Читать книгу Uwodziciel w pułapce - Matthias Blank - Страница 4
Obrońca niewinności
ОглавлениеTego wieczora ulice Londynu przepełniane, były, jak zwykle o tej porze, tłumem urzędników, robotników i robotnic wracających do domu. W tym tłumie pewien stary szczupły i skromnie ubrany człowiek z trudem przedzierał się za parą, którą śledził od dłuższej chwili, a która skręcała właśnie w jedną z mniej uczęszczanych uliczek. Parę tę stanowili: młoda wysoka dziewczyna o złotych włosach i twarzy ukrytej pod gęstą woalką i niski mężczyzna w eleganckim futrze i cylindrze na głowie. Zaczepił ją na rogu ulicy. Widać było, że narzucał się jej swym towarzystwem. Młoda dziewczyna, najwidoczniej sprzedawczyni w jakimś magazynie, kilkakrotnie prosiła mężczyznę, aby ją zostawił w spokoju. Prośby jej jednak pozostawały bez echa. Dopiero gdy ujął ramię, starając się pociągnąć ją siłą, zatrzymała się:
— Proszę mnie zostawić — zawołała, drżąc z oburzenia — Czego pan chce ode mnie?
W tej samej chwili starzec, który śledził ich znalazł się nagle u jej boku. Pojawienie się jego było tak nagłe, że przestraszył nietylko mężczyznę, ale nawet i młodą dziewczynę.
— Proszę zostawić tę panią w spokoju — rzekł — W przeciwnym razie otrzyma pan ode mnie należytą nauczkę.
Człowiek w futrze odwrócił się z wściekłością. Na widok skromnie odzianego starca, odwaga jego wzrosła.
— To, co mam do powiedzenia owej pani, pana nie obchodzi w żadnym razie! Weźcie jałmużnę i idźcie z Bogiem!..
Stary uczynił gest taki, jakgdyby chciał wyciągnąć rękę po srebrną monetę. Tymczasem jednak schwycił samą rękę i wykręcił ją z taką siłą, że mężczyzna zagryzł z bólu wargi.
— Myli się pan lordzie, Edwardzie Rochster. Coprawda jest pan prezesem Towarzystwa Ochrony Upadłych Dziewcząt i członkiem pięćdziesięciu instytucji dobroczynnych — mimo to jednak wątpię bardzo, czy pańska rozmowa z tą młodą dziewczyną miała charakter umoraIniający!.
Lord zbladł jeszcze bardziej. Widząc, że go poznano, wyjąkał kilka niezrozumiałych słów i szybko zniknął w ciemnościach.
Młoda dziewczyna rozpłynęła się w podziękowaniach, lecz starzec, odprowadziwszy lorda dziwnym wzrokiem, przerwał:
— Nie warto o tym mówić. Niech mi pani jednak powie, miss, czego chciał od pani ten człowiek?
Dziewczyna spojrzała na swego opiekuna ze zdziwieniem. Głos jego brzmiał o wiele łagodniej, świeżej i młodziej, niż przed chwilą. Postać jego nie była zgięta: trzymał się prosto i promieniował siłą.
Jeszcze pod wrażeniem tej dziwnej metamorfozy opowiedziała mu, że nieznajomy szedł za nią przez czas dłuższy i wreszcie ją zaczepił. Zaproponował jej, że się nią zajmie. Szkoda — twierdził — aby taka młoda dziewczyna musiała pracować ciężko na kawałek chleba. Gdyby mu ufała nie miałaby potrzeby tak się męczyć.
— Ale — ciągnęła dalej z płaczem — choć jesteśmy biedne, jesteśmy uczciwe. Pracuję ciężko, jako sprzedawczyni w sklepie, lecz niestety nie zarabiam dość, aby utrzymać siebie i matkę. Zalegamy z komornem już za trzy miesiące i gospodarz grozi, że nas wyrzuci na bruk. Wolę jednak umrzeć, niż sprzedać się za pieniądze.
— Niech pani nie poddaje się zmartwieniu — rzekł nieznajomy — Bóg pani nie opuści. Kiedy przypada termin zapłaty komornego, postawiony przez pani gospodarza?
— Trzeciego października. Potrzeba nam pięciu funtów sterlingów. A dziś już jest trzydziesty wrzesień.
— Gdzie pani mieszka? być może, że złożę pani wizytę.
Młoda dziewczyna podała swe nazwisko i adres.
— Dziękuję. A teraz niech pani wraca do siebie w spokoju.
Uścisnął raz jeszcze jej rękę i zniknął za zakrętem ulicy.