Читать книгу Zmysłowa dziewczyna - Meredith Wild - Страница 4
ROZDZIAŁ 1 KATE
ОглавлениеZawsze powtarzał, że mam najpiękniejsze niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widział.
Tak naprawdę moje tęczówki były raczej szare niż błękitne, ale gdy patrzył w nie z twarzą pomiędzy moimi udami, jego oczy płonęły tak mroczną intensywnością, że wierzyłam w ich niebieskość i piękno.
– Lubisz to, najsłodsza? – wyszeptał w moją mokrą skórę, budząc we mnie dreszcz.
Price, gdy mnie tam całował, zawsze patrzył mi w oczy. Od pierwszego razu, jeszcze w college’u. To był szalony romans – miłość od pierwszego wejrzenia, nieważne, jak ckliwie to brzmi. Po dyplomie on zaczął handlować akcjami na Wall Street, a ja zatrudniłam się jako autorka tekstów reklamowych w „The New York Tribune”. Udało nam się też znaleźć urocze mieszkanko w Brooklynie, przytulne i idealne.
Tak, idealne.
Idealnie też czułam się za każdym razem, gdy Price lizał mnie tam i ssał, a jego gardłowy jęk rezonował falami po wrażliwej skórze wnętrza moich ud.
Nie spuszczał przy tym ze mnie wzroku.
– Boże, tak! – westchnęłam. – Tak, tak.
Podciągnął mnie tak, że wsparłam się na kolanach i przedramionach, i wymierzył lekkiego klapsa w pośladek.
– Masz najładniejszy tyłek, Kate.
Przeszły mnie ciarki. Uwielbiałam, gdy ssał mnie w tej pozycji. Już byłam na skraju orgazmu. Wiedziałam, że nie minie dużo czasu, zanim…
– Oooch!
Wsunął dwa palce w moją mokrą szczelinę, a ja zadrżałam konwulsyjnie. Price dostarczał mi niezliczonych orgazmów w trakcie naszych wspólnych lat, z których każdy zawsze wydawał się jeszcze wspanialszy od poprzedniego. Ten przypominał implozję – każda komórka w moim ciele pędziła ku rdzeniowi.
Natarłam, próbując głębiej wciągnąć palce.
– O, tak… Dojdź dla mnie, słodka Kate.
Moje kończyny dygotały, ramiona poddały się w końcu. Już tylko uda podtrzymywały mój tyłek w powietrzu.
– Uwielbiam, gdy dzięki mnie dochodzisz – mruknął niskim chrapliwym głosem. – Masz pojęcie, jak pięknie teraz wyglądasz?
Jego słowa znów porwały mnie na sam szczyt.
– Czuję cię, najsłodsza. Czuję, że jesteś gotowa na kolejny orgazm. – Wysunął palce i zaraz potem znalazł się we mnie.
To wystarczyło. Eksplodowałam wokół niego.
– Price! Boże, Price!
– O tak, skarbie. Uwielbiam, kiedy wykrzykujesz moje imię. Uwielbiam, kiedy dzięki mnie dochodzisz. – Wbił się we mnie raz jeszcze. – Otulasz mnie tak kompletnie, Kate. Nikt nigdy… Nikt inny na całym świecie, tylko ty…
Wypchnęłam biodra do tyłu, zmuszając go, by przyspieszył. Mocno i szybko.
Tak właśnie lubiłam, zwłaszcza przed jego wyjazdem w kolejną delegację. Zawsze upewniał się, że gdy go nie będzie, będę myśleć wyłącznie o nim.
A ja myślałam zawsze. Price nigdy nie opuszczał moich myśli.
Wdarł się we mnie głębiej i wycofał. A gdy jęknęłam, czując pustkę, przewrócił mnie na plecy, rozłożył moje nogi i wszedł we mnie ponownie.
– Spójrz na mnie, Kate. Chcę patrzeć w twoje piękne niebieskie oczy. – Na jego brwiach pojawiły się kropelki potu. Ciemne pasma włosów przykleiły się do czoła. – Jesteś piękna. Taka piękna… – Pchnął raz jeszcze, z jękiem. – Boże, tak! To takie cudowne uczucie…
Nadwrażliwa po wielokrotnym orgazmie, czułam każdy najdrobniejszy paroksyzm, gdy Price we mnie wystrzelił.
Pewnego dnia zrobimy razem dziecko, pomyślałam. Jeszcze nie nadeszła ta pora, ale pewnego dnia…
Osunął się na mnie, rozpalony i śliski. Po kilku sekundach wymamrotał:
– Wybacz, skarbie. – Przetoczył się na bok.
Odwróciłam się do niego i musnęłam jego wargi ustami.
– Już za tobą tęsknię.
Oparł ramię na czole. Miał zamknięte oczy.
– Ja za tobą też. Ale to zaledwie tydzień.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go znowu.
– Dla mnie tydzień bez ciebie jest jak rok.
Otworzył oczy i odwrócił się do mnie.
– Wiem. Będę dzwonić do ciebie codziennie, jak zwykle – westchnął. – Lepiej zacznę się zbierać, jeśli mam zdążyć na ten samolot. A tobie przyda się popołudniowa drzemka. Zasłużyłaś.
Gdy wstawał, poczułam ugięcie materaca.
Chciałam czuwać, dopóki nie wyjdzie, ale byłam padnięta. Miałam za sobą osiemdziesięciogodzinny tydzień pracy i jeszcze udało mi się wrócić do domu, by zobaczyć się z Price’em przed jego wyjazdem. Nazajutrz była sobota. Zamierzałam rozkoszować się naprawdę zasłużoną sesją długiego snu, a potem późnym lunchem z moją najlepszą przyjaciółką. I pójść na masaż.
– Kocham cię, skarbie – szepnęłam, odpływając.
Jego słowa wróciły do mnie echem.
– A ja kocham ciebie. Zawsze.
Podskoczyłam na łóżku. Co to za wkurzający hałas, do cholery?
To nie mój budzik. Nie nastawiałam go. Przecież chciałam tylko uciąć sobie drzemkę.
Dzwonek do drzwi.
Spałam tak mocno, że nie rozpoznałam jego dźwięku. Szybko sięgnęłam po telefon leżący na szafce nocnej. Południe? O cholera! Naprawdę byłam zmęczona.
Ogarnął mnie żal. Przecież chciałam pożegnać się z Price’em, zanim wyjdzie. Teraz jest już pewnie gdzieś nad Atlantykiem.
W pośpiechu naciągnęłam dres i koszulkę, wyszłam chwiejnym krokiem z sypialni i stanęłam przed drzwiami. Nacisnęłam guzik domofonu.
– Tak?
– Pani Lewis? Katherine Lewis?
Odchrząknęłam.
– Tak.
– Tu oficer Trent Nixon, NYPD. Mam, hm, wiadomość dla pani. Mogę wejść?
Serce mi zamarło.
Musiało stać się coś strasznego.
Rok później
– Daj spokój, Kate – namawiała mnie Michelle, moja szwagierka. – Potrzebujesz wakacji.
– Przez cały ostatni rok miałam wakacje. Rzadko pracowałam.
Nie musiałam. Price zostawił mi bardzo wysoką sumę z ubezpieczenia na życie. Przy odpowiednich inwestycjach nie musiałabym pracować już nigdy więcej. I dobrze, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam na to ochoty.
– No właśnie. A co z twoją obiecującą karierą? Obiecującą przyszłością?
Przyszłość bez Price’a? Nie, dziękuję.
Zerknęłam na szwagierkę. Była do niego bardzo podobna, z tymi ciemnymi włosami i wyrazistymi oczami. Cechował ją ten sam waleczny duch i determinacja, którą okazywała teraz. Michelle uznała, że powinnam pojechać z nią w tropiki. W babską podróż na jakąś daleką wyspę na południowym Pacyfiku.
Nie kupowałam tego.
– Nie możesz rozczulać się nad sobą do końca życia – ciągnęła.
– Jakoś nie mogę się powstrzymać, Chelle.
Cóż za niedopowiedzenie! Jak miałam zapomnieć o miłości swojego życia?
Dotknęła mojego przedramienia, bez wątpienia próbując mnie pocieszyć, ale bez powodzenia.
– Ja też za nim tęsknię. Wszyscy tęsknimy. Rozumiem.
Tylko myślała, że rozumie. Nie rozumiała niczego. Była jego młodszą siostrą, a nie bratnią duszą. Nie kobietą, która miała urodzić jego dzieci, te piękne urojone dzieci, których nigdy nie dane mi będzie poznać. Nie kobietą, z którą miał się zestarzeć – śmiać się razem z nią na parkowej ławce, karmić gołębie i obserwować bawiące się wnuki.
Wrota piekieł odebrały mi mojego ukochanego, a nikt tego nie pojmował. Nikt nie rozumiał.
Michelle rozejrzała się po kuchni.
– Kiedy sprzątałaś tu po raz ostatni? Kiedy zjadłaś coś przyzwoitego?
Brudne naczynia piętrzyły się w zlewie, a na stole stały resztki chińszczyzny na wynos sprzed dwóch dni. Nie miałam ochoty ich dojeść.
Milczałam.
– Posłuchaj – oświadczyła Michelle. – Zabieramy się stąd. Dzwonię po ekipę sprzątającą, żeby odkaziła to wszystko, i zapraszam cię na lunch. Podczas którego będziesz jeść. A potem idziemy na zakupy.
Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale uciszyła mnie gestem.
– Nie kłóć się ze mną. Potrzebujesz ubrań. Styl wyspiarski. – Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej jakieś papiery. – To są nasze bilety i plan podróży. Wylatujemy jutro rano.
Po obfitującym w turbulencje locie, rejsie promem, podczas którego prawie się pochorowałam („To nie choroba morska, oświadczyła Michelle, to tylko nerwy”), i przejażdżce po mocno nierównej kamienistej drodze dotarłyśmy w końcu do niewielkiej willi z widokiem na ocean. Na wyspie Leiloa leżącej na południowym Pacyfiku.
Taksówkarz wypakował nasze bagaże. Michelle zapłaciła i mruknęła do niego coś, czego nie zrozumiałam.
Gdy odjechał, odwróciła się do mnie.
– I co myślisz?
– Myślę, że muszę siku. – Wyboje i wstrząsy po drodze zrobiły swoje.
– Na litość boską, Kate! Rozejrzyj się. Tu jest pięknie. Zaraz mamy plażę, zachody słońca podobno są cudowne. To jest raj. Ciesz się nim!
Ucieszyłoby mnie jedynie, gdybym została zabita i zakopana. Sięgnęłam po walizkę i torbę podręczną.
– Chodźmy do środka.
Michelle pokręciła głową z westchnieniem.
– Dobra. – Wyjęła z kieszeni klucz i otworzyła drzwi. – To miejsce jest podobno super. Cztery sypialnie, w pełni wyposażona kuchnia. Basen i jacuzzi.
– Po co nam cztery sypialnie? – Zaczęłam marudzić.
– Odpuść sobie chociaż ten jeden raz. Dobra, Kate?
Wykazywała się ogromną cierpliwością do mojego pesymizmu, więc w zamian mogłam chociaż spróbować dobrze się bawić podczas wycieczki, którą dla nas zorganizowała. Ewidentnie zadała sobie dużo trudu. Podróż odbyłyśmy w pierwszej klasie. Michelle musiało to sporo kosztować. Mnie przynajmniej było stać na taki luksus.
– Dobra, wygrałaś. Zróbmy to.
Willa była piękna, urządzona wygodnie i nowocześnie. Na wyposażeniu kuchni znajdowała się profesjonalna płyta gazowa, marmurowe blaty i ogromna lodówka ze stali nierdzewnej.
Michelle otworzyła ją i wyjęła butelkę szampana Moët.
– Bąbelki do toastu za początek naszych trzech tygodni w raju!
Nie byłam jeszcze w nastroju do imprezowania.
– Nie, dziękuję.
– Hej, pamiętasz? Obiecałaś, że to zrobimy. – Odpakowała korek i wyjęła go z pyknięciem.
– Masz rację. Tak powiedziałam.
Próbując wypełnić zobowiązanie, przeszukałam szafki i wyjęłam z nich odpowiednie kieliszki. Michelle napełniła je i wręczyła mi jeden.
– Za odnalezienie tego, co straciłyśmy! – wzniosła toast.
Gwałtownie wciągnęłam powietrze.
Interesujący dobór słów. Wiedziałam, że nigdy nie odnajdę tego, co straciłam, ale może jednak spróbowałabym odnaleźć chociaż część siebie. Część wystarczająco silną, która pomogłaby mi przetrwać to, co nadchodziło.
– W porządku. Za odnalezienie tego, co straciłyśmy. – Upiłam łyk musującego płynu. Bąbelki zatańczyły na języku.
– W takim razie – zaproponowała Michelle – przebierzmy się i chodźmy na spacer po plaży. Zainstaluj się na końcu korytarza na piętrze. Ja wezmę sypialnię na dole.
Zaniosłam bagaże na górę, do pokoju, który dla mnie wybrała, i… Gdy weszłam do środka, prawie opadła mi szczęka.
Była to najpiękniejsza główna sypialnia, jaką widziałam kiedykolwiek. Nie potrzebowałam aż takiej. I dlaczego w ogóle Michelle wynajęła tę konkretną willę? Spokojnie zadowoliłby nas jeden pokój hotelowy z dwoma łóżkami.
Małżeńskie łoże okrywała jedwabna pościel w odcieniach czerni i srebra. Komody i stoliki nocne wykonano z ciemnego drzewa wiśniowego. To wszystko nie umywało się jednak nawet do łazienki. Czysta dekadencja: srebrzystobiałe marmurowe blaty i czarna ceramika, z bidetem włącznie. Wanna i prysznic parowy pomieściłyby dwie osoby.
Odetchnęłam głęboko. Wokół pachniało różami i lawendą.
Rozpakowałam się i włożyłam seksowne różowe bikini, do kupna którego namówiła mnie Michelle.
– Masz wspaniałe ciało – oświadczyła. – Powinnaś się nim chwalić!
Tylko komu? Nie miałam pojęcia.
W każdym razie włożyłam bikini i owinęłam się w talii czarno-różowym sarongiem. Wsunęłam stopy w klapki, zaczesałam moje miodowe blond włosy do tyłu i zebrałam je wysoko w koński ogon.
Po czym zeszłam na dół.
Michelle czekała na mnie w kuchni, w górze od bikini w odcieniu królewskiego błękitu i w białej zwiewnej długiej spódnicy. Wręczyła mi kolejny kieliszek szampana.
– Bąbelki do spaceru.
– Po publicznej plaży?
– To prywatna plaża, głuptasie. Widziałaś jakieś domy w pobliżu, gdy tu jechałyśmy?
Zauważyłam niewiele. Byłam zbyt zajęta użalaniem się nad sobą.
– Przepraszam. W takim razie to chyba w porządku?
– Oczywiście, że wszystko w porządku – odparła Michelle z uśmiechem. – No, rusz się. Po wyjściu skręć w lewo. Widoki są spektakularne. Zaraz cię dogonię. – Podniosła kieliszek do ust.
– Nie. Zaczekam na ciebie.
– Muszę zadzwonić, a nie chcę, żebyś tu siedziała, gdy pod nosem masz plażę i fale. Idź. Nie chcesz chyba przegapić zachodu słońca?
Co miałam do stracenia? Skoro i tak straciłam wszystko, kilkuminutowy samotny spacer po piasku nie mógł mnie zranić bardziej.
Zacisnęłam palce na nóżce kieliszka, wyszłam na zewnątrz i spojrzałam na ocean. Słońce opadało za horyzont powoli, niczym jaskrawopomarańczowa piłka otoczona promieniami żółci i bieli. Świeciło jeszcze całkiem mocno, więc osłoniłam oczy. Nie pomyślałam, żeby włożyć okulary.
Zaczęłam iść wzdłuż brzegu, spoglądając w dół na miriady muszli i florę wyrzuconą na plażę. Po przejściu kilkuset metrów rozejrzałam się za Michelle, ale jej nie zauważyłam.
Szłam dalej, patrząc na słońce i przed siebie. Aż…
Michelle powiedziała, że to prywatna plaża. Dlaczego zatem w moją stronę idzie jakiś człowiek?
Zmrużyłam powieki, żeby dostrzec coś więcej. Jego pewny siebie krok wydał mi się znajomy.
Moje serce załomotało.
Nie.
To niemożliwe.
Ku mnie szedł duch.
Duch, który twierdził, że mam najpiękniejsze niebieskie oczy, jakie widział kiedykolwiek.