Читать книгу Gofrowe serce - Мария Парр - Страница 4
ОглавлениеDziura w żywopłocie
Pierwszego popołudnia wakacji Lena i ja zrobiliśmy kolejkę linową między naszymi domami. Lena miała jak zwykle spróbować pierwsza. Wspięła się odważnie na parapet, chwyciła linę obiema rękami i oplotła ją stopami. Wyglądało to śmiertelnie niebezpiecznie. Wstrzymywałem oddech, gdy ona przeciągała się coraz dalej w stronę swojego domu. Lena kończy niedługo dziewięć lat i nie jest taka silna jak ci, co są trochę starsi. Mniej więcej w połowie drogi jej stopy ześliznęły się z liny, rozległ się odgłos, jakby coś się pruło, i nagle Lena zawisła między dwoma pierwszymi piętrami, trzymając się tylko rękoma. Serce zaczęło mi bić bardzo mocno.
– Oj – powiedziała Lena.
– Idź dalej! – ryknąłem.
Dowiedziałem się tylko, że nie tak łatwo iść dalej, jak to się wydaje tym, co stoją w oknie i się gapią.
– No to wiś! Ja cię uratuję!
Ręce pociły mi się od myślenia. Miałem nadzieję, że ręce Leny są suche. Pomyśleć tylko, co by było, gdyby wypuściła linę i spadła z pierwszego piętra! Właśnie wtedy wpadłem na pomysł z materacem.
Podczas gdy Lena wisiała z całych sił, zerwałem materac z łóżka mamy i taty, wypchnąłem go na korytarz, zrzuciłem ze schodów, przecisnąłem przez przedsionek i drzwi na dwór, skopałem z ganku i wywlokłem do ogródka. To był strasznie ciężki materac. Po drodze strąciłem ze ściany zdjęcie prababci, tak że się rozbiło. Ale lepsze to, niż gdyby Lena miała się rozbić.
Gdy wreszcie dotarłem do ogródka, po minie Leny zobaczyłem, że zaraz spadnie.
– Kręciołek, ty ślamazaro! – stęknęła ze złością.
Jej czarne kitki kołysały się na wietrze wysoko w górze. Udałem, że nie słyszę. Wisiała wprost nad żywopłotem. Musiałem tam położyć materac. Na żywopłocie. Nic nie dałoby, gdybym położył go gdzie indziej.
Lena Lid mogła się wreszcie puścić i grzmotnąć z nieba jak przejrzałe jabłko. Wylądowała z miękkim hukiem. Dwa drzewka w żywopłocie z miejsca się złamały. Opadłem z ulgą na trawnik, patrząc, jak Lena mocuje się z gałęziami i materacem w zniszczonym żywopłocie.
– To wszystko, do licha, twoja wina, Kręciołek – powiedziała, podnosząc się bez żadnych uszkodzeń.
Pomyślałem sobie: „Jaka moja wina?” – ale nic nie powiedziałem. Cieszyłem się, że Lena żyje. Jak zwykle.