Читать книгу Życie ma smak - Mariola Bojarska Ferenc - Страница 6
OD AUTORKI
ОглавлениеŻycie ma smak, a nawet mnóstwo smaków, zapachów, aromatów, tylko nie od razu je odkrywamy. Świadome smakowanie życia wymaga pewnej dojrzałości i wrażliwości, którą kształtują w nas rozmaite doświadczenia, zwłaszcza podróże, kontakty z obcokrajowcami, wizyty w dobrych restauracjach, także własne eksperymenty kulinarne i wiedza zaczerpnięta na przykład z programów telewizyjnych o gotowaniu. Niektórzy zdobywają tych doświadczeń tak wiele, że stają się smakoszami już w dzieciństwie. Ja zaczęłam odkrywać tę sferę życia dopiero po dwudziestym roku życia.
Kiedy byłam młodą dziewczyną, myślałam o jedzeniu wyłącznie w kategoriach paliwa. Jako gimnastyczka wiedziałam, że muszę jeść, by mieć energię do ćwiczeń, ale priorytetem było dla mnie zawsze dbanie o ładną sylwetkę. Beznamiętnie więc wrzucałam na talerz jakieś źródło energii i nie rozwodziłam się specjalnie nad jego właściwościami organoleptycznymi. O to dbali specjaliści i trenerzy.
Moja ciekawość smaków i miłość do jedzenia przyszła wraz z wiekiem. Zaczęłam podróżować i każdy zagraniczny wojaż dostarczał mi nowych przeżyć kulinarnych. Nauczyłam się je doceniać, a nawet za nimi tęsknić. Dziś jedzenie jest dla mnie czymś znacznie więcej niż tylko paliwem. Dlatego podczas pobytów za granicą unikam potraw, które mogę zjeść gdziekolwiek, i wybieram najciekawsze restauracje, w których zamawiam lokalne specjały, nawet jeśli trzeba za nie słono zapłacić. Takie doświadczenia są dla mnie bezcenne.
Teraz, już jako dojrzała kobieta i świadoma dziennikarka, jestem pewna, że żywienie ma istotny wpływ nie tylko na naszą figurę, ale przede wszystkim na zdrowie. Może nam dodać energii bądź ją odebrać. Od naszego codziennego sposobu odżywiania zależy, czy dożyjemy późnej starości i w jakiej będziemy wtedy formie. Dlatego w mojej książce znajdziesz nie tylko egzotyczne potrawy, które kojarzą mi się z różnymi kuchniami świata, podróżami czy domem rodzinnym, ale również takie, które warto po prostu jeść dla zdrowia i urody.
Ta książka jest dla Ciebie, nawet jeśli w sprawach kulinarnych jesteś totalnym abnegatem. Krok po kroku nauczę cię prostych zasad prawidłowego odżywiania i podam proste przepisy na zdrowe potrawy. Być może odkryjesz w sobie pasję do gotowania i zaprosisz mnie kiedyś na moje ukochane krewetki lub ciasto marchewkowe?
Wyobraź sobie, że w dzieciństwie byłam niejadkiem. Mama musiała mnie długo przekonywać do każdego posiłku. Najbardziej nie cierpiałam zup. Pamiętam, jak mama biegała wokół stołu z miską zupy, zagadując mnie i próbując mi wcisnąć kolejną łyżkę. Czasem nuciła przy tym: „Uciekła mi przepióreczka w proso, a ja za nią, nieboraczek, boso”. W roli nieboraczka oczywiście była moja mama. W ten sposób skutecznie zniechęciła mnie do szczawiowej, pomidorowej, rosołu… Cóż, mama nie była kulinarną mistrzynią. Jedyne, co potrafiła zrobić, to wspaniałego śledzia w oliwie, duszoną gęś i barszcz czerwony. Na tym jej repertuar się kończył. No, jeszcze tradycyjnego kotleta schabowego. Najlepszą kucharką w mojej rodzinie była babcia. Z babcią najbardziej kojarzą mi się pierogi z serem waniliowym, polane przed podaniem słodką śmietanką. Zagniatała je na siedząco, opowiadając mi przy tym różne historie. Pyszny był także babciny kapuśniaczek gotowany głównie w okresie zimowym.
„Moja ciekawość smaków i miłość do jedzenia przyszła wraz z wiekiem.”
Kiedy byłam w ciąży z moim pierwszym synem, Marcinem (miałam wtedy dwadzieścia lat), wrócił koszmar związany z zupami. W rolę mojej dietetyczki próbowała się wówczas wcielić moja pierwsza teściowa, Emilia. Tłumaczyła mi, że zupy są źródłem witamin, niezbędnych w czasie ciąży. Podczas pewnej rodzinnej uroczystości tak się zdenerwowałam tym, że dla świętego spokoju muszę zjeść zupę, że nalewając ją do talerza, niechcący przewróciłam wazę. Tym większy więc miałam problem z jej zjedzeniem, bo ręce trzęsły mi się jak galareta. W końcu jednak teściowej udało się przekonać mnie do czerwonego barszczu, który jadałam… dwa razy do roku. Ale to nie koniec historii z zupami. Mój drugi mąż, Ryszard, pochodzi z Poznania, gdzie kochają zupy, więc ostatecznie poległam w tym temacie. Zupka na obiad stała się w moim domu priorytetem. Teraz jestem wielką orędowniczką zup, szczególnie kremów przygotowywanych na bazie rozmaitych warzyw. Jesienią i zimą jem je często na obiad lub kolację.
Myślę, że w dzieciństwie moja niechęć do jedzenia była spowodowana także tym, że ćwiczyłam gimnastykę artystyczną i wiedziałam, że muszę być szczupła. Na obozach sportowych serwowano posiłki wręcz mikroskopijne. Wracałam do domu tak szczupła, że spodenki zawiązywałam sobie sznurkiem, by nie spadły mi z bioder. Z obozami sportowymi kojarzyły mi się głównie ozorki w galarecie. Na samą myśl o nich miałam odruch wymiotny. Nawet gdy z głodu burczało mi w brzuchu, nie mogłam się zmusić, by ich spróbować. Zakopywałam je pod ziemniaki, tak by trenerka nie zauważyła niezjedzonego posiłku. A kiedy to nie przynosiło rezultatu, ładowałam ozorka do kieszeni dresu i wynosiłam na zewnątrz.
Pierwszą miłość i prawdziwą chęć do jedzenia poczułam kilka lat po urodzeniu pierwszego dziecka. Nie startowałam już w zawodach sportowych i nie musiałam być chuda jak patyk. Wówczas zaczęłam powoli odkrywać różne smaki życia. Zapragnęłam stworzyć dom, taki prawdziwy, rodzinny, z kuchnią najlepszą na świecie. Chciałam, żeby pachniało w nim świeżym ciastem i pieczonym mięsem. Tego wszystkiego nauczyła mnie moja pierwsza teściowa Emilia, która większość swego życia spędziła w Nigerii. Pod jej okiem nauczyłam się robić wspaniałą pieczeń, pyszną szarlotkę i cudowny tort makowy. To ona była moją przewodniczką po świecie egzotycznych dań, owoców i przypraw. To ona rozbudziła we mnie kulinarną ciekawość. Chwaliła mój zapał i nawet jeśli coś mi nie wychodziło, zachęcała do kolejnych prób. Dziś wiem, że aby potrawa miała smak, o jakim marzę, czasami muszę przyrządzić ją wiele razy.
Mój mąż i synowie, Marcin i Aleks, kochają smakować, co nie pozwala mi w kuchni iść na łatwiznę. Zresztą tego nie chcę, bo rodzinne biesiadowanie przy doskonałym jedzeniu jest największą przyjemnością. Nad głową mam zawsze Ryśka, nie tylko architekta z zawodu, ale architekta mojej duszy, który pilnuje, żeby wszystko było jak najlepsze zarówno w smaku, jak i formie. Nie mam łatwo, ale daję radę. Co więcej, uważam, że w kuchni warto liftingować ulubione potrawy, by nie zaczęły nas nudzić. I to jest podstawowe przesłanie tej książki. Chciałabym, żeby stała się ona dla Ciebie przewodnikiem po zdrowej i smacznej kuchni. Przedstawiam sposoby na stworzenie najprostszych sałat, dań bez soli, podaję przepisy na śniadania, obiady, kolacje, desery oraz podpowiadam, co jeść przed i po treningu. Słowem, jest tu wszystko potrzebne do tego, by rozpocząć przygodę ze zdrową kuchnią. Zachęcam jednak, żeby moje przepisy były dla Ciebie jedynie inspiracją do wykreowania na ich bazie własnych potraw o idealnym dla Ciebie smaku. Dodawaj do nich swoje ulubione przyprawy i dowolnie je modyfikuj. I baw się przy tym wybornie!
Mariola Bojarska-Ferenc