Читать книгу Chef. Historia Michela Morana - Michel Moran - Страница 3

WSTĘP

Оглавление

Jest piękny czerwcowy piątek. Na bezchmurnym warszawskim niebie wisi jedynie potężna kula słońca, prażąc miasto bez litości. Mieszkańcy i turyści – w grupach i indywidualnie – niespiesznie przechadzają się po Ogrodzie Saskim, krążą wokół Grobu Nieznanego Żołnierza i przyglądają efektownej zmianie warty. Potem idą przez plac w stronę Teatru Wielkiego, przecinają dziedziniec biurowca Metropolitan. Tu w otoczeniu drzew, stali, szkła i szlachetnych kamiennych okładzin zażywają orzeźwienia przy strzelającej pod niebo fontannie. Po chwili ruszają i wchodzą wprost na południową fasadę teatru. Dawno temu, jeszcze przed budową biurowca Metropolitan fasada ta była nawet tłem ołtarza podczas mszy papieskiej. Dziś nie jest tak spektakularnie widoczna, nowoczesny biurowiec wraz z teatrem wpisują się w krajobraz tej kameralnej uliczki. Właściwie przedłużenia Trębackiej, prowadzącej wprost pod monument Adama Mickiewicza przy Krakowskim Przedmieściu. Idzie więc tędy często tłum. Ludzie z zaciekawieniem zaglądają do restauracyjnych ogródków, w których siedzą ci, którym iść się akurat nie chce. Dokładnie na rogu z ulicą Moliera część przechodniów zatrzymuje się i zagląda do ogródka Bistro de Paris. Tam właśnie toczy się niezwykły pokaz sztuki kulinarnej: oto Chef Michel Moran serwuje gościom turbota, podanego w całości na srebrnej tacy. Do ogródka wbiega dwóch kilkuletnich urwisów z rodzicami. „Michel! Michel! Możemy sobie z panem zrobić zdjęcie?” – pytają, wpatrzeni w niego ze szczerym zachwytem. Chef przybija piątki z chłopakami, mierzwi im spocone od upału włosy i cierpliwie pozuje do fotografii. Turyści, zachwyceni spotkaniem, suną dalej, teraz mogą zobaczyć pomnik Mickiewicza.

Michel Moran wraca do kuchni. Bistro de Paris to restauracja, którą kilkanaście lat temu otworzył wspólnie z ukochaną żoną Haliną. Oprócz turbotów ma dziś do wydania mnóstwo ostryg, małż Świętego Jakuba, perliczek, gołębi i jakże popularnych ślimaków. Goście czekają cierpliwie, ale nie należy ich cierpliwości wystawiać na próbę. Oprócz Chefa w kuchni pracuje mnóstwo osób. W ciasnym korytarzu wciąż mijają się kelnerki i kelnerzy z wielkimi tacami. Czuć i widać ogromne doświadczenie zgranego zespołu: każdy jest zajęty swoimi zadaniami i nie zadaje pytań. Chef pochyla się nad gotowymi daniami i nadaje im ostateczny wyraz. Oblewa je delikatną w smaku oliwą, posypuje grubą solą, kładzie na talerzu liść sałaty. Po sekundzie wali dłonią w dzwonek i krzyczy: „Allo!”. Pojawia się zwinna, uśmiechnięta kelnerka z tacą. Na niej Chef ustawia talerze z daniami dla gości przy kolejnym stoliku. Jeszcze odrobina sosu rozlanego łyżeczką na żabnicę i można biec. Kelnerka unosi w dłoniach tacę i przechodzi z nią wąskim korytarzem do sali restauracyjnej, a potem dalej, do ogródka. Michel ręcznikiem ociera pot z czoła i śmieje się, że już dwa tygodnie czeka na naprawę zabytkowej, jak cały budynek, klimatyzacji.

* * *

Po raz pierwszy Michela Morana spotkałem z dziesięć lat temu, kiedy to w jednym ze stołecznych prywatnych teatrów obydwaj braliśmy udział w pewnej konferencji gastrozoficznej. Ja miałem przyjemność moderować spotkanie, a nikomu jeszcze nieznany Michel prezentował arcydzieła klasycznej kuchni francuskiej. Słabo mówił po polsku, ale uśmiechał się szeroko i z niesłychaną precyzją poruszał przy rozżarzonych do czerwoności palnikach. Przyglądałem się, jak rzuca z wysoka szczypty przypraw, oblewa mięso bulgoczącym masłem i w trudny do powtórzenia sposób podrzuca misternie obrane i pokrojone warzywa. W ciągu kilku chwil tego hipnotyzującego spektaklu z mnóstwa składników wyczarował zjawiskowej urody kompozycję, którą natychmiast, bezpośrednio na teatralnej scenie poddali testom organoleptycznym wybitni smakosze: Hanna Szymanderska, Piotr Adamczewski i Karol Okrasa. Nie trzeba było nagłośnienia, by do widzów, i to nawet w ostatnich rzędach, dotarł pomruk zachwytu tej trójki. Zapamiętałem tę chwilę bardzo dobrze. Stało się jasne, że oto gotował wielki Chef.

Nasze drogi skrzyżowały się ponownie późną wiosną 2016 roku, kiedy zapadła decyzja o powstaniu niniejszej książki. Od spotkania w teatrze minęła dekada wyraźnie Michelowi sprzyjająca, pełna wyzwań i zrealizowanych marzeń. W ciągu ostatnich lat oprócz pracy nad imponującym rozwojem Bistro de Paris Chef podjął wiele wyzwań medialnych: gotował w programie śniadaniowym, udzielał wywiadów o sztuce kulinarnej, bywał w rozmaitych talk-showach, zaistniał w Internecie, grał w reklamach, oraz – za sprawą niesłychanie popularnego formatu „MasterChef”, stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych i lubianych osobowości telewizyjnych. Dziś brawurowo łączy zadania Chefa restauracji z mnóstwem obowiązków wynikających z błyskotliwej kariery w mediach, a zarazem starannie pielęgnuje życie prywatne. Najważniejsza jest Halina – Polka, z którą przypadkowe spotkanie w Luksemburgu odmieniło życie obydwojga, żona i najlepsza przyjaciółka Michela, pozostająca w cieniu, ale przydająca mu blasku.

Michel Moran ma fantastyczny zwyczaj nawiązywania kontaktu z gośćmi Bistro de Paris, wszystkimi, bez wyjątku: regularnie jadającymi tu biznesmenami, artystami, politykami i wielbicielami klasycznej kuchni francuskiej, ale też dostawcami, praktykantami, dziennikarzami, fanami proszącymi o wspólne zdjęcie oraz oczywiście pracownikami restauracji. Ci niejednokrotnie pracują z Chefem od wielu lat. Jego bezpośredni sposób bycia i otwartość zapewne wynikają z pochodzenia: rodzice Michela Morana to Andaluzyjczycy, hiszpańscy emigranci, którzy w poszukiwaniu lepszego życia przenieśli się do Francji, gdzie przyszedł na świat. Hiszpański temperament i francuski szyk dały efekt – Chef jest uśmiechnięty i kontaktowy, nie stwarza barier, mówi szczerze i dużo.

Tak jest i dziś. Witamy się w progu Bistro, po czym zaprasza mnie do niewielkiej sali, gdzie czekają na nas śnieżnobiało nakryty stół z krzesłami na kilkanaście osób, kilka obrazów z widokami Paryża, bardzo wysoko zawieszone olbrzymie lustro i ozdobna harfa stojąca tuż przy wielkim oknie. Zasiadamy przy tym wielkim stole we dwóch. Michel ma na sobie jasnobłękitną koszulę z jednokrotnie, ale wysoko podwiniętymi rękawami, szare spodnie z czarnym paskiem, ciemnobrązowe, sznurowane buty i duży wskazówkowy zegarek na czarnym pasku. Przed sobą kładzie telefon z nadtłuczoną szybką, zagłębia wzrok w biel obrusu, jakby za chwilę miały się na nim wyświetlić najdawniejsze rodzinne wspomnienia. Kilkanaście sekund milczy, poważnieje, po czym uśmiecha się lekko i zaczyna swoją opowieść.

* * *

Chef. Historia Michela Morana

Подняться наверх