Читать книгу Biała krypta - Mariette Lindstein - Страница 8

Prolog

Оглавление

Mężczyzna w kominiarce wtapia się w cienie drzew. Stoi tam od ponad godziny. Nie jest całkiem ciemno i nie będzie. Matowe promienie słońca złożyły już na morskiej powierzchni pożegnalny pocałunek. Obserwowany domek stoi na wzgórzu, ale i przed płotem widok na morze jest ładny. On, niespokojny i rozedrgany, tkwi w gęstej brzezinie tuż przy furtce, a krew pulsuje mu wyrzutami adrenaliny. Wie, że niebawem pojawi się ona. Zawsze pierwsza wraca do domu, na imprezie wytrzymuje najwyżej godzinę lub dwie. Ta druga zazwyczaj dociera chwiejnie bliżej poranka.

Obserwuje je od dłuższego czasu, poznał ich charakterystyczne cechy i zwyczaje. Wie, którą chce dopaść najpierw.

Nachodzi go wspomnienie długich, błyszczących włosów omiatających jej plecy, kiedy szła w stronę plaży. Zapachu perfum unoszącego się jej śladem. Wisiorka dyndającego na zgrabnej kostce, zaokrąglenia piersi pod koronkową koszulką. Obietnicy wpisanej w miękkie rozhuśtanie bioder. Wszystkich tych zachwycających szczegółów. I przepowiedni, która wkrótce się spełni. Ta myśl sprawia, że zaczyna drżeć z przejęcia.

Donośne głosy i przenikliwe wybuchy śmiechu od strony plaży zakłócają mu przyjemny bieg myśli. Potrząsa głową i stwierdza, że noc świętojańska jest najgorsza ze wszystkich świąt. Niesmaczna. Pogańska. Ohydna.

Chrzęst kroków na żwirowej ścieżce, a wraz z nim dwa kształty, ale to tylko idąca dokądś para wstawionych chłopaków. Zataczając się i śmierdząc wódką, mijają jego kryjówkę.

Jeden z nich odwraca się w stronę morza i woła niewyraźnie:

– Dani! Idziemy do pubu, chodź z nami!

– Zapomnij – mówi drugi. – I tak się z tobą nie prześpi.

Mężczyzna w kominiarce czuje, jak puls mu przyspiesza. Oto nadchodzi, jest już w stanie dostrzec jej sylwetkę daleko na drodze. W myślach rozkazuje chłopakom zniknąć z pola widzenia, a oni – jak na zawołanie – przyspieszają kroku.

Niedługo będzie jego własnością, ale to właśnie ta chwila, tuż przed atakiem, jest najlepsza. No i żadne polowanie nie może się równać z takim jak właśnie to, kiedy zwierzyna jest rzadka i trudna do złapania. Przenika go ekscytacja tak silna, że poci się na linii włosów. Jeden z mięśni twarzy drga spastycznie – tik, którego nie sposób powstrzymać. Mężczyzna zamyka na moment oczy, oddycha głęboko przez nos – wraca spokój i koncentracja. Polowanie. Zwierzyna.

Zamiera dźwięk męskich głosów, a na drodze pojawia się ona. Na oko nie przeczuwa nic złego, nieświadoma, że jest obserwowana. Wybrana. Mężczyzna musi cofnąć się parę kroków, ustawić we właściwej pozycji – dźwięk jego ruchów każe jej się zatrzymać. To był niemal bezgłośny szelest, ale w mroku wydaje się, jakby napięła całe ciało. Znienacka z krzaka wyskakuje królik. Biel ogona lśni, gdy kica przez drogę i znika na terenie ogrodu. Dziewczyna wzdryga się, przez moment stoi bez ruchu, po czym oddycha z ulgą. Szybko podchodzi do płotu otaczającego dom. Mężczyzna pozwala sobie na dodatkową sekundę oczekiwania. Czuje spokój, spokój ducha. Dziewczyna kładzie dłoń na furtce.

I to jest właśnie ten moment. Robi dwa kroki naprzód, błyskawicznie wyciąga z kieszeni ścierkę. Przykłada ją do ust i nosa dziewczyny, przyciska, ramieniem przytrzymując talię. Mimo że nie jest w stanie zobaczyć wyrazu jej twarzy, wyczuwa, jak jej myśli rozbiegają się w poszukiwaniu dróg wyjścia. Którego nie ma. Czuje, jak pod jego dłonią otwiera usta, żeby krzyczeć. Ale się nie da.

W filmach i książkach kopią, wrzeszczą i walczą jak dzikie koty. W prawdziwym życiu paraliżuje je strach. Przyciśnięte do jego piersi ciało właśnie zaczęło się trząść. A teraz rozluźnienie, uległość i woń uryny zmieszana ze słodkimi zapachami letniej nocy. Czuje ciężar jej drętwiejących członków, życie wyciekające z mięśni, to samo pulsujące życie, które znów się zacznie rodzić, raz za razem, gdy ona będzie już w jego władzy.

Niesie ją do jeepa i kładzie na plecach – na podłodze, w otwartej tylnej części pojazdu. Patrzy we wszystkich kierunkach, ale nikogo nie ma. Na wszelki wypadek zakłada jej na szyję sznurek, zaczepia go o hak, a ciało przykrywa plandeką.

Przygląda się przez chwilę plaży. Wiatr już ucichł. Na horyzoncie majaczy światło poranka. Wdycha zapach morza – zapach, któremu zawsze towarzyszy obietnica świetlanej przyszłości. Ta noc świętojańska jest cudna jak rzadko.

Piękno, spokój z nutką nostalgii. A wszystko to na jego cześć.

Zamyśla się nad prawami natury i nad tym, że po serii intelektualnych wybryków ludzie zawsze wracają do swoich najpierwotniejszych instynktów. Polowanie, głód, pożądanie. Ludzkie aspiracje niezmiennie ustępują brutalnym żądzom.

Mężczyzna wydaje długie, tęskne westchnienie i wsiada do samochodu.

Biała krypta

Подняться наверх