Читать книгу George i Wielki Wybuch - Lucy Hawking - Страница 8
Rozdział pierwszy
ОглавлениеGdzie we Wszechświecie najlepiej mieszkałoby się świni? — napisała Annie na klawiaturze superkomputera Kosmosa.
— Kosmos na pewno będzie to wiedział! — wykrzyknęła. — Musi znaleźć dla Freddy’ego coś lepszego niż zapuszczone, stare rancho.
Farma, na której mieszkał w tej chwili Freddy, ukochany wieprzek George’a, wydawała się tak naprawdę niczego sobie, a przynajmniej tak uważały wszystkie inne zwierzęta. I tylko on był bardzo nieszczęśliwy.
— Czuję się z tym okropnie — powiedział smutno George, podczas gdy Kosmos, najwspanialszy komputer na świecie, przeglądał miliardy plików, by odpowiedzieć na pytanie Annie o świniach. — Freddy był tak obrażony, że nawet na mnie nie spojrzał.
— A na mnie spojrzał! — odparła stanowczo dziewczynka, wpatrując się w ekran. — Na pewno widziałam, jak swoimi świńskimi oczkami przekazuje mi wiadomość. Mówił: RATUNKU! ZABIERZCIE MNIE STĄD!* Całodniowa wizyta u Freddy’ego na farmie pod Fox-bridge — miastem uniwersyteckim, w którym mieszkali Annie i George — nie była udana. Kiedy Susan, mama dziewczynki, przyjechała pod wieczór, żeby ich zabrać do domu, zobaczyła czerwoną z gniewu twarz George’a i oczy Annie pełne łez.
— Dzieci, co się z wami dzieje? — spytała.
— To z powodu Freddy’ego — wybuchnęła Annie, wskakując na tylne siedzenie samochodu. — On nienawidzi tego miejsca!
Freddy’ego podarowała George’owi na Gwiazdkę jego babcia, kiedy był on jeszcze małym prosiaczkiem. Rodzice George’a jako działacze ekologiczni nie uznawali prezentów. Nie potrafili się pogodzić z tym, że wszystkie porzucone, zepsute i niechciane zabawki gromadzą się po Bożym Narodzeniu w wielkich hałdach starego plastiku i metalu, pływają w morzach i oceanach, dławiąc wieloryby i dusząc mewy, albo tworzą paskudne góry śmieci na lądzie.
Gdyby babcia podarowała George’owi coś zwyczajnego, jego rodzice natychmiast kazaliby mu to zwrócić i w dodatku wszyscy by się zdenerwowali i obrazili na siebie nawzajem. Zdała sobie sprawę, że aby chłopiec mógł zatrzymać prezent, musi to być coś nietypowego — coś, co pomoże planecie, zamiast ją niszczyć.
I właśnie dlatego w którąś mroźną Wigilię George znalazł na progu domu kartonowe pudełko z małym prosiaczkiem i liścikiem od babci z następującą prośbą: To maleństwo potrzebuje domu — czy możecie je przygarnąć? Chłopiec był bardzo podekscytowany. Dostał prezent gwiazdkowy, na którego zatrzymanie rodzice musieli się zgodzić — i w dodatku miał już własne zwierzątko.
Problem z małymi różowymi prosiaczkami jest taki, że one rosną coraz bardziej i bardziej i w końcu stają się wielkie — zbyt wielkie, żeby się zmieścić w ogrodzie na tyłach zwykłego szeregowca z małym kawałkiem ziemi i mizernym warzywnikiem pomiędzy dwoma płotami odgradzającymi działkę od sąsiednich posiadłości. Rodzice George’a mieli jednak dobre serca, więc Freddy, jak nazwał prosiaka chłopiec, mieszkał sobie w niedużym chlewiku w ogrodzie, aż rozrósł się do naprawdę gigantycznych rozmiarów i bardziej już przypominał słoniątko niż świnię. George nie przejmował się tym, jak wielki jest Freddy. Mocno kochał swojego zwierzaka i całe godziny spędzał w ogrodzie, rozmawiając z nim albo po prostu siedząc w jego ogromnym cieniu i czytając książki o cudach kosmosu.
Jednak Terence, tata George’a, nigdy tak naprawdę nie polubił Freddy’ego, który był zbyt duży, zbyt świński, zbyt różowy i lubił deptać wypielęgnowane grządki w ogrodzie, niszczył szpinak, brokuły i skubał bezmyślnie nać marchewek. Poprzedniego lata, jeszcze przed narodzinami bliźniaczek, cała rodzina miała wyjechać na wakacje i Terence bardzo szybko znalazł dla Freddy’ego miejsce na pobliskiej farmie dla zwierząt domowych. Obiecał jednak George’owi, że po ich powrocie świnia znowu zamieszka w ogrodzie.
Oczywiście nigdy się tak nie stało. George i jego rodzice wrócili ze swoich podróży i również ich sąsiedzi — Eric, jego żona Susan i córka Annie — ściągnęli z powrotem do domu ze Stanów Zjednoczonych. Potem mama George’a urodziła bliźniaczki, Junonę i Herę, które płakały, gulgotały i śmiały się, a potem znowu zaczynały płakać. Za każdym razem, kiedy jedna z nich dawała za wygraną, następowała cudowna półsekundowa chwila ciszy, po czym druga zaczynała wyć tak strasznie, że George miał wrażenie, iż za chwilę eksploduje mu mózg i zacznie się wylewać uszami. Jego rodzice wydawali się wiecznie podenerwowani i zmęczeni, więc chłopiec nie chciał im zawracać głowy. A kiedy Annie wróciła ze Stanów, zaczął się przemykać do niej przez dziurę w płocie. Robił to coraz częściej, aż w końcu niemal zamieszkał u swojej przyjaciółki i jej zwariowanej rodziny posiadającej najwspanialszy komputer na świecie.
Freddy stracił na tym najwięcej, bo już nigdy nie wrócił do domu.
Po przyjściu na świat bliźniaczek tata powiedział George’owi, że ma zbyt wiele roboty, żeby się jeszcze zajmować świniakiem, który zajmuje znaczną część ogrodu.
— Poza tym Freddy jest jednym ze stworzeń planety Ziemi — dodał pompatycznie, kiedy chłopiec zaczął protestować. — Nie należy do ciebie, tylko do Matki Natury.
Niestety, Freddy nie mógł też zostać na gościnnej, małej farmie, ponieważ przed ostatnimi wakacjami właściciele musieli ją zamknąć, a świnię wraz z jej towarzyszami przeniesiono w dużo większe miejsce, zamieszkane przez egzotyczne rasy zwierząt hodowlanych i odwiedzane przez tłumy ludzi, zwłaszcza latem. George pomyślał, że to trochę tak jak z przejściem jego i Annie do szkoły średniej — w dużo większe miejsce. Było to dość przerażające.
— Matka Natura, tak? — chłopiec prychnął pod nosem, przypomniawszy sobie komentarz taty. Tymczasem komputer wciąż przetrawiał skomplikowane pytanie o najlepsze miejsce we Wszechświecie dla bezdomnej świni. — Nie sądzę, by Freddy zdawał sobie sprawę, że jest jednym z jej stworzeń. On po prostu chce być z nami.
— Był taki smutny! — powiedziała Annie. — Jestem pewna, że płakał.
Kiedy parę godzin wcześniej Annie i George odwiedzili Freddy’ego na farmie, zastali go rozpłaszczonego na brzuchu, z zapadniętymi policzkami i tępym spojrzeniem. Inne świnie dreptały po całym chlewiku, zdrowe i wyraźnie zadowolone. Zagroda była dość duża i przestronna, farma czysta, a jej pracownicy bardzo przyjaźni, lecz Freddy wyglądał tak, jakby się znalazł w swoim własnym piekle. George miał potworne wyrzuty sumienia. Wakacje minęły, a on nie zrobił nic, żeby sprowadzić świnię do domu. W końcu na farmę pojechali dzięki Annie, która wręcz zmusiła swoją mamę, żeby zawiozła ich tam oboje, a potem odebrała pod koniec dnia.
George i Annie spytali pracowników farmy, co się dzieje z Freddym. Oni również wyglądali na zaniepokojonych i wezwali weterynarza, który powiedział, że wieprzek wcale nie jest chory, lecz tylko bardzo nieszczęśliwy, jakby usychał z tęsknoty. Nic dziwnego, wychował się przecież w cichym ogrodzie na tyłach domu George’a, a potem przeprowadził się na małą farmę, gdzie odwiedzało go tylko kilkoro dzieci. W nowym miejscu był otoczony głośnymi, nieznajomymi zwierzętami i każdego dnia miał wielu gości. Prawdopodobnie przeżył spory szok, bo nigdy nie dzielił chlewu ze swoimi pobratymcami. W ogóle nie był przyzwyczajony do obecności innych zwierząt i tak naprawdę uważał się bardziej za człowieka niż świnię. Nie rozumiał, dlaczego wywieziono go na farmę, gdzie zwiedzający przewieszali się przez płot zagrody i gapili na niego.
— Czy możemy go zabrać do domu? — spytał George.
Pracownicy farmy byli nieco zakłopotani. Przenoszenie zwierząt z miejsca na miejsce jest obwarowane wieloma regułami i przepisami. Poza tym Freddy był ich zdaniem za duży, żeby mieszkać w miejskim ogrodzie przydomowym.
— Cierpliwości — uspokajali. — Podczas następnej wizyty wszystko będzie wyglądało inaczej.
— Przecież on jest tutaj od wielu tygodni — zaprotestował George.
Pracownicy farmy albo go nie usłyszeli, albo postanowili zignorować.
Jednak Annie miała inny pomysł. Gdy tylko wrócili do domu jej rodziców, zaczęła robić plany.
— Nie możemy sprowadzić Freddy’ego do waszego ogrodu, bo twój tata po prostu odda go z powrotem na farmę — powiedziała, włączając Kosmosa. — Z nami też nie może zamieszkać.
George wiedział, że to prawda. Rozejrzał się po gabinecie Erica: na biurku stał Kosmos, otoczony stertami artykułów naukowych, chwiejnymi wieżami z książek, kubkami z niedopitą herbatą i kartkami, na których były nabazgrane bardzo ważne formuły matematyczne. Tata Annie wykorzystywał superkomputer do pracy nad swoimi teoriami o początkach Wszechświata. Najwyraźniej znalezienie domu dla świni było równie trudne.
Kiedy rodzina Annie sprowadziła się do domu obok, Freddy zrobił prawdziwe „wejście smoka”, wpadając do pracowni Erica i rozrzucając książki po całym pokoju. Ostatecznie tata dziewczynki był nawet z tego zadowolony, bo Freddy pomógł mu w ten nietuzinkowy sposób odnaleźć książkę, której bardzo długo szukał. Teraz jednak George i Annie zdawali sobie sprawę, że Eric nie byłby zadowolony z dodatku rodzinnego w postaci świni. Miał zbyt wiele pracy, aby się jeszcze zajmować Freddym.
— Musimy znaleźć naprawdę fajne miejsce dla Freddy’ego — powiedziała stanowczo Annie.
Pik! Ekran Kosmosa ponownie ożył i zaczął błyskać różnymi kolorami. Był to znak, że wspaniały komputer jest z siebie bardzo zadowolony.
— Przygotowałem dla was podsumowanie warunków panujących w naszej części kosmosu oraz ich przydatności dla przeżycia trzody chlewnej… — zaczął. — Proszę kliknąć w wybrane okienko i odczytać informacje o warunkach bytowania waszej świni na poszczególnych planetach Układu Słonecznego. Pozwoliłem sobie dodać ilustracje i własne komentarze. — Komputer cicho zachichotał.
— O raju! — wykrzyknęła Annie. — Kosmosie, jesteś najlepszy!
Na ekranie superkomputera widniało osiem okienek oznaczonych nazwami planet Układu Słonecznego. Dziewczynka kliknęła w to z napisem MERKURY…