Читать книгу Saga rodu z Lipowej 24: Cichy ślub - Marian Piotr Rawinis - Страница 5

AURELIA

Оглавление

Kupcowa Aurelia łatwo odnalazła Mateusza, bo szybko odgadła, że znowu kwateruje w gospodzie Pod Czerwonym Kogutkiem.

Siedział w izbie nad kuflem piwa. Miała ochotę załamać ręce nad jego wyglądem, bo jak dawniej był ubrany w stary kaftan, a za pasem miał drewnianą łyżkę.

– Wszystko wiem – powiedziała łagodnym głosem. – Ale wcale się nie gniewam. Wróć do mnie, Mateuszu. Przecież w moim domu masz wszystko. O nic nie będę cię pytać, niczego nie będę wypominać.

Mateusz rozejrzał się po gospodzie.

– Niepotrzebnie tu przyszłaś – zauważył przyciszonym głosem. – Na próżno tracisz czas. Przecież ci powiedziałem, że wychodzę i nie zamierzam wrócić.

Aurelia zrobiła smętną minę.

– Nie powiedziałeś – poprawiła.

– Ale dałem ci wyraźny znak – uzupełnił. – Muszę odejść, bo dalej tak być nie może. Jestem ci wdzięczny, że dałaś mi schronienie, ale to już niepotrzebne. Nie mogę dalej żyć zamknięty w czterech ścianach. A ty też mi nic nie mówiłaś i nic nie wiedziałem, co dzieje się w mieście.

– Nie chciałam cię niepokoić – wyjaśniła, próbując uchwycić go za rękę. – Strażnicy szukali ciebie, wyszedł list gończy, a potem była wieść, że cię złapali.

– Nie złapali mnie, skoro jestem tutaj – zauważył sucho.

– Ale mogli złapać.

– Nie powiedziałaś mi o chorobie córki burmistrza.

Aurelia wzruszyła ramionami.

– A po co ci to wiedzieć? Nie jesteś medykiem.

– O innych sprawach też mi nie mówiłaś. A może są to wieści dla mnie ważne.

Uważała, że jest dla niej niesprawiedliwy. Ona starała się o niego jak umiała najlepiej, a on wcale tego nie zauważał.

– Krzywdzisz mnie – żaliła się. – Czy zrobiłam ci coś złego, żebyś mnie teraz obwiniał?

– Nieprawda – zaprzeczył. – Niczego ci nie obiecywałem. Jestem ci wdzięczny... za wszystko, ale nie mogę zostać. I tak by¬łem zbyt długo.

– Nie zostawiaj mnie samej – szepnęła i łzy zaczęły się toczyć po jej okrągłych policzkach. – Nie możesz. Przecież tak nam było dobrze...

Znowu próbowała dotknąć jego dłoni i musiał się odchylić od stołu.

– Jesteś zamężna – przypomniał.

– Dawniej ci to nie przeszkadzało – odpowiedziała szybko.

– Ale masz męża. On podobno wraca.

– Nie wpuszczę go.

Teraz on chwycił ją za ręce i ścisnął.

– Sama nie wiesz, co mówisz. Jak to go nie wpuścisz? Przecież ma prawo wejść do swojego domu. To dla mnie nie ma tam miejsca. Zresztą, nie chcę już być z tobą.

– Dlaczego? – dopytywała się. – Co się stało, że mnie nie chcesz? Przecież jeszcze nie tak dawno...

– Ale teraz nie chcę. Wracaj do siebie.

Prosiła go, lecz nie poddawał się jej słowom. Wiedziała, że nie ulegnie, a mimo to długo jeszcze nie zaprzestała błagań. Wreszcie stwierdziła, że domyśla się, co jest przyczyną jego decyzji.

– Wiem, czemu się zmieniłeś – powiedziała. – Dobrze wiem. To przez tę dziewczynę.

Mateusz udawał zdziwienie.

– Jaką dziewczynę?

– Tę, do której teraz chodzisz. Wiem, że chodzisz i wcale nie musisz zaprzeczać, bo tak jest. I wiem, kto ona. Może jest ładna, ale nie da ci przecież tego, co ja. Nie ma żadnego doświadczenia, a ten wasz związek wcale nie ma przyszłości. Kiedy tylko jej ojciec o wszystkim się dowie...

– Nie twoja sprawa! – przerwał jej ostro. – Nie twoja sprawa.

– Nie moja? – naburmuszyła się. – To jeszcze zobaczymy, czy nie moja. Wiem wszystko o tej dziewczynie. To córka burmistrza. Córka burmistrza, a ty jesteś biedakiem, który nie ma gdzie mieszkać i nie ma przed sobą żadnej przyszłości. Pobawi się tobą i cię zostawi. Tyle tylko będziesz z tego miał. Pobawi się tobą i wyrzuci.

– A tobie do czego służyłem? – odciął się. – Nie do zabawy? Też musisz się z tego wyspowiadać.

– Wróć – poprosiła znowu. – O wszystkim zapomnę. Teraz masz okazję, bo potem się pogniewam i nie wezmę cię, nawet jak ona cię odtrąci po skończonej zabawie.

– Nie! – powtórzył. – Nie i nie!

Nagle postanowiła zagrać o wszystko. Ujęła się pod boki.

– Jeszcze zdążę – powiedziała zuchowato. – Zdążę na pewno. A ty nie bądź głupi, bo... bo...

– Bo co?

– Bo pożałujesz!

Była zła, wiedziała, że Mateusz nie ulegnie jej przekonywaniu. Teraz już chciała dokuczyć.

– Straszysz mnie? – zapytał pochmurnie. – Mam iść z tobą dlatego, że mi grozisz?

– Nie – zaprzeczyła szybko. – Przecież ja wcale nie na poważnie. Nigdy nie zrobiłabym ci krzywdy. Ja tylko tak, z wielkiego miłowania.

– Nie chcę.

– Niedawno chciałeś.

– Ale teraz nie chcę.

Uwolnił się od jej rąk i zwyczajnie uciekł. Aurelia została sama, pochlipując.

– Jaki piękny! – buczała. – Jaki on piękny. Tak mnie kochał, tak mnie okropnie kochał. I jeszcze wiersze dla mnie pisał...

Po tej rozmowie Mateusz odetchnął, bo wydawało mu się, że wszystko wytłumaczył kupcowej Aurelii, a ona, choć z trudem, przyjęła jego argumenty.

Bardzo się mylił, ponieważ kupcowa Aurelia nie zamierza¬ła dać za wygraną. Dowiedziała się, czego dowiedzieć się chciała. Wiedziała, kto zawrócił w głowie Mateuszowi. Jej Mateuszowi. I nie zamierzała tej sprawy zostawić samej sobie.

Zaczęła od niani.

Opiekunka Matyldy nie poznała kupcowej, ale Aurelia szybko wytłumaczyła jej, kim jest i w jakiej sprawie przyszła.

– Mateusz Lipowski – wyjaśniła. – Słyszałam, że on chodzi po cichu do waszej wychowanki. Jej ojciec, dostojny pan burmistrz Kleiner, nie będzie zadowolony, gdy się o tym dowie.

Niania wzruszyła ramionami.

– Nie pojmuję, czego ty chcesz, niewiasto – odpowiedziała opanowanym głosem. – Sam burmistrz kazał szukać lekarza na melancholię Matyldy. Każdy mógł przyjść z poradą. I pan Mateusz to zrobił. Przychodzi czytać Pismo Święte.

– Już ja znam takie porady! A wam też coś poradzę. Powiedzcie mu, żeby zaprzestał leczenia. Inaczej burmistrz dowie się o wszystkim.

Niania ujęła się pod boki i odpowiedziała, starając się, żeby jej głos brzmiał zwyczajnie.

– Nikt tu nie czyni niczego niestosownego. Jeśli język was świerzbi, pomyślcie, jak was zaboli, kiedy burmistrz zechce wam go przyciąć.

– Doprawdy? – Aurelia aż zatrzęsła się z wściekłości. – To jeszcze zobaczymy!

O spotkaniu i tej rozmowie niania ledwie słowem wspomniała Mateuszowi, ale zabroniła mu mówić cokolwiek Matyldzie.

– Milcz – poleciła. – Żebyś się nie odważył choćby słowem o tym wspomnieć. Nie chcesz chyba zrobić dziewczynie przykrości. Ani słowa!

Mateusz nie wiedział, jak powinien postąpić i był wdzięczny za rady.

– Nie wiem tylko, czy to dobrze ukrywać coś przed nią – zgłosił swoje wątpliwości. – Chcę być uczciwy...

– Lepiej milcz – powtórzyła. – Co innego być uczciwym, a co innego głupim.

* * *

Saga rodu z Lipowej 24: Cichy ślub

Подняться наверх