Читать книгу Cygara. Vademecum - Maciej Ślużyński - Страница 3
WSTĘP OD AUTORA
ОглавлениеBez wątpienia w Polsce jest wielu ludzi, którzy na cygarach znają się lepiej ode mnie. Niektórzy zapewne zapomnieli już o cygarach więcej, niż ja zdołałem się dowiedzieć przez ostatnie dwa lata. Dlaczego więc żaden z nich nie napisał tej książki? Nie wiem, ich pytajcie. Ja mogę tylko powiedzieć, dlaczego ja ją napisałem.
W tej chwili w Polsce wszelka wiedza o cygarach (oprócz wiedzy empirycznej) pochodzi z dwóch źródeł. Pierwsze z nich – to internet, a drugie – książki „lub czasopisma”. W przypadku pierwszym prawdziwą skarbnicą wiedzy jest forum dyskusyjne CigarAficionado.pl, strony producentów cygar, czasami także strony sklepów internetowych, które w swojej ofercie mają cygara. W przypadku drugim – czasopism o cygarach w języku polskim jeszcze nie ma, a książki są... dwie.
Nie będę się tutaj na ich temat rozpisywał zbytnio, bo będzie to niezbyt eleganckie, a fakt, że przeczytałem obie po kilka razy, nie daje mi dostatecznych kompetencji do ich oceniania. Mogę tylko powiedzieć, że to doskonałe książki, pełne usystematyzowanej wiedzy o cygarach. A mimo to podjąłem się zadania napisania własnej książki, bo... jestem niedoświadczonym aficionado. Chciałem początkowo użyć określenia „młodym”, ale ktoś znający mój wiek mógłby się mimowolnie roześmiać, a nie jest moim celem rozśmieszać Szanownych Czytelników. W każdym razie – jeszcze nie teraz; rozdział z anegdotami cygarowymi przewidziany jest pod koniec książki.
Gdybym teraz napisał, że palę cygara od trzydziestu lat, to po pierwsze bym skłamał (bo miałem dwadzieścia osiem lat przerwy), a po drugie – i tak nikt by mi nie uwierzył. Ale faktem jest, że pierwsze cygaro w życiu zapaliłem w wieku dziesięciu lat! W tamtym pamiętnym roku 1976 odwiedził nas mój wujek marynarz, który z zagranicznych wojaży przywiózł rozmaite prezenty dla nas, a do palenia dla siebie (bo moi rodzice wolni byli od zgubnego nałogu tytoniowego) kartonowe pudełko zawierające dziesięć cygar. Wujek był u nas krótko, więc całego pudełka nie wypalił; po jego odjeździe w barku zostały trzy sztuki, skazane na powolną śmierć przez wysuszenie. Ale na szczęście ja się nimi zająłem.
Pierwsze cygaro zwędziłem następnego dnia. Założyłem w swej młodzieńczej beztrosce, że nikt w domu tych pozostałych cygar dokładnie nie policzył, więc nawet nie zauważą braku jednego. Wypaliłem je w samotności (choć koledzy moi wtedy palili papierosy w grupach cztero- bądź pięcioosobowych), siedząc za krzakiem pod balkonem sąsiedniego bloku. Nie pamiętam nawet, jakiej marki było, ale mam jakieś takie niejasne wrażenie, że wypaliłem je... od końca. Bo na pewno miało spiczasty czubek z jednej strony, a z drugiej było „otwarte”, toteż doszedłem do wniosku, że ten otwarty koniec trzeba wsadzić w usta, zaś ten ostro zakończony podpalić. Zdaje mi się nawet, że jak na rasowego aficionado przystało, przy odpalaniu posługiwałem się zapałkami, choć pewnie nie były cedrowe.
Parę dni później uznałem, że skoro nie wydała się sprawa z pierwszym cygarem – to mogę spróbować następnego. A kiedy zostało już tylko jedno, doszedłem do wniosku, że powinno ono jak najszybciej zniknąć... razem z kartonikiem. Opakowanie dołączyło więc do moich najtajniejszych skarbów, a trzecie cygaro – do moich najtajniejszych wspomnień. I aż do dzisiaj nikomu o tym nie mówiłem. Mamo, jeżeli czytasz te słowa – przyznaję się, że to ja buchnąłem te cygara, które wujek Jurek zostawił u nas latem '76 roku! Trochę mi jeszcze z tego powodu wstyd, ale to było tak dawno...
Potem miałem prawie trzydziestoletnią przerwę w paleniu cygar, jeśli nie liczyć tych magicznych cygaretek nieznanej mi marki, opatrzonych plastikowym ustnikiem, jakie można było ustrzelić przy sporej dozie szczęścia na strzelnicy, gdy w okolicy gościło akurat Wesołe Miasteczko, a które wypalałem z uporem godnym lepszej sprawy. Aż wreszcie tuż przed moimi urodzinami, dwa lata temu, mój przyjaciel odebrał paczkę z zagranicznego sklepu i wręczył mi z namaszczeniem dwa cygara Partagas Super Partagas w ramach prezentu. Kiedy dowiedzieli się o tym inni moi przyjaciele i znajomi, zostałem obdarowany jeszcze dwoma czy trzema cygarami, ale to Partagasa postanowiłem wziąć „na pierwszy raz”. I do dziś tego nie żałuję.
Cygara przez pięć dni leżały w moim pierwszym humidorze, czyli drewnianej szkatułce w stylu góralskim, gdzie za nawilżacz robił aluminiowy pojemnik po świeczce wypełniony watą i wodą z kranu. Pierwsze swoje „dorosłe” cygaro wypaliłem w dzień Wigilii Anno Domini 2005. I kiedy teraz patrzę na swoje trzy humidory, wypełnione prawie po brzegi cygarami z pięciu krajów świata, w różnych rozmiarach, smakach i o różnych kolorach pokrywy – to ciągle mam w pamięci pierwsze chwile spędzone z pierwszym świadomie wypalonym cygarem. I właśnie dlatego zdecydowałem się napisać tę książkę.
Bo ja po prostu wszystko pamiętam; wszelkie rozterki początkującego aficionado, pierwsze nieudane cięcia (pierwsze cięcia zwykle są nieudane), pierwsze cygaro z Dominikany (miałem szczęście – to był Ashton), pierwszą Cohibę (Siglo IV), czy Bolivara (Belicosos Finos), wreszcie – pierwszego churchilla (Gran Habano No. 3). Widzicie – wszystko pamiętam!
Dlatego doskonale rozumiem rozterki i dylematy tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z cygarami. Czy wybrać jedno drogie, czy trzy tanie? Jakie na początek, jakie przed południem, jakie na wieczór, jakie na specjalne okazje? Jakie cygara nadają się do codziennego palenia ze względu na smak i cenę? Jak otworzyć cygaro, aby go nie „zabić” i pozostawić sobie wszystkie palce?
Wszystkie książki, które do tej pory przeczytałem, napisali wielcy znawcy cygar. I to jest właśnie podstawowy problem; bo jak napisałem na samym początku tego wstępu, oni zdążyli zapomnieć o cygarach więcej, niż ja zdołam się kiedykolwiek dowiedzieć. Więc jeżeli szukasz porad eksperta – to lepiej przestań czytać. Ta książka nie powstała z nadmiaru mojej wiedzy, bo takie zjawisko nie występuje. Ta książka powstała z miłości.
Z miłości do cygar.
Maciej Ślużyński
Poznań, 19 grudnia 2007 – 10 stycznia 2008