które spadły na kanapę.

Jedna z nich zajęczała w proteście, a druga krzyknęła:

– Porąbało cię?

– Źle się poczułem – wyjaśniłem, co tylko po części było prawdą.

– Zdarza się. – Dziewczyna, która pieprzyła się wcześniej z Trentem, uśmiechnęła się wyrozumiale.

Miałem ochotę zbić ich ojców na kwaśne jabłko za to, jak wychowali swoje córki. Były tak łatwe, że się nimi brzydziłem.

– Zadzwonisz do mnie? – zawołała Alicia/Lucia, ciągnąc mnie za koszulkę. W jej oczach błyszczała nadzieja.

Przyjrzałem się jej uważnie. Wyglądała nieźle, ale nie tak dobrze, jak sama myślała. Ale z drugiej strony była chętna, by mnie zaspokoić, więc to pewnie nie byłby najgorszy wybór.

Ostrzegałem ją.

A ona nie chciała słuchać.

A ja nie byłem dobrym facetem.

– Zapisz swój numer w telefonie Trenta – poleciłem i odwróciłem się, by wyjść.

Gdy szedłem korytarzem, ludzie ustępowali mi z drogi, przyklejając się do ścian, uśmiechając się i unosząc czerwone kubki w geście powitania. Zachowywali się, jakbym był papieżem. Z drugiej strony właśnie tak było. To moje królestwo. Ludziom podobało się to, że byłem zły. Właśnie taka była Kalifornia i nie miałem zamiaru stąd wyjeżdżać. Nigdy. Kochałem w niej wszystko to, czego inni nienawidzili. Kłamców, oszustów, maski i sztuczność. Uwielbiałem to, że tutaj ludzie patrzyli tylko na to, co masz w portfelu, a nie w sercu. Uwielbiałem to, że imponowały im drogie samochody i tanie teksty. Kurde, ja nawet kochałem te trzęsienia ziemi i głupie warzywne shaki.

Ci ludzie, których tak nienawidziłem, byli moim domem. A to miejsce było moim podwórkiem.

W każdym miejscu domu słyszałem szepty. Zazwyczaj nie zaszczycałem ludzi swoją obecnością, ale gdy już to robiłem, wiedzieli dlaczego. Dzisiaj miało dojść do rozróby. Czułem podniecenie wiszące w powietrzu.

Melodia piosenki Fell in Love With a Girl zespołu White Stripes huczała w tle.

Nikomu nie patrzyłem w oczy. Po prostu skupiałem wzrok przed sobą i mijałem tłumy ludzi, dopóki nie dotarłem do piwnicy, do której wchodziło się przez kuchnię. Zamknąłem za sobą drzwi. Było tu cicho i mrocznie. Opis pasujący do mnie. Oparłem się plecami o drzwi, zacisnąłem mocno oczy i odetchnąłem wilgotnym powietrzem.

Cholera, Dean dzisiaj ostro przegiął. Nie kłamałem, gdy mówiłem, że jest źle.

Ruszyłem w głąb pomieszczenia, wymazując z myśli resztę świata. Daryla Rylera. Josephine. I nawet ludzi, którzy byli tylko trochę winni, jak Emilia czy mój ojciec. Przesunąłem palcami po broni, która wisiała na ścianie. Kolekcjonowałem ją od lat. Dotykałem łomu, sztyletu, kija bejsbolowego i skórzanego bicza. Pomyślałem, że kiedyś wyrzucę te wszystkie przedmioty, chociaż i tak nie użyłem nigdy żadnego z nich, ale dzięki posiadaniu ich czułem się bezpieczniejszy. Dzięki temu Daryl już nic nie mógł mi zrobić.

Szukałem adrenaliny i walki. Pragnąłem eksplozji bólu, który pojawi się znikąd. W skrócie, szukałem kłopotów.

Kiedy wdrapałem się po schodach i wyszedłem na zewnętrzy basen, stanąłem na brzegu. Nie miałem niczego w dłoniach. Światło księżyca odbijało się w powierzchni wody, w której pływali ludzie w spodenkach kąpielowych i bikini od projektantów. Rozejrzałem się, szukając Deana. To z nim chciałem się dzisiaj bić. Chciałem zmasakrować mu tę ładną twarzyczkę. Ale wiedziałem, że był teraz ze służką, a poza tym istniały jakieś zasady i nie mogłem ich łamać. Wychodząc z domu z podwiniętymi rękawami, zapraszałem do bójki tego, kto chciał się ze mną zmierzyć. Nie mogłem nikogo zaatakować. Sami musieli przyjść. Musieli zgłosić się na ochotnika. To była niebezpieczna gra, w którą wszyscy w All Saints High grali, by umilić sobie czas. Nazywała się Wyzwanie.

Reguły były sprawiedliwe.

Ale wciąż brutalne.

Przez większość czasu Wyzwanie łagodziło mój ból i dzięki temu mogłem wyjaśnić obrażenia, które zadał mi wcześniej ktoś inny.

Nie byłem zaskoczony, gdy usłyszałem za sobą głośne kroki Trenta, który stukał gipsem, gdy chodził. Wiedział, że jestem porąbany i że chcę się dzisiaj zabawić.

– Powiedz Deanowi, że ma ją zostawić, albo ja to zrobię – odezwał się za moimi plecami.

Pokręciłem głową, uśmiechając się kpiąco.

– On może robić z nią, co tylko chce. Ale jeśli chce zerżnąć tę prostaczkę, to będzie jego pogrzeb.

– Brutal – ostrzegł mnie Trent.

Odwróciłem się w jego stronę i zmierzyłem go wzrokiem. Jego gładka skóra w kolorze mokki mieniła się w świetle księżyca, a ja nienawidziłem go za to, że bawił się dziewczynami z taką łatwością i na niczym mu nie zależało. A mnie te cholerne laski za szybko się nudziły, chociaż nawet nie miałem jeszcze osiemnastu lat.

– Ta porąbana sytuacja ze służącą sprawi, że wszyscy źle skończą. – Zdjął koszulę, eksponując swoją potężną, wyrzeźbioną klatę. Był nieźle napakowany.

Ja jak zawsze wolałem się nie rozbierać. Ludzie patrzyli na nas z zainteresowaniem, ale ja nigdy nie zwracałem na nich uwagi. Chcieli tylko wypełnić swoje marne żywoty czymś interesującym, o czym można by porozmawiać. A ja się cieszyłem, że mogłem dać im ku temu powód.

Zacisnąłem rękę w pięść, przekrzywiając głowę w bok.

– Och, zależy ci na mnie. Jestem wzruszony, T-Rex. – Przyłożyłem rękę w miejscu mojego serca, uśmiechając się ironicznie do Trenta.

Georgia i banda jej głupich koleżanek przyglądały się nam z uwagą, czekając, aż potwór we mnie ujawni się i rzuci na jednego z moich najlepszych przyjaciół. Przemaszerowałem koło Trenta, szturchając go przy tym ramieniem, i poprowadziłem go w stronę kortu tenisowego, gdzie trenowaliśmy niemal co tydzień. To miejsce było przestronne, oddalone od domu i wszyscy zainteresowani mogli się tu zebrać, by obserwować walkę, siadając na ławkach.

– Pokaż mi, na co cię stać, Rexroth – warknąłem, próbując się uspokoić. Chciałem sobie przypomnieć, że Trent i Jaime mieli rację. Dean i służka tylko ze sobą flirtowali. Zerwą ze sobą pod koniec miesiąca. A właściwie to on ją rzuci – oby wtedy jej dziewictwo wciąż było nietknięte – a ona będzie zraniona i zła. Będzie chciała się odegrać. Będzie krucha, podatna na zranienie i niepewna siebie.

I wtedy uderzę.

I wtedy pokażę jej, że jest wyłącznie moją własnością.

– No chodź, T. Zaciągnij tu swoją dupę, kaleko. Tylko staraj się za bardzo nie krwawić na mój trawnik, gdy już skończymy.

Święci grzesznicy

Подняться наверх