Читать книгу W śnieżną noc - Maureen Johnson - Страница 22
Rozdział 1
ОглавлениеRazem z JP i Diuk oglądaliśmy właśnie czwartego z kolei Bonda, kiedy moja mama zadzwoniła po raz szósty w ciągu ostatnich pięciu godzin. Nawet nie spojrzałem na ekran komórki. Wiedziałem, że to ona. Diuk wzniosła oczy do nieba i zatrzymała film.
– Czy ona myśli, że ty się dokądś wybierasz? Jest śnieżyca.
Wzruszyłem ramionami i odebrałem telefon.
– No i klapa – oznajmiła mama. W tle donośny głos przynudzał coś o tym, jak ważne jest bezpieczeństwo ojczyzny.
– Przykro mi, mamo. Straszna lipa.
– To jakiś absurd! – jęknęła. – Nie możemy dostać się na absolutnie żaden lot, nie mówiąc o powrotnym do domu.
Od trzech dni tkwili w Bostonie, dokąd pojechali na konferencję lekarską, i mama była przygnębiona perspektywą świąt w Bostonie. Tak jakby miasto leżało w strefie działań wojennych. A ja, prawdę mówiąc, nawet się z tego wszystkiego cieszyłem. Zawsze podobały mi się dramaty i komplikacje wywołane złą pogodą. Im gorszą, tym lepiej, jeśli mam być szczery.
– Rzeczywiście kiszka – odrzekłem.
– Ma się przejaśnić do rana, ale wszystko się poprzesuwało. Nie mogą nam nawet zagwarantować, że będziemy w domu choćby jutro. Tato usiłuje wynająć samochód, lecz są bardzo długie kolejki. A nawet jeśli mu się uda, to dotrzemy najwcześniej na ósmą lub dziewiątą rano, choćbyśmy jechali całą noc! Przecież nie możemy spędzić świąt osobno!
– Pójdę do Diuk – uspokoiłem mamę. – Jej rodzice już zaproponowali, żebym przeniósł się do nich. Pójdę tam, otworzę podarunki i opowiem, jak rodzice mnie zaniedbują, a może wtedy Diuk odda mi kilka swoich prezentów, bo trzeba współczuć biedakowi, którego mama nie kocha. – Zerknąłem na Diuk, a ona się uśmiechnęła.
– Tobin! – prychnęła mama z dezaprobatą. Nieszczególnie lubiła żartować, co w jej zawodzie jest akurat pożądaną cechą. Chyba nikt by nie chciał, żeby chirurg onkolog powitał go w gabinecie taką choćby opowieścią: Facet wchodzi do baru, a barman pyta: „Co dla pana?”. Klient odpowiada: „A co pan ma?”. Barman na to: „Nie wiem, co ja mam, ale pan ma czerniaka w czwartym stadium rozwoju”.
– Chcę tylko powiedzieć, że sobie poradzę. Zamierzacie nocować w hotelu?
– Raczej tak, chyba że tato zdobędzie samochód. Znosi to wszystko z anielską cierpliwością.
– Na pewno – odrzekłem, zerkając na JP, który powiedział bezgłośnie: „Kończ już”. Bardzo chciałem wrócić na kanapę na moje miejsce między przyjaciółmi i dalej podziwiać, jak James Bond zabija ludzi na różne przemyślne sposoby.
– W domu wszystko w porządku? – upewniła się mama. Boże, ratuj!
– Tak, pewnie. To znaczy pada śnieg, ale są tu ze mną Diuk i JP. I nie mogą mnie zostawić, bo zamarzliby na śmierć, gdyby próbowali wrócić piechotą do domu. Oglądamy właśnie filmy z Bondem. Mamy prąd i w ogóle wszystko jest okay.
– Dzwoń do mnie, gdyby coś się wydarzyło. Cokolwiek.
– Jasne.
– No dobrze – powiedziała. – Dobrze. Boże, tak mi przykro, Tobin. Kocham cię. Przepraszam.
– To naprawdę nic takiego – zapewniłem ją szczerze. Byłem sam w wielkim domu bez nadzoru dorosłych, za to z najlepszymi przyjaciółmi. Nie mam nic do moich rodziców, są naprawdę spoko i tak dalej, ale nie czułbym się rozczarowany, gdyby zostali w Bostonie do Nowego Roku.
– Zadzwonię z hotelu – obiecała jeszcze mama.
Najwyraźniej JP usłyszał jej słowa, bo kiedy się z nią żegnałem, wymamrotał: „Nie mam co do tego żadnych wątpliwości”.
– Uważam, że ona cierpi na lęk separacyjny – oznajmił, gdy się w końcu rozłączyłem.
– Są święta – usprawiedliwiłem mamę.
– A dlaczego nie przyjdziesz na Boże Narodzenie do mnie? – zapytał.
– Przez denne żarcie – odrzekłem. Obszedłem kanapę i zająłem swoje miejsce na środkowej poduszce.
– Rasista! – oburzył się JP.
– To nie jest przejaw rasizmu – zaprotestowałem.
– Powiedziałeś właśnie, że koreańskie jedzenie jest denne.
– Wcale nie – wsparła mnie Diuk, sięgając po pilota, by włączyć film. – Powiedział, że koreańskie żarcie jest denne w wykonaniu twojej mamy.
– No właśnie – przyznałem. – Jedzenie u Keuna mi smakuje.
– Ale z ciebie upośladek – powiedział JP, co mówi zawsze, gdy nie znajduje riposty. I jak na ripostę wynikającą z jej braku, ta nawet nie jest taka zła. Diuk puściła film, a JP dodał: – Powinniśmy zadzwonić do Keuna.
Diuk znów wcisnęła pauzę i przechyliła się nade mną.
– JP?
– Tak?
– Czy mógłbyś na chwilę zamknąć dziób i pozwolić mi w spokoju rozkoszować się nieprzyzwoicie seksownym ciałem Daniela Craiga?
– To takie gejowskie – obruszył się JP.
– Jestem dziewczyną – podkreśliła Diuk. – Nie ma nic gejowskiego w tym, że pociągają mnie mężczyźni. Gdybym powiedziała, że ty masz seksowne ciało, to by było gejowskie, bo jesteś zbudowany jak kobieta.
– Ale go pojechałaś – wtrąciłem.
Diuk przeniosła wzrok na mnie i dodała:
– Choć w porównaniu z tobą JP to niedościgniony wzór męskości.
Ja też nie znalazłem dobrej riposty, więc oznajmiłem:
– Keun jest w pracy. W Wigilię płacą mu podwójnie.
– No tak – przyznał mi rację JP. – Zapomniałem, że Waffle House jest jak Lindsay Lohan: zawsze otwarty dla chętnych.
Zaśmiałem się, a Diuk tylko zmarszczyła brwi i znów włączyła film. Daniel Craig wyszedł z wody w bokserkach udających kąpielówki. Diuk westchnęła, a JP się skrzywił. Po kilku minutach do moich uszu dobiegł cichy szelest – to JP używał nici dentystycznej. Miał bowiem niciową obsesję.
– Obrzydliwość – oznajmiłem. Diuk zatrzymała film i łypnęła na mnie groźnie, ale nie dostrzegłem w jej spojrzeniu prawdziwej złości. Zmarszczyła swój maleńki nos i ściągnęła usta. Zawsze potrafiłem poznać po jej oczach, czy jest na mnie naprawdę wkurzona, a tym razem nadal migotał w nich uśmiech.
– Co? – zapytał JP z nicią dentystyczną wciśniętą między trzonowce i zwisającą mu z ust.
– Używanie nici w towarzystwie. To jest… Proszę, przestań.
Niechętnie spełnił moją prośbę, ale musiał mieć ostatnie słowo.
– Mój stomatolog mówi, że nigdy nie widział zdrowszych dziąseł. Przenigdy.
Przewróciłem oczami ze zniecierpliwieniem. Diuk założyła za ucho niesforny lok i po raz kolejny włączyła Bonda. Przez chwilę oglądałem film, a potem spojrzałem w okno. Odległe latarnie uliczne oświetlały wirujący śnieg, który wyglądał jak miliardy miniaturowych spadających gwiazd. Choć martwiłem się sytuacją rodziców i było mi żal, że spędzą święta poza domem, pragnąłem, by śnieżyca trwała jeszcze długo.