Читать книгу Tryjon - Melissa Darwood - Страница 5
INNA
ОглавлениеWycofana, cicha, nadwrażliwa – taka właśnie była Mila od najmłodszych lat. Jej ojciec zmarł, gdy była dzieckiem, matka często zaglądała do butelki. Gdyby nie pomoc babci, Mila chodziłaby brudna i głodna. To babcia zastępowała jej matkę, tuliła do snu, czytała książeczki, które wypożyczały w osiedlowej bibliotece. Dzięki niej Mila poznała baśniowe światy, w których mogła być, kim dusza zapragnie.
Mila szybko nauczyła się czytać samodzielnie, a gdy cudze opowieści przestały jej wystarczać, zaczęła pisać opowiadania. W domu, w szkole, w autobusie nie rozstawała się z notesem i długopisem. Wszystkie utwory pisała w pierwszej osobie. Pisząc, mogła być, kim chciała.
Rzadko bywała tu i teraz. Często zatrzymywała wzrok w jednym punkcie i odpływała myślami. Jej życie przypominało ciąg przerywanych zdarzeń. Traciła kontakt z rzeczywistością, by po dłuższym czasie ocknąć się w innym, często nieznanym miejscu. Zdarzało się, że zaczynała pisać opowiadanie, zasypiała, a po przebudzeniu orientowała się, że ktoś inny dokończył je za nią. Bywały poranki, podczas których docierało do niej, że nie pamięta, kiedy położyła się spać. Często zaczepiały ją osoby, których nie znała, i przywoływały zdarzenia, których nie kojarzyła. Koledzy ze szkoły uważali ją za dziwaczkę, wyśmiewali jej nieobecne spojrzenie, kpili z jej wrażliwości i zaników pamięci.
Pewnego dnia po szkole wsiadła do autobusu, lecz zamiast w domu ocknęła się w galerii handlowej. I płaciła gotówką za buty.
– Złotówka reszty. – Sprzedawczyni położyła monetę na tacce.
Mili zrobiło się słabo. Znajdowała się w obcym miejscu, co gorsza, nie miała pojęcia, jak tam trafiła. Zerknęła na zegarek na kasie fiskalnej. Osiemnasta dwadzieścia trzy. Pamiętała, że autobus odjechał spod szkoły o piętnastej dziesięć. Nie miała pojęcia, gdzie podziały się dwie ostatnie godziny jej życia.
Złotówka zabłyszczała w świetle lamp.
„Aż się prosi o wsunięcie w usta umarłego” – pomyślała Mila. Starała się sobie przypomnieć, w jaki sposób znalazła się w salonie obuwniczym. Ostatnim, co kojarzyła, był fragment książki, którą zaczęła czytać w autobusie: „W dawnych czasach monet używano jako talizmanów, które miały odstraszać złe duchy. Poganie wierzyli, że po śmierci, wraz z ostatnim wydechem, dusza opuszcza ciało przez usta i wędruje do innego miejsca. Analogicznie, tą samą drogą może powrócić do świata żywych. Dziś taki powrót nazwalibyśmy cudem – chrześcijańskim zmartwychwstaniem, medycznym fenomenem; kiedyś jednak wzbudziłby on grozę i wywołał panikę. W usta zmarłych wkładano zatem monety, aby zagrodzić duszy drogę powrotną do ciała”.
– Te platformy mają roczną gwarancję. Paragon włożyłam do torby. – Z zamyślenia wyrwał ją głos sprzedawczyni.
– Platformy? – Mila podniosła na nią ciemne oczy.
Młoda kobieta przesunęła w jej stronę reklamówkę z butami, jakby obawiała się, że klientka zaraz się rozmyśli.
– Najmodniejsze w tym sezonie. Obcas ma jedenaście centymetrów – dodała ze sztucznym uśmiechem. – Najlepszej jakości, naturalna skóra, szyte mocnymi nićmi. Powinny posłużyć kilka lat – zapewniła.
Mila powoli wzięła torbę, czując, jak po całym jej ciele rozchodzi się fala gorąca. Zdarzało jej się tracić poczucie rzeczywistości, nigdy jednak nie robiła w tym stanie zakupów. I dlaczego wybrała akurat buty na obcasie, w których nie uszłaby dalej niż kilka metrów? Zajrzała do reklamówki i wyciągnęła paragon. Ręka jej zadrżała.
– Trzysta dziewięćdziesiąt dziewięć złotych? – wydusiła przez zaciśnięte gardło. To była jedna trzecia oszczędności.
– Ten model normalnie kosztuje czterysta sześćdziesiąt – wyjaśniła sprzedawczyni. – Teraz mamy na niego promocję – dodała.
– Czy może nas pani wreszcie obsłużyć? – odezwał się ktoś z tyłu.
Mila wzdrygnęła się na dźwięk chrapliwego głosu, który rozbrzmiał za jej plecami.
– Oczywiście. – Ekspedientka uniosła kąciki ust w nerwowym uśmiechu i przeniosła wzrok na następną osobę w kolejce, ignorując Milę. – Czy mogę do butów zaproponować pani wkładki antybakteryjne?
Z łomoczącym sercem Mila odeszła od kasy i usiadła na pufie. Czuła, że robi jej się słabo. Wszystko wokół niej zaczęło wirować. Regały przybrały monstrualne formy – rosły, wydłużały się i krzywiły niczym topniejące zegary Dalego. Przybliżały się do niej, zagarniając przestrzeń, a wraz z nią powietrze.
Wzięła głęboki oddech.
Było jej potwornie gorąco.
Odłożyła reklamówkę, zdjęła torbę z ramienia i zaczęła się rozbierać: szalik, kurtka, bluza. Ramiona pokryły się gęsią skórką, mimo to miała wrażenie, że zaraz stopnieje jak pryzma śniegu na słońcu, a wówczas pozostanie po niej tylko mokra plama, która wyschnie i zniknie bezpowrotnie.
Niespodziewanie poczuła na ręce lodowaty dotyk. Podniosła wzrok i ujrzała trupią twarz ojca, który nachylał się nad nią, prześwietlając ją oczami bez źrenic. W jego zaciśniętych, zsiniałych ustach błysnęła moneta.
– Musisz wziąć się w garść – powiedział.
Pieniądz wypadł mu spomiędzy warg, brzęknął o podłogę i poturlał się pod regał. Nim zdążył zniknąć w ciemnej szparze, Mila zdołała dostrzec na nim sierp księżyca.
– Nie pozwól, by zawładnął tobą lęk. – Kwaśny oddech ojca sprawił, że poczuła mdłości.
Wpatrywała się w niego wystraszona. Znała jego twarz jedynie ze zdjęcia, które dawno temu znalazła w pokoju matki, pod stertą nieużywanej pościeli. Miał na nim ziemistą skórę i smutne spojrzenie, jednak nie wyglądał tak przerażająco jak teraz.
Nic dziwnego, przecież nie żył od kilkunastu lat.
„Zniknąć to nie taka straszna rzecz”, podpowiedział jej wewnętrzny głos.
Próbowała wstać, pragnęła uciec jak najdalej, lecz ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Mięśnie miała zwiotczałe, skórę pozbawioną czucia.
– Uspokój się. Pozostań sobą. – Kościste palce ojca zacisnęły się na jej ramieniu.
Jednak podświadomość Mili jak balon z helem uniosła się ku górze. Lekko i powoli, jakby z sekundy na sekundę grawitacja zanikała coraz bardziej. Silna dłoń ojca opadła jej na ramię, nie pozwalając jej odejść z tego świata.
Nie chcę tu być, boję się, pomyślała i znów wzleciała do góry.
– Zostawcie ją! – zagrzmiał głos ojca. Ściągnął ją z powrotem.
Coś jednak sprawiło, że ponownie oderwała się od ziemi.
Dwie niewidzialne siły mocowały się, ciągnąc raz w górę, raz w dół, a ona nie mogła ich powstrzymać. Zupełnie straciła władzę nad ciałem.
Łapczywie zaczerpnęła powietrza, w oczach ukazały się białka. Mila runęła na podłogę i zapadła się w ciemność.