Читать книгу Escape room - Megan Goldin - Страница 8
Rozdział 1
Winda
34 godziny wcześniej
ОглавлениеVincent zjawił się ostatni; przemierzał hol budynku długimi krokami, a ciemny płaszcz powiewał za nim malowniczo. Pozostałych troje utworzyło luźną grupkę wokół skórzanej sofy. Nie zauważyli jego wejścia. Stali tyłem do drzwi, a nosy mieli utkwione w telefonach. Byli zajęci sortowaniem maili oraz cichymi rozważaniami, czemu wezwano ich na wyznaczone znienacka zebranie w piątek wieczorem, i to do leżącego na wygwizdowie budynku na południowym Bronxie.
Vincent z kolei, podchodząc, obserwował ich wszystkich. W ciągu ostatnich czterech lat spędził z tymi ludźmi więcej czasu niż z kimkolwiek innym. Znał ich niemal lepiej niż samego siebie. Ich sekrety. Ich kłamstwa. Bywało, że nienawidził tych trojga bardziej niż kogokolwiek na świecie. Podejrzewał, że oni czują podobnie, a jednak potrzebowali się nawzajem – ich losy splotły się dawno temu.
Sylvie przybrała typowy dla siebie wyraz twarzy – czyli jeszcze trochę i wyglądałaby, jakby się wkurzyła. Miała prezencję dziewczyny z okładki: ciemnoblond włosy nosiła upięte w kok na czubku głowy, co podkreślało jej zielone oczy. Można się domyślić, że w nastoletnich czasach pracowała jako modelka. Była zła. Niezapowiedziane wezwanie oderwało ją od walizek, a niedługo miała lądować w Paryżu. Ale nie pozwoliła, żeby to było widoczne. Wygięła usta w kunsztownie wypracowanym uśmiechu. Nauczyły ją tego lata pracy w zdominowanym przez mężczyzn środowisku. Oni mogli sobie pozwolić na złość czy bezczelność – kobieta powinna zachować spokój, nieważne, jak bardzo działano by jej na nerwy.
Po prawej tkwił Sam, ubrany w grafitowy garniak i białą koszulę. Nosił krótko przycięte włosy i trzydniowy zarost. Zacisnął szczęki; żołądek miał zwinięty w twardy supeł, odkąd odebrał telefon od Kim. Była wściekła, że Sam nie dotrze na czas na Antiguę z powodu jakiegoś firmowego spotkania. Nienawidziła jego pracy – obowiązki ciągle odrywały go od niej i dziewczynek.
Jules stał w pewnej odległości od tamtych dwojga. Żuł miętówkę, mając nadzieję, że zamaskuje ona jego alkoholowy oddech. Elegancki, bordowo-granatowy jedwabny krawat podkreślał jego smoliste spojrzenie. Ciemne włosy nosił zaczesane gładko niczym gwiazdor filmowy z lat pięćdziesiątych. Zwykle pił wódkę, bo nie śmierdziała i nie kompromitowała go rumieńcem, ale dziś policzki miał zdradziecko zaczerwienione – w minibarku jego limuzyny zabrakło wódki i był zmuszony uraczyć się whisky. Puste szkło wciąż grzechotało w jego aktówce.
Czekali na spotkanie, porażeni tą samą paranoiczną myślą, że przywołano ich na to odludzie, żeby wszystkich troje zwolnić. Że ich kariery skonają, zamordowane podstępnie i cicho, z dala od wibrującego ploteczkami kawopoju w głównej siedzibie.
Oni tak by to załatwili, gdyby chodziło o kogoś innego. Piątkowe zebranie w biurze na wygwizdowie, pakiet pożegnalny dla pracownika na wylocie oraz umowa o poufności, podpisana na miejscu przez obydwie strony.
W firmie rozważano zwolnienia na większą niż kiedykolwiek skalę; wszyscy byli boleśnie świadomi, że może paść na nich. Żadne z nich nie podzieliło się tą refleksją z resztą. Wbijali wzrok w ekrany smartfonów, nieświadomi, że poza nimi w holu nie ma żywej duszy. Dźwigom ani rusztowaniu na zewnątrz też nie poświęcili zbyt wiele uwagi.
Sam sprawdził na telefonie swój stan konta i ponownie skonstatował, że jest on ujemny. Zrobiło mu się trochę słabo. Tego ranka wyczyścił konto do zera, bo musiał spłacić kartę kredytową Kim. Jeśli dziś go wyleją, niebo zwali mu się na głowę. Wiedział, że przetrwa dwa, trzy miesiące bez pracy, ale potem będzie musiał zacząć wyprzedawać aktywa. A to go finansowo zniszczy. Niektóre z nich były teraz warte mniej, niż kiedy je kupował.
Poprzednim razem, gdy dostał tak wysoki rachunek, próbował ograniczyć jej limit środków na karcie. Kim odkryła to dopiero wtedy, gdy odrzucono jej płatność za wartą jedenaście tysięcy dolarów torebkę Hermèsa w sklepie przy Madison Avenue. Na oczach jej przyjaciółek. Była wstrząśnięta. Tamtej nocy pożarli się tak mocno, że Sam niechętnie przywrócił wysoki limit na karcie żony. Odtąd spłacał jej zachcianki bez słowa skargi, nawet jeśli musiał przez to brać kredyty konsolidacyjne. Nawet jeśli miał wrażenie, że bezustannie jest o krok od zawału.
Sam wiedział, że Kim wydaje pieniądze na prawo i lewo nie tylko z nudów, ale też by zwrócić na siebie jego uwagę. Narzekała, że mąż nigdy nie pomaga jej przy bliźniaczkach. W odpowiedzi przypomniał, że przecież właśnie w tym celu zatrudnili nianię. Trzy nianie, jeśli miał być szczery. Jedną po drugiej, i to w ciągu dwóch lat. Trzecia odeszła zalana łzami niecały tydzień temu – nagłe i nieprzewidziane humory Kim dały jej w kość.
Kim nigdy nie była zadowolona z tego, co już miała. Jeśli podarował jej naszyjnik z platyny, marudziła, że wolałaby złoty. Zabrał ją do Londynu – marzyła o Paryżu. Kupił jej bmw – okazało się, że chciałaby dostać porsche.
Dopóki w pracy wszystko grało, był w stanie uporać się z tą lawiną żądań. Ale firma niedawno straciła dużego klienta i już od świąt krążyły plotki o rychłej restrukturyzacji. Wszyscy wiedzieli, że to oznacza zwolnienia.
Sam nie miał złudzeń. Wiedział, że jeśli nie zapewni rodzinie dotychczasowego poziomu życia, Kim go zostawi. Odejdzie, zażąda pełnej opieki nad dziećmi i wychowa je tak, by go znienawidziły. Żona potrafiła mu wybaczyć niejeden numer, nawet zdradę od czasu do czasu, ale jednego nie przebaczyłaby nigdy: porażki.
To Sam pierwszy dosłyszał pośpieszne kroki, rozbrzmiewające w pustym holu. To były długie, szybkie kroki kogoś, kto spóźnił się na spotkanie. Sam obrócił się na pięcie i dostrzegł swojego szefa. Vincent zaciskał mocne szczęki, jego szerokie barki usztywniło zdenerwowanie. Podszedł do nich bez słowa powitania.
– Prawie się spóźniłeś – zauważyła Sylvie.
– Były straszne korki. – Vincent sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza; to był odruch kogoś, kto niedawno pożegnał się z nałogiem. Zamiast papierosów wyjął okulary, założył je i przystąpił do studiowania wiadomości na ekranie swojego telefonu. – Czy wszyscy wiedzą, na czym będzie polegało to spotkanie?
– Ten mail od HR był raczej zwięzły – odparł Sam. – Napisałeś, że wszyscy musimy przyjechać. Że to spotkanie ma najwyższy możliwy priorytet. No to jesteśmy. Może nas oświecisz, Vincent? Co takiego się dzieje, że musiałem przebukować bilet na Antiguę?
– Ktoś z was brał już kiedyś udział w grze typu escape room? – spytał Vincent.
– No chyba sobie w kulki lecisz! – wypalił Sam. – Zostawiłem żonę samą na urlopie jej marzeń, żeby bawić się w jakieś zajęcia integracyjne? To jakieś chujstwo, i dobrze o tym wiesz!
– Zajmie nam to godzinę – odrzekł Vincent spokojnie. – A w następny piątek będą przyznawane premie. Myślę, że wszyscy tu jesteśmy jednomyślni co do tego, że w tym okresie warto zaprezentować się jak najlepiej, zwłaszcza teraz.
– Bierzmy się do gry – westchnęła Sylvie. Jej samolot do Paryża odlatywał o północy; wciąż będzie miała dość czasu, by się spakować.
Vincent zaprowadził ich do jaskrawo oświetlonej, szeroko otwartej windy. Na jej ścianach lśniły lustra, a posadzka była z marmuru.
Weszli do środka. Stalowe drzwi zatrzasnęły się, nim którekolwiek zdążyło spojrzeć za siebie.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.