Читать книгу Korea Północna. Dziennik podróży - Michael Palin - Страница 4
ОглавлениеPrzez większą część roku czekałem na zielone światło dla projektu, który – jeśli doczekałby się realizacji – pozwoliłby mi zagrać najbardziej wymagającą, wyczerpującą, ale i ekscytującą rolę w karierze. Brałem lekcje jazdy konnej, przez wiele godzin wkuwałem hiszpański metodą Michela Thomasa, zapuściłem odpowiedni zarost, zaopatrzyłem się nawet w specjalny sztuczny nos. A wszystko po to, żeby wcielić się w przemyślnego szlachcica w opus magnum Terry’ego Gilliama – Człowieku, który zabił Don Kichota . Z różnych przyczyn realizacja filmu życia Terry’ego ciągle się opóźniała. Najpierw zdjęcia miały się zacząć w lipcu, potem w październiku, aż wreszcie odroczono je bezterminowo. W miarę jak kolejne problemy prawne przedłużały impas, coraz mniej przekonujące stawały się wyjaśnienia, dlaczego jestem taki zarośnięty i czemu odrzucam kolejne propozycje.
W końcu przyszedł czas złapać byka za rogi. Pewnego jesiennego poranka z żalem usiadłem do komputera, napisałem do Terry’ego e-maila z rezygnacją, wziąłem głęboki oddech i kliknąłem „wyślij”.
Niemal natychmiast sam odebrałem wiadomość. Nadawcą był Dan Grabiner z ITN Productions, a nagłówek brzmiał: „Dziś mam dla ciebie nietypową propozycję”. Nietypowe propozycje są moim chlebem powszednim, ale ta była naprawdę niezwykła. Dan pytał, czy chciałbym zaprezentować dla ITN i Channel 5 serię filmów o Korei Północnej.
Według mojej filozofii podróżowania im trudniej gdzieś dotrzeć, tym bardziej warto tam pojechać. W przypadku wyprawy do Korei Północnej okazało się jednak, że poglądu tego nie podzielają ani moja żona, ani gros moich przyjaciół. Dla nich był to krok za daleko. Znane zagrożenia to jedno, ale kompletny brak informacji – całkiem co innego.
Nie żeby Korea Północna stanowiła absolutną białą plamę. Napisano o niej kilka książek, radio i telewizja nadawały świadectwa uciekinierów. Niestety w niemal wszystkich mowa o okrutnym, bezbożnym, tajemniczym państwie, w którym zniewoleni i pogrążeni w ubóstwie ludzie żyją pod jarzmem bezwzględnej, samonapędzającej się dyktatury. Niełatwo zareklamować ten kraj sceptykom.
Kiedy ekipa ITN nawiązała ze mną kontakt, u władzy od pięciu lat był Kim Dzong Un. Młody przywódca z ekscentryczną tonsurą objął najwyższy urząd po śmierci swojego ojca Kim Dzong Ila, który sam przejął stery od swojego ojca Kim Il Sunga, założyciela Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej.
Za granicą Korea Północna ma niewielu sprzymierzeńców. Od czasu do czasu dofinansowywali ją Rosjanie, ale po upadku ZSRR w 1991 roku przestali, zostawiając na sponsorskim posterunku niezbyt skore do pomocy Chiny. Inne kraje zaczęły traktować Koreę Północną coraz bardziej nieufnie, kiedy mimo ograniczonych środków jej mieszkańcy zawzięcie realizowali songun, politykę nadawania absolutnego priorytetu armii. Przejawiała się ona w testowaniu urządzeń jądrowych i budowaniu coraz większych międzykontynentalnych pocisków balistycznych. Próby pojednania się z Zachodem nieodmiennie kończyły się fiaskiem, tak że Korea Północna zyskała stałe miejsce na osi zła według George’a W. Busha.
Niezniechęcony fatalnym PR Korei i zaintrygowany pomysłem, odpowiedziałem ITN twierdząco. Owszem, jestem zainteresowany, i tak, chciałbym dowiedzieć się więcej.
Po kilku wstępnych spotkaniach projekt stracił jednak impet. Sytuacja międzynarodowa znacznie się pogorszyła i idea nakręcenia dziennika podróży do Korei Północnej stawała się coraz mniej prawdopodobna. Ponadto moją żonę czekało wszczepienie endoprotezy kolana, więc musiałem być w domu, żeby pomóc jej podczas rehabilitacji. Postanowiłem zatem zaangażować się w inne przedsięwzięcie, które nie wymagało dalekich wyjazdów – zabrałem się do pisania książki o okręcie HMS Erebus, którego niesamowita historia bardzo mnie zaciekawiła.
Decyzja wydawała się słuszna. Z Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej dochodziły coraz gorsze wieści. Kim Dzong Un groził całemu światu, chwaląc się, że zgromadził arsenał pocisków i sześćdziesiąt sztuk broni jądrowej. Natychmiastowa reakcja nowo wybranego prezydenta Stanów Zjednoczonych też nie była zachęcająca. Donald Trump nazwał Kima wariatem i zapowiedział, że Koreę Północną czekają „ogień i furia, jakich świat jeszcze nie widział”. „Rakietowiec rozpoczął samobójczą misję” – podżegał Trump. W odwecie Kim Dzong Un określił Trumpa mianem „obłąkanego, zdziecinniałego starca”.
Wraz z każdą obelgą szanse, że kiedykolwiek będę mógł nakręcić film w Korei Północnej, drastycznie malały. Mojej żonie ulżyło, a ja pogodziłem się z myślą, że nie dopiszę do swojej listy osiemdziesiątego dziewiątego państwa. ITN i Channel 5 jeszcze się jednak nie poddały. Podczas wielomiesięcznej wymiany inwektyw na szczeblu państwowym stacje utrzymywały kontakt ze swoim tamtejszym współpracownikiem, szefem agencji turystycznej Nickiem Bonnerem. Pochodzący z Anglii Nick od prawie ćwierć wieku organizował wycieczki do KRLD i doskonale znał lokalne realia.
Na początku 2018 roku Nick odnotował pomyślniejsze wieści napływające z Korei Północnej. W orędziu noworocznym Kim Dzong Un ostrzegał co prawda, że „całe Stany Zjednoczone są w zasięgu północnokoreańskiej broni jądrowej”, po raz pierwszy wyciągnął jednak gałązkę oliwną do prezydenta Korei Południowej, a co za tym idzie – do reszty świata. Podczas gdy ja badałem okoliczności zatonięcia Erebusa w arktycznej otchłani, w zupełnie innej części świata zapowiadało się na odwilż.
KRLD, od dawna przedstawiana jako skryta kontestatorka polityki międzynarodowej, rozpoczynała tak zwaną ofensywę uroku. Władze nie tylko wysłały ekipę zawodników na zimowe igrzyska olimpijskie w Korei Południowej, ale – bardzo sprytnie – postanowiły oddelegować na nie Kim Jo Dzong, fotogeniczną siostrę Kim Dzong Una. To ona miała stać za przypominającym robota wiceprezydentem USA Mikiem Pence’em, by pokazać, że zrzędy pochodzą z Waszyngtonu, nie z Pjongjangu.
Miesiąc po olimpiadzie Biały Dom wydał niebywałe oświadczenie: niewykluczone, że dojdzie do spotkania wielkiego wodza z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Kilka tygodni później Kim Dzong Un, po raz pierwszy odkąd w 2011 roku objął władzę, opuścił kraj i udał się pociągiem do Pekinu na spotkanie z prezydentem Chin.
Nasze podsycone ociepleniem stosunków nadzieje odżyły. Powstało biuro produkcji. W mojej skrzynce zaczęły pojawiać się książki o Korei Północnej. Chociaż nadal pilnie pracowałem nad Erebusem, postanowiłem spotkać się z reżyserem Neilem Fergusonem, którego wybór rozważałem (jego opis przygotowań do zdjęć znajduje się w epilogu tej książki). Musieliśmy zachować ostrożność. Projekt był tak niepewny, że wszelki przedwczesny rozgłos mógł zaprzepaścić nasze szanse. Niczym szpiedzy z powieści Johna le Carrégo umawialiśmy się więc w ciemnych kątach pubów i kawiarni, a zamiast o Korei Północnej rozmawialiśmy o „Północnym Croydon”.
Łut szczęścia sprawił, że miałem trzytygodniową przerwę w pracy nad Erebusem – tyle czasu mój redaktor miał sprawdzać gotowy manuskrypt. Niespodziewanie i w niemal nieprzyzwoitym pośpiechu pakowałem się na lot do Pekinu. Równocześnie przekonywałem żonę, że Kim Dzong Un jest niebezpieczny tak samo jak Święty Mikołaj i że wszystko będzie dobrze, bo teraz Korea Północna szuka sprzymierzeńców, a nie wrogów. W czasie kilku spokojniejszych chwil tuż przed wylotem zdałem sobie sprawę, że sam w to nie wierzę, a historia uczy nas tylko tyle, iż stosunki między Koreą Północną a resztą świata mogą zmienić się w mgnieniu oka. Wiedziałem, że ta podróż będzie wyjątkowa.
Jak się dowiedziałem, władze Korei Północnej panicznie boją się napływu wszelkich informacji z zewnątrz, więc nie będę mógł zabrać ze sobą podstawowego pakietu podróżnika: map, przewodników, informacji wydrukowanych z internetu. Ponieważ mieliśmy nadzieję filmować w różnych miejscach, w miastach, miasteczkach i na wsiach, obostrzenia mocno nas zirytowały. Żeby zarejestrować wrażenia z tej bezprecedensowej podróży, miałem zatem do dyspozycji wyłącznie mały niebieski kołonotes, najbardziej niepozorny, jaki udało mi się znaleźć. Wiedziałem bowiem, że używanie kamery i dyktafonu też będzie problematyczne.
Okazało się, że nie odebrano mi iPhone’a, więc w zaciszu różnych hotelowych pokojów (choć do dziś nie mam pewności, czy rzeczywiście szanowano tam moją prywatność), mogłem nagrywać dodatkowy materiał. Mimo że potem nieco uporządkowałem swoje notatki i uzupełniłem je o wspomnienia, których nie miałem szansy zapisać, większość treści tej książki pochodzi z niebieskiego notesu – skrobałem w nim w każdej wolnej chwili.
Po przyjeździe dostałem ważną lekcję: sami Koreańczycy nie nazywają swojego państwa Koreą Północną. Dla nich ojczyzną jest Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna.