Читать книгу Mistrzynie kamuflażu - Magda Omilianowicz - Страница 7
ОглавлениеNie widzę, nie słyszę, nie mówię
W monopolowym – nie widzę
– Złociutka, ja mam za sobą lata praktyki, znam się na ludziach jak, nie przymierzając, psycholog, bo napatrzyłam się w życiu, oj napatrzyłam. Najpierw robiłam na monopolu w dużej sieci, a teraz w sklepie z alkoholem 24 h/7. Śmieję się, że dzięki tej pracy to ja już wszystko widziałam, więcej nawet niż w TVN-ie pokazują. Wielkie love story i wielką nienawiść, kłótnie, wyzwiska, bójki, a jedną to nawet ze skutkiem śmiertelnym. Niedaleko sklepu dwóch się pokłóciło i jeden drugiego popchnął tak nieszczęśliwie, że ten, upadając, uderzył skronią o krawężnik. Policja, pogotowie i karawan. Nawet mnie nie przesłuchali, bo co im miałam powiedzieć, jak w tym czasie była kolejka. Niektórzy polecieli oglądać, ale ja przecież stoiska nie zostawię, boby rozkradli, więc zobaczyłam zamieszanie, jak było już po wszystkim.
Ale pani chciała o kobietach. Powiem krótko: faceci to faceci, wiadomo. Skacowany to pokorny, na lekkim rauszu – dowcipniś, a jak nawalony, to albo grzeczny, bo mogę mu nie sprzedać, albo agresywny, bo dostał wypłatę, więc rżnie wielkie panisko. Kobiety są zupełnie inne. Menelki, po latach chlania, to wiadomo, podobne są do facetów, ale do mnie raczej grzeczne, bo im często dziesięciu groszy do piwa brakuje i muszą potulnie poprosić. Z tymi eleganckimi babkami to jest tak, że te, które ostro piją, to ja umiem rozpoznać. Po czym? Po pierwsze, po zakupach, po tym, co biorą. No, sama pani powiedz, jak kobieta odstawiona, wymalowana rano podjeżdża po trzy małpki, to co? Na wieczorne przyjęcie się szykuje? Wiadomo, że do południa wypije. Znam nauczycielkę, która codziennie rano, przed szkołą, małpkę kupuje. I urzędniczkę ze skarbówki. One jak kupują, to się wstydzą. To widać, bo nigdy nie patrzą mi w oczy. Zamówią, zapłacą i byle szybciej wyjść. Inne jakoś koślawo tłumaczą się, że gości mają wieczorem, że dla każdego to, co lubi. A w pracy pewnie do kawy czy do soku wleją, żeby jakoś do wieczora przetrwać. Jak kobieta małpkę kupuje, do tego z samego rana, to wiadomo, że dla niej, nie dla gości.
Pani kochana, ale co mnie to w sumie obchodzi? Klientki jak klientki. Głową kiwnę, podam i skasuję, bo to nie moja sprawa. Mnie się kasa ma zgadzać, jak utarg będę liczyć, żeby manka nie było. Chociaż niektórych to mi czasem żal. Widuję je od lat, wyglądają coraz gorzej, a ja wiem, co to znaczy, bo brat męża pił jak smok. I już chłop nie żyje. Widzę, że wstydzą się te kobiety, chociaż to niby jest choroba, tak mówią. Wie pani, co ja myślę? Może to i jest choroba, ale ja jak nie chcę się napić, to nikt mnie nie zmusi. Im też nikt siłą do gardła nie wlewa, a piją tak, jak mój szwagier. To chyba jednak trochę wstydzić się powinny. Dla mnie to jest taka choroba trochę jak weneryczna, bo na własne życzenie. Jak ktoś nie chce, to nie pije i już. Szczególnie kobieta, bo ma więcej obowiązków niż chłop.
Taksówkarz – nie słyszę
– Powiem krótko: ja w taksówce jestem niewidzialny i chyba nic mnie już w ludziach nie zdziwi, ale na pewno pijana baba jest gorsza od pijanego chłopa, bo często męcząca, prowokująca i wulgarna. A dwie pijane, bezczelne i aroganckie to już piekło. Rozmawiają o sprawach intymnych, tak jakby mnie koło nich nie było. Jakbym był przezroczysty. A mnie czasami od tych opowieści uszy więdną. Jak kurs jest dłuższy, a pijaczce zbierze się na zwierzenia, to muszę tego bełkotu wysłuchać. Co ja się tu napatrzyłem… Szczególnie w weekendy, jak wracają z baletów. Często pyskują, czepiają się, byle tylko aferę zrobić, dla draki. A ile seksualnych propozycji od nich miałem! Zwłaszcza jak nie mają pieniędzy, żeby za kurs zapłacić. I na nic tłumaczenie, że jestem żonaty, bo przecież żona się nie dowie. Widocznie moralność im się po pijanemu luzuje. Czasem, jak widzę słaniającą się pijaną klientkę, chętnie bym zrezygnował i zawrócił, bo kilka razy, jak się taka dama źle poczuła, to potem cały samochód musiałem sprzątać.
Kiedyś tak nie było, żeby baby tyle piły. No wiadomo, były putany, znaczy te panienki nieciężkiego prowadzenia, jakieś artystki po premierze w teatrze, czasami i przyzwoita kobieta zaniemogła po Dniu Kobiet czy urodzinach, ale dzisiaj to jest nagminne, codzienne. I niektóre babki całkiem dobrze się prezentują, ubrane, umalowane, a pijane jak chłopy.
Mam też takie klientki, którym wódkę dowożę na telefon. Bogate, z dobrej dzielnicy, eleganckie, a jak drzwi mi otwierają, wyglądają jak czorty. Mówią, że to niby choroba. A ja wiem swoje. Jak ktoś nie chce pić, to nie pije. Im to widać pasuje, bo lubią. Jakby moja baba tak piła, tobym pogonił w cholerę i tyle.
Barman – nie mówię
– Ja nie oceniam, a co sobie myślę, to moja sprawa. Mam podać, zamieszać, zrobić show i zabawić gości. Czasami niektórym bar myli się z konfesjonałem. Śmiało mogę stwierdzić, że przy barze siadają i z barmanami rozmawiają najczęściej ludzie, którzy mają problemy. Ci, którzy chcą się zabawić i miło spędzić czas, siedzą przy stole ze swoimi przyjaciółmi. A do baru idzie człowiek samotny, od którego wszyscy uciekają. Jedyną osobą, która nie może od niego uciec, jest barman, więc siedzą i gadają. Byli tacy, którzy pojawiali się u mnie codziennie, bo już nikt nie chciał ich słuchać. Pewna kobieta przychodziła co wieczór i mówiła, że chce popełnić samobójstwo. Co wieczór opowiadała mi, gdzie i jak to zrobi. To oczywiście nie mogło być normalne samobójstwo. To musiało być spektakularne samobójstwo, żeby jej mąż cierpiał przez resztę życia, żeby wszyscy wiedzieli, jaka potrafi być kreatywna. W pewnym momencie nerwy mi puściły i powiedziałem: „To idź i się powieś”. Chwilę później przyszła myśl: „Coś ty zrobił? Co ty, do cholery, powiedziałeś?!”. Wystraszyłem się, że kobieta naprawdę coś sobie zrobi. Ale następnego dnia ona znowu się pojawiła i znowu zaczęła się nad sobą użalać.
Taka jest nasza rola, żeby wysłuchać i nalać następną kolejkę. Ja nie jestem od tego, żeby komuś mówić, że wypił za dużo. Jego zdrowie, jego wybór, jego sprawa. Czasami interweniuję, jak kobieta po pięciu tequilach chce wsiadać za kółko. Proszę ochronę, żeby zabrała jej kluczyki. A tak to się nie mieszam. Nie wiem, czy alkoholizm jest chorobą. Podobno tak mówią lekarze. Według mnie, jeśli to jest choroba, to chyba jakaś odmiana depresji.