Читать книгу Powtórka z rozgrywki - Marcin Wolski - Страница 5

Оглавление

Jubileusz siedemdziesięciolecia urodzin Michała Uniejowskiego zgromadził w Łazienkach Królewskich całą elitę Warszawy. Zabrakło wprawdzie ministra kultury i sztuki oraz wyższej rangi przedstawiciela prezydenta RP, ale było to w pełni zrozumiałe, po tym jak jubilat odrzucił propozycję odznaczenia go Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, a jego cierpkie wystąpienia przeciw aktualnej administracji stały się stałym elementem antyrządowych demonstracji. Zresztą obaj dostojnicy państwowi byliby w gronie biesiadującym w Pałacu na Wyspie ciałem obcym, ot, muchą na powierzchni czary ze śmietanką. Towarzyską.

— Daleko zaszedł — mruczał pod nosem Marek Półchłopek, który w małym pokoiku w jednym ze skrzydeł pałacu czuwał nad podglądem kamer telewizji przemysłowej, uważając, żeby ktoś z biesiadników nie uszkodził cennego biustu ani nie zwinął obrazu. Los srebrnych łyżeczek był mu w zasadzie obojętny. Cateringiem zajmowała się firma zewnętrzna. Praca ochroniarza wymagała czujności, toteż aby nie usnąć, co w jego wieku byłoby stanem naturalnym, ratował się, dozując starannie małe działki dopalacza.

Półchłopek znał jubilata pięćdziesiąt lat, poznali się na egzaminie na historię i przez dwa lata brylowali jako prymusi w przedmiotach kierunkowych. Marek zdawał brawurowo wszystkie podstawowe egzaminy, natomiast lekceważył sobie języki tak staro-, jak i nowożytne, i prawdopodobnie to sprawiło, że nie zrobił kariery naukowej, po czym przez kolejne lata spadał w hierarchii społecznej coraz niżej i niżej, aby w końcu wylądować na chudej emeryturze, dorabiając w charakterze muzealnego ochroniarza, co załatwił mu jeden z uniwersyteckich kolegów, kiedy został ministrem.

Zastanawiał się, co by powiedział Michał, gdyby jego stary kompan pojawił się teraz na przyjęciu i zawołał: „Cześć, kujonku!”, chociaż należy wątpić, czy w jego zniszczonych dżinsach i brudnych butach wpuszczono by go na pałacowe pokoje. Jeszcze dwadzieścia lat temu, póki nie rzuciła go Majka, widywali się przynajmniej raz na kwartał, Uniejowski przysyłał mu zaproszenia na premiery, wpadał na pogaduchy w trakcie długich nocy stanu wojennego. Potem jeszcze dzwonili do siebie okazjonalnie, ale celebryta nigdy nie miał czasu na spotkanie. Obracał się w innych sferach, których ekstrakt można było zobaczyć dzisiejszego wieczora.

Paparazzi mieli używanie, rzadko zdarza się zgromadzenie takiej menażerii w jednym miejscu — światowej sławy reżyserka, kawaler Legii Honorowej, członek Akademii Francuskiej, kandydat do Nobla… Samych senatorów przybyło co najmniej trzech, a posłów nawet nie liczono.

— I w coś ty wdepnął, Michałku? — westchnął Półchłopek. — Naprawdę zawsze o tym marzyłeś?

W stanie wojennym Uniejowski zachowywał się wyjątkowo dzielnie, rzucił legitymację partyjną, bojkotował reżimowe media, a jeśli występował, to po kościołach i pod kościołami. Jak opowiadał, przeżył nawrócenie. U księdza Popiełuszki. Wziął ślub kościelny, ochrzcił dzieci. Pod koniec stanu wojennego, gdy dostał paszport, wyjechał na Zachód i zaczął występować w Wolnej Europie… Piękny życiorys.

— I kiedy zaprzeczyłeś temu wszystkiemu? Kiedy zapragnąłeś wymienić żonę na nowszy model? Kiedy dzieciaki stwierdziły, że nie chcą mieć z tobą nic wspólnego, i prysnęły za granicę? Ale to jeszcze nie predestynowało cię, starego lamparta, do zostania lemingiem. Nie mieli na ciebie haka, nie potrzebowałeś pieniędzy, sławą mogłeś obdzielić pięciu innych. Co sprawiło, że przeszedłeś na ciemną stronę mocy? Psychologia stada? Przekonanie, że należy się do wyższej kasty? Pogarda dla tych, którym w życiu się nie udało?

Półchłopek obiecywał sobie, że kiedyś zada te pytania staremu przyjacielowi. Tylko czego się mógł spodziewać? Że zostanie nazwany obrzydliwym pisiorem, wtórnym analfabetą, a może ofiarą alzheimera.

Na jednym z monitorów dojrzał, jak lekko wstawiony Uniejowski obściskuje początkującą gwiazdkę. Ta wprawdzie chichotała, ale chyba nie miała ochoty na szybki seks. Zamiast tego schwyciła kieliszek z tacy i podała lowelasowi, a kiedy go wychylał, znikła. Czyżby czas łatwych sukcesów dobiegał końca?

Czy musiało tak być?

Nagle stanęła mu przed oczami wycieczka w Góry Stołowe. Biwakowali z Michałem w jednym namiocie, czekając na dziewczyny, które następnego dnia miały dojechać do nich ze Świdnicy, a może ze Świebodzic. Siedzieli przy ognisku, racząc się winem marki wino, kiedy z mgły wynurzył się nieznajomy mężczyzna. Starszy pan w postrzępionym płaszczu, z chlebakiem przewieszonym przez ramię. W pierwszej chwili nieco ich przestraszył, ale miał szczery uśmiech i nie zdradzał żadnych złych zamiarów.

— Zgubił pan drogę? — zapytał Marek.

— Przeceniłem siły. Wypadnie mi zanocować pod chmurką, ale to dla mnie nie pierwszyzna.

— A pan skąd? — zainteresował się Michał.

— I stąd, i stamtąd — odparł wymijająco. Mowę miał twardą i nieco cudzoziemski akcent. — Kręcę się trochę po świecie. Dacie łyka?

Podali mu butelkę, zza pazuchy wyciągnął metalowy kieliszek — nalał elegancko, wychylił.

— Z podziękowaniem. Widzę, że czekacie.

— Tak, na dziewczyny, mają przyjechać jutro.

— Ja nie w tym sensie. Czekacie na swoje życiowe scenariusze. W końcu będziecie żyć w ciekawych czasach, choć nie zawsze w dobrze dobranych rolach.

— Jest może pan prorokiem?

— Jedynie wędrowcem, który trochę się pogubił. Głodni jesteście może?

Nie zdążyli odpowiedzieć, kiedy rozpakował dwie pięknie zawinięte kanapki opakowane w gazetę.

Bułki i szynka miały niezapomniany smak.

Tymczasem osuszyli drugą butelkę. Przybysz wstał i dziękując, stwierdził, że czas na niego.

— Tylko nie zapomnijcie — powtórzył z naciskiem. — W życiu warto robić tylko to, co najważniejsze, póki czas.

I znikł we mgle.

Właściwie, biorąc pod uwagę wypity alkohol, mogło to być jedynie przewidzenie, aliści zaskoczeniem okazały się kawałki gazety, które zachowały jeszcze zapach szynki. Wyglądały na dość świeże. Wrażenie mąciła jedynie gotycka czcionka, tytuł „Nowiny Szląskie” i data wydania — 1885 rok.

— Oczywiście to musiał być jakiś reprint — ocenił Półchłopek.

W każdym razie nie posłuchali podróżnika — Marek schrzanił swoje życie dokumentnie, a jakich wielkich rzeczy dokonał Michał? Porównywano go z młodym Łomnickim. Ale przerósł go jedynie fizycznie. Jego ostatnia wielka rola teatralna przypadła na początek lat osiemdziesiątych. Potem, po powrocie z Zachodu, grywał już wyłącznie role dyrektorskie, duża kreacja filmowa warta wspomnienia pochodziła z końca zeszłego wieku. Reszta należała do filmowej galanterii — epizody, dzięki którym jego nazwisko pojawiało się w czołówkach, rólki w serialach dające pieniądze i popularność, ale nic ponadto. W miarę upływu lat „wyrósł z warunków”. Dopóki był energetycznym młodzieńcem, przykuwał wzrok, gdy podtatusiał, przestał być bożyszczem kobiet, a nie znalazł w sobie tego geniuszu, który w wieku dojrzałym uskrzydlił Romana Wilhelmiego czy Zbigniewa Zapasiewicza.

Czując, że zamykają mu się oczy, Marek połknął kolejną pigułkę.

„Tylko nie przesadź”, zgromił się w duchu. Środki, które brał w trakcie długich łazienkowskich nocy, miewały swoje skutki uboczne, a zwidy, które go nachodziły, przekraczały zdecydowanie spotkanie z tajemniczym mężczyzną w Górach Stołowych.

Widywał więc listopadowej nocy widmo Wielkiego Księcia pomykające przez park w damskich szatkach Księżnej Łowickiej. Parę razy nad stawem zawisł cień Józefa Piłsudskiego. Nie brakowało też dam różnej konduity podążających w stronę Białego Domku czy dobrze urodzonych panien, które dla pięknych podchorążych nie wahały się zostawić swego wianka w krzakach.

— Ach, pofatygowałaby się która do mnie — wzdychał Marek. Ale wiedział, że to płonne marzenia. Był przecież stary, chory i bez gotówki. W dodatku widma, choć widoczne na kamerach, nijak nie chciały się rejestrować na płytkach pamięci, nie mówiąc o bardziej namacalnych dowodach swego istnienia.

Kobiety. Do gardła napłynęła znajoma gorycz. Wielkie niespełnienie! Najlepiej odczuł to, kiedy przed kilkunastoma laty ze swą grubą, starzejącą się i gderliwą żoną znalazł się na wczasach w Świnoujściu i któregoś dnia odwiedził Międzyzdroje, w którym trwał Festiwal Gwiazd. Na wysokości hotelu Amber nieomal zderzył się z Uniejowskim, prowadzonym przez rozszczebiotane dziewczyny, jakby wycięte z okładki „Penthouse’a”.

— Michał!

Aktor zrobił ruch, jakby w pierwszej chwili chciał go ominąć, ale zreflektował się i wyciągnął rękę do niego.

— Kopę lat. Musimy się spotkać. Tylko dziś jestem cholernie zajęty. Może jutro w południe, tu, w barku? — Przy okazji kompletnie zignorował Majkę.

Następnego dnia Półchłopek zjawił się godzinę przed czasem. Czekał i czekał, a ponieważ Uniejowski się nie zjawiał, zapytał o niego w recepcji.

— Wyjechał jeszcze wczoraj — padła odpowiedź.

Jakiś ruch przyciągnął nagle ochroniarza do ekranu. Transmisja szła bez dźwięku, ale pustka, która zapanowała w większości sal, dowodziła, że coś się stało.

Cały tłum koncentrował się przy barze, gdzie na ziemi pośród potłuczonego szkła dało się dostrzec czyjeś nogi. Pot zalał Półchłopka. Błyskawicznie włączył cichy alarm. Coś stało się z dostojnym jubilatem!

Powtórka z rozgrywki

Подняться наверх