Читать книгу Gabi. - Magdalena Różczka - Страница 7

Оглавление

Dlatego życzę wam, kochane dzieci – kończyła swoje przemówienie pani dyrektor – nieustającej ciekawości świata! Doświadczajcie i bawcie się nauką!

To się nawet dzieciakom spodobało, chociaż naprawdę nie mogły się już doczekać, żeby zobaczyć swoją klasę. Okazało się, że Bartek chodzi do I A i będzie się uczył w sali sto trzynaście, natomiast Gabi chodzi do I B, a jej sala to sto siedem.

Ponieważ rodzice Gabrysi przyjechali do szkoły z czwórką dzieci, musieli się rozdzielić do różnych klas. Mama i Michałek poszli z Gabi, tata – z Filipem i Kubą, którzy razem chodzili do II A, a Wanda, która była już uczennicą siódmej klasy, poszła sama.

– Do zobaczenia w poniedziałek! – powiedziały na zakończenie chyba wszystkie wychowawczynie do swoich uczniów.


Kiedy wszyscy już wyszli ze szkoły, obydwie rodziny ruszyły w stronę przystanku. Gabrysia z Bartkiem ze smutnymi minami i niemalże w milczeniu przejechali całą drogę powrotną. Nie byli zadowoleni, że chodzą do różnych klas. Kiedy wysiedli z autobusu, Bartek zaproponował:


– To jeszcze cię odprowadzę… Ja muszę iść w prawo, ale mogę kawałek z tobą pójść.

– Ja też idę w tę stronę – powiedziała Gabi.

Nie śpieszyli się za bardzo. Na dworze było już widać pierwsze oznaki jesieni. Bo choć słońce pięknie świeciło, to na drzewach migotały różnobarwne liście.

– Szkoda, że nie przejeżdża żaden pociąg – przerwał ciszę Bartek, kiedy przechodzili przez przejazd kolejowy. – Uwielbiam patrzeć, jak pędzą i tak fajnie stukoczą. – Uśmiechnął się.

– Ja to się zawsze zastanawiam, dokąd jadą ci wszyscy ludzie… – Gabi się zamyśliła.

– Powinienem za kwiaciarnią skręcić w lewo, w ulicę Przyszłości, a potem w prawo, w Norwida. Tam już mieszkam, ale mogę cię odprowadzić jeszcze kawałek – powiedział po chwili Bartek.

– Potem w prawo? Zaraz, zaraz… Ja też mieszkam na ulicy Teraźniejszości! – wykrzyknęła Gabrysia. – To znaczy… Wiem, że nazywa się inaczej, ale lubię tak na nią mówić. Przeprowadziliśmy się tutaj całkiem niedawno. W czasie wakacji. Ale chociaż jeszcze nikogo tu nie znam, poza miłą panią Basią ze sklepu spożywczego, to już pokochałam to miejsce. Tu jest tak pięknie! Te drzewa, kwiaty… kot po drugiej stronie ulicy i mój dom z drewnianym płotem… – rozmarzyła się dziewczynka. – Kocham to!

Bartek uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Nie do końca ogarniał to, o czym mówiła Gabi.

Filip z Kubą szli za nimi i również wesoło o czymś dyskutowali, a rodzice Gabrysi i Bartka oraz Wanda pozostali nieco w tyle. Zdążyli się już zapoznać i widać było, że mają sporo wspólnych tematów do rozmowy. Minęli kwiaciarnię, a potem wszyscy skręcili w ulicę Przyszłości i doszli do Norwida, gdzie był sklep spożywczy pani Basi.

– To tutaj. To mój dom. – Gabi wskazała palcem niewielki domek z ogrodem naprzeciwko sklepu.


– A ten jest mój. – Bartek pokazał piękny biały i nowoczesny budynek stojący tuż obok, który już minęli.

Dzieciaki spojrzały na siebie bardzo zadowolone. Okazało się, że są sąsiadami!

– Aaa, to ty mieszkasz w tej pełnej chacie? – zapytał Bartek rozweselony, ale też zdumiony.

– Ha, ha! My też ją tak nazywamy! – zaśmiała się Gabrysia.

– A tutaj – chłopiec wskazał budynek stojący po drugiej stronie domu dziewczynki – mieszka straszny dziadek! Wszyscy nazywamy go Dziwakiem. Lepiej trzymaj się od niego z daleka, bo okropnie nie lubi dzieci!

– Okej. – Gabi trochę się przeraziła. – A wiesz? Skoro mieszkamy tak blisko siebie, to oznacza, że będziemy mogli dojeżdżać razem autobusem do szkoły pod opieką mojej starszej siostry Wandy!!! – uradowała się Gabi, ale już za chwilę posmutniała. – No tak… Tylko teraz aż dwa dni nie będziemy się widzieć, bo do szkoły idziemy dopiero w poniedziałek. Trzeba by coś wykombinować, żebyśmy mogli się spotkać…

Zaczęli się wspólnie zastanawiać.

– Dzieci! – zawołali rodzice z oddali, ale ani Gabi, ani Bartek ich nie usłyszeli. – Dzieci, chodźcie tu do nas! – krzyknęli rodzice jeszcze głośniej i teraz Gabrysia z Bartkiem podeszli do nich ze smutnymi minami.

– Dzieci, dzieci, drogie dzieci… już wiadomość do was leci! – powiedziała uśmiechnięta mama Gabrysi. – Ups! Najmocniej przepraszam – zwróciła się do rodziców Bartka – ale rymowanie jest silniejsze ode mnie… – zaśmiała się i ponownie spojrzała na smutną dwójkę. – Umówiliśmy się na jutro na piknik w naszym ogrodzie. Co wy na to?


Gabi z Bartkiem zrobili w swoim kierunku wielkie oczy, a dziewczynka tylko wyszeptała:

– Widzisz… Moje marzenie się spełniło!

– Tylko co zrobimy, jeśli nie będzie ładnej pogody i spadnie deszcz? – Bartek od razu zaczął opracowywać plan awaryjny.

Gabi.

Подняться наверх