Читать книгу Róża północy - Lucinda Riley - Страница 13
1
ОглавлениеSamolot powoli zniżał się nad Londynem. Rebecca Bradley przycisnęła twarz do szyby. Ujrzała letni krajobraz podobny do patchworkowej kołdry, która w porannym słońcu mieni się niezliczonymi odcieniami zieleni. W porównaniu z surowymi nowojorskimi drapaczami chmur, miasto z Big Benem i budynkami parlamentu sprawiało wrażenie klocków dla dzieci.
– Panno Bradley, wyjdzie pani z samolotu jako pierwsza – poinformowała ją stewardesa.
– Dziękuję. – Na twarzy Rebekki pojawił się wymuszony uśmiech. Sięgnęła do torby i wyjęła okulary przeciwsłoneczne, które miały zamaskować jej zmęczenie. Nie spodziewała się, aby na jej przybycie czekał jakikolwiek fotograf. Musiała jak najszybciej uciec z Nowego Jorku, więc skontaktowała się z liniami lotniczymi i zmieniła godzinę swojego lotu na wcześniejszą.
Miała satysfakcję, że ani jej agent, ani Jack, ani nikt inny nie znają miejsca jej pobytu. Jack wyszedł z jej mieszkania po południu, żeby zdążyć na lot do Los Angeles. Nie mogła dać mu odpowiedzi, której oczekiwał. Potrzebowała czasu do namysłu.
Rebecca jeszcze raz sięgnęła do swojej torby na ramię w poszukiwaniu czerwonego pudełeczka z aksamitu. Otworzyła je. Pierścionek, który podarował jej Jack, był okazały, choć jak dla niej aż zanadto rzucał się w oczy. Ale Jack lubił pokazywać otoczeniu, że jest najpopularniejszym i najlepiej opłacanym aktorem. Nie mógł zatem sprezentować jej czegoś mniej spektakularnego, ponieważ miał świadomość, że jeśli Rebecca przyjmie oświadczyny, zdjęcie pierścionka znajdzie się we wszystkich gazetach na świecie. Jack Heyward i Rebecca Bradley byli najbardziej zmysłową parą Hollywood i media nie ustawały w poszukiwaniu informacji o ich związku.
Zamknęła pudełeczko i bezmyślnie gapiła się przez okno, podczas gdy samolot schodził do lądowania. Para poznała się rok temu na planie komedii romantycznej i od tej pory Rebecca czuła się uwięziona we własnym życiu. Stała się zakładnikiem tych, którzy chcieli nie tylko żyć jej życiem poprzez filmy, w których grała, ale na dokładkę żerować na jej sprawach prywatnych. Samolot powoli schodził do lądowania. Prawda była taka, że idealny, wykreowany przez świat obraz jej związku był równie nieprawdziwy, jak jej filmy.
Nawet jej agent, Victor, namawiał ją do romansu z Jackiem. Nie wiadomo, ile razy powtarzał jej, że ta znajomość pomoże jej wypłynąć i zostać prawdziwą, międzynarodową gwiazdą. Zwykł mawiać:
– Kochana, nic tak ludzi nie kręci jak prawdziwa hollywoodzka para. Nawet jeśli twoja kariera się załamie, media nadal będą chciały fotografować twoje dzieci bawiące się w parku.
Zastanawiała się, ile tak naprawdę czasu spędziła w minionym roku z Jackiem. On mieszkał i pracował w Hollywood, ona w Nowym Jorku. Oboje mieli bardzo napięte harmonogramy i czasem nie widzieli się całymi tygodniami. A nawet jeśli mogli wspólnie spędzić trochę czasu, wszędzie, gdzie poszli, śledzono ich i nękano. Choćby wczoraj – jedli lunch w pierwszej lepszej włoskiej knajpce, lecz nawet tam oblegli ich klienci, którzy pragnęli otrzymać autograf lub zrobić sobie z nimi zdjęcie. W końcu Jack zabrał ją na spacer do Central Parku, żeby w ciszy i spokoju móc się oświadczyć. Miała ogromną nadzieję, że nikt ich tam nie zauważył…
Kiedy wracali taksówką do jej mieszkania w SoHo, a Jack naciskał, aby dała mu odpowiedź, poczuła się osaczona i przytłoczona. Właśnie dlatego podjęła decyzję o wcześniejszym wyjeździe do Anglii. Nie mogła znieść uczucia, że cały świat analizuje każdy jej ruch. Codziennie nękali ją nieznajomi, którzy zachowywali się, jakby była ich własnością. Nie mogła już tego znieść. Życie w głośnym związku dodatkowo pogarszało sprawę. Nie mogła liczyć na jakąkolwiek prywatność. Sytuacja, w której niemożliwe było skoczenie na kawę z bajglem do pobliskiej kawiarni, bo zaraz ktoś ją zaczepiał, coraz bardziej obciążała jej psychikę.
Kilka tygodni temu paru dziennikarzy zaatakowało ją koło domu. Poczuła się bezpiecznie dopiero w łazience, gdzie wpadła w histeryczny płacz. Po tym zajściu lekarz przepisał jej valium. Lek pomógł, jednak Rebecca zdała sobie sprawę, że znalazła się na drodze donikąd. Pojawiła się przed nią śliska ścieżka do uzależnienia od leków, aby poradzić sobie z presją takiego życia. Jack to wszystko doskonale już wiedział.
W pierwszych dniach ich ognistego związku zapewniał ją, że choć czasem zażywa kokainę, nie jest od niej uzależniony. Może brać ją, ale może nie brać. Ot, pomaga mu się zrelaksować. Jednak kiedy go lepiej poznała, zobaczyła, że to nieprawda. Jeśli wytykała mu wpadanie w narkotykowy i alkoholowy ciąg, zaczynał się bronić i robił się agresywny. Rebecca nie brała narkotyków i rzadko piła, więc gdy Jack był na haju, patrzyła na niego z obrzydzeniem.
Na początku ich związku uważała, że jej życie osiągnęło absolutny ideał. Odnosiła spektakularne sukcesy w życiu zawodowym i miała przystojnego, utalentowanego partnera, z którym mogła dzielić życie. Jednak poza narkotykami i długimi okresami rozłąki coraz bardziej widoczna stawała się niestabilność emocjonalna Jacka. Punkt kulminacyjny nastąpił siedem miesięcy temu, kiedy ona została nominowana do Złotego Globu, a on nie. Jack wpadł w istny szał i ją zaatakował. Różowe okulary zaczęły przybierać odcienie szarości.
Propozycja, by zagrała jedną z głównych ról w osadzonym w latach dwudziestych brytyjskim filmie o arystokratycznej rodzinie angielskiej pod tytułem Spokój nocy, była dla niej prawdziwym zbawieniem. Nie dość, że dawała jej szansę na wykazanie się w poważniejszym repertuarze niż dotychczas, to jeszcze bycie wybraną przez uznanego brytyjskiego reżysera, Roberta Hope’a, stanowiło prawdziwy zaszczyt. Jackowi udało się jednak zepsuć jej radość z tego sukcesu zgryźliwą uwagą, że wybrali ją, bo potrzebowali hollywoodzkiego nazwiska, żeby zadowolić sponsora. Dodał też, że nie powinna mieć złudzeń, bo nie talent zdecydował o tym wyborze, a jej największym atrybutem w filmie będzie uroda, która sprawi, że znakomicie zaprezentuje się w sukniach z epoki.
– Jesteś zbyt piękna, kochanie, aby sądzić, że ktoś może potraktować cię poważnie. – Dolał sobie wódki.
Samolot wylądował na Heathrow, wytracił prędkość na pasach startowych i wreszcie się zatrzymał, a wewnątrz zapaliły się światła. Rebecca odpięła pas.
– Panno Bradley, czy jest pani gotowa? – zapytała stewardesa.
– Tak, dziękuję.
– Powinni tu być za kilka minut.
Szybko przeczesała długie, czarne włosy i zwinęła je z tyłu głowy w rodzaj koka, którego koniec opadał jej na kark. Jack mawiał, że w takiej fryzurze wygląda jak Audrey Hepburn, i rzeczywiście media niejednokrotnie porównywały ją do słynnej aktorki. Krążyły nawet pogłoski, że w przyszłym roku powstanie nowa wersji Śniadania u Tiffany’ego.
Nie mogła go słuchać. Nie mogła pozwolić, aby nadal niszczył jej poczucie wartości jako aktorki. Jego ostatnie dwa filmy okazały się totalną klapę i gwiazda Jacka nie błyszczała już tak jasno, jak kiedyś. Okrutna prawda była taka, że zazdrościł jej sukcesów. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Niezależnie od tego, co powiedział Jack, ona – Rebecca – musi udowodnić, że ma do pokazania coś więcej niż tylko ładną buzię, a wartościowy scenariusz na pewno jej w tym pomoże.
Miała nadzieję, że pracując w plenerze, gdzieś na zapadłej wsi w Anglii, będzie mogła spokojnie nad wszystkim się zastanowić. Wiedziała, że gdzieś na samym dnie, pod tym wszystkim, co ją irytuje, skrywa się Jack, którego kocha. Nie może jednak przyjąć jego oświadczyn, chyba że on zechce coś zrobić ze swoim coraz większym uzależnieniem od narkotyków i alkoholu.
– Teraz wyprowadzimy panią z samolotu, panno Bradley. – Nagle pojawił się przy niej ubrany w ciemny garnitur ochroniarz.
Rebecca założyła okulary i opuściła strefę przeznaczoną dla pasażerów pierwszej klasy. Kiedy siedziała w loży dla VIP-ów i czekała na swój bagaż, dotarło do niej, że Jack musi się przyznać do swoich problemów. W przeciwnym razie ich związek nie ma sensu. Wyjęła z torebki telefon i patrząc na ekran, doszła do wniosku, że powinna mu to otwarcie powiedzieć.
– Panno Bradley, zabieramy pani bagaż do samochodu – powiedział ochroniarz. – Niestety, na zewnątrz czeka już na panią tłum fotoreporterów.
– No nie! – Spojrzała na niego z przerażeniem. – Ilu?
– Mnóstwo – stwierdził. – Proszę się nie martwić. Bezpiecznie panią przeprowadzę.
Zasugerował, że powinni już iść, i Rebecca wstała.
– Nie spodziewałam się tego – oznajmiła w drodze do wyjścia oznaczonego „Przyloty”. – Specjalnie poleciałam innym samolotem, niż miałam w planie.
– Ale przybyła pani do Londynu w dniu, w którym świat usłyszał wiadomość o pani wielkim szczęściu. Czy mogę pani pogratulować?
– Co takiego? – spytała zdziwiona.
– Mówię o pani zaręczynach z Jackiem Heywardem, panno Bradley.
– O Boże… – wymamrotała.
– Na pierwszych stronach wszystkich gazet jest urocze zdjęcie z Central Parku, na którym pan Heyward zakłada pani na palec pierścionek. No to już… – Zatrzymał się tuż przed drzwiami. – Jest pani gotowa?
Nerwowo kiwnęła głową i poczuła, że do oczu napływają jej łzy.
– W porządku. Przeprowadzimy panią najszybciej, jak to możliwe.
*
Piętnaście minut później samochód przebijał się wśród pojazdów wokół lotniska Heathrow. Rebecca bezsilnie spojrzała na zdjęcie, które dumnie panoszyło się na pierwszej stronie „Daily Mail”, i na nagłówek:
Jack i Becks – oficjalnie zaręczeni!
Ziarniste zdjęcie przedstawiało Jacka, który zakłada jej pierścionek na palec w Central Parku. Patrzyła na Jacka z miną, która, jak dobrze wiedziała, odzwierciedlała jej panikę, lecz dziennikarz opisał ją jako wyraz radosnego zaskoczenia. Najgorsze było to, że poniżej znajdował się komentarz Jacka, który najwyraźniej rozmawiał wczoraj z dziennikarzem tuż po wyjściu z jej mieszkania. Potwierdzał fakt, że poprosił Rebeccę o rękę, ale dodał, że jest zbyt wcześnie, by wyznaczyć datę ślubu.
Drżącymi rękoma znów wyjęła z torebki telefon komórkowy. Kiedy zobaczyła, że ma wiele nieodebranych wiadomości od Jacka, jej agenta i przedstawicieli prasy, natychmiast go wyłączyła i schowała z powrotem. Nie miała siły, aby teraz na nie odpowiadać. Była wściekła na Jacka, że w ogóle skomentował to, co wydarzyło się w parku.
Już jutro wszystkie gazety na pewno będą roztrząsały, kto zaprojektuje jej suknię, gdzie odbędzie się ceremonia ślubna i czy Rebecca przypadkiem nie jest w ciąży.
Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Miała dwadzieścia dziewięć lat i do zeszłego wieczoru myśli o ślubie i dzieciach były dla niej bardzo odległe. Należały do spraw, które może kiedyś się wydarzą.
Ale Jack miał prawie czterdzieści lat i spał z większością swoich filmowych partnerek. Czuł, że nadszedł czas, aby się ustatkować. Ona zaś przeżywała dopiero drugi poważny związek w życiu. Wcześniej przez wiele lat była ze swoją szkolną miłością, jednak ich związek zniszczyły jej rozwijająca się w zawrotnym tempie kariera i wizja sławy.
– Obawiam się, że podróż do Devonu zajmie nam kilka godzin, panno Bradley – powiedział przemiły kierowca. – Mam na imię Graham. Proszę dać mi znać, jeśli chciałaby pani z jakiegoś powodu zrobić przerwę.
– Dobrze – odparła, choć w tej chwili najchętniej poprosiłaby go, żeby zawiózł ją na pustynię w Afryce, gdzie nie będzie fotografów, dziennikarzy i zasięgu sieci komórkowej.
– Miejsce, do którego pani jedzie, leży na odludziu – stwierdził Graham, jakby czytał w jej myślach. – W Dartmoor nie ma zbyt wielu jaskrawych świateł, sklepów czy innych atrakcji. Kręcicie film w cudownym miejscu, które przeniesie panią w inną epokę. Nie sądziłem, że ktoś może jeszcze mieszkać w takim pałacu. Muszę przyznać, że wieś jest dla mnie miłą odmianą. Zazwyczaj przedzieram się przez londyńskie korki, aby dowieźć aktorów na plan filmowy.
Jego słowa nieco uspokoiły Rebeccę. Może media zostawią ją w spokoju, jeśli znajdzie się gdzieś na prowincji.
– Wygląda na to, że śledzi nas ktoś na rowerze, panno Bradley. – Jego słowa sprawiły, że porzuciła płonne nadzieje o prywatności. – Proszę się nie martwić. Zgubimy go, jak tylko znajdziemy się na autostradzie.
– Dziękuję – wyszeptała i oparła się wygodnie na tylnym siedzeniu. Zamknęła oczy i usiłowała zasnąć.
*
– Jesteśmy prawie na miejscu, panno Bradley.
Po ponad czterech godzinach jazdy i przerywanych drzemkach czuła się skołowana z powodu długiego lotu i zmiany czasu. Półprzytomnie wyjrzała przez okno.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała, widząc, że wokół rozciąga się puste, dzikie wrzosowisko.
– W Dartmoor. Dzisiaj świeci słońce, więc jest tu przyjemnie, ale mogę się założyć, że w zimie widok bywa bardziej posępny. – Zadzwonił telefon Grahama. – Proszę mi wybaczyć, to kierownik produkcji. Muszę na chwilę stanąć, żeby odebrać.
Kiedy kierowca rozmawiał przez telefon, Rebecca otworzyła drzwi i wysiadła prosto na dziką trawę rosnącą tuż przy wąskiej drodze. Wzięła głęboki oddech i zachłysnęła się balsamicznie świeżym powietrzem. Wrzosowiska omiatał lekki wietrzyk, a na tle nieba ujrzała poszarpane sylwetki skał, które wyglądały, jakby ktoś specjalnie usypał je w sterty. Na horyzoncie nie było ani jednego człowieka.
– Raj! – westchnęła, wsiadając z powrotem do samochodu. – Ale tu spokojnie – dodała.
– To prawda, ale kierownik produkcji dzwonił, aby nas poinformować, że przed hotelem zarezerwowanym dla obsady filmowej kłębi się już tłum fotoreporterów. Niestety, czekają na panią, więc zaproponował, abym zabrał panią bezpośrednio na plan filmowy do rezydencji Astbury.
– W porządku. – Samochód ruszył, a ona w jeszcze większych nerwach przygryzła wargę.
– Tak mi przykro, panno Bradley. – Mówił z autentycznym współczuciem w głosie. – Zawsze powtarzam moim dzieciom, że życie sławnej i bogatej gwiazdy filmowej nie jest usłane różami, choć ludziom może się tak wydawać. Pewnie trudno pani to znieść, zwłaszcza w takich chwilach.
Jego empatia sprawiła, że Rebecca poczuła ściśnięcie w gardle.
– Czasami rzeczywiście nie jest łatwo – przyznała.
– Dobra wiadomość jest taka, że podczas kręcenia zdjęć nikt niepowołany do pani się nie zbliży. Prywatny teren wokół domu zajmuje ponad sto hektarów, a od bramy do rezydencji jest gdzieś z kilometr.
Dojechali do ogromnej, bogato zdobionej bramy z kutego żelaza, przy której stał ochroniarz. Graham dał mu sygnał i ten otworzył bramę. Wjechali do parku, a Rebecca z podziwem przyglądała się starym dębom, kasztanowcom i bukom, które rosły po obu stronach drogi.
Przed nimi pojawiła się ogromna rezydencja, a może raczej pałac. Dotąd widziała takie tylko w książkach albo w programach historycznych w telewizji. Zbudowany był w stylu barokowym z mnóstwem kamiennych rzeźb i żłobionymi kolumnami.
– O rany! – westchnęła.
– Robi wrażenie, co? Ale wolę nawet nie myśleć, jakie właściciel dostaje rachunki za ogrzewanie – zażartował Graham.
Kiedy podjechali bliżej, jej oczom ukazała się olbrzymia marmurowa fontanna. Żałowała, że zna za mało terminów architektonicznych, by opisać piękno, które miała przed sobą. Pełna gracji symetria budowli, której zwieńczona kopułą centralna część miała po lewej i po prawej stronie rozległe skrzydła, sprawiła, że Rebecca wstrzymała oddech. Szprosowe okna o idealnych proporcjach odbijały słońce i wyglądały jak klejnoty osadzone na całej długości fasady, a kamienne elementy elewacji przeplatane były rzeźbami cherubinów i urn. W centralnej części budynku, za masywnym portykiem z czterema ogromnymi kolumnami dostrzegła wspaniałe dwuskrzydłowe dębowe drzwi.
– W sam raz dla królowej, co? – Graham okrążył dom i wjechał na wypełniony furgonetkami i ciężarówkami boczny dziedziniec. Na podwórku kotłował się gwarny tłum ludzi, którzy wnosili do pałacu kamery, reflektory i kable.
– Słyszałem, że chcą uporać się ze wszystkim już dzisiaj, aby jutro rozpocząć zdjęcia – dodał, parkując samochód.
– Dziękuję. – Rebecca wysiadła, a kierowca podszedł do bagażnika, żeby wziąć jej walizkę.
– Czy to wszystko, co pani ze sobą zabrała, panno Bradley? Takie gwiazdy filmowe jak pani zazwyczaj mają kontener po brzegi wypełniony bagażami – droczył się z nią po przyjacielsku.
– Pakowałam się w pośpiechu – bąknęła usprawiedliwiająco i poszła za nim przez dziedziniec w stronę rezydencji.
– Proszę pamiętać, panno Bradley, że przez cały czas trwania zdjęć jestem do pani dyspozycji. Jeśli tylko będzie pani potrzebowała gdzieś pojechać, proszę dać mi znać. Cieszę się, że panią poznałem.
– Świetnie, że pani jest! – W ich kierunku zmierzał szczupły, młody mężczyzna. Wyciągnął rękę do Rebekki. – Witamy w Anglii, panno Bradley. Nazywam się Steve Campion i jestem kierownikiem produkcji. Przykro mi, że rano musiała pani uciekać przed tabunem krwiożerczych dziennikarzy z naszej prasy brukowej. Tutaj jest pani przynajmniej nareszcie bezpieczna.
– Dziękuję. Czy wie pan, kiedy będę mogła pojechać do hotelu? Chętnie wzięłabym prysznic i trochę się przespała – powiedziała Rebecca. Czuła się brudna i zmęczona po podróży.
– Oczywiście. Nie chcieliśmy, żeby w hotelu spotkała panią podobnie nieprzyjemna sytuacja, jak dziś rano na lotnisku – odparł Steve. – Więc na razie lord Astbury zaproponował pani pokój w swoim domu, przynajmniej do czasu, kiedy nie znajdziemy dla pani innego lokum. Jak pani z pewnością zauważyła, ma tu kilka wolnych pokoi. – Steve z uśmiechem wskazał na wielki budynek. – Robert, czyli reżyser, chciałby jutro rozpocząć zdjęcia, a nie byłoby dobrze, gdyby te watahy rozproszyły waszą uwagę, czy to pani, czy innych aktorów.
– Przykro mi, że spowodowałam tyle zamieszania – zaryzykowała Rebecca i zarumieniła się w nagłym poczuciu winy.
– Nic nie szkodzi. Tak to jest, jak angażuje się sławną, młodą aktorkę. No to cóż. Gosposia prosiła, żeby ją zawołać, kiedy pani przyjedzie. Zabierze panią na górę do pokoju. O siedemnastej w salonie odbędzie się spotkanie całej obsady, zatem ma pani kilka godzin, aby odpocząć.
– Dziękuję – powtórzyła. Jej uwadze nie umknął ton głosu Steve’a. Domyśliła się, że już przyczepił jej etykietkę pod tytułem „kłopoty”, i była przekonana, że zgodziłby się z nim każdy z członków obsady złożonej z utalentowanych brytyjskich aktorów, z których w tym momencie nikt nie był jednak aż tak sławny i nie odnosił takich sukcesów kasowych jak ona.
– Proszę tu poczekać, a ja pójdę poszukać pani Trevathan – powiedział Steve i zostawił skonsternowaną Rebeccę na dziedzińcu, po którym kręcili się operatorzy kamer.
Minutę później w drzwiach pojawiła się pulchna kobieta w średnim wieku, o siwiejących kręconych włosach i zaróżowionej cerze, i energicznie ruszyła w jej stronę.
– Panna Rebecca Bradley?
– Tak.
– Ależ oczywiście, że to pani, złotko. – Kobieta uśmiechnęła się szeroko. – Od razu panią poznałam. I, proszę wybaczyć, ale w rzeczywistości jest pani jeszcze piękniejsza. Widziałam wszystkie pani filmy i bardzo się cieszę, że mogę panią poznać. Nazywam się Trevathan i jestem gosposią. Proszę za mną. Zaprowadzę panią do jej pokoju. Niestety, nie jest tam blisko. Graham potem przyniesie pani walizkę – dodała, kiedy zobaczyła, że dziewczyna sięga po bagaż. – Nie ma pani nawet pojęcia, ile kilometrów muszę tu codziennie przemierzyć.
– Pewnie ma pani rację – przyznała Rebecca, z trudem rozumiejąc miejscowy akcent swojej rozmówczyni. – To wspaniały budynek.
– Teraz nie jest już tak wspaniały, bo zostałam tylko ja i od czasu do czasu kilka osób na przychodne. Jestem wykończona. Oczywiście wiele lat temu, kiedy pracowało tu na stałe trzydzieści osób, było zupełnie inaczej.
– Domyślam się – powiedziała Rebecca. Pani Trevathan przeprowadziła ją przez szereg drzwi aż do kuchni, gdzie przy stole siedziała kobieta w stroju pielęgniarki i piła kawę.
– Z kuchni do pokoi najszybciej można dojść schodami dla służby – wyjaśniła pani Trevathan, a Rebecca podążyła za nią po stromych, wąskich schodach. – Przygotowałam dla pani piękny pokój na tyłach domu z widokiem na ogrody i wrzosowisko. Szczęściara z pani, że lord Astbury zgodził się, aby pani tutaj zamieszkała. Nie lubi gości. To przykre, bo kiedyś w tym domu mogło wygodnie mieszkać nawet czterdzieści osób, ale te czasy dawno minęły.
Nareszcie dotarły na szerokie półpiętro. Rebecca spojrzała w górę i ujrzała niezwykłe kopulaste sklepienie. Potem poszła za gospodynią szerokim, ciemnym korytarzem.
– Jesteśmy na miejscu. – Pani Trevathan otworzyła drzwi do przestronnego, wysokiego pokoju, w którym centralne miejsce zajmowało ogromne, dwuosobowe łóżko. – Otworzyłam niedawno okna, żeby przewietrzyć, więc jest chłodnawo, ale lepsze to niż zapach wilgoci. W razie czego ma pani do dyspozycji elektryczny kominek.
– Dziękuję. A gdzie jest toaleta? – zapytała.
– Ma pani na myśli łazienkę, złotko? Drugie drzwi po lewej stronie, na końcu korytarza. Niestety, nie mamy takich warunków, by łazienki znajdowały się przy pokojach. Teraz panią zostawię, żeby dać pani odpocząć.
– Czy mogłabym prosić o szklankę wody? – nieśmiało spytała Rebecca.
Pani Trevathan zatrzymała się w pół drogi do drzwi, odwróciła się, a na jej twarzy malowało się zrozumienie.
– Oczywiście, na pewno jest pani wykończona. Czy coś pani jadła?
– Nie. W samolocie nie mogłam przełknąć śniadania.
– A co pani powie na filiżankę herbaty i tost? Blado pani wygląda.
– Byłabym bardzo wdzięczna – podziękowała Rebecca i nagle poczuła, że kręci jej się w głowie. Gwałtownie usiadła w fotelu, który stał przy pustym palenisku.
– W porządku. Idę się tym zająć. – Pani Trevathan spojrzała na nią życzliwie. – Wydaje mi się, złotko, że pod całym tym blichtrem ukrywa się bardzo krucha i delikatna osóbka, prawda? Proszę się rozgościć, a ja za chwilę wrócę. – Uśmiechnęła się przyjaźnie i opuściła pokój.
Chwilę później Rebecca przemierzała korytarz. Najpierw trafiła do pokoju z bielizną pościelową, potem do innej sypialni, aż znalazła ogromną łazienkę, na środku której stała starodawna, żeliwna wanna. Nad toaletą wisiała spłuczka z rdzewiejącym łańcuszkiem. Rebecca napiła się odrobinę wody z kranu i wróciła do swojego pokoju. Podeszła do wysokich okien i spojrzała na roztaczający się przed nią widok. Ogród, który znajdował się za tarasem z tyłu domu, był idealnie uporządkowany. Dookoła w wielkiej obfitości rosły nieskazitelnie zadbane zielone, kwitnące krzewy, a kolorowe kwietniki urozmaicały zieleń trawnika, który znajdował się pośrodku. Za wysokim żywopłotem otaczających ogród cisów rozciągały się wrzosowiska. Ich surowość kontrastowała z równym, wypielęgnowanym trawnikiem. Rebecca zsunęła buty i weszła do łóżka. Materac był miękki i wygodny.
Kiedy dziesięć minut później pani Trevathan cichutko zapukała do drzwi i weszła do pokoju, zobaczyła, że dziewczyna pogrążona jest w głębokim śnie. Postawiła tacę na stole przy kominku, delikatnie przykryła Rebeccę narzutą i po cichu wyszła.