Читать книгу Assassin's Creed - Matthew J Kirby - Страница 6

Оглавление

Rozdział 1

Chiny – rok 1259 n.e.

Natalia wstrzymała oddech i czekała na eksplozję. Artylerzyści armii dynastii Song, rozmieszczeni na wysokich murach fortecy, wystrzelili właśnie kolejną salwę żeliwnych kul ze swoich grzmiących dział, fei yun pi-li pao. Rozżarzone do czerwoności pociski zakreśliły wysoki łuk na nocnym niebie i runęły na ordę wielkiego chana.

Natalia nakryła uszy dłońmi i schowała się za wałem wzniesionym przez dżurdżeńskich budowniczych. Choć po każdym ogłuszającym trafieniu ziemia drżała tak mocno, że drobiny piachu sypały jej się do oczu, umocnienia opierały się ostrzałowi. Na razie.

W gorącym i wilgotnym powietrzu, któremu lato nie dawało złapać tchu, po chwili zapanowała cisza, a gryzący, gęsty dym prochowy drażnił oczy i nos Natalii.

Nie, chwila, jego nos.

Oczy i nos Bajana, buriackiego wojownika z syberyjskich stepów i przodka Natalii. Doświadczanie pamięci genetycznej mężczyzny było najmniej dezorientującym aspektem tej symulacji. Kultura Bajana była Natalii całkowicie obca, a podbój Azji i Europy przez ordę budził w niej dogłębną odrazę. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że to wskutek tych najazdów w genach jej rodziny, pochodzącej z Rosji i Kazachstanu, znalazło się mongolskie DNA. Historia tych podbojów była więc w pewnym sensie historią pochodzenia Natalii.

Obok Bajana stał, trzęsąc się, młody wojownik. Wbijał wzrok w koronę wału, jakby się bał, że zaraz się na nich zawali. Wszyscy żołnierze chana znali już niszczycielską moc chińskiej broni, która pociskami z żelaza i ognia rozrywała mężczyzn i konie na strzępy.

Natalia poczuła, jak Bajan wychodzi w jej umyśle na pierwszy plan i wycofała się za kulisy, żeby nie przeszkadzać w odgrywaniu wspomnienia.

– Spokojnie – powiedział Bajan do chłopaka. – To tylko pokaz siły. Chcą nam dziś przypomnieć o porażce pod bramą Xin Dong.

Młody wojownik zacisnął usta i skinął głową.

– Przekonujący pokaz.

Sposób mówienia i wygląd chłopaka podpowiedział Bajanowi, że był to jeden z Tangutów wcielonych do armii siłą i prawdopodobnie nie miał jeszcze doświadczenia w walce. Nie wziął udziału w wielkich łowach, które zastępowały Mongołom ze stepowych plemion ćwiczenia wojskowe. Bajan przypomniał sobie, kiedy uczestniczył w nich pierwszy raz. Długa na osiemdziesiąt mil, budząca grozę kolumna piechurów i konnych parła w żelaznej dyscyplinie przed siebie. Lewa i prawa flanka wysuwały się powoli do przodu, aż utworzyły okrąg o promieniu wielu mil. Następnie pętlę metodycznie zaciskano, spychając przerażoną zwierzynę łowną do środka, gdzie szlachtowano ją na rozkaz wielkiego chana. Manewry te pochłonęły wiele miesięcy życia Bajana i przygotowały go do wojny.

Chłopak musiał znaleźć w sercu odwagę, bo w przeciwnym razie czekała go śmierć albo z ręki wroga, albo jako kara za tchórzostwo. Bajan odnotował w pamięci, by nakazać dziesiętnikowi arbanu, do którego należał młody Tangut, żeby zwrócił na niego szczególną uwagę.

– Jak się nazywasz? – spytał.

– Chen Lun.

Bajan zapytał chłopaka o nazwiska jego dowódców, po czym powiedział:

– Pierś do przodu, Chen Lun. Tak jak Ugedej-chan podbił cesarstwo Jin, Möngke-chan pokona dynastię Song. Zmażemy to miasto z powierzchni ziemi i zabijemy wszystkich, których w nim znajdziemy: mężczyzn, kobiety i dzieci.

Chen Lun skłonił głowę.

– Tak jest.

Bajan zostawił go samego sobie i ruszył wzdłuż umocnień, sprawdzając po drodze własnych ludzi. Ucieszyła go odważna i niezłomna postawa, z jaką znosili ostrzał, mimo że doskwierały im upał i choroba. Na zachód od obozu chana ku czarnemu nocnemu niebu wznosiła się góra, na której szczycie widać było odległe światła Miasta Rybaków. Nawet perska forteca asasynów, Alamut, nie opierała się oblężeniu tak skutecznie jak ten mały chiński fort. Jego obronność niewątpliwie wzmacniało położenie na otoczonym przez rzeki wzniesieniu o trzech stromych zboczach, ale swój wkład mieli też inżynierowie wojskowi służący dynastii Song.

Oprócz góry na niebie wznosił się jeszcze jeden cień. Tworzyła go platforma na Siodłowym Wzgórzu, wzniesiona przez budowniczych ordy z rozkazu chana. Bajan zakładał, że powstała po to, by w przyszłości ułatwić szturm na miasto albo zapewnić lepszy punkt obserwacyjny. Niektórzy uważali ją jednak za lekkomyślny wyraz pychy wielkiego chana. Czyż jednak można było mówić o pysze, kiedy okazywał ją człowiek będący uosobieniem boskiego gniewu, Cesarz Świata?

O umówionej godzinie Bajan wycofał się na wschód, do obozu na Lwim Wzgórzu, i dołączył do pozostałych dziewięciu setników swojego minganu w jurcie generała. Wewnątrz dużego, okrągłego, okutanego filcem namiotu było tak gorąco, że zapierało dech. Kilku spośród dowódców pokasływało, a inni mieli zapadnięte oczy i ledwo stali prosto, choć bardzo starali się ukryć, że coś im dolega. Bajan zastanawiał się, ilu wojowników stracą na skutek choroby, zanim ta kampania dobiegnie końca.

– Otrzymaliśmy nowe rozkazy – zaczął generał Köke. – Wang Dechen poprowadzi szturm na bramę Hu Guo. Dziś w nocy.

– Wang Dechen? – chciał się upewnić jeden z setników.

– Tak – odpowiedział Köke.

Wang Dechen był prawą ręką wielkiego chana i głównodowodzącym jego armii. Na czas oblężenia Miasta Rybaków dostał pod komendę cztery tumeny – oddziały liczące po dziesięć tysięcy zbrojnych. Jeśli zamierzał osobiście poprowadzić szturm, planowany atak musiał mieć kluczowe znaczenie.

Köke mówił dalej.

– Songowie nie będą się spodziewali kolejnego ataku tak szybko po naszej porażce pod bramą Xin Dong, a już z pewnością nie ataku pod osłoną nocy. Wang Dechen chce tylko w pełni sprawnych ludzi. Każdy z was zna stan swojego dżagunu.

– Mój jest gotowy. – Bajan otarł z brwi pot, który ściekał mu spod czapki i hełmu. – Wszyscy moi ludzie mogą walczyć.

Köke rozejrzał się po jurcie.

– A reszta?

Kilku zgłosiło pełną gotowość. Ci, których żołnierze bardziej ucierpieli z powodu choroby, zaoferowali niektóre ze swoich arbanów, najmniejszych oddziałów liczących po dziesięć osób. Köke przyjął wszystkich.

– Zbierzcie swoich ludzi i stawcie się za pół godziny przy południowym wale – powiedział. – Otrzymacie tam dalsze rozkazy.

Komendanci rozeszli się, a Bajan ruszył szybkim krokiem w stronę obozowiska. Maszerując w jego ciele, Natalia poczuła, jak na nowo ogarnia ją strach i przepełnia uczucie całkowitego wyczerpania. W ramach tej symulacji w Animusie brała już udział w czterech bitwach widzianych oczyma swojego przodka i potrzebowała wytchnienia od obrazów krwi i śmierci.

– Poddaję się – powiedziała, przepychając się w myślach przed Bajana. – Victorio, nie mogę już.

Nie wywołało to żadnej reakcji, a bitwa się zbliżała.

– Victorio?

Natalio, wszystko w porządku? – zapytał wewnątrz jej umysłu kobiecy głos z lekkimi śladami francuskiego akcentu.

– Nie. Chyba muszę zrobić sobie przerwę.

No wiesz, wszystkie neuroparametry są w normie, chociaż masz trochę podniesione tętno i ciśnienie krwi.

Serio? – miała ochotę jej odpowiedzieć. A jakie niby miałaby mieć ciśnienie, wiedząc, że za chwilę będzie walczyć w średniowiecznej bitwie?

– Naprawdę muszę zrobić sobie przerwę – powtórzyła Natalia, tym razem z naciskiem.

Jesteś pewna? Wiesz, jakie to będzie nieprzyjemne.

Bajan dotarł właśnie do obozu i Natalia wyczuła, jak wzbiera w nim podniecenie nadchodzącą walką.

– Jestem.

Chwila ciszy. Natalia była pewna, że tę ciszę wypełniała irytacja.

Jak sobie życzysz. Chwileczkę.

Natalia przygotowała się psychicznie na ból, który miał nadejść, podobnie jak Bajan wcześniej na ostrzał chińskiej artylerii. Tyle że eksplozja, która ją czekała, była zupełnie innej natury.

Przerywam symulację za trzy, dwa, jeden…

Świat otaczający Natalię, w tym wojskowy obóz Mongołów, gwiazdy na niebie, gorąca wilgoć oblepiająca jej skórę, zapach dymu i krwi, wszystko to rozpadło się na kawałki w psychicznej burzy, która przez kilka koszmarnych chwil wypalała jej umysł. Kiedy ból ustąpił, po jej niedawnych myślach został tylko popiół i znalazła się w pustce Korytarza Pamięci, swoistej sali przygotowań, obszaru przejściowego, który miał ułatwiać oswojenie się z symulacją. Natalia nie wyobrażała sobie, że mogłoby to być jeszcze trudniejsze.

Daj sobie chwilę. Odpręż się.

Natalia wiedziała, że nie odpręży się w pełni, póki nie wydostanie się z symulacji, ale podjęła wysiłek odzyskania władzy nad swoim umysłem poprzez oczyszczenie go ze wspomnień o Bajanie. Skupiła się na myślach o rodzicach i dziadkach, o życiu, które prowadziła, zanim znalazł ją Monroe i uwikłał w to diabelstwo. Od Victorii nauczyła się czepiać konkretnych wspomnień, takich jak dźwięk dzwonów prawosławnego kościoła, do którego uczęszczali dziadkowie, albo zapach gotującej się na wolnym ogniu zupy szczi i dochodzących obok na parze pierożków manti nadziewanych pikantnym farszem. Szczegóły te składały się na to, kim była, i pomagały jej odnaleźć siebie, kiedy zatracała się w cudzym życiu.

Po kilku chwilach tych rozmyślań wzięła głęboki oddech, przygotowała się na najgorsze i powiedziała:

– Mogę wychodzić.

Bardzo dobrze. Wyłączam zagłuszanie płata ciemieniowego za trzy, dwa, jeden…

Natalia odniosła wrażenie, jakby jej umysł, żołądek, skóra, całe ciało, wywróciło się na drugą stronę, a obnażone nerwy zostały wystawione na działanie powietrza. Nie krzyczała już jak kiedyś, ale wciąż pojękiwała, póki wrażenie nie minęło, a Victoria nie zdjęła jej z głowy kasku Animusa. Natalia stała pośrodku metalowego pierścienia zawieszonego na wysokości jej pasa, z którym łączyła ją uprząż oplatająca klatkę piersiową. Stopy miała przypięte do niewielkich platform umocowanych na przegubach, a ręce i dłonie do egzoszkieletu idealnie podążającego za najdrobniejszymi ruchami. W odróżnieniu od Animusa Monroego, ta konfiguracja umożliwiała pełen zakres ruchów podczas symulacji, bez ruszania się z miejsca. Victoria pomogła Natalii wydostać się z gęstwiny kabli i pasów.

– Pamiętaj, masz oddychać – powiedziała, wyprowadzając ją z pierścienia.

Natalia wyszła nieco chwiejnym krokiem. Specyficzny rodzaju ruchu albo jego duże natężenie powodowały, że opuszczała ten nowy model Animusa fizycznie wyczerpana. Ból stłumiła jednak fala mdłości. Natalia poczuła z tyłu języka smak żółci.

– Wiadro – powiedziała i zamknęła oczy. Trzymanie ich otwartych tylko pogarszało sprawę.

– Proszę – odpowiedziała Victoria.

Natalia odwróciła się w stronę, z której dochodził głos jej opiekunki. Uchyliła odrobinę prawą powiekę, tylko tyle, by dostrzec kontur wiadra przez mgłę swoich rzęs. Zwracała tak długo, aż nie zostało jej nic w żołądku i nie mogła złapać oddechu.

– Koniec? – spytała współczującym głosem Victoria, głaszcząc ją po włosach.

Dysząc, Natalia powlokła się w stronę rozkładanego łóżka ustawionego w kącie pokoju. Czuła się ociężała.

– Koniec.

Słyszała jak jeden z pracowników obsługi technicznej Abstergo wynosi chlupoczące wiadro i zrobiło jej się go żal, ale tylko na chwilę. W końcu nie on przeżywał to piekło, tylko ona.

Osłoniła oczy i spróbowała trochę je otworzyć.

– Jak długo byłam tym razem?

– Trzy godziny i jedenaście minut – odpowiedziała Victoria i usiadła obok niej.

– Wydawało się dłużej – stwierdziła Natalia.

Zawsze tak się wydawało.

– Chcesz się przespać?

Natalia otworzyła oczy trochę szerzej i odwróciła się w stronę Victorii. Obcięte na chłopczycę włosy opiekunki urosły od czasu, gdy Natalia wraz z pozostałymi zjawiła się w Aerie, ale wydatne zęby i szeroki uśmiech pozostały bez zmian.

– Chyba tak – powiedziała Natalia.

– Dobrze. W takim razie zdasz mi raport później.

Natalia wessała powietrze przez zęby i wyciągnęła się na łóżku. Badaczka wstała z krzesła na kółkach i podeszła do eleganckiej przeszklonej szafki. Wyjęła z niej bladoniebieski koc z polaru i okryła dziewczynę.

– Odpoczywaj. Wszystkim się zajmiemy.

Natalia skinęła głową, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo natychmiast zmorzył ją sen, a oczy same zamknęły się z powrotem.

Kiedy się obudziła, była sama, ale miała pewność, że gdzieś na pewno jest ktoś, kto ją obserwuje. Pokój wypełniało łagodne światło. Usiadła i odniosła wrażenie, jakby miało rozsadzić jej czaszkę. Wiedziała już, że ból głowy potrwa co najmniej jeden dzień, choć i tak było już lepiej niż na początku. Jej koledzy też cierpieli. Victoria zapewniła ich wszystkich, że animusy, z których korzystają, zostały skalibrowane i oprogramowane zgodnie z ich osobistymi profilami neurologicznymi, więc z czasem bóle głowy powinny ustąpić.

Nie „na pewno miną”, tylko „powinny”.

Natalia potarła miejsce z tyłu głowy, gdzie zagłuszacz płata ciemieniowego bombardował jej mózg specjalnie dobranymi falami impulsów elektromagnetycznych. Fale te nie przeszkadzały jej ani trochę, póki przebywała w symulacji. Problemem było wchodzenie do Animusa i wychodzenie z niego, przez co reszta grupy spędzała w nim więcej czasu niż Natalia. Sean prawdopodobnie zamieszkałby w symulacji, gdyby mógł, dla niego było to wspaniałe doświadczenie.

Jeden z techników dał im kiedyś do zrozumienia, że istniała jeszcze inna, bardziej inwazyjna wersja Animusa, którego Abstergo nie odważyło się używać na dzieciach. Natalię to cieszyło. Tak jakby konieczność codziennego poddawania się tomografii komputerowej, rezonansowi funkcjonalnemu i działaniu zagłuszacza nie była dość inwazyjna.

Drzwi do pokoju rozsunęły się z sykiem i weszła przez nie Victoria ubrana w biały fartuch laboratoryjny. W rękach trzymała nieodłączny tablet, a w odpowiedzi na jej obecność światła w pokoju rozżarzyły się pełną mocą. Natalia zmrużyła oczy.

– Jak się czujesz? – spytała Victoria.

– Lepiej – odpowiedziała Natalia. – Ale wciąż mam wrażenie, jakby ktoś rozłupał mi tył głowy siekierą.

– Naprawdę? – zdziwiła się Victoria i zmarszczyła brwi. – Z czasem to się powinno poprawić.

Powinno.

– Czujesz się na siłach porozmawiać o symulacji?

Natalia rozejrzała się po pokoju. Ściany pokrywała gładka biała boazeria, a jedyne wyposażenie stanowiły nowoczesne szklane meble o zaokrąglonych krawędziach, ekrany komputerowe i pierścień Animusa, którego kształty przywodziły na myśl coś, co spoczywało tysiącami lat na dnie oceanu, formowane i polerowane przez wodę.

Natalia podniosła się z łóżka.

– Tak, możemy iść.

– Dobrze. – Victoria podała jej ramię i wskazała gestem w stronę otwartych drzwi. – Zapraszam.

Wyszły z sali mieszczącej Animusa na szeroki korytarz, po którego prawej stronie ciągnął się rząd drzwi, a po lewej przez szklaną ścianę widać było gęsty sosnowy las okalający Aerie. Sąsiedztwo drzew było jednym z aspektów tego miejsca, który naprawdę cieszył Natalię. Wystarczyło, aby wyszła na zewnątrz i odetchnęła ich zapachem, i od razu czuła się trochę lepiej.

Victoria poprowadziła ją korytarzem w stronę jednej z sal konferencyjnych. Wyszły ze skrzydła mieszczącego laboratoria i salę z Animusem do bardziej przestronnej części budynku, zalanej złocistym wieczornym światłem wpadającym przez szklany sufit oraz przeszklone ściany. Wszystkie pięć budynków Aerie zbudowano prawie identycznie, dlatego w niektórych miejscach odnosiło się wrażenie, jakby przebywało się we wnętrzu kalejdoskopu.

Kiedy weszły do sali konferencyjnej, Isaiah podniósł się z krzesła, żeby przywitać Natalię. Blond włosy miał zaczesane do tyłu, a w zielonych oczach iskrzyło zainteresowanie.

– Dzień dobry, Natalio. Miło cię widzieć. Jak rozumiem, twoja symulacja wciąż nie należy do najłatwiejszych.

– Można tak powiedzieć – odparła Natalia.

– Radzisz sobie?

– Jak na razie.

– Proszę. – Isaiah wskazał gestem jedno z krzeseł przy stole konferencyjnym, który wyglądał, jakby wycięto go z wielkiej bryły obsydianu. – Porozmawiajmy.

Natalia wybrała krzesło naprzeciw Isaiaha, a Victoria usiadła obok niej.

– Mongolscy chanowie często postępowali dość bezdusznie. – Isaiah usiadł z powrotem. – Szczególnie podczas najazdu na południe Chin.

Natalia starała się o tym nie rozmyślać, ale Mongołowie trzymali się pewnego wzorca wojny psychologicznej i terroru. Miastom, do których się zbliżali, obiecywali łaskę, o ile tylko ich przywódcy uznają absolutną zwierzchność wielkiego chana i zgodzą się płacić daninę. Jeśli lokalny władca przystał na te warunki, zwykle w ogóle nie dochodziło do rozlewu krwi. Odmowa zawsze skutkowała rzezią i zniszczeniem na taką skalę, że ich widok przyprawiał Natalię o mdłości.

– Rozumiem, dlaczego jest to dla ciebie bardzo nieprzyjemne – powiedział Isaiah.

– Wszyscy rozumiemy – dodała Victoria.

Isaiah splótł swoje dłonie o długich, cienkich palcach i oparł je o stół.

– Żałuję, że nie mamy innego sposobu, by zdobyć informacje, których nam potrzeba.

Natalia też żałowała.

– Chciałabyś zadzwonić do rodziców? – spytał Isaiah.

Natalia najchętniej wisiałaby na telefonie cały dzień, ale zwykle pozwalała sobie dzwonić do domu najwyżej raz na dwa albo trzy dni. Poza tym rodzice odwiedzali ją w każdy weekend. Nie zdradzała im jednak szczegółów swojego pobytu w Aerie. Nie chciała dokładać im zmartwień.

– Myślę, że sobie poradzę.

Victoria oparła dłoń na przedramieniu Natalii.

– Czy w takim razie możemy zadać ci kilka pytań na temat symulacji?

– Jasne – powiedziała, czując, że im szybciej będzie to miała z głowy, tym lepiej.

– Jak znosisz zagłuszanie płata ciemieniowego? – spytał Isaiah. – Doktor Bibeau donosi mi, że wciąż doskwierają ci bolesne skutki uboczne.

Natalia potwierdziła skinieniem głowy.

– To normalna reakcja – powiedział Isaiah. – Fale elektromagnetyczne tymczasowo wyciszają płat ciemieniowy, czyli część mózgu odpowiedzialną za orientację w czasie i przestrzeni. Pozwala to na dogłębniejszą i szybszą akceptację symulacji, ale może cię też silnie dezorientować.

Zawsze przedstawiał jej to samo wyjaśnienie, niemal słowo w słowo, jakby odbywali tę rozmowę pierwszy raz.

– Migreny nie są już takie okropne jak kiedyś – powiedziała Natalia, mając nadzieję, że popchnie to rozmowę do przodu.

– Cieszę się. – Isaiah pochylił głowę ułamek cala w lewą stronę. – Trafiłaś na jakiś ślad?

– Nie.

– Jesteś pewna?

Natalię irytował jego zwyczaj niedowierzania wszystkiemu, co mówiła.

– Myślę, że rozpoznałabym sztylet posiadający moc zniszczenia świata.

– Może tak – odparł Isaiah. – Może nie.

Zdawała sobie sprawę, że dyrektor się niecierpliwi, ale szczerze mówiąc, ona też traciła spokój. Była tu wyłącznie po to, by znaleźć Fragment Edenu. Tylko z tego powodu cała ich grupa znajdowała się w Aerie, a Owen i Javier nie wiadomo gdzie. Trzeba było znaleźć ten artefakt. Natalia jednak wciąż nie była pewna, czy rzeczywiście chce go znaleźć pierwsza.

– Wiemy, że Bajan miał z nim w swoim życiu styczność – powiedziała Victoria. – To tylko kwestia czasu.

– A co, jeśli natknął się na niego jako starzec? – spytała Natalia. – Być może jeszcze długa droga przede mną.

– Gdybyśmy mieli rdzeń Animusa Monroego i zapisane na nim wyniki poszukiwań, moglibyśmy zastosować bardziej precyzyjne podejście. – Oczy Isaiaha jakby rozbłysły, czemu towarzyszyło napięcie mięśni żuchwy. – Niestety, wciąż nie wiemy, gdzie się znajduje, więc na razie będziesz musiała poznawać życie Bajana dzień po dniu.

– Bitwa po bitwie – poprawiła go Natalia.

Ani Isaiah, ani Victoria nie wspominali od pewnego czasu o wzniesieniu pokoleniowym. Zdawali sobie sprawę, że Monroe znalazł w ich DNA coś wyjątkowego. Nie wiedzieli jednak, o co konkretnie chodziło.

– Możesz opisać bieżący stan rzeczy w symulacji? – spytał Isaiah.

Natalia opowiedziała mu o planowanym szturmie na szczyt i porażce Mongołów, która była czymś niespotykanym.

– Wszyscy są chorzy – powiedziała. – Na cholerę, malarię, czy coś w tym rodzaju.

Victoria wykonała palcami kilka ruchów po ekranie tabletu.

– Niektóre źródła podają, że Möngke-chan zmarł podczas tego oblężenia na chorobę zakaźną.

– Na razie jeszcze żyje – powiedziała Natalia.

Isaiah zabębnił palcami. Jego paznokcie stukały o obsydianowy stół.

– Możesz wrócić do Animusa dziś wieczorem?

Natalia zastanowiła się chwilę, pocierając skronie, zanim udzieliła odpowiedzi.

– Nie, na dziś mam dość.

Isaiah rzucił Victorii gniewne spojrzenie, a ona wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym potrząsnęła głową, tak jakby Natalii nie było w pokoju. Ale to nie miało znaczenia. Nie mogli jej zmusić i w żadnym razie nie zamierzała od razu tam wracać.

Isaiah zacisnął dłoń w pięść i stuknął o stół kłykciami, tylko raz.

– W porządku. – Podniósł się z krzesła. – Mam nadzieję, że w nocy dobrze się wyśpisz. A jutro…

– Jutro wyruszam na wojnę – odparła Natalia.

Assassin's Creed

Подняться наверх