Читать книгу Saga rodu z Lipowej 35: Zamężna wdowa - Marian Piotr Rawinis - Страница 4

MIEJSCE DOROTY

Оглавление

Jesień 1421

W Lipowej nie było pani. Zgodnie z poleceniem Mateusza, wszystkie sprawy rozstrzygał pan Tomasz z Białki, czasem radząc się ochmistrzyni, a czasem nie pytając jej o zdanie. W sprawach dotyczących dzieci wolał naradzać się z panią Agatą, choć - zgodnie z życzeniem dziedzica - dla siebie zostawiał ostatnie słowo.

Opieka nad dziećmi Mateusza i Aldony córki Ranisa wymagała wiele czasu i starania. Zajmowały się nią kobiety z dworu, zmieniające się piastunki i nianie. Z czasem najwięcej do powiedzenia zaczęła mieć Dorota z Wygody, niegdyś żona Marcina Lipowskiego, bratowa dzisiejszego pana.

Miesiące, jakie Dorota spędziła w Lipowej, okazały się korzystne dla wszystkich. Dorota była chętna do prac we dworze. Rzuciła się w wir zadań wyznaczanych jej przez ochmistrzynię, znajdowała w tym nie tylko zapomnienie, ale i nawet przyjemność. Pani ochmistrzyni, starsza już i zmęczona, z wdzięcznością przyjmowała jej pomoc. Rychło okazało się, że Dorota ma dryg we wszystkich sprawach gospodarskich. Początkowo nieśmiała trochę, niepewna, szybko odnalazła swoje miejsce. Byli wśród służby i tacy, którzy pamiętali ją jako panią we dworze. Pani Agata, kobieta doświadczona i znająca życie, od samego początku postawiła sprawę jasno.

- To jest pani Dorota – powiedziała innym. – Z postanowienia pana Mateusza tu z nami będzie żyła. Chce coś pomagać, robić, pracować, jej wola. To nie pani dworu, ale i nie służąca. Trzeba, by jej okazywano należny szacunek. To dobra pani, sami to zobaczycie. Ma być, jak postanowiono. Szacunek jej się należy z urodzenia i z łaski pana Mateusza. Nieprzystojne uwagi będę karać, to mówię otwarcie. Nie jest równa nikomu z nas, lepsza od wszystkich, o tym nigdy nie zapominajcie.

Służba początkowo traktowała Dorotę nieufnie i z dystansem, ale szybko okazało się, że Dorota nie wynosi się nad innych. Może dlatego, że miała za sobą wiele przykrych przeżyć, okazała się panią spokojną, miłą w obejściu, chętną do pomocy czy rozmowy. Była tylko smutna i nigdy nie brała udziału w dworskich zabawach, czy to święta, czy jarmarki. Trzymała się wtedy na uboczu, poważna nad miarę. Nadto też może pobożna, każdej niedzieli uczestniczyła w nabożeństwach, przestrzegając wszelkich zaleceń, powagi, postów, umartwień.

* * *

Kiedy któregoś dnia ochmistrzyni zatrzymała Dorotę, by jej powiedzieć nowinę, nie spodziewała się wybuchu radości, ale i nie oczekiwała odmowy.

- Wyglądasz znacznie lepiej, moje dziecko – oznajmiła z zadowoleniem pani Agata, co to każdemu mówiła przez ty, bo się uważała za najważniejszą we dworze. – Znacznie lepiej, co mnie bardzo cieszy. Odchuchaliśmy cię tutaj, odchowaliśmy, wróciły ci rumieńce na policzki, uśmiechasz się. Słowem, ładna z ciebie niewiasta.

Dorota zatrzymała się zdumiona. Całe lata upłynęły od czasu, gdy chwalono jej urodę i teraz patrzyła podejrzliwie, podejrzewając żarty lub nawet kpiny. Ale pani Agata była zupełnie poważna.

- Nie musisz odpowiadać od razu – zaczęła pani Agata, gdy usiadły na ławce przed dworem, chowając się w cieniu przed palącym słońcem. – Ale chyba nie zamierzasz reszty życia przepędzić w stanie wdowieńskim…

Dorota wzruszyła ramionami.

- Sama nie wiem, jaki jest mój stan – przypomniała spokojnie. – Może jestem wdową, a może i nie.

Mówiła bez żalu, zupełnie spokojna. Przywykła już bowiem do tego sama, jak z wolna przywykli także inni.

- Pan Jędrzej – oznajmiła tajemniczym głosem pani Agata. – Wiesz przecież, który. Pytał o ciebie. Nie musisz od razu odpowiadać, jak rzekłam. To stateczny człowiek, zabierze cię chętnie do siebie. Jest samotny, ma małe dzieci, a we dworze wszystko, co potrzeba. Nie zabraknie ci tam niczego. I nie będziesz musiała pracować.

Dorota pokręciła głową.

- Ja chcę pracować – oznajmiła. – Możecie to nazwać pokutą albo wynoszeniem się nad innych, ale nie wybieram się do czyjegoś dworu, nieważne, co miałabym tam robić i w jakim kącie mieszkać.

Znała oczywiście pana Jędrzeja z Koszyc. Był majętnym panem na dwóch wioskach, statecznym, o dostojnym wyglądzie. Nie miał szczęścia do niewiast, niedawno pochował czwartą żonę.

Pan Jędrzej widywał ją w kościele, patrzył za nią, oczu nie mógł oderwać. Trzeba powiedzieć, że przez miniony rok w Dorocie zaszła wyraźna przemiana. Jej cera stała się gładsza, znowu różowa, miła, oczy odzyskały blask, przestała się ruszać ciężko i z opuszczonymi ramionami. Jakby odżyła, chodziła ładniej, lekko, a jej piersi się zaokrągliły. Znowu, jak kiedyś, zatrzymywały się na niej spojrzenia mężczyzn.

Dość długo o tym nie wiedziała, a kiedy to dostrzegła, natychmiast, zawstydzona, zmieniła swe zwyczaje odwiedzania świątyni i przychodziła nie wtedy, gdy kościół był pełen ludzi, ale gdy nie było nikogo. Ksiądz Otwinek, który posługiwał od jakiegoś czasu w Holsztynie, bardzo chwalił pobożność pani Doroty. Wcale nierzadko przebywał teraz w Lipowej. I wcześniej lubił zaglądać, we dworze częstowano go miejscowymi napitkami, których był znanym miłośnikiem.

- Pani Dorota nam rozkwitła – oznajmił ksiądz Otwinek, a powiedzenie to natychmiast obiegło Dolinę, bo Otwinek, choć duchowny, znał się wybornie na niewieściej urodzie i jego zdania w tych sprawach nikt nie lekceważył.

- Pani Dorota – opowiadał ksiądz. – Jest jak… jak wiosna. Powiadam wam, tylko patrzeć, jak nie będzie mogła się opędzić od konkurentów.

Pani Agata prawie natychmiast podchwyciła okazję. Los Doroty niepokoił ją od dawna i często zastanawiała się, czy nie powinna czegoś w jej sprawie uczynić.

* * *

Pani Agata stała właśnie na dziedzińcu i ostrymi słowami obrzucała dwie dziewki służebne, co się pokłóciły poprzedniego dnia, a teraz wzięły do rękoczynów. Podarły wzajemnie odzienie, podrapały się i pogryzły. Pytane, o co poszła kłótnia, nie chciały się przyznać, a mówiły obie jednocześnie i pani Agata musiała tupnąć, aby je uspokoić. Miała na tyle doświadczenia, by odgadnąć, że stan wzburzenie, w jakie wpadły, mogło spowodować tylko coś bardzo poważnego, najpewniej mężczyzna.

- Który to? – spytała pani Agata surowo. – Mówcie zaraz, bo jak się sama dowiem, będzie źle.

Z niechęcią przyznały, że Rosa. Wielki i silny Rosa najpierw uśmiechał się do Kraski, zwodził, uwodził, aż uwiódł, a potem niespodziewanie przestał ją zauważać, a wziął się do uwodzenia innej, nazywanej Maciejką. Pani Agata posłała zaraz po pana Tomasza, odbyła z nim krótką rozmowę, a następnie wezwali do siebie pachołka Rosę, by go rozpytać o wszystko i postanowić o losie obu dziewczyn.

- Trzeba poprosić panią Dorotę do naszej rady – powiedział rządca, niepewnie zerkając na ochmistrzynię.

Oblicze pani Agaty rozjaśniło się.

- Ależ tak! – zawołała. – Pewnie, że trzeba ją poprosić. Jej zdanie w Lipowej ma nie mniejszą wagę od naszego!

Saga rodu z Lipowej 35: Zamężna wdowa

Подняться наверх