Читать книгу Komornik - Michał Gołkowski - Страница 6

Оглавление

Prolog

Pewnego dnia Apokalipsa zapukała też do moich drzwi. Wyjrzałem przez wywierconą w stalowej płycie dziurkę, na wszelki wypadek wymacałem w kieszeni pistolet.

– Kto tam? – zawołałem przez drzwi do stojącego na klatce schodowej nieznajomego w turbanie.

– Dzień dobry. Nazywam się Azrael i zastanawiam się, czy nie znalazłby pan czasu, aby porozmawiać ze mną o swoim życiu.

Widywałem już wcześniej Wysłanników, wiedziałem, jak się zachowują i jak ich oszukać. Ten od samego początku był... inny. Wytarł buty przed wejściem, wręczył żonie kwiaty, córeczce podał lekko sfatygowanego pluszowego misia, którego zgubiła, gdy kilka dni wcześniej przedzieraliśmy się przez ruiny supermarketu. Przedstawił się, ale sam nie pytał o imiona ani nie próbował oznaczać nas krwią Baranka. Nie robił nic z tych głupot, które tak bardzo antagonizowały nas wobec przedstawicieli Jedynej Słusznej Religii Miłości i Pokoju.

– Bardzo tu u państwa ładnie – zagadnął, gdy usiedliśmy na rozkompletowanych fotelach przy zbitym z desek stole.

– Staramy się w miarę możliwości. – Żona się uśmiechnęła. – Rozumie pan, nie jest łatwo...

– Ależ oczywiście – zgodził się uprzejmie Azrael.

Na chwilę zapadła cisza. Tykał pokazujący losową godzinę zegar, poskrzypywały sprężyny siedzisk. Przez okno wpadał purpurowy blask słońca, od nie wiem jak dawna wiszącego nieruchomo w tym samym miejscu ponad martwym horyzontem.

Żona w końcu ledwo dostrzegalnym ruchem puknęła mnie w ramię, po czym zwróciła się do nieoczekiwanego i niewyczekiwanego gościa:

– Może herbaty ziołowej? Mam akurat gorącą wodę...

– Jest pani aż nazbyt gościnna. Poproszę, jeśli to nie kłopot.

Wyszła i zaczęła krzątać się po kuchni, córeczka zagadywała ją o coś konspiracyjnym szeptem. Zostaliśmy we dwóch, siedząc tak chwilę w lekko krępującym milczeniu. Przynajmniej dla mnie, bo on cały czas z ciekawością rozglądał się po pokoju.

– Widzę Wezwanie. – Chciał pokazać palcem, ale zmitygował się; widać było, że dopiero uczy się zasad dobrego zachowania. Nie było sensu kłamać, bo faktycznie wypisane na glinianej tabliczce pismo leżało tam, gdzie je rzuciłem na półkę jakiś czas temu.

– Tak.

– Mogę zapytać, czemu nie stawiliście się państwo na miejsce zbiórki?

– Niestety, obowiązki nie pozwoliły. – Uśmiechnąłem się kwaśno. – Rozumie pan, życie zajmuje nam w zasadzie cały dostępny czas. Trudno wykroić nawet kwadrans na poddanie się eksterminacji.

Apokryficzni próbowali uczyć się na swoich błędach i naszej historii, nie do końca jednak rozumiejąc kontekst i implikacje przyczynowo-skutkowe; w związku z tym w ramach projektu pilotażowego zorganizowali coś w rodzaju obozów dobrowolnej zagłady. Od czasu do czasu ogłaszano wielkie zbiórki, człowiek mógł stawić się w wyznaczonym miejscu, po czym – otrzymawszy niewielkie wynagrodzenie w brzęczących monetach srebrnych szekli – w mniej lub bardziej humanitarny sposób rozstać się z życiem. Oczywiście wszystko w majestacie prawa, z wypisem z Ewidencji i wydaniem oficjalnego certyfikatu. Podobno tu i ówdzie działały też samoobsługowe szubienice, ale z jakiegoś powodu nie cieszyły się szczególnym powodzeniem.

Anioł popatrzył na mnie uważnie, potem w jego matowych, lekko metalicznych oczach coś błysnęło. Pokiwał głową i uśmiechnął się ze zrozumieniem.

– To był sarkazm, prawda?

– Tak – potwierdziłem znów.

Azrael przez chwilę nie mówił nic, tylko patrzył na mnie, jakby analizując reakcję.

– Uważa pan zapewne, że obecne metody działania są mało efektywne.

– Nigdy bym nie śmiał krytykować Ustroju – zastrzegłem od razu.

– Cóż, podobne przekonanie panuje też w co poniektórych kręgach zbliżonych do samej Góry. Muszę jednakże zdradzić panu, że podjęto decyzję o intensyfikacji działań.

Poprawiłem się na fotelu, jednocześnie muskając koniuszkami palców wsadzony pomiędzy siedzenie a podłokietnik samopał nabity srebrną kulą.

– I co w związku z tym?

Żona weszła do pokoju, postawiła tacę z filiżankami, w których bełtał się mętny napar. Azrael ostrożnie ujął spodeczek, dwoma palcami złapał za uszko i wysiorbał łyk.

– Doprawdy, wyborne. Jest pani ozdobą i klejnotem swego domu, dokładnie tak, jak mówi Pismo: „Koroną męża jest dzielna żona”. A wracając do naszej rozmowy, panie... – Spojrzał na mnie uważnie, potem machnął ręką. – Zresztą nie wdawajmy się w personalia, na to jeszcze przyjdzie czas. Mam dla pana propozycję pracy.

Przedstawił mi ofertę. Wysłuchałem. Zadałem kilka pytań. Spojrzałem na żonę, która ledwo dostrzegalnie kiwnęła głową: bierz! Pełna nietykalność, wynagrodzenie płatne w twardej walucie Talentów, dodatkowe pełnomocnictwa... marzenie! Tymczasem przyszła córka ze swoim misiem i władowała się Aniołowi na kolana, przerwała mu bezceremonialnie i oświadczyła, że Pan Misio jest mu bardzo wdzięczny, że przyprowadził go z powrotem do domu, i że on, to znaczy Azrael, ma za to dostać całusa.

Lekko zdziwiony Anioł nastawił policzek, a gdy karminowe usteczka musnęły jego brodę, to jakby zawiesił się na kilka chwil, zamierając w bezruchu z półprzymkniętymi oczami. Potem wzdrygnął się, zmierzwił jej płowe włoski i popatrzył na mnie.

– Oczywiście przyjęcie oferty zakłada wybór nowego imienia, które od tej pory wpisane zostanie oficjalnie do Księgi. Ma pan może jakieś upatrzone?

Spojrzałem na żonę, ona wzruszyła ramionami i rozłożyła ręce. Mój wzrok prześliznął się po pustych ścianach, zatrzymał na stojącej w kącie przeszklonej szafce, w której trzymaliśmy kolekcję nikomu już niepotrzebnych płyt DVD. Był kiedyś ten film o dwóch gościach ściągających od czarnej gówniarzerii długi...

– Ezekiel – wypaliłem.

– Doskonale. Imię jest już wpisane, zatem... Ezekiel Siódmy, wedle kolejności zgłoszeń. Czyli rozumiem, że zgadza się pan na moją ofertę i przyjmuje pracę?

– Tak. – Wyciągnąłem rękę. – Przyjmuję.

Dłoń Anioła była twarda i zimna jak u marmurowej figury.

– Doskonale. A zatem, Ezekielu Siódmy, od tej chwili wstępujesz oficjalnie w obowiązki Komornika na usługach Góry, wykonującego Zlecenia wedle jej zamówień. Zostaniesz wyposażony w zestaw minimalny, pozwalający skutecznie wypełniać przypisane obowiązki, oraz przydzielona zostanie ci oddzielna teczka w Ewidencji. Oczywiście całość obecnej dokumentacji wraz z powiązanymi aktami osobowymi zostanie poddana procesowi wykreślenia, wraz ze wszystkimi wynikającymi konsekwencjami.

Zamrugałem, niepewny, co Anioł może mieć na myśli. Dopiero po chwili przerażające zrozumienie wwierciło mi się w mózg, zalewając lodem rdzeń kręgowy.

– T-tak, oczywiście. A co do mojej rodziny, to rozumiem, że przywileje rozciągają się...

– Rodziny? – Azrael przechylił głowę, niczym pustynny sokół wpatrujący się w jaszczurkę.

– Mojej rodziny, tak.

– Nie posiadasz rodziny, Ezekielu Siódmy.

Żona westchnęła i zakryła usta dłonią, popatrzyła na mnie wielkimi oczami. Córeczka nie zwracała na to wszystko uwagi, gadając coś do Pana Misia. Trzymający ją na kolanach Anioł Śmierci pokiwał poważnie, uśmiechnął się i pogładził ją po główce.

Komornik

Подняться наверх