Читать книгу Saga rodu z Lipowej 35: Zamężna wdowa - Marian Piotr Rawinis - Страница 5
CIĘZAR CZESKIEJ KORONY
ОглавлениеJesienią 1421 roku oficjalne poselstwo czeskie przybyło do Polski, aby zaoferować Władysławowi Jagielle koronę swojego królestwa.
Jednak mimo wcześniejszych ustaleń, panowie polscy nie byli przychylni takiemu rozwiązaniu, zaniepokojeni rozwojem wypadków w Czechach, gdzie husyci zdobywali coraz więcej i nie obawiali się już nikogo. Poczucie siły kazało im postawić wiele warunków wstępnych, wśród których było przyrzeczenie, że przyszły król nie będzie siłą nawracał swych nowych poddanych. Panowie radzili, aby warunki te odrzucić, a od Czechów zażądać posłuszeństwa. Mimo pewnej sympatii dla czeskich ruchów reformacyjnych, widocznych wśród rycerstwa i mieszczan, duchowni uważali, że takie postawienie sprawy jest zupełnie nie do przyjęcia. Cześć panów opowiadała się wprost przeciw przymierzu z Czechami i optowała za sojuszem z Zygmuntem i papieską Europą. Nawet wbrew interesom królestwa, a dla zachowania religijnej jedności, nie chcieli poprzeć rozwiązania, które wiązałoby Polskę z heretykami.
Król Jagiełło uważnie wysłuchiwał doradców, ale jego zdaniem żaden z proponowanych kierunków działania nie prowadzi do porozumienia.
- Co chcemy osiągnąć? – zapytał. – Czy nie siły przeciw Zygmuntowi? A jeśli przeciw Zygmuntowi, to znaczy wespół z Czechami.
Duchowni obawiali się rozprzestrzenienia czeskiej herezji w kraju, pilnie pracowano nad ustawodawstwem, które miało temu postawić tamę. Jednak i wielu panów świeckich wspierało polskiego monarchę, rozumiejąc jego sympatię dla reformacyjnych ruchów w Czechach. Podkanclerzy królestwa, Jan Szafraniec, do niedawna zastępca biskupa Jastrzębca, a teraz zajmujący w królewskiej radzie jego miejsce, radził zwlekać.
- Wasza królewska mość czyni bardzo mądrze, nie dając natychmiastowej odpowiedzi – podkreślał. – Jaka by ona nie była, natychmiast dowie się o niej król Zygmunt i zechce obrócić na swoją korzyść. Jeśli jednak odpowiedź waszej królewskiej mości będzie mętna, Zygmunt nie zdoła uruchomić przeciwdziałania.
Taka taktyka nie odpowiadała większości panów polskich.
- Niech mowa wasza będzie tak tak, nie nie – zauważył biskup krakowski, odwołując się wprost do Pisma Świętego. – Nie wypada chrześcijańskiemu władcy kluczyć i szukać wykrętów.
Podkanclerzy wzruszył ramionami.
- A czy ów niby arcychrześcijański król Zygmunt postępuje prosto? – zapytał z drwiną. – Skąd zatem ma opinię krętacza, a nawet i oszusta? Czemuż nasz pan miałby stosować inne, szlachetniejsze sposoby, w ten sposób szkodząc swojej osobie i całemu królestwu?
Argumentacja przekonała niektórych obecnych, co widząc podkanclerzy z zapałem wyjaśniał swój sposób rozumowania.
- Błędem byłoby odrzucenie czeskiej korony – oznajmił Szafraniec. – Błędem jej przyjęcie. Zatem jego królewska mość powinien zastosować inne rozwiązanie.
- Inne? – wzruszył ramionami biskup. – Innego nie ma. Tertium non datur.
- Przeciwnie – uśmiechnął się król Władysław. – Damy odpowiedź wymijającą. Nie odmówimy Czechom, damy im nadzieję, wysuwając własne warunki. Zyskamy w ten sposób na czasie.
I tak się skończyła ta narada. Poselstwo czeskie uzyskało nadzieję na opiekę i ochronę ze strony króla polskiego. Jagiełło obiecał swoim autorytetem wstawić się w ich sprawie u papieża Marcina V. Nie sądził, żeby to cokolwiek dało, ale chyba i sami Czesi nie bardzo w to wierzyli.
- Potrzebujemy gwarancji, najjaśniejszy panie – odezwał się niepewnie Jan Kardynał, uczeń i przyjaciel Jana Husa. – Czegoś, co zawieziemy naszym panom.
- Gwarancji? – Jagiełło zmarszczył brwi. – Słowo króla to mało? Dobrze, zatem zapytajcie swoich, czy przyjmą zakładnika.
Teraz zdziwili się Czesi.
- Zakładnika, najjaśniejszy panie? No, jest to rozwiązanie, ale musiałby to być ktoś znaczący, kto w waszym imieniu… Może wtedy nasi panowie…
- Doskonale! – skinął ręką król. – To będzie ktoś znaczący. Czy ktoś z mojego rodu spełni te warunki? Dla przydania mu znaczenia, poślę nad Wełtawę kilka tysięcy wojska.
Posłowie z szacunkiem pochylili głowy.
- Bóg wam zapłać, najjaśniejszy panie. To więcej, niż ośmielaliśmy się prosić.
Po wyjściu posłów król skinął na podkanclerzego.
- Chyba się rozumiemy, panie podkanclerzy – stwierdził z zadowoleniem. – Zechciejcie jednak wprowadzić mnie dokładniej w wasze zamysły.
Jan Szafraniec wstał z ławy dla nadania swoim słowom większego znaczenia.
- Złe rozwiązanie przyjąć koronę czeską, złe rozwiązanie ją odrzucić – powtórzył. – Zatem zrzućmy ten obowiązek na kogoś innego. Na kogoś, kto jest wam wierny, miłościwy panie, kto wam nie zagrozi, a na kogo macie wpływ. Wtedy nie będą was oskarżać w Rzymie, że jesteście królem heretyków, a co najwyżej, że popieracie heretyków. Wtedy zaś będziecie mogli powiedzieć, że nie tyle ich popieracie, co jesteście przeciw Zygmuntowi.
Zygmunt Luksemburski, król niemiecki i węgierski, mienił się też królem czeskim, choć stany czeskie nie uznały tego wyboru i odmawiały mu prawa do korony po bracie, Wacławie IV.
- Kogo macie na myśli? – zapytał Jagiełło, z zaciekawieniem przyglądając się doradcy. – Kto jest tak mi tak wierny, a jednocześnie wystarczająco wysokiego rodu? Nie masz takiego w moim królestwie. Chyba, że macie na myśli…
- Tak, miłościwy panie. To Witold, wielki kniaź litewski.
Jagiełło pokiwał głową.
- O nim pomyślałem, gdy mówiłem z czeskimi posłami – oznajmił. – Rzecz tylko w tym, aby się zgodził.
- Zgodzi się – uśmiechnął się Szafraniec. – Wielki kniaź zgodzi się na wszystko, co jest przeciw Zygmuntowi.
Król zaklaskał w dłonie.
- Zatem postanowione! – zawołał zadowolony. – Tak właśnie zrobimy. Kogo poślemy do księcia Witolda?
Podkanclerzy zamyślił się na chwilę.
- To ważna misja – odpowiedział po chwili. – Nie wystarczy pismo, trzeba, by wasz wysłannik umiał wszystko wytłumaczyć wielkiemu księciu. Ważne wydaje się prowadzić rokowania także z drugą stroną. Sami mówiliście, by się nie spieszyć z ostatecznymi postanowieniami. I sami mówiliście o potrzebie mącenia wody, aby łowić ryby.
- Mówiłem – zgodził się król. – Ale nie bardzo się nam to udaje. Król Zygmunt to dopiero umie mącić!
Szafraniec ukłonił się ponownie.
- Prawda, że król Zygmunt jest biegły w intrygach – przyznał. – Nabrał tyle ziem i narodów, że niełatwo mu nad wszystkim zapanować. Zatem namąćmy mu w głowie jeszcze bardziej…
Plan Szafrańca polegał na tym, by utrzymywać Zygmunta Luksemburskiego w stanie, w którym niczego nie mógł być pewnym.
- Okażmy mu dobrą wolę – tłumaczył podkanclerzy. – Niech ma przekonanie, że wcale nie chcemy sojuszu z Czechami, bo najważniejsza dla nas jest granica północna, od strony Krzyżaków. Zapytajmy go, urzędowo i uroczyście, czy porzuci Zakon, jeśli mu obiecamy pomoc przeciw heretykom w Pradze.
Król przymrużył oczy.
- Przeciw heretykom? – spytał z zastanowieniem. – Macie na myśli pomoc czy tylko obietnicę pomocy?
Podkanclerzy uśmiechnął się po raz trzeci.
- Na razie tylko obietnicę, miłościwy panie – odpowiedział. – Zanim nasi posłowie pojadą i wrócą, minie niemało czasu. A nam chodzi przecież o czas. To powinna być głośna sprawa, niech cały świat dowie się, jakie jest wasze stanowisko, że szukacie porozumienia z Zygmuntem.
- A Czesi? – spytał król, marszcząc brwi. – Co pomyślą Czesi?
- Czesi pomyślą to, co im powiecie, miłościwy panie, w tajnych rozmowach. Świat zaś dowie się, że szukacie porozumienia z Zygmuntem. Król niemiecki na pewno obieca odstąpienie od Krzyżaków, ale postawię najlepszego konia, że tego nie zrobi. Zatem świat zobaczy po raz kolejny, ile są warte obietnice Zygmunta. Wy zaś będziecie mieli wolne ręce.
Król zaśmiał się zadowolony.
- Bardzo dobra myśl – ocenił. – Urzędowo i uroczyście? Trzeba więc posłać ważnego dostojnika, żeby to wyglądało poważnie. Może Jan z Tarnowa, wojewoda krakowski? On lubi się stroić. A obok niego ktoś mniej znany, a wystarczająco sprytny. Może Zbyszko z Oleśnicy? Prosił mnie ostatnio o jakieś poważniejsze zadanie.
* * *
Witold, wielki kniaź litewski, porozumiawszy się ze stryjecznym bratem w kwestii korony Czech, okazał nie mniej sprytu.
- Nie odmawiam – oświadczył, gdy posłowie czescy zaoferowali mu władztwo nad swoim królestwem.
Jednakże, po naradach z królem Jagiełłą i ze swymi zaufanymi, postawił dwa warunki.
- Własną osobą na razie nie wybieram się do Pragi – oznajmił. – Poślę tymczasem nad Wełtawę namiestnika. Co zaś do religijnych swobód, to będę prosił Ojca Świętego, by Czesi mogli zachować niektóre odrębności.
Osobę namiestnika wybrano nadzwyczaj trafnie. W Pradze miał bowiem reprezentować najwyższego kniazia Litwy książę Zygmunt Korybutowicz, będący jednocześnie bratankiem króla polskiego Jagiełły.
Posłowie wielkiego kniazia, Wyszek Raczyński i Oset z Kowna, zostali dobrze przyjęci nad Wełtawą. Czechom pomysł się spodobał, ponieważ oznaczał związanie kraju i z Polską, i z Litwą, czego pierwszym przejawem miało być pięć tysięcy zbrojnych przeciw rycerstwu Zygmunta Luksemburskiego. Husyci zażądali w zamian, by pełnomocnik kniazia Witolda złożył przysięgę, że przyszły król czeski zachowa cztery artykuły praskie.
- Zróbcie to – radził Oset z Kowna. – Nieprędko jeszcze wielki kniaź dostanie czeską koronę. Kiedy zaś będzie ją miał, może zechce tak właśnie postąpić.
Pan Wyszek zaprzysiągł obietnicę w imieniu wielkiego kniazia. Wiadomość o tym natychmiast została szeroko rozpowszechniona przez króla Zygmunta i Krzyżaków. Z oburzeniem podkreślano skłonność króla Jagiełły ku heretykom na niekorzyść prawdziwie chrześcijańskich władców.
Po powrocie na Litwę posłowie musieli się tłumaczyć ze swojego zachowania. W wielkoksiążęcym zamku w Trokach kniaź Witold groźnie marszczył brwi, słuchając sprawozdania.
- Po co była ta przysięga w moim imieniu? – pytał niezadowolony.
Wiedział już, że to pan z Kowna doradzał panu Wyszkowi Raczyńskiemu złożenie przysięgi i gniew księcia obracał się przeciw Ostowi. Łagodził go król Jagiełło, który od wielu lat miał słabość do Osta.
- Co na to odpowiecie, panie Oset? – spytał Jagiełło. – Przywykliśmy obaj z kniaziem Witoldem ufać waszemu rozpoznaniu, ale tym razem chyba poszliście za daleko.
Oset z Kowna lewą dłonią, której brakowało trzech palców, postukał się po odkrytej głowie.
- Posiwiałem w służbie waszych królewskich mości… – przypomniał z ukłonem. – Nie wiem, czym zasłużyłem sobie przed Bogiem, ale to prawda, że moje rozpoznanie i mój nos…
Król Jagiełło chrząknął i specjalnie głośno zwrócił się do wielkiego kniazia.
- Słyszałeś, Witoldzie? – spytał rozbawiony. – Prawdę mówi. Nos mu poczerwieniał w naszej służbie.
Ogólny śmiech podniósł się w sali. Także kniaź Witold rozpogodził twarz i uśmiechnął się z żartu. On również miał słabość do pana Osta.
- Wytłumacz się – zażądał jednak. – Tym razem nie wyłgasz się kpiną.
Oset ukłonił się nisko, przykładając dłoń do piersi.
- Kpina, wielki kniaziu? – spytał wesołym tonem. – Nie śmiałbym kpić w tak dostojnym gronie. A kiedy mnie pytacie, odpowiem, że postąpiłem wedle waszych instrukcji, kniaziu.
Witold zmarszczył brwi.
- Panie Oset! – syknął ostrzegawczo.
Pan z Kowna ponownie przyłożył dłoń do piersi.
- Pozwólcie wyjaśnić, wielki kniaziu.
Na skinienie księcia zaczął opowiadać. Nie byłby jednak Ostem, znanym ze skłonności do żartów, gdyby wcześniej nie odczekał, aż sala ucichnie, a wszystkie spojrzenia skierują się na niego.
- Czesi byli zadowoleni z waszej łaski, wielki kniaziu – zaczął. – Wiecie to wszystko z listów dostojnego pana Wyszka. Kiedy zaś zażądali przysięgi w sprawie zachowania owych artykułów praskich, pomyślałem sobie tak: co zrobiłby w takiej sytuacji wielki kniaź litewski? I zaraz sobie odpowiedziałem.
Kniaź Witold zamachał dłonią.
- No, no! – zawołał z zaciekawieniem. – Niby jak odgadłeś, co ja bym zrobił?
- Przypomniałem sobie wasze nauki, wielki kniaziu – umiejętności Osta w wygłaszaniu pochlebstw były powszechnie znane. – Przydała mi się zwłaszcza opowieść o siwym koniu.
- O siwym koniu? – zaciekawił się król Jagiełło. – Która to opowieść?
Obaj monarchowie, a także wielu spośród obecnych bojarów i wielmożów, kochali się w opowieściach. Stanowiły one drugi, zaraz po polowaniach, rodzaj rozrywki. Z polowania powrócili rano. Teraz, wieczorem, chętnie wysłuchaliby jakiejś bohaterskiej historii.