Читать книгу Kochałam Stalina - Ljubow Orłowa - Страница 8
ОглавлениеDzisiaj uświadomiłam sobie, że muszę napisać o tym, co było. Nie do publikacji, dla siebie. I tak nic innego nie mogę. I tak nikt moich zapisków nigdy nie opublikuje. Chyba że za granicą, ale tam nie wolno. Nie tylko dlatego, że tam wszystko wypaczą i zwulgaryzują, ale po prostu nie wolno. Farsa! W dzieciństwie życie wydaje się bajką, a później zmienia się w komedię, która z każdym rokiem staje się bardziej tragiczna. A potem uświadamiasz sobie, że wszystko to jest farsa. Tylko że nie śmieszna, ale bardzo smutna.
Czy sprawiedliwość zwycięży i stosunek do Stalina z oszczerczego zmieni się na właściwy, tak jak na to Stalin zasługuje? Chciałabym w to wierzyć. Mam nadzieję, w przeciwnym razie nie zabierałabym się do wspomnień. To znaczy, nie zaczęłabym ich spisywać. Lubię wspominać, ale wspominam dla siebie, zaś pisać zamierzam dla innych. Dla kogo właściwie? Szczerze mówiąc, nie wiem. Jednak każdy wysiłek, każdą pracę podejmuje się w nadziei, że jest oczekiwana, w nadziei, że komuś to jest potrzebne.
Rodzice aktorki – Piotr i Eugenia Orłowowie [ojciec pochodził z książęcego rodu Orłowów]
Piszę ze ściśniętym sercem. „Łzy – w oczach, kamień – na sercu” – mawiała mama w podobnych okolicznościach. Łez rzeczywiście wiele, trzeba się wziąć w garść, inaczej nic nie zrobię, tylko przepłaczę bez sensu. Łzy są zawsze daremne, ponieważ nieszczęściu nie ulżą. Nie przynoszą również ulgi. Od dzieciństwa wiem, że we wszystkich ciężkich sytuacjach jest tylko jedno właściwe wyjście. Trzeba zacisnąć zęby i działać, robić swoje. Praca pomaga przezwyciężyć nieszczęście. Choćby przez to, że odwraca uwagę od ciężkich myśli i wzbudza pewność. Dopóki żyję, dopóki mogę coś robić, moje życie trwa. Zacisnąć zęby i działać. Tak i tylko tak. Robić to, co można.
Co ja mogę? Postawiłabym Mu pomnik, tylko któż da mi to zrobić? Podli, podli ludzie! Gdyby tysiąc razy napisać to słowo i tak będzie mało, żeby wyrazić ich podłość. Wszystkich przekleństw świata nie wystarczy, żeby wyrazić to, co myślę o nich, nikczemnych, którzy zdradzili swojego Wodza! Kim byliby bez Niego. Kiedy Stalin żył, nie wiedzieli, jak się podlizać, płaszczyli się, uniżali się przed nim. A teraz – triumfują! Próbują pokonać zmarłego po śmierci. Podle i obrzydliwie! Zaczęli od potępienia, któremu obłudnie nadali charakter „tajnego”. Referat wewnętrzny! Przecież to śmieszne! Może specjalnie tak zrobiono, u nas przecież wszystkie tajemnice rozchodzą się błyskawicznie. Zniesławili, usunęli pomniki, postarali się wymazać imię zewsząd, skąd tylko można. Ale okazało się, że tego im za mało. Boją się Go nawet martwego, bo nie wynieśliby z Mauzoleum. Po kryjomu! Jak złodziej w nocy. A.K.[5] często powtarzał, że w każdej nikczemnej sprawie można postąpić dwojako: po ludzku i nie. Oni zrobili swoje zupełnie nie po ludzku.
Czuję, że muszę coś zrobić. Niech moje wspomnienia staną się moim osobistym Jego pomnikiem. Moim osobistym pomnikiem Człowieka, któremu tak wiele zawdzięczam. Moim osobistym pomnikiem zdradzonego Wodza.
Sprawiedliwość zawsze triumfuje. Niestety, nie zawsze możemy się doczekać jej triumfu. Jednak późno nie znaczy nigdy. Wiele razy w ciągu dnia wracam do przeszłości. Można powiedzieć, że im staję się starsza, tym bardziej żyję wspomnieniami. Z pewnością tak to jest. Teraz zacznę zapisywać to, co sobie przypominam. Nie wszystko, jak leci, ale wybrane fragmenty. Miesiącami. Pamięć mam dobrą. Nigdy nie musiałam długo się uczyć ról na pamięć. Przeczytam raz i wystarczy. Ale pamiętać wszystkie zdarzenia sprzed trzydziestu lat według dat, to nawet dla mojej pamięci jest za trudne. „Nie leń się! – mówiła mi mama w dzieciństwie. – Czego nie zrobisz we właściwym czasie i tak trzeba będzie zrobić później”. W swoim czasie nie prowadziłam dziennika. Nigdy nie miałam potrzeby powierzania czegoś papierowi. Nie wydawało mi się, że wydarzenia mojego życia zasługują na uwiecznienie, inna rzecz – role. Ale moje role i bez dziennika „stały się częścią wieczności”, jak żartuje G.W.[6] Nigdy nie prowadziłam dziennika, więc teraz trzeba będzie pisać wspomnienia, żeby spełnić obowiązek wobec pamięci człowieka, którego teraz za wszelką cenę starają się zapomnieć. Naiwni ludzie! To ich zapomną na drugi dzień po dymisji albo śmierci, jak zapomnieli Mołotowa, Malenkowa, Kaganowicza, Bułganina i innych. A Stalina pamiętają i zawsze będą pamiętać.
I być może, ktoś kiedyś otrząśnie kurz z mojego starego zeszytu i wspomni słowa mojego ulubionego poety Tiutczewa:
Jak tego pośmiertnego tomu
Są drogie mi tajemne słowa!
Wszystko tam jak w rodzinnym domu,
Tam moich myśli żywa wciąż osnowa.
Jak tych wersetów niespodziana siła
Całego mnie przeniknęła dawnym!
Wyszli z kościoła, zgasł ogień kadzidła.
Ale ofiarny wciąż wznosi się dym.
Orłowa z mężem, Grigorijem Aleksandrowem, przed katedrą w Mediolanie
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
5 Prawdopodobnie A.K. to pierwszy mąż Orłowej Andriej Kasprowicz Bierzin.
6 Grigorij Wasiljewicz Aleksandrow – drugi mąż Orłowej, znany reżyser filmowy.