Читать книгу Nie puszczaj mojej dłoni - Michel Bussi - Страница 6

Оглавление

2

MELANCHOLIA

Godzina 15.31

Rodin ma jedno ulubione zajęcie – obłaskawiać fale.

Wyłącznie wzrokiem.

Wbrew temu, co sądzą pijaczki z portu Saint-Gilles, to nie jest łatwa sprawa. Wymaga czasu. Cierpliwości. Przebiegłości. Nie pozwolić się zdekoncentrować, jak na przykład tym trzaskiem drzwi z tyłu. Nigdy nie patrzeć w ziemię, zawsze w horyzont.

Ocean to coś szalonego. Kiedyś, gdy jeszcze był młody, Rodin poszedł do muzeum. No, coś w rodzaju muzeum. W północnej Francji, niedaleko Paryża, taki dom jednego starca, który przez cały dzień wpatrywał się w odbicie promieni słońca w sadzawce, wcale nie było tam fal, tylko nenufary. W kraju, w którym zawsze jest zimno, gdzie jak tylko człowiek stanie, sięga nieba. To jedyny raz, gdy opuścił wyspę. I nie ma ochoty tego powtarzać. W muzeum obok domu były obrazy: pejzaże, zachody słońca, szare niebo, czasem też morze. Najbardziej okazałe miały dwa metry na trzy. Było tam mnóstwo ludzi, zwłaszcza kobiet, starych kobiet, które godzinami przesiadywały przed jednym obrazem.

Dziwne.

Znowu odgłos zamykanych drzwi samochodowych, z tyłu. Tak na ucho, z portowego parkingu, jakieś trzydzieści metrów od końca pomostu, gdzie właśnie siedzi na swoim głazie. Na pewno jakiś turysta, któremu się wydaje, że złapie fale aparatem fotograficznym, jak rybak, który ma nadzieję, że złowi rybę, zarzucając wędkę na krótką chwilę. Co za głupcy...

Ponownie powracają myśli o tym szalonym brodaczu. Właściwie to malarze są tacy jak on, Rodin, usiłują złapać światło, fale, ruch. Ale po co taszczyć ze sobą płótna i pędzle? Wystarczy usiąść tutaj, na samym brzegu morza, i patrzeć. Dobrze wie, że wyspiarze mają go za pomyleńca, bo tak siedzi całymi dniami i wpatruje się w horyzont. Na pewno nie jest głupszy niż te staruchy przed obrazami. Na pewno nie tak głupi. Ma darmowe widowisko. Jakby zesłane przez genialnego, wielkodusznego malarza, tam w górze.

Stłumiony krzyk rozcina ciszę, gdzieś z tyłu. Coś jak skowyt... Pewnie turysta źle się poczuł...

Rodin się nie odwraca! Aby zrozumieć morze, uchwycić jego pulsowanie, trzeba trwać nieruchomo. Ledwo oddychać. Fale są jak płochliwe wiewiórki, gdy tylko się poruszysz, one już uciekają... Panienka z urzędu zasiłków dla bezrobotnych spytała go, jakiej pracy szuka, jakie ma zdolności, gdzie chciałby się zatrudnić, jakie ma umiejętności. Wytłumaczył jej, że potrafi rozmawiać z falami, rozpoznawać je, w pewnym sensie oswajać. Zapytał tę panienkę, bardzo poważnie, jaki zawód mógłby wykonywać z tymi umiejętnościami. Może mógłby zajmować się badaniami? A może coś w kulturze? Takie dziwne rzeczy interesują ludzi. Popatrzyła na niego okrągłymi oczami, jakby myślała, że sobie z niej żartuje. Była całkiem miła, chętnie zabrałby ją na groblę, mógłby jej zaprezentować fale. Często zabiera tam dzieci swoich siostrzeńców. One to rozumieją. Tak trochę.

Coraz mniej.

Krzyk wybucha mu za plecami. Tym razem to już nie skowyt. Wołanie o pomoc, wyraźne.

Niemal odruchowo Rodin się odwraca. Magia i tak jest już przerwana, potrzeba paru godzin, żeby na nowo wejść w duchową więź z morzem.

Rodin blednie.

Zdąży jeszcze dostrzec samochód, czarną terenówkę. I ciemną sylwetkę, przysadzistą, niemal szerszą niż wyższą, ubraną w tunikę, z twarzą zasłoniętą dziwną czapeczką w kolorze khaki. Nie ma najmniejszej wątpliwości, to jakiś Malbar.

Rodin coś bełkocze. Kiedy spędza za dużo czasu z falami, słowa nie od razu się tworzą, potrzeba dłuższej chwili, aby na nowo nauczyć się mówić.

– Przeprasz... Chciał...

Nie może oderwać wzroku od noża w ręku Malbara, od czerwonego ostrza. Nie wykonuje żadnego ruchu obronnego. Jedyny ruch, na jaki chciałby mieć czas, to jeszcze raz odwrócić się w stronę morza i pożegnać się z falami, ze światłem, z horyzontem. Reszta go nie obchodzi. Ale Malbar nie pozostawia mu takiej możliwości.

Rodin widzi jeszcze otwarty bagażnik terenowego auta. Zwisające prześcieradło. Wystającą rękę. A także...

Wszystko się zapada.

Jedna ręka chwyta go za ramię, podczas gdy druga wbija mu nóż w samo serce.

Nie puszczaj mojej dłoni

Подняться наверх